Robert Górski: Ewą Kopacz nie będę

Robert Górski: Ewą Kopacz nie będę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Robert Górski (fot. Maksymilian Rigamonti)
- Boję się, że Jarosław Kaczyński nam tutaj zwiędnie, bo przecież oni obaj, Tusk i Kaczyński, żywili się krwią przeciwnika - mówi Robert Górski, satyryk, twórca Kabaretu Moralnego Niepokoju, do niedawna premier.

Magdalena Rigamonti: Kpił pan z premiera Tuska, że co najwyżej zostanie kierownikiem Tesco w Rejkiawiku. I co?

Robert Górski: I prawie trafiłem. Nie śledziłem ostatnio mocno polityki krajowej i zagranicznej, więc nie sądziłem, że dotrze tak wysoko.

A ja myślałam, że pan jest na bieżąco z polityką.

Trochę mnie te posiedzenia rządu już znużyły.

Mówi pan o tych posiedzeniach, na których to pan jest premierem.

Hmmm. Prawdziwe posiedzenia wyobrażałem sobie jak klasę, w której jest jakiś straszny nauczyciel, przed którym drżą wszystkie dzieciaki. Potem się okazało, że niewiele się pomyliłem, bo nie raz słyszałem od różnych polityków, że dokładnie tak jest. Jeden mnie nawet zapytał, czy byłem świadkiem takiego prawdziwego posiedzenia rządu, bo tak wszystko ze szczegółami odtwarzam. Mnie jednak to już trochę znużyło, tak jak Polaków znużył Donald Tusk w fotelu premiera. Też się trochę zmartwiłem, że premier Tusk premierem już nie będzie.

Bo?

Bo przy okazji i ja tracę stanowisko. Pięć lat premierowałem. Porządna kadencja. Pocieszający jest fakt, że pracy pozbawiło mnie 28 przywódców europejskich. Nie byle kto. Zdecydowałem, że już nie będę robił „Posiedzenia rządu”. Sytuacja się zmieniła, więc wypada zrobić tylko oficjalne pożegnanie.

30 listopada?

Nie. Jedyną okazję, żeby pożegnać się z panem premierem, mam 11 listopada, czyli w narodowe Święto Niepodległości. Wtedy prowadzę, dodam, że prawdopodobnie prowadzę, bo w telewizji publicznej jest jeszcze mniej wiadomo niż w polityce, a więc wtedy prowadzę Kabaretową Noc Listopadową w Zielonej Górze i wtedy prawdopodobnie premier pożegna się z rządem i z Polakami. I zajmę się czymś innym, choć nie wiem, czy z polityki odejdę. Nie wiem też, czy Donald Tusk jako prezydent Europy będzie na tyle wdzięcznym tematem, jakim był jako premier. Pomyślałem sobie, że znam angielski jeszcze gorzej niż nasz premier, więc prawdopodobnie miałbym duże problemy, żeby zaistnieć na scenie międzynarodowej. A mój kabaret opiera się głównie na słowie. I to polskim słowie. Nic już nie będzie tak, jak było – mówiąc językiem poetów. Więc nie, nie pojadę tam... Bo co, mam się przykleić jak glon do tego okrętu? Choć pochlebiam sobie, że spopularyzowałem tę postać do tego stopnia, że Angela Merkel i reszta postanowili dać mu szansę.

Trzeba do nich napisać.

Wydaje mi się, że to oni powinni do mnie napisać list skromny, bo skromny, ale jednak z podziękowaniem.

Próbuję się nie śmiać.

Ja też.

Spotkał się pan z prawdziwym Donaldem Tuskiem?

Nie, nie dostałem też odznaczenia. Z prezesem Kaczyńskim też nie, więc w zasadzie jestem poszkodowany przez obie strony. Przez prezydenta RP też. Najważniejszy jest prosty człowiek, widz, który przychodzi na nasze występy, płaci pieniądze, które my potem wkładamy do kieszeni. W sumie nie ma też teraz platformy, na której...

Platforma, z tego, co wiem, zostaje.

A to akurat zobaczymy. Chodzi mi oczywiście o platformę telewizyjną, bo przez dłuższy czas byłem gospodarzem Kabaretowego Klubu Dwójki, który nadawano co tydzień, więc jako premier mogłem zaistnieć. Może czas się zająć opozycją?

Nie, bo przestałby pan patrzeć władzy na ręce.

Okej. Myślę sobie, że warto by było doprowadzić do takiej figury na scenie, że skoro na zachód, do Europy, pojechał Kargul, to może powinien też pojechać Pawlak. I wcale nie chodzi mi o Waldemara Pawlaka, tylko o naturalnego przeciwnika Donalda Tuska.

Jarosława Kaczyńskiego.

Boję się, że on nam tutaj zwiędnie, bo przecież oni obaj, Tusk i Kaczyński, żywili się krwią przeciwnika.

Teraz pan wieszczy czy żartuje?

Ani jedno, ani drugie. Widzę w tym pomysł na jakiś skecz. Na razie nie wiem, jak to ugryźć.

Dzisiaj się narodził?

Nie, wczoraj. Byłem w programie „Świat się kręci” i chciałem o tym powiedzieć, ale nie zdążyłem, bo tam wszyscy bardzo szybko mówią. A ja tylko szybko myślę. Żart zaraz stanie się nieaktualny, więc muszę działać szybko.

Żartów z prezesa Kaczyńskiego prawica panu nie wybaczy.

Oprócz tego, że interesuję się kabaretem, to jeszcze historią i polityką. I rozwój wypadków, to, jak ta scena polityczna zostanie przebudowana, ciekawi mnie i jako artystę kabaretowego, i jako obywatela. Myślę o tym, co się stanie, jak jego zabraknie, czy Kaczyński nie umrze z tęsknoty, z nudów i z braku przeciwnika. A co do wybaczania, to pojmuję swoją pracę satyryka bardzo patriotycznie, tzn. naśmiewam się przede wszystkim z tych, którzy rządzą. A akurat tak się złożyło, że przez ostatnie siedem lat rządzi PO, więc nie miałem wiele szans, by naśmiewać się z PiS. Jeśli dojdzie do władzy, to będę to robił.

Dojdzie?

Nie sądzę.

Edward Miszczak nie chciał, żeby Szymon Majewski naśmiewał się z lemingów, i zdjął program Majewskiego.

A mnie w telewizji publicznej jeszcze nie spotkała cenzura polityczna, jeśli chodzi o „Posiedzenia rządu”. Obyczajowa się zdarzała, ale się z nią zgadzałem, bo przesadzałem z epitetami. Wiem, że jak jakiś satyryk mówi o premierze per ryży, to zabawne nie jest. To już nie jest metafora czy karykatura, tylko dosadne stwierdzenie świadczące o braku kultury.

Nie wiem, czy pan wygłasza kwestię...

Mówię serio. Ani o Tusku, ani o Kaczyńskim „ryży” bym nie powiedział. Tym bardziej że ten ostatni nie jest ryży. Wydaje mi się, że nawet w momentach ostrej walki politycznej satyryk musi zachować przyzwoitość. Nie można obrażać, co najwyżej mocno szczypnąć, bez chamówy. Gdzie jest chamówa, tam nie ma satyry. Są tacy koledzy, którzy uważają, że są sytuacje, kiedy słowo jest niewystarczającą siłą i trzeba przywalić pałą. Przez ostatnie siedem lat był Kaczyński i był Tusk. Są dzieci, które nie pamiętają innej sytuacji. Tak jak wiele osób nie pamiętało, że przed Janem Pawłem II był jakiś inny papież. Chcę przy okazji powiedzieć, że mnie ukształtował pontyfikat Jana Pawła I. Był papieżem miesiąc. A na poważnie...

Nie wierzę, że na poważnie.

A na poważnie, to politycy PiS też byli w szoku, kiedy decyzja o nowej funkcji Donalda Tuska zapadła. Nie wiedzieli, jak się odnieść do tej sytuacji, czy się cieszyć, że wyjedzie, czy dezawuować to stanowisko, czy mówić, że to ucieczka od polskich problemów. Też byłem w szoku. Miałem do tego prawo, ponieważ jestem mniej doświadczonym politykiem niż ci, którzy są na co dzień w środkach masowego przekazu. Koniec końców się ucieszyłem i mam nadzieję, że Donald Tusk po przejęciu funkcji prezydenta Europy na pierwszą wizytę zagraniczną wybierze się do Polski.

O widzę, że ze swoich żartów się pan śmieje.

Ta funkcja to jest powód do dumy. I data wyboru też symboliczna, bo i w rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych, i w Roku Wolności.

I akurat wojna na wschodzie.

Z punktu widzenia Donalda Tuska postąpił logicznie, przesuwając się na zachód. Ale dowódca zawsze stoi za wojskiem, a nie w pierwszym szeregu. Jako obywatel cieszę się więc, dumny jestem z tego, bo ja lubię, jak coś się zmienia, lubię ruch. I może dlatego do domu zawsze staram się wracać różnymi trasami. Dzisiaj przyszedłem piechotą. Mnie wojna trochę martwi, bo mieszkam po rosyjskiej stronie Wisły. Kolega kilka lat temu też tu kupił mieszkanie i ojciec jego strasznie narzekał, mówił, że lepiej mieszkać po niemieckiej stronie, bo atak rosyjski jest zdecydowanie bardziej prawdopodobny niż niemiecki. Śmialiśmy się, a okazało się, że miał rację. Rosja już wojnę zaczęła, więc jakby co, będę brał udział w rzezi Pragi. Premier Tusk wykonał bardzo sprytne posunięcie. Po wyborach zobaczymy, czy Platforma sobie z tą stratą poradzi. Czy rozpęta to jakąś wojnę domową, czy ich skonsoliduje i wtedy też się dowiemy, czy to jest ruch wybitnego męża stanu, czy miałkie zagranie szeregowego gracza. Choć, jak tak myślę o prezydencie Europy, o panu Van Rompuyu, który wygląda tak, jakby przez całe życie przyklejał znaczki na poczcie, to nie wiem... Nic nie wiem. Do niedawna nie bardzo wiedziałem o jego istnieniu.

On był przewodniczącym.

Właśnie. Prezydent to co innego. To PR- -owy sukces. Wczoraj siedziałem do drugiej w nocy i oglądałem z narzeczoną „House of Cards” i jesteśmy załamani tym, że polityka może wyglądać tak strasznie, jak w tym serialu. Na szczęście tylko w Ameryce, gdzie umiejętność sterowania ludźmi jest na bardzo wysokim poziomie... Nie mamy co się porównywać, więc wydaje mi się, że to, co się dzieje u nas, jest jeszcze do zniesienia. A to, że PR-owcy odnieśli sukces i świetnie sprzedali nominację pana Tuska na stanowisko szefa całej Europy, to tylko im się chwali. Sondaże PO od razu poszły w górę. Niedawno wiedziałem z grubsza, że jest UE, i głosowałem za UE. Teraz orientuję się, jakie tam są ciała, co robią. Inni Polacy też się zorientują.

Nie myśli pan, że ta cała pana robota na marne, że śmiał się pan z Tuska, naśmiewał, a on i tak odniósł wielki sukces?

Przecież nie chciałem go zniszczyć! Obawiam się nawet, że dodałem mu sympatii. Choć oczywiście denerwowały mnie różne posunięcia tego rządu, różne zagrywki premiera.

Które konkretnie?

Na przykład in vitro. Miało być refundowane, a nie jest. Choć nie wiem, czy podejmowałem ten temat w swoich „Posiedzeniach rządu”. Może to był za ciężki temat. Ale towarzystwo się z tej obietnicy nie wywiązało i za in vitro trzeba płacić.

Myślałam, że skoro pan się deklaruje jako konserwatysta, to jest przeciwnikiem in vitro.

Dzięki in vitro rodzą się dzieci, więc to jest życie, a ja jestem za życiem.

I ma pan jeszcze jakieś zarzuty?

Nie podobało mi się, że na Euro 2012 wszystko się nie udało, że ci wszyscy goście do budowy autostrad splajtowali, a przecież mieli odnieść jakiś spektakularny sukces. Zdaje się, że budownictwo miało nakręcić gospodarkę, a tak się nie stało. Ciężko mi po kolei wymieniać, jednak proszę pamiętać, że nie byłem ani bezkrytycznym chwalcą tego rządu, ani nie ganiłem za wszystko. Choć zdarzały się ironiczne podziękowania, że toruję PiS drogę do władzy i będę mógł z prezesem Kaczyńskim wypić szampana. Stało się nawet tak, że częściej jestem na łamach prawicowej prasy.

Napisał pan nawet książkę „Jak zostałem premierem”.

Zawdzięczam premierowi sławę i popularność!

Był pan popularny, zanim pan został premierem, niech się pan sam z siebie nie naśmiewa.

No byłem. Ale krzyczeli do mnie na ulicy „Badyl”, bo pamiętali, że byłem menelem, albo po prostu: „Ej, ty”. A gwarantuję, że dużo przyjemniej jest, kiedy ludzie na ulicy zwracają się do mnie: „Panie premierze”. Myślę więc, że obaj z panem Tuskiem zakończyliśmy tę współpracę na plusie.

