Dziennikarz "Wyborczej": nie jestem dziennikarzem

Dziennikarz "Wyborczej": nie jestem dziennikarzem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" napisał, że nie zgadza się na tak niskie zarobki w gazetach (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
"Nie zgadzam się, żeby zarobki - w gazetach, w dziennikarstwie - były na tak niskim poziomie. Nie zgadzam się, żeby udawać, że wszystko w porządku, bo nie jest w porządku. To nie jest wina Tuska. To nie jest wina Kaczyńskiego" - napisał na blogu dziennikarz "Gazety Wyborczej" Wojciech Staszewski.
"Znajomi jadą na maraton do Frankfurtu. Wyprawa atrakcyjna, z żonami, weekend przedłużony o dwa dni, żeby przy okazji coś zobaczyć poza metą po 42 kilometrach. Mieliśmy jechać z  żoną - ale nie pojedziemy. Bo nas na to nie stać" - napisał Staszewski.

Staszewski podkreślił, że wyprawa kosztowałaby ok. 3,5-4 tys. zł od pary. "To przekracza nasz status materialny. Wstyd mi się zrobiło na początku. Ale jak czujesz wstyd to albo to ukryj bardzo głęboko, albo powiedz o tym całemu światu. Stąd ten wpis" - zaznaczył.

"Jestem dziennikarzem gazety numer jeden w Polsce. Coś jakbym grał w Realu Madryt. Można być kibicem Barcelony, czytelnikiem innych opcji - ale że Gazeta to Real, to fakt. Jeszcze dostałem trzeci raz Grand Pressa w dziennikarstwie specjalistycznym, co tak podbudowało moje ego, że powiem głośno: jestem w dziennikarstwie na poziomie 2 godzin z hakiem w maratonie. A nie stać mnie na weekendowy wyjazd z żoną do Frankfurtu. Nie jest tak, że stoimy w kolejce po zapomogę, dalibyśmy radę taką sumę wyłożyć. Ale nie jest to dla nas wydatek tak spokojny, jak weekend na Mazurach" - stwierdził Staszewski.

Dziennikarz podkreślił, że nie zgadza się na to, by osobę o jego poziomie nie było stać na rodzinno-biegowy weekend za jedną granicą. "Nie zgadzam się, żeby zarobki - w gazetach, w dziennikarstwie - były na tak niskim poziomie. Nie zgadzam się, żeby udawać, że wszystko w porządku, bo nie jest w porządku.  To nie jest wina Tuska. To nie jest wina Kaczyńskiego" - napisał.

"To jakiś błąd w systemie, w matriksie. System tak się zmienił, że postanowił wyceniać pracę dziennikarzy niżej niż pracowników sektora finansowego, przemysłowego, budowlanego. System nie może się mylić lub nie mylić, bo jest nieświadomy. Ja, chociaż być może się mylę, chciałbym za to powiedzieć: system źle działa" - przekonywał Staszewski.

Dziennikarz podkreślił, że nie ma problemów finansowych. "Mam dobrze, lepiej niż średnia krajowa, nie musimy liczyć peelenów, kiedy wyjeżdżamy rodziną na Śniardwy. Mam też niezgodę na to, co się dzieje z dziennikarstwem. Stąd ten wpis. Frustracja dopadła mnie w piątek, bo wtedy mimo ogromnych chęci zakończenia sezonu towarzyskiego we Frankfurcie, policzyliśmy, że to przekracza nasz status" - tłumaczył.

"Zacząłem się zastanawiać nad wszystkim, a jak człowiek zastanawia się nad wszystkim, dochodzi w końcu do pytania: kim jestem. Kim jestem? Nie jestem dziennikarzem. Jestem Wojtek Staszewski, chłopak z Bielan, facet po czterdziestce, ojciec.pl, biegacz i liberał. Pracuję jako dziennikarz pisząc teksty w Gazecie" - zaznaczył. "Może z dziennikarstwem będzie jak z poezją? Poetą się bywa" - dodał.

ja