Walka o pamięć

Walka o pamięć

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polsce polityka symboliczna zmienia się powoli w politykę narracji politycznej (tu ukłon w stronę Eryka Mistewicza, autora tego pojęcia i całego programu strategii marketingu narracyjnego). Jeżeli mamy do czynienia z niedostatkiem wartości symbolu, należy narzucić uczestnikom debaty konkretny sposób dyskusji.
Praktycznie od samego dnia katastrofy pod Smoleńskiem jesteśmy świadkami realizacji projektu pod nazwą "Najlepszy polski prezydent". Trwa walka oto, jak Lech Kaczyński zostanie zapamiętany i jak będzie oceniany przez kolejne pokolenia. Orężem w tej walce jest manipulacja informacją i obrazem Lecha Kaczyńskiego – którą stosują zarówno zwolennicy Lecha Kaczyńskiego, jak i jego przeciwnicy.

Po krótkim okresie wstrząsu spowodowanego tragedią w Smoleńsku, PiS jego sympatycy rozpoczęli żmudną pracę budowy mitu człowieka równego marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, ba - nawet polskim królom. Pochowanie Lecha Kaczyńskiego na wawelskim wzgórzu miało być czymś w rodzaju hitchcockowskiego trzęsienia ziemi, po którym mit miał rosnąć, aż do zapisania prezydenta na stałe do panteonu wielkich Polaków. Okazało się jednak, że trzęsienie ziemi było zbyt silne -  pogrzeb na Wawelu wielu Polaków odczytało jako nadużycie i grę wyborczą Jarosława Kaczyńskiego, który szykował się już do starcia z Komorowskim.

Twórcy mitu, skupieni wokół Jarosława Kaczyńskiego, postępowali wyjątkowo niezręcznie. Chcąc stworzyć legendę, zamiast wzbudzać poczucie jedności społecznej i refleksji, doprowadzili do głębokich podziałów i, paradoksalnie, do zdeprecjonowania Lecha Kaczyńskiego. Wartości, które mogłyby działać na korzyść tragicznie zmarłego prezydenta, takie jak dość staroświecki, ale szczery patriotyzm, czy wrażliwość społeczna - zostały usunięte w cień. Zamiast tego postawiono na mit o męczeńskiej śmierci prezydenta i pisania od nowa historii działalności opozycyjnej Kaczyńskiego. Śmierć Lecha Kaczyńskiego próbowano też powiązać ze zbrodnią katyńską.

Dwa wydarzenia z ostatnich tygodni mogą ostatecznie pogrzebać mit Lecha Kaczyńskiego. Pierwsze to walka o krzyż pod Pałacem Prezydenckim. Z dyskusji o tym jak i gdzie godnie upamiętnić pamięć po zmarłych w katastrofie smoleńskiej wyrósł konflikt o sam krzyż, a następnie o to, że pomnik poświęcony Lechowi Kaczyńskiemu musi stanąć przed Pałacem Prezydenckim. Drugie to uroczysty Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdyni, w trakcie którego Jarosław Kaczyński podjął wysiłek przedstawienia "nowego" spojrzenia na rolę swojego brata w trakcie Wielkiego Strajku. Okazało się jednak, że pamięć uczestników tamtych wydarzeń nie pokrywa się z wizją prezesa PiS. A Henryka Krzywonos rzuciła w twarz Jarosławowi Kaczyńskiemu, że niszczy on swoim postępowaniem pamięć o tragicznie zmarłym bracie.

Kiedy mitotwórcy grasują, rząd i prezydent robią nie robią nic. W samolocie TU 154M o numerze bocznym 101 zginęło w sumie 96 osób. Od katastrofy minęło już prawie pięć miesięcy, a wciąż nie widać ze strony rządu i urzędu prezydenta jasnej, spójnej inicjatywy upamiętnienia śmierci wszystkich ofiar. Niezbyt fortunna wypowiedź Bronisława Komorowskiego o usunięciu krzyża z Krakowskiego Przedmieścia, doprowadziła do karczemnych awantur. Dlatego teraz powinna zostać przedstawiona i zrealizowana koncepcja uhonorowania ofiar katastrofy. Bez oglądania się na obrońców krzyża i bez oglądania się na mitotwórców pamięci Lecha Kaczyńskiego.

Jeżeli chcemy, aby pamięć o tych, którzy zginęli na smoleńskim lotnisku była godnie uhonorowana, należy podjąć szybkie decyzje.  I trzeba zrobić to bez żadnych odniesień historycznych i mitologicznych.