"Makrokosmos" imponuje próbą podpatrzenia fenomenu przyrody, jakim są gigantyczne wędrówki ptaków
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, w kinach możemy oglądać film dokumentalny "Makrokosmos". Czy myśli pan, że ptaki, które są tu głównymi bohaterami, mogą się okazać dla widzów tak atrakcyjne, jak znane hollywoodzkie gwiazdy?
Zygmunt Kałużyński: Widzę, panie Tomaszu, że robi pan aluzję do bliźniaczego filmu "Mikrokosmos", który miał
u nas powodzenie. W tym filmie uprawiano to, co można nazwać naukowo antropomorfizacją, czyli uczłowieczaniem robaczków. Na przykład żuk, który z wysiłkiem pchał kulę zrobioną z gnoju, by zapewnić pożywienie swoim liszkom, prezentował się jak Schwarzenegger. A o liszkach można powiedzieć, że jeśli idzie o kolory, były lepiej ubrane niż modelki od Diora.
TR: Panie Zygmuncie, sukces tamtego filmu wziął się właśnie z takiego sposobu pokazania małych zwierzątek. Tymczasem w "Makrokosmosie" (we francuskim oryginale tytuł brzmi "Lud wędrujący") chodzi o coś innego.
ZK: Tak, twórcom nie szło o to, by ptaki uczłowieczyć. Chcieli je wyłącznie obserwować. "Makrokosmos" nie uczestniczy w życiu swoich bohaterów, lecz pokazuje ich z zewnątrz. Film jest prawie zupełnie pozbawiony komentarza. Pokazuje za to klucze różnych gatunków ptaków, które przebywają kolosalne przestrzenie. To jeden z wielkich fenomenów przyrody bardzo trudny do zrozumienia: całe stada ptaków w wiadomym dla siebie momencie opuszczają kraj, w którym żyją i wyruszają w fantastyczne podróże. Potrafią przelecieć prawie 5 tys. kilometrów - są tu m.in. albatrosy, które prawie okrążają kulę ziemską! Z punktu widzenia praktyczności, a wