Retro nowość

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pogłoski o śmierci kina są stanowczo przedwczesne. „Antena” to dowód, że ciągle powstają filmy, którą zaskakują nawet koneserów.
Wszyscy znają animowanych „Jetsonów". Niedawno w kinach mieliśmy „Bardzo dziki Zachód”, czy „Sky Kapitan i świat jutra”. To są przykłady dzieł w stylu steampunk, odmiany fantastyki, która rozgrywa się w przeszłości. Do tego samego gatunku należy „Antena”. Akcja tego filmu rozgrywa się mniej więcej w latach 20.-30. XX wieku w fikcyjnym państwie rządzonym przez despotyczny reżim. Dyktator, Mr TV, kontroluje poddanych pozbawiając ich głosu. Z jego wszechwładzą walczy jedynie piosenkarka, która zachowała głos. Ona oraz jej syn (oboje są jedynymi ludźmi z głosem w państwie) stają się ofiarami prześladowań.
Argentyński reżyser Esteban Sapir nakręcił „Antenę" w konwencji niemieckiego ekspresjonizmu lat 20. Był wierny temu pomysłowi do tego stopnia, że użył wyłącznie czarno-białej taśmy i kompletnie zrezygnował z dźwięku (w końcu państwo kontrolowane przez Mr TV i tak jest nieme). Bardzo udany pomysł. Powrót do korzeni kina z okresu „Metropolis” i „Gabinetu doktora Caligari” paradoksalnie zaowocowało niezwykle świeżym, oryginalnym filmem. Na pewno nie jest to dzieło, które będą wyświetlały multipleksy, i na które przyjdą zwolennicy popcornu. Ale widz bardziej wyrobiony doceni klasę reżyserska Sapira. A osoba znużona kolejnymi sequelami dominującymi w tym sezonie kinowym z radością przywita w kinach dzieło nowe, nieskażone wtórnością współczesnego przemysłu filmowego.

„Antena" („La Antena”), reż. Esteban Sapir, Argentyna, 2007