PO-PiS wiecznie żywy!

PO-PiS wiecznie żywy!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Do niedawna myślałam, że Jarosław Kaczyński i jego zwolennicy to gasnący fenomen polityczny, zbudowany na frustracji, zawiści i wykluczeniu.
To grupa ludzi, którym się w życiu nie udało i którzy mylą zbawienie, o które się modlą, z dobrobytem i uznaniem, którego za wszelką cenę pragną. Nie mając pewności co do pierwszego (wiara w Polsce nader płytka jest), boją się przyznać, że nad życie cenią to drugie. A to frustrujące. Kaczyński frustracje te neutralizuje, „dowodząc", że wszelką winę za brak dobrobytu lub uznania ponoszą rząd, zdrajcy, wraże siły, Rosja i Unia. Ponosiliby ją nawet Matka Boska i wszyscy święci, o ile pojawiwszy się na ziemi, zakwestionowaliby domniemaną Wielkość Brata i Słuszność Prezesa. Myślę, że nawet Brat mógłby stać się wrogiem, gdyby myślał inaczej niż Prezes, choć wiemy, że to niemożliwe, nie tylko dlatego, że Brat nie żyje, ale dlatego, że nigdy nie miał okazji powiedzieć czego innego niż Prezes.

Ta paranoja ma się w Polsce bardzo dobrze i – obawiam się – że to ona pomału zacznie wyznaczać polityczny mainstream. Nie chodzi tylko o trwałość i żywotność Kaczyńskiego, chodzi o trwałość i żywotność społecznych i kulturowych warunków, dzięki którym polityka rozumiana jako pewna wersja religijno- martyrologicznej dewocji będzie się mogła rozwijać i umacniać niezależnie od tego, jak zmienni będą jej bohaterowie i obiekty narodowej histerii. Dlaczego tak myślę? Bo grunt pod taką polityczną przyszłość budują wszystkie rządzące dotąd partie, z PO jako naczelną siłą. Można nawet powiedzieć, że układ PO-PiS jest nader silny. Platforma robi bowiem bardzo wiele, by utrwalić podłoże kulturowe i społeczne, które rodzi zwolenników PiS. Nie wiem tylko, czy robi tak świadomie, z ignorancji, czy ze strachu?

Kulturowymi i społecznymi czynnikami, które składają się na udaną reprodukcję warunków, dzięki którym dewocyjno-martyrologiczna polityka PiS ma się dobrze, jest zarówno struktura politycznych priorytetów PO (widowiska sportowe), strach przed Kościołem, jak i kompletna obojętność wobec edukacji i kultury. To dzięki Platformie Obywatelskiej widowisko sportowe urosło do rangi ważnego publicznego wydatku, a kibol do miana podmiotu politycznego. To „usportowienie" polityki (które ze sportem ma tyle wspólnego, ile religia z religijnością Kaczyńskiego) stanie się szczególnie widoczne po Euro 2012, gdy będziemy liczyć straty i budować ideologię usprawiedliwiającą potężne wydatki, dzięki którym umocniła się klasa działaczy i kiboli, która przy następnych wyborach chętnie będzie zasilać Prawo i Sprawiedliwość.

Drugą sprawą jest Kościół, a właściwie kler jako nowy typ klasy politycznej. Przeciętny proboszcz i katecheta jest ideowym wychowankiem biskupa Michalika, ojca Rydzyka i Jarosława Kaczyńskiego. Większość święcie wierzy w zamach, polską martyrologię, żydowską zachłanność i wielkość PiS jako formacji, która za „duchowe" wsparcie zwiększy pulę przywilejów Kościoła. I sączy tę wiarę wiernym. PO Kościół wspiera. Przywileje również. Bo nie chodzi o likwidację Funduszu Kościelnego, z którą hierarchowie sobie poradzą ( już dziś ogłoszono „podwójne komunie”, tak jak są „podwójne pogrzeby”), lecz o „rząd dusz”. Istotą władzy Kościoła nie jest bowiem tylko jego siła ekonomiczna i polityczna, ale monopol „wychowawczy” i kulturowy. Kościół panuje nad mentalnością, uczy bezwzględnego posłuszeństwa, irracjonalizmu i konserwatyzmu; lekcje katechezy są jak ciemny korytarz, który wprowadza w świat, gdzie nie ma debaty, gdzie etyka i racjonalność zastąpione są bezmyślnością i posłuszeństwem. Jak napisał ktoś w „Polityce”, katecheza rodzi albo ultrakatolików, albo ultraantyklerykałów. Nieprawda. Katecheza rodzi hipokrytów, a jednocześnie niesamodzielność intelektualną w sprawach wartości. Wystarczy deklarować, że są one „ważne i nasze”, by być w porządku. Ludzie, którzy stoją wokół Kaczyńskiego, potrafią wykrzykiwać, „co ważne”, bo tak nauczyli ich Kościół i wódz, ale nie potrafią o tym rozmawiać.

Trzecią sprawą jest edukacja. PO ją zupełnie odpuszcza. Młodzież ma orliki, msze i historię wykładaną na modłę XIX-wieczną, która wytwarza narodowe wydmuszki. Każda zmiana powoduje konserwatywny protest. Już dziś tłum przed Pałacem Prezydenckim upomina się o „tradycyjną historię", bo nowoczesna edukacja wydaje się zamachem na polską wersję patriotyzmu. Oczywiście, patriotyzmu à la PiS, bo Platforma boi się promować jakiś inny. I sądzę, że MEN ugnie się pod wpływem strajków i protestów, bo jest po to, by – na poziomie edukacji – tandem PO-PiS wzmacniać. By polska szkoła, tak jak polski Kościół, skutecznie odtwarzała warunki, dzięki którym dewocyjne formacje polityczne będą się miały dobrze.

Więcej możesz przeczytać w 16/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.