Sztuczna krew lepsza od naturalnej? Hasło: "Pilnie potrzebna krew" pojawia się co chwila w mediach. Politycy i aktorzy prosili o oddawanie krwi dla walczących z chorobą Jacka Kuronia, Henryka Machalicy i Darii Trafankowskiej. Stacje krwiodawstwa organizują nawet konkursy z nagrodami, by uchronić szpitale przed odwoływaniem operacji. Ratująca życie krew może być jednak zabójcza. - Komplikacje zdarzają się nawet wtedy, gdy wydaje się nam, że wszystkiego dopilnowaliśmy - mówi dr Steven Hill z Duke University. Z jego badań wynika, że pacjenci, którym po operacji kardiochirurgicznej robiono transfuzję, umierają przedwcześnie dwukrotnie częściej niż ci, którym krwi nie przetaczano.
Problem z transfuzjami może rozwiązać sztuczna krew. W odróżnieniu od naturalnej, która mimo przechowywania w chłodziarkach przestaje się nadawać do użytku zaledwie 42 dni po pobraniu, jej trwałość liczona jest w latach. Nie zawiera komórek, więc można z niej usunąć wszystkie zbędne substancje. Odpada też problem grup krwi - sztuczne preparaty można podać pacjentowi bez testów i ryzyka, że transfuzja pogorszy jego stan.
Jednym z najbardziej obiecujących pomysłów jest zastosowanie samej hemoglobiny - zawartego w czerwonych krwinkach białka przenoszącego tlen i dwutlenek węgla. Cząstki hemoglobiny są jednak za małe, by można je wstrzykiwać do ludzkiego układu krążenia, gdyż doprowadziłoby to do zatkania kanalików nerkowych i śmiertelnej niewydolności tego narządu. Dlatego uczeni łączą hemoglobinę w większe struktury zwane polimerami. Są one na tyle duże, że nie uszkadzają nerek, a zarazem nie są atakowane przez układ odpornościowy.
Kanadyjska firma Hemosol produkuje takie cząsteczki, stosując "recykling" ludzkiej krwi, która straciła przydatność do transfuzji wskutek zbyt długiego przechowywania. Uzyskiwana z niej hemoglobina jest czyszczona, a następnie podawana pacjentom po operacjach. Z kolei Northfield Laboratories kupuje krew od Czerwonego Krzyża i przerabia ją na preparat polyheme, który może być przechowywany przez rok. Korzyści ze stosowania sztucznej krwi są tak duże, że szpitale w USA zgodziły się na przeprowadzenie kontrowersyjnych testów.
W kilku miastach personel pogotowia ratunkowego będzie podawać polyheme nieprzytomnym ofiarom wypadków. - Do tej pory nie można było robić transfuzji w takiej sytuacji, bo samo sprawdzenie grupy krwi zajmuje co najmniej pół godziny. Stosując sztuczną krew, mamy większe szanse na uratowanie pacjenta - tłumaczy prof. Richard Gamelli z Loyola University w Chicago.
Produkcja sztucznej krwi na masową skalę nie będzie możliwa, jeśli zostanie uzależniona od dostaw ludzkich krwinek. Dlatego amerykańska firma Biopure opracowała technologię uzyskiwania spolimeryzowanej hemoglobiny z krwi bydła. - Nasze stado krów w Michigan jest pod ścisłą kontrolą. Dodatkowo proces oczyszczania eliminuje z krwi wszelkie bakterie, wirusy i priony - uspokaja przedstawiciel firmy Brad Miles. Preparat hemopure do tej pory podano ponad 800 pacjentom. U żadnego z nich nie doszło do infekcji ani poważnych powikłań. Hemopure dopuszczono już do użytku w RPA, gdzie z powodu wysokiego odsetka osób zakażonych HIV brakuje krwiodawców. Biopure buduje fabryki, które będą produkować setki tysięcy litrów sztucznej krwi rocznie. Jej cena ma być zbliżona do kosztów podania krwinek pobranych od pacjenta, czyli około 150 dolarów za jednostkę o objętości 450 ml.
