Rosjanie: na wieży mógł być nawet szympans

Rosjanie: na wieży mógł być nawet szympans

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wrak tupolewa w Smoleńsku (fot. Forum) 
Błędy w przygotowaniu lotu, formowaniu i treningach załogi, brak treningów na symulatorze, nieznajomość lotniska oraz niski poziom przygotowania polskiego 36. specpułku - to według rosyjskich ekspertów główne przyczyny katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem.
- 10 kwietnia 2010 roku załoga tupolewa nie miała prawa lądować w panujących warunkach, a rosyjscy kontrolerzy nie mieli prawa zamknąć lotniska w Smoleńsku - uważa prezes fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego "Partner rosyjskiego lotnictwa" Oleg Smirnow. Uczestniczył on w  zorganizowanej przez agencję RIA-Novosti wideokonferencji Moskwa-Warszawa. Spotkanie rosyjskich ekspertów z dziennikarzami w stolicy Rosji dotyczyło katastrofy smoleńskiej.

Ziemi brak, trupów pełno

Smirnow wymienił procedury, jakich - jak mówił - nie wypełniono przed wylotem z Warszawy: m.in. zapoznanie się z topografią okolic lotniska, urządzeń na nim obecnych czy przygotowania lotnisk zapasowych. Zwrócił też uwagę na niewystarczające - jego zdaniem - naloty członków załogi na Tu-154M. Jak argumentował, dowódca samolotu Arkadiusz Protasiuk powinien przestrzegać zasad, że jeżeli na wysokości podjęcia decyzji (100 m) nie  ma kontaktu wzrokowego z pasem startowym, to jest wtedy zobowiązany odejść na drugi krąg i odlecieć na  lotnisko zapasowe. Jego zdaniem, szukanie horyzontu poniżej tej wysokości jest niedopuszczalne. - Wszyscy szukali ziemi, nie było ziemi, a potem było pełno trupów - powiedział Smirnow.

Rosyjscy eksperci mówili, że załoga tupowela powinna być zgrana i  powinni rozumieć się bez słów. Według Smirnowa, polscy piloci nie byli odpowiednio wytrenowani w lotach w szczególnych warunkach, takich jak burze czy mgły. - Ta załoga miała jakieś stare potwierdzenia treningu w trudnych warunkach. Nowego potwierdzenia odbycia treningu nie miała, więc go nie przechodziła - powiedział Smirnow.

Wszyscy wiedzieli, nikt nic nie zrobił

Według rosyjskich ekspertów do tragedii przyczynił się m.in. system organizacji pracy w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. - Kto zgodziłby się lecieć z załogą, wiedząc, że jest ona tak źle przygotowana jak załoga, która leciała 10 kwietnia? Nikt nie podniósł ręki, wszyscy rozumieją ten brak profesjonalizmu - mówił Smirnow. Dodał, że jego zdaniem katastrofie "winny nie jest dowódca samolotu, ale system organizacji pracy lotniczej w specjalnym pułku lotnictwa transportowego, gdzie przygotowywane są loty o statusie HEAD (z najważniejszymi osobami w państwie - red.)".

Nawet bełkot szympansa...

Smirnow stwierdził, że kontrolerzy lotów na wieży nie są winni katastrofy. - Gdyby nie było ani jednego kontrolera na lotnisku w  Smoleńsku, a zamiast tego siedział tam szympans i w języku, który jest niezrozumiały dla jakiegokolwiek człowieka, dla jakiejkolwiek narodowości, jakimś tam bełkotem podawał informacje - nawet ten absurd w jakimkolwiek wypadku nie mógł być przyczyną katastrofy - podkreślił. Dziennikarze w Warszawie i Moskwie pytali m.in. o powody zorganizowania konferencji prasowej. Prowadząca ją dziennikarka wyjaśniła, że powodem spotkania był komunikat prasowy rosyjskiego komitetu śledczego o zakończonym etapie śledztwa. Nie podała jednak szczegółów.

Naczelnik centrum pilotażowego Państwowego Naukowo-Doświadczalnego Instytutu Lotnictwa Cywilnego Ruben Jesajan pytany o obecność w kokpicie samolotu polskiego dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika ocenił, że "sama obecność przełożonego w kokpicie wpływa na  załogę, nawet jeśli nic nie powiedział". - Błasik leciał jedynie jako pasażer - powiedział Jesajan.

Z kolei naczelnik moskiewskiego centrum zautomatyzowanego zarządzania ruchem lotniczym w latach 2005-06 Władimir Sznajder powiedział, że lot 10 kwietnia był międzynarodowy. - Załoga miała prawo samodzielnie wybierać sobie podejście do lądowania. Grupa kontroli lotów nie ma prawa zamykać lotniska, które jest technicznie zdatne do lądowania, z powodu warunków pogodowych, to jest zasada międzynarodowa - powiedział Sznajder.

Powinien być lider

Smirnow powiedział, że Tu-154M nie powinien lecieć do Smoleńska bez rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Dodał, że strona polska zrezygnowała z tego, co - według eksperta - jest sytuacją niezrozumiałą. - Jeśli nie zapewniono nawigatora lidera, a jest on niezbędny, to administracja zajmująca się organizacją pracy lotniczej musi ogłosić, że wylot jest niemożliwy ze względu na brak lidera i poinformować o tym prezydenta. Jeżeli jest taka sytuacja, to albo prezydent zmienia lotnisko docelowe, albo skarży się prezydentowi Federacji Rosyjskiej na to, że służby rosyjskie nie wypełniają swojej pracy w należyty sposób - powiedział Smirnow.

Według opublikowanego w styczniu raportu MAK strona polska zrezygnowała z usług lidera. Szef MON Bogdan Klich mówił, że z lidera zrezygnowano, bo nie zapewniła go na czas strona rosyjska. 36. specpułk wystąpił do Rosji w tej sprawie, jednak w ciągu dwóch tygodni nie  otrzymał odpowiedzi. W związku z tym 31 marca zrezygnowano z lidera, ponieważ Protasiuk spełniał wszelkie warunki do komunikowania się w języku rosyjskim.

zew, PAP