Mariusz Antoni Kamiński, poseł PiS w "Poranku Radia TOK FM" przekonywał, że fakt iż Hanna Gronkiewicz-Waltz pozostała na swoim stanowisku nie jest porażką PiS, tak samo jak zwycięstwem PO.
-Nie uważam, że można tu mówić o porażce jakiejkolwiek partii politycznej czy stowarzyszenia, bo uczestniczyło ich zbyt dużo. Na pewno też nie jest to zwycięstwo Platformy Obywatelskiej ani Hanny Gronkiewicz-Waltz. Frekwencja była bardzo bliska, żeby ją odwołać - mówił Kamiński
- Mam poczucie dobrze wykonanej pracy. Jako PiS zrobiliśmy wszystko, by do urn poszło jak najwięcej zwolenników naszej partii. Myślę, że nawet uratowaliśmy to referendum. W pewnym momencie brakowało podpisów, pan Guział poprosił wszystkie partie o pomoc. Zaraz po zebraniu podpisów zupełnie nie mówiło się o referendum. Kiedy PiS włączył się w kampanię, temat wrócił. A gdyby każda partia zrobiła tyle w kampanii co PiS, frekwencja byłaby dużo, dużo wyższa - przekonywał polityk.
Kamiński mówił także, ze urzędnicy pracujący w Warszawie byli naciskani przez swoich przełożonych, by nie iść na referendum oraz bali się zwolnień za uczestnictwo w nim.
- Nie chcemy szkodzić ludziom, nie chcemy podawać konkretnych ludzi, metod zastraszania. Obiecuję, że jeśli będzie jeden przykład, że ktokolwiek z urzędników poszedł na te wybory i został zwolniony, nie tylko to nagłośnimy, ale zgłosimy to do prokuratury - zapowiedział parlamentarzysta.
TOK FM, ml
- Mam poczucie dobrze wykonanej pracy. Jako PiS zrobiliśmy wszystko, by do urn poszło jak najwięcej zwolenników naszej partii. Myślę, że nawet uratowaliśmy to referendum. W pewnym momencie brakowało podpisów, pan Guział poprosił wszystkie partie o pomoc. Zaraz po zebraniu podpisów zupełnie nie mówiło się o referendum. Kiedy PiS włączył się w kampanię, temat wrócił. A gdyby każda partia zrobiła tyle w kampanii co PiS, frekwencja byłaby dużo, dużo wyższa - przekonywał polityk.
Kamiński mówił także, ze urzędnicy pracujący w Warszawie byli naciskani przez swoich przełożonych, by nie iść na referendum oraz bali się zwolnień za uczestnictwo w nim.
- Nie chcemy szkodzić ludziom, nie chcemy podawać konkretnych ludzi, metod zastraszania. Obiecuję, że jeśli będzie jeden przykład, że ktokolwiek z urzędników poszedł na te wybory i został zwolniony, nie tylko to nagłośnimy, ale zgłosimy to do prokuratury - zapowiedział parlamentarzysta.
TOK FM, ml