Lekarzom marzy się całkowicie syntetyczna krew, która nie miałaby nic wspólnego z tkankami ludzi czy zwierząt. Największe nadzieje wiąże się ze związkami fluoru i węgla, takimi jak substancja o nazwie DDPFe, testowana przez uczonych z University at Buffalo. Jest ona znakomitym nośnikiem tlenu. - Pięć mililitrów DDPFe wystarczy, by uratować dziecko ważące 15 kg, które straciło połowę krwi - twierdzi prowadzący badania prof. Claes Lundgren. Jego zdaniem, za kilka lat sztuczna krew znajdzie się w każdej karetce pogotowia.
Jednym z najbardziej obiecujących pomysłów jest zastosowanie samej hemoglobiny - zawartego w czerwonych krwinkach białka przenoszącego tlen i dwutlenek węgla. Cząstki hemoglobiny są jednak za małe, by można je wstrzykiwać do ludzkiego układu krążenia, gdyż doprowadziłoby to do zatkania kanalików nerkowych i śmiertelnej niewydolności tego narządu. Dlatego uczeni łączą hemoglobinę w większe struktury zwane polimerami. Są one na tyle duże, że nie uszkadzają nerek, a zarazem nie są atakowane przez układ odpornościowy.
Kanadyjska firma Hemosol produkuje takie cząsteczki, stosując "recykling" ludzkiej krwi, która straciła przydatność do transfuzji wskutek zbyt długiego przechowywania. Uzyskiwana z niej hemoglobina jest czyszczona, a następnie podawana pacjentom po operacjach. Z kolei Northfield Laboratories kupuje krew od Czerwonego Krzyża i przerabia ją na preparat polyheme, który może być przechowywany przez rok. Korzyści ze stosowania sztucznej krwi są tak duże, że szpitale w USA zgodziły się na przeprowadzenie kontrowersyjnych testów.
W kilku miastach personel pogotowia ratunkowego będzie podawać polyheme nieprzytomnym ofiarom wypadków. - Do tej pory nie można było robić transfuzji w takiej sytuacji, bo samo sprawdzenie grupy krwi zajmuje co najmniej pół godziny. Stosując sztuczną krew, mamy większe szanse na uratowanie pacjenta - tłumaczy prof. Richard Gamelli z Loyola University w Chicago.
Produkcja sztucznej krwi na masową skalę nie będzie możliwa, jeśli zostanie uzależniona od dostaw ludzkich krwinek. Dlatego amerykańska firma Biopure opracowała technologię uzyskiwania spolimeryzowanej hemoglobiny z krwi bydła. - Nasze stado krów w Michigan jest pod ścisłą kontrolą. Dodatkowo proces oczyszczania eliminuje z krwi wszelkie bakterie, wirusy i priony - uspokaja przedstawiciel firmy Brad Miles. Preparat hemopure do tej pory podano ponad 800 pacjentom. U żadnego z nich nie doszło do infekcji ani poważnych powikłań. Hemopure dopuszczono już do użytku w RPA, gdzie z powodu wysokiego odsetka osób zakażonych HIV brakuje krwiodawców. Biopure buduje fabryki, które będą produkować setki tysięcy litrów sztucznej krwi rocznie. Jej cena ma być zbliżona do kosztów podania krwinek pobranych od pacjenta, czyli około 150 dolarów za jednostkę o objętości 450 ml.
Lekarzom marzy się całkowicie syntetyczna krew, która nie miałaby nic wspólnego z tkankami ludzi czy zwierząt. Największe nadzieje wiąże się ze związkami fluoru i węgla, takimi jak substancja o nazwie DDPFe, testowana przez uczonych z University at Buffalo. Jest ona znakomitym nośnikiem tlenu. - Pięć mililitrów DDPFe wystarczy, by uratować dziecko ważące 15 kg, które straciło połowę krwi - twierdzi prowadzący badania prof. Claes Lundgren. Jego zdaniem, za kilka lat sztuczna krew znajdzie się w każdej karetce pogotowia.
Więcej możesz przeczytać w 34/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.