Joanna Miziołek, Eliza Olczyk, „Wprost”: Prezydent Nawrocki zdradził – uważa część polityków Konfederacji. Chodzi o podpisanie ustawy dotyczącej pomocy Ukraińcom.
Nikogo nie zdradziłem. Realizuję rozsądnie to, co zapowiedziałem. Pierwszym wetem do ustawy o pomocy Ukraińcom zmusiłem rząd, żeby wycofał się z 800 plus dla niepracujących Ukraińców i ukrócił turystykę medyczną. Weto przyniosło wymierne efekty. Co prawda nowa ustawa nie spełnia wszystkich moich oczekiwań, bo pomija te kwestie, które są dla mnie ważne, tj. walkę z symbolami UPA w Polsce czy wydłużenie okresu ubiegania się o obywatelstwo polskie przez obcokrajowców. Natomiast proszę sobie wyobrazić, co by było, gdybym tej ustawy nie podpisał. Konsekwencją byłby szturm pół miliona Ukraińców na urzędy w celu przedłużenia prawa pobytu i możliwości pracy. Ci, którzy dzisiaj mnie krytykują, narzekaliby, że doprowadziłem do tego chaosu.
Podpisałem ustawę o pomocy Ukraińcom z jasną zapowiedzią, że robię to po raz ostatni. Za pół roku nie będzie specjalnej ustawy dla Ukraińców. Wszystkie mniejszości narodowe w Polsce będą traktowane na takich samych zasadach. Taki sygnał poszedł do rządu. Jeśli ktoś mówi, że zdradziłem, to te słowa uznaję za nieodpowiedzialne. Jest jeszcze jedna perspektywa: gdyby to Polacy poza granicami kraju dostali informację, że za kilka dni muszą opuścić Wielką Brytanię, Niemcy, Francję, to jako prezydent Polski musiałbym interweniować.
Prawie milion Ukraińców na podstawie tej ustawy może podjąć pracę. Tylko część z nich ma kartę pobytu, która reguluje tę kwestię.
Środowiska przedsiębiorców kontaktowały się z Kancelarią Prezydenta i ze mną. Wielu Ukraińców pracuje w różnych branżach polskiej gospodarki, zatem szereg polskich przedsiębiorstw utraciłoby możliwość korzystania z ich pracy w krótkim czasie. To też brałem pod uwagę.
Nie chcę być prezydentem chaosu społecznego w Polsce, tylko rozwiązywania spraw. Przychodzę w konkretnym, zastanym społecznym momencie. Powinniśmy wycofywać się z uprzywilejowania Ukraińców w sposób przemyślany i uporządkowany.
Odebranie 800 plus niepracującym Ukrainkom, które mają niepełnosprawne albo małe dzieci i dlatego nie pracują, nie wywołało u pana żadnej refleksji?
Z jednej strony są emocje i indywidualne przykłady, z drugiej zaś jest pewna wrażliwość na sprawy polskie. Wiele Polek potrzebuje dziś pomocy i nie do końca może z niej korzystać. Nie mogę jako prezydent Polski wejść na poziom bardzo indywidualnych emocji i forsować prawa, które nie odpowiadają mojemu programowi wyborczemu. Dla mnie każdy indywidualny przypadek jest ważny, ale gdybyśmy się do nich odwoływali w prawie, to nie moglibyśmy nic zrobić.
Jakie są pana relacje z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim? Ustawa o zwalczaniu banderyzmu, którą chce pan forsować, ograniczenie przywilejów dla Ukraińców w Polsce – to chyba nie buduje pozytywnego klimatu dla współpracy?
Relacje z prezydentem Zełenskim uznałbym za odpowiednie, choć nie za przyjacielskie. Są na poziomie zapewniającym współpracę Polski i Ukrainy, ale nie ukrywam, że wiele spraw widzę zupełnie inaczej niż prezydent Ukrainy. Jest dla mnie rzeczą naturalną, że dbając o interes Polski, wywołuję pewne kontrowersje czy niezadowolenie u prezydenta Zełenskiego.
Rozmawialiście na ten temat?
Nie jest to przedmiotem naszych dyskusji. Widzieliśmy się przez chwilę przy okazji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Kilkakrotnie rozmawialiśmy zdalnie lub telefonicznie. Jeżeli prezydent Zełenski albo prezydenci innych państw są niezadowoleni z moich posunięć, to muszą sobie z tym radzić przez najbliższe pięć lat.
