Kamil Dąbrowski zamieścił ogłoszenie, że szuka pracy. Zgłosił się do niego mężczyzna, który zaproponował mu rozwożenie paczek. Po kilku kursach Kamil zorientował się, że bierze udział w oszustwie „na wnuczka” i powiadomił śląską policję. Funkcjonariusze zdecydowali, że mężczyzna weźmie udział w prowokacji. Kamil tłumaczył, że chciał pomóc złapać organizatorów przestępstwa – opisuje w programie „Państwo w Państwie” Polsat News.
Mężczyzna został dokładnie poinstruowany co robić, aby pomóc złapać oszustów. Do prowokacji jednak nie doszło. W dniu akcji został skuty kajdankami o 6 rano i wywieziony do aresztu. Zatrzymania dokonali policjanci z Radomia. Mama Kamila zastanawia się, dlaczego jedna komenda organizuje akcję, a inna przeprowadza niezależną akcję? – Zero współpracy, albo komuś bardzo zależało, żeby ta akcja nie wyszła – zastanawia się kobieta.
Więzienie zamiast prowokacji
Oszustów ostatecznie nie udało się złapać, nie odzyskano też pieniędzy. Przed sądem stanął za to kurier. Śledczy uznali, że wiedział, w czym bierze udział i chciał oszukać ludzi. Kamil został skazany na pół roku więzienia. Ma też oddać ofiarom 200 tys. zł. Nie uwzględniono, że pieniądze przekazywał organizatorom, a sam za kurs zarabiał 150 zł.
Sędzia z Sądu Apelacyjnego w Katowicach uznał, że Kamil jest młody i po wyjściu z więzienia będzie miał możliwość zarobić te pieniądze. Wyrok jest prawomocny. Mężczyzna walczy o to, aby karę mógł odbywać w ramach dozoru elektronicznego, co pozwoliłoby mu na pracę i dokończenie studiów.