Amerykanie interweniowali w trakcie demonstracji, zorganizowanej przed pałacem prezydenckim w centrum Bagdadu przez kilkuset byłych żołnierzy armii irackiej. Demonstranci zaatakowali m.in. ekipę agencji Reutera i poturbowali dwóch irackich kamerzystów. Amerykańscy żołnierze, pełniący służbę przed bramą dawnego saddamowskiego kompleksu, wyciągnęli drugiego kamerzystę z rąk tłumu, ratując go przed linczem.
Byli żołnierze armii irackiej - formalnie rozwiązanej w maju przez amerykańskiego administratora Iraku Paula Bremera - domagali się zatrudnienia, a także wypłaty zaległego żołdu.
Celem ataku stała się też przejeżdżająca ulicą kolumna samochodów misji ONZ.
Gdy amerykańscy wartownicy otworzyli ogień do coraz bardziej agresywnie zachowujących się demonstrantów, tłum rozproszył się, z daleka atakując jedynie kamieniami zarówno żołnierzy, jak i samochody wjeżdżające na teren kompleksu.
***
W Bagdadzie w środę rano zginęło dwóch amerykańskich żołnierzy - podała agencja France Presse.
AFP pisze, że dwaj Amerykanie pełnili służbę na terenie stacji benzynowej w południowej części Bagdadu. Żołnierze zginęli od wybuchu granatu, rzuconego w ich kierunku. Francuska agencja - której reporter miał być bezpośrednim świadkiem zajścia - nie podaje dalszych szczegółów.
sg, pap