Czy gwarancje, które uzyskał pan od prezydenta Donalda Trumpa podczas wizyty w USA, zwiększą bezpieczeństwo Polski? Prezydent USA ostatnio zgodził się na użycie przez Ukrainę broni dalekiego zasięgu do ataków na Rosję. Pytamy o to dlatego, że nasze bezpieczeństwo jest powiązane z wojną rosyjsko-ukraińską.
Z prezydentem Trumpem przede wszystkim rozmawiałem o polskich sprawach. Moje spotkania, rozmowy telefoniczne, stały kontakt z prezydentem USA, dały poczucie, że jesteśmy z naszym najważniejszym sojusznikiem w życzliwym kontakcie. Do niedawna wydawało się to trudne czy ograniczone za sprawą polskiego rządu. Cieszę się, że mogę wypełniać tę lukę dyplomatyczną, powstałą wraz z przejęciem władzy przez obecną koalicję.
Rozmawialiśmy o potencjalnym poszerzeniu komponentu wojsk amerykańskich w Polsce. Myślę też, że przyczyniłem się do pokazania prezydentowi Trumpowi faktycznej roli Federacji Rosyjskiej w naszym regionie. Rosja jest zagrożeniem nie tylko dla Ukrainy, ale dla całej Europy Środkowo-Wschodniej.
Jeden z uczestników pana delegacji do USA powiedział nam, że gdyby Donald Trump spełnił choć połowę obietnic, które panu złożył, to bylibyśmy potęgą energetyczną i militarną. Tak dużo obiecywał prezydent USA?
Jeśli Adam Bielan tak to widział, to nie będę z tym polemizował. Rozmawialiśmy o konkretnych i istotnych sprawach. To nie są tylko obietnice. Moi ministrowie: Karol Rabenda i Sławomir Cenckiewicz już dyskutują ze swoimi odpowiednikami w Stanach Zjednoczonych o możliwości realizacji spraw, które pojawiły się podczas rozmów w Białym Domu. Gdyby doszły do skutku, byłby to wielki sukces. Ale sukcesem jest to, że nowo wybrany prezydent jest w stanie dyskutować z naszym najważniejszym sojusznikiem o rzeczach naprawdę konkretnych, które mogą mieć przełożenie na kolejne lata lub dekady.
Czytaj też:
Adam Bielan: Polacy będą stawiali Trumpowi pomniki
Czyli będzie Fort Trump w Polsce?
Przydałby się, podobnie jak zwiększenie kontyngentu żołnierzy amerykańskich. Jeśli będę mógł się do tego przyczynić, to z całą pewnością zrobię wszystko, żeby tak było.
Jak się panu rozmawia z Donaldem Trumpem?
Bardzo dobrze. Warto podkreślić, że Donald Trump – poza pewnością siebie, otwartością i humorem – jest człowiekiem, który potrafi słuchać. Poza tym Polska nie jest mu obojętna.
Nerwowo robi się wokół aneksu do raportu o WSI. Zgodzi się pan na jego publikację?
Zleciłem analizę tej sprawy i jeżeli nie będzie przeszkód prawnych, to opublikujemy aneks. W IPN-ie byłem za odtajnianiem i publikowaniem wszystkiego, co było w naszych archiwach. I żeby przeciąć spekulacje, dodam, że to nie Sławomir Cenckiewicz przyszedł do mnie z propozycją upublicznienia aneksu, tylko ja poszedłem do niego. Aneks do raportu WSI to taki Święty Graal polskiej prawicy, nie mam przekonania, że jest w nim jakaś bomba atomowa polskiej polityki.
Ale prezydent Lech Kaczyński nie zdecydował się na upublicznienie tego aneksu, tak samo jak prezydent Andrzej Duda.
Ja jestem z IPN-u (śmiech). Zwróciłem się do Biura Bezpieczeństwa Narodowego, żeby to przeanalizowali pod względem prawnym i bezpieczeństwa Polski. Jeżeli nie będzie przeciwwskazań, to aneks zostanie opublikowany.
A co z certyfikatem bezpieczeństwa dla pana Cenckiewicza?
Profesor Cenckiewicz ma poświadczenie bezpieczeństwa, co potwierdził Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w wyroku z czerwca 2025 r. Jest ministrem wykonującym swoje obowiązki. Uczestniczył w wielu naradach przedstawicieli polskiego rządu w najbardziej krytycznych momentach i nikt nie protestował. Zatem wszystko jest w porządku. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że dla rządu jest to temat zastępczy i przy okazji nagonka na profesora Cenckiewicza.