Premier Ewą Kopacz pan nie zostanie?

Nie, bo kiedyś w kabarecie założyliśmy sobie, że nie będziemy się przebierać za kobiety. Choć zastanawiałem się, czy jako rasowy polityk nie złamać tego danego sobie słowa. Na razie za mało znam panią Kopacz. Pamiętam ją jako minister zdrowia, która nie poprawiła nikomu zdrowia, i jako marszałek Sejmu, która nie miała swoich poglądów. Wydaje mi się, że nie jest sformatowana na stanowisko premiera. Już bardziej na tę funkcję pasuje mi pani Bieńkowska.

Ale prezydent Tusk ją zabiera do Europy.

Wcale się mu nie dziwię, też bym ją zabrał. Ciekaw jestem, co zrobi pan Schetyna. Poczuł krew i jak nie teraz, to kiedy? On tej sprawy tak nie zostawi. Ma coś, co predestynuje na premiera – jest bezwzględnym graczem. Zniósł już sporo upokorzeń, teraz zaatakuje. A ja będę obserwował, przecież od lat zajmuję wygodną pozycję komentatora. Mam trochę innych pomysłów, jak nie będąc premierem, zajmować się polityką, od strony satyrycznej oczywiście.

Jak?

Za każdym razem stworzyć nową komisję śledczą do rozstrzygania jakiego palącego problemu, czyli na samym początku komisję do spraw deateizacji Polski, potem do spraw Macierewicza. Takich komisji można powoływać skolko ugodno, mówiąc językiem tych, którzy tu niedługo przyjdą. Nie wiem, jak to zrobić, ale skoro jestem w poczytnym tygodniku, to może ktoś to przeczyta i pomoże. Bo najlepiej by było, jakby na terenie Państwa Islamskiego znalazła się jakaś rosyjska mniejszość, którą Rosja właściwa chciałaby poprzeć, uratować, wysłać jej konwój. Inaczej, najlepiej by było, jakby Rosję i Państwo Islamskie na siebie napuścić. Teraz jest pytanie i zwracam się do mojego kolegi, ministra Radka Sikorskiego: jak to zrobić, jak doprowadzić do tego, żeby się nawzajem wyrżnęli?

Świetnie pan to wymyślił.

Mielibyśmy spokój, co więcej – moglibyśmy odzyskać Smoleńsk i wszystko, co tam się znajduje. Spoglądam na panią, czy to, co mówię, panią bawi, czy obrusza, ale sam nie wiem. Chciałbym robić jeszcze konferencje prasowe – prezes Kaczyński na tle czegoś niezbudowanego, a premier Tusk na tle czegoś zbudowanego. To jest dosyć zabawne, moim zdaniem. Czasy dla satyryków nastały fajne, bo już wszyscy są zmęczeni tym, co było, a ciekawi tego, co będzie.

Brzmi jak nowomowa polityczna.

Dziękuję. Nauczyłem się tego w ostatnich latach. Jestem po polonistyce, więc słucham, co ludzie mówią i jak mówią, i to jest naprawdę bardzo ciekawe. Czy mogę odpowiedzieć na niezadane pytanie?

Proszę.

Czy wykształcenie polonistyczne pomaga mi w pracy? Pomaga, bo dzięki niemu łatwiej mi dostosowywać się do publiczności, czyli nie mogę być zbyt prostacki, ale też muszę uważać, żeby nie korzystać ze słów, które są powszechnie niezrozumiałe. Ludzie nie zawsze rozumieją puentę, która kończy się trudnym słowem. A chodzi o to, żeby się bawili. Co ja zrobię, taki wybrałem zawód.

Kto wygra wybory?

Parlamentarne? PO. PiS sobie nie poradzi, są za mało cwani. Jeżeli pani Kopacz zostanie premierem, złego Tuska nie będzie, to Pawlak pozbawiony Kargula nie będzie miał z kim walczyć, kręcić się będzie w kółko.

I wtedy zadzwoni do pana na ratunek.

Słyszałem dzisiaj, jak PSL straszył, że jak PiS dojdzie do władzy, to doprowadzi do wojny atomowej z Rosją. I ta, jak to mówią, narracja zdobędzie uznanie. Może lepiej, że mieszkam na Pradze, bo pewnie celować będą w Pałac Kultury i Nauki. Jedyna korzyść z tego, że przestanie istnieć Pałac Kultury. Szkoda, że razem z nami.

Wywiad ukazał się w numerze 37  /2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore  GooglePlay