Z czego wynikająca?
Z tego, że jest człowiekiem walczącym o prawdę. Jest autorem bardzo wielu ważnych książek, które nie pasują środowisku obecnej władzy. Profesor Cenckiewicz całe życie był niszczony za mówienie prawdy, dlatego jest postrzegany jako zagrożenie dla rządzących. W mojej opinii profesor Cenckiewicz, jest polskim patriotą i ostatnią osobą, którą posądzałbym o sympatie do Federacji Rosyjskiej. Oskarżanie go o to jest odwracaniem pojęć i czynieniem nieprawdy prawdą. Środowiska to podnoszące powinny skończyć z tą szopką.
Poświadczenie bezpieczeństwa może zostać odebrane. Co pan wtedy zrobi?
Jest to praktyka znana w ostatnich latach. Niegodna i nieprzyzwoita. Angażowanie służb specjalnych państwa polskiego w walkę polityczną jest najniższym poziomem rywalizacji. Wiem, o czym mówię, bo sam byłem obiektem działań operacyjnych w czasie kampanii wyborczej. To wystawia jak najgorszą ocenę tym, którzy się do tego odwołują.
Nie odpowiedział pan na pytanie, co zrobi gdy certyfikat bezpieczeństwa zostanie mu odebrany.
Zwróćcie panie uwagę na wypowiedź ministra Tomasza Siemoniaka, koordynatora służb specjalnych, który powiedział: „Skoro służby tak twierdzą, to Cenckiewicz nie ma poświadczenia bezpieczeństwa”. Ale sąd twierdzi inaczej. Zasadnicze pytanie brzmi: gdzie my żyjemy? Jaka jest Polska, w której żyjemy? Czy żyjemy w Polsce, w której ostatnie zdanie należy do służb podległych politykowi, czy do sądu? Prof. Cenckiewicz powinien mieć i ma poświadczenie bezpieczeństwa. Jaka będzie jego przyszłość? Myślę, że rząd otrzeźwieje i da sobie spokój.
Wspomniał pan o operacjach służb w stosunku do pana. Jak rozumiemy, chodzi panu prezydentowi o artykuły Onetu na temat pana domniemanej działalności w Grand Hotelu. Po co pan pozywa dziennikarzy z artykułu 212, który może doprowadzić do tego, że pójdą do więzienia. Wygrał pan już wybory, po co się mścić?
To jest zemsta? Nie mam w sobie emocji zemsty. Onet tyle nakłamał na mój temat, wykorzystując dwóch ludzi, którzy obecnie wycofują się z oskarżeń, bo nic nie widzieli, nic nie słyszeli, nic nie wiedzą i nie mają wiele do powiedzenia.
Może spowoduje to otrzeźwienie tych, którzy byli zaangażowani w te operacje niszczenia ludzi. Nie tylko kandydata na prezydenta. Jestem w stanie poradzić sobie ze swoimi emocjami. Angażowano w to jednak wiele osób, zmuszano do wyciągania dokumentów, różnych deklaracji. Pytanie, czy teraz nie zostaną sami.
Dążąc do procesu, tylko pogłębia pan traumę tych ludzi, bo zostaną ujawnieni.
Nie zostaną. To jest problem Onetu. Dlatego ich dziennikarze obawiają się tego procesu.
Ale czy głowie państwa wypada sądzić się z dziennikarzami?
Może nie wypada. Muszę to przemyśleć, bo ci sami ludzie mogą po wycofaniu pozwu powiedzieć, że to oni wygrali. Myślą panie, że ja tym żyję? Nie. Do poważnych spraw przykładam wagę, a ta jest mi obojętna. Była mi obojętna w kampanii i teraz też jest.
A sprawa pana Jerzego i jego kawalerki?
Poszli do niego moi współpracownicy, ale nie zostali wpuszczeni, bo pan Jerzy upoważnił tylko mnie, imiennie, do odwiedzin. Zrobił to jesienią ubiegłego roku, gdy jeszcze był świadomy. Wskazał mnie jako osobę, która zawsze mu pomoże. Wzruszyłem się, gdy się o tym dowiedziałem.
Pójdzie pan do niego?
Chcę pójść, ale muszę to zrobić w taki sposób, żeby nie przyciągnąć tego całego szumu. Nie chcę medialnego zamieszania wokół tego biednego człowieka.
Czy podpisałby pan ustawę o związkach partnerskich, gdyby rząd wreszcie ją wyprodukował i nie byłoby w niej przepisów o małżeństwie ani prawa do adopcji dzieci?
Mówiłem w czasie kampanii wyborczej, że jestem gotowy do rozmowy o ustawie regulującej status osoby najbliższej.
Z całą pewnością nic, co jest quasi-małżeństwem, nie może liczyć na moje wsparcie. Podobnie w przypadku adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Natomiast urzędowe rozwiązanie sprawy statusu osoby najbliższej jest tym, o czym mogę rozmawiać.
A co z ustawami sądowymi? Żadna co prawda nie pojawiła się jeszcze na pana biurku, ale zastanawiamy się, czy pana stanowisko jest zbieżne ze stanowiskiem Andrzeja Dudy, który nie akceptował np. rozliczania tzw. neosędziów?
Jako prezydent posiadam konstytucyjne prawo do wręczania nominacji sędziowskich. Nikt inny nie ma takiego uprawnienia. Odpowiadam w pełni za nominacje sędziów, którzy są typowani przez Krajową Radę Sądownictwa.
Czyli dla pana neosędziowie są normalnymi sędziami, bez przedrostka neo.
Nie ma takiej kategorii jak neosędzia. Sędzią w Polsce jest ten, komu prezydent wręczy nominację sędziowską. Jeśli prezydent Andrzej Duda wręczył sędziom nominacje, to znaczy, że oni są sędziami. A KRS działała zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem.
Zatem jeżeli minister sprawiedliwości Waldemar Żurek, czy ktokolwiek inny, będzie chciał podjąć dyskusję z Pałacem Prezydenckim na ten temat, to możemy do niej przystąpić – pod warunkiem, że prezydenckie prerogatywy będą zachowane. Wokół tego możemy budować jakieś rozwiązania ustawowe.
A właściwie dlaczego pan wszystko wetuje?
Nie ulegajmy dezinformacji. Statystyka wygląda tak, że siedem ustaw zawetowałem, a 34 podpisałem.
Prezydent Duda siedem ustaw zawetował przez półtora roku kohabitacji z rządem Donalda Tuska, a pan w pierwszym miesiącu urzędowania.
Nie jestem Andrzejem Dudą. Rząd czekał z ustawami na koniec jego kadencji i się nie doczekał. Ale siedem do trzydziestu czterech to z całą pewnością jest mniejszość.
Opinia publiczna słyszy głównie o wetach i o tym, że zmusił pan rząd, żeby wycofał się z ustawy wiatrakowej.
Rządzący oszukiwali opinię publiczną, że ustawa dotyczyła zamrożenia cen energii elektrycznej. Tymczasem w dokumencie, który dostałem do podpisu, ponad 90 stron było poświęconych wiatrakom. Nie chciałyby mieć panie takiego prezydenta, któremu się mówi, że dostaje ustawę o mrożeniu cen energii a on czyta 90 stron o wiatrakach i mówi: wszystko w porządku.
To była zagrywka poniżej pasa. I co z tym zrobił rząd? Wyciął wszystkie przepisy o wiatrakach, zostawiając tylko te dotyczące energii elektrycznej. Tę ustawę podpisałem.
Czyli zaczyna pan ogrywać rząd Tuska?
Ja nikogo nie ogrywam, tylko robię to, co zapowiedziałem w kampanii wyborczej. Staram się dbać o interes Polski i nie popadać w emocje polityczne.
Zatem jest pan przeciwny wiatrakom? Andrzej Duda powiedział nam, że on nie lubi wiatraków, bo są nieładne. Panu też się nie podobają?
Nie, tak nie powiem. Nie jestem przeciwny odnawialnym źródłom energii. Natomiast we wszystkim musi być jakaś logika i balans pomiędzy potrzebami społecznymi a potrzebami energetycznymi. Jeżeli chce się stawiać wiatraki na dawnych polach bitew – dziś miejscach historycznych albo w najbliższym otoczeniu gospodarstw domowych, to ja jestem jednak po stronie ludzi i historii, a nie po stronie wiatraka czy firmy, która go stawia. To nie jest walka z wiatrakami tylko walka o równowagę
Jak wyglądają pana relacje z Donaldem Tuskiem? Chce go pan ustawić w pozycji premiera czekającego na audiencję?
Nikogo nie chcę ustawiać, realizuję swój mandat. Prezydent jest najwyższym urzędem w Rzeczpospolitej. Ma najświeższy mandat i konkretne kompetencje. Zatem chcę z godnością sprawować urząd prezydenta. Nikt nie będzie wysyłał instrukcji głowie państwa, co ma robić lub mówić.
Zabolała pana ta uwaga Radosława Sikorskiego, że dostał pan szczegółową instrukcję na spotkanie z prezydentem Trumpem?
Tę jednostronicową? Szczegółową? Widziałem dokumenty o większej szczegółowości. Chciałbym ustawić dyskusję i współpracę z rządem na pewnym przyzwoitym poziomie. Jeśli rozmawiamy ze sobą, robimy coś wspólnie dla Polski, to musimy się szanować wzajemnie; nie może być tak, że prezydent, zwierzchnik Sił Zbrojnych, jest traktowany przez ministrów, rząd, przez parlamentarzystów jak człowiek, który ma wyłącznie coś podpisywać albo odmawiać podpisu.
A co będzie z ambasadorami? Skoro już pan tak miło rozmawiał podczas sesji ONZ z ministrem Radosławem Sikorskim, to może dogadaliście się w tej sprawie?
Do tego jeszcze długa droga. Myślę, że dla dobra Polski powinniśmy dojść do jakiegoś kompromisu. Jestem na to otwarty. Prerogatywy prezydenta zapisane w konstytucji powinny być punktem wyjścia do naszych ustaleń.
Konsekwentnie przestrzegam też dyplomatów rozpoczynających procedurę ubiegania się o stanowisko ambasadora, aby mieli wstępne uzgodnienie swojej misji z prezydentem.
A ci kandydaci, którzy podejmą się wejścia w procedurę bez wstępnego uzgodnienia z Pałacem Prezydenckim, nie służą rozwiązaniu konfliktu wokół ambasadorów. Prezydent jest jednym z organów decydującym o tym, kto jest ambasadorem.
Czyli na razie sprawa jest zamrożona, tak?
W październiku dojdzie do spotkania z ministrem Sikorskim. Mam dokładną analizę tego, jak wygląda sytuacja. W ponad połowie polskich placówek dyplomatycznych nie mamy ambasadorów. To jest dla Polski szkodliwe i powinniśmy tę sytuację rozwiązać w oparciu o konstytucję oraz dobrą praktykę. Co to jest za problem, że prezydent wstępnie zaopiniuje przyszłego ambasadora, skoro ostatecznie ma podpisać jego nominację?
Kierownicy placówek: Ryszard Schnepf i Bogdan Klich raczej nie dostaną nominacji?
Ode mnie na pewno nie. Ale wśród ambasadorów, którzy czekają na nominację, są tacy, do których nie mam żadnych zastrzeżeń.
To dlaczego nie wręczył im pan nominacji?
Bo chciałbym najpierw ustalić z ministrem Sikorskim mechanizm załatwiania spraw. Nie będę podpisywał pojedynczych nominacji w sytuacji, gdy w służbie zagranicznej panuje chaos.
Chcę usiąść z ministrem spraw zagranicznych i powiedzieć: „Panie ministrze, to jest moja propozycja, jaka jest pana? I co robimy?”
Ostatnio opinia publiczna żyła sprawą nocnej prohibicji, której nie chcieli warszawscy radni PO. Czy pan byłby za nocną sprzedażą alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych?
Na razie sprawa nie dotyczy całej Polski, tylko Warszawy.
Jest w Sejmie projekt ustawy autorstwa Lewicy, zakazujący w całej Polsce nocnej sprzedaży alkoholu.
Jestem generalnie przeciwko mnożeniu kolejnych zakazów czy nakazów. Czuję się wolnościowcem.
A rozwiązań, o których panie mówią, jeszcze nie widziałem, dlatego trudno mi je oceniać. Jeżeli przejdą przez Sejm, to się nad nimi pochylę.
A co z wolnością dla zwierząt? Sejm uchwalił ostatnio przepisy uwalniające psy z łańcuchów. Katarzyna Piekarska, posłanka KO, powiedziała, że będzie o nich rozmawiała z pana żoną. Podpisze pan tę ustawę?
Biorę pod uwagę różne argumenty. Poczekam też na te przedstawione przez posłankę Piekarską podczas rozmowy z moją małżonką i zdecyduję. Jestem wrażliwy na los zwierząt. Sami mamy dwa koty.
Widzieliśmy chomika w kampanii. Jeszcze żyje?
Żyje i ma się świetnie. W moim domu zawsze było dużo zwierząt, a moja siostra jest zaangażowana w kwestie obrony praw zwierząt.
To musi pan podpisać ustawę przeciwko psom na łańcuchach.
Czekam na nią, ale nie składam żadnych deklaracji.
Dlaczego wypisał pan syna z edukacji zdrowotnej? Po co była taka deklaracja polityczna?
Ojcowska, nie polityczna.
Jest pan prezydentem, wszystko, co pan robi jest polityczne.
Ale jestem też ojcem i będę nim po odejściu z urzędu.
Nie chce pan, żeby syn się edukował zdrowotnie?
Poradzi sobie bez tego przedmiotu, zresztą to była nasza wspólna decyzja. Z edukacją zdrowotną jest trochę tak jak z ustawą o mrożeniu cen energii elektrycznej – pozornie wszystko jest w porządku, ale zostawiono w niej furtkę umożliwiającą działania ideologiczne. Jeżeli dyskusja wokół edukacji zdrowotnej zamienia się w dyskusję o światopoglądzie, to jestem po prostu przeciwko i nie chcę, żeby mój syn w tym uczestniczył.
To jest zresztą konsekwencja tego, że ministrem edukacji narodowej została polityk radykalnie lewicowa. Samo to wzbudza niepewność wielu rodziców, także moją. Jako prezes IPN-u śledziłem zmiany w podstawie programowej. Widziałem, jak wykreśla się bardzo ważne dla Polski i dla polskiej historii zagadnienia. A teraz jeszcze doszła edukacja zdrowotna.
Przemysław Czarnek też był radykalnym ministrem edukacji, tylko o poglądach prawicowych. To się panu bardziej podobało?
Na pewno, bo jego poglądy są zbieżne z moimi. Jego argumenty bardziej do mnie trafiają niż te formułowane przez Barbarę Nowacką. Ale zgadzam się, że radykalny polityk na czele Ministerstwa Edukacji Narodowej wzbudza emocje.
Jakie są pana sympatie polityczne? Jest panu bliżej do Konfederatów czy do PiS-u?
Nigdy nie byłem członkiem partii politycznej i nie po to zostałem prezydentem, żeby teraz określać się politycznie. W czasie kampanii wyborczej popierało mnie Prawo i Sprawiedliwość i z tym środowiskiem współpracowałem. Zresztą na Prawo i Sprawiedliwość oddawałem swój głos jako wyborca.
Czyli na Konfederację pan nie głosował?
Nie. Głosowałem na Prawo i Sprawiedliwość. Natomiast wiele lat współpracowałem ze środowiskami Konfederacji – podczas marszów Żołnierzy Wyklętych, manifestacji patriotycznych, itd.
Wszystkie środowiska patriotyczne, także te związane z Konfederacją, są mi bliskie.
Pana projekt ustawy o CPK, który przeszedł przez Sejm w pierwszym czytaniu, wzbudził bardzo duże emocje ze względu na to, że poparła go częściowo Polska 2050 Szymona Hołowni. Był pan tym zaskoczony?
Cieszę się, że w Polsce 2050 są posłowie, którym bliski jest projekt ambitnej Polski. Uważam, że Centralny Port Komunikacyjny powinien być zrealizowany w wersji poszerzonej, wychodzącej do Polski powiatowej, regionalnej, lokalnej.
Wiedział pan, że Polska 2050 tak się zachowa?
To było bardzo dobre i miłe, że projekt prezydencki został poparty ponad podziałami politycznymi.
Pojawiły się spekulacje, że pan Hołownia chciałby się ubiegać o stanowisko komisarza ONZ w Genewie, a potrzebuje pana akceptu. Może dogadaliście się w tej sprawie?
Niezależnie od moich sympatii i antypatii, będę popierał wszystkie polskie kandydatury na stanowiska w ONZ. Te, które poznałem do dzisiaj. Nie wiem, jakie będą kolejne. Ale ci kandydaci, którzy do tej pory się zgłosili, mogą liczyć na moje wsparcie.
Czytaj też:
Polacy nie wierzą w koalicję PiS-u z Konfederacją? Zaskakujący sondażCzytaj też:
Burmistrz Bielan: Mieszkańcy proszą nas, żebyśmy zabrali nowiutkie ławki, bo w nocy odbywają się na nich popijawyCzytaj też:
Warszawa walczy o prohibicję, jesienne rewolucje w PO i co nakręca radykałów. Nowy „Wprost”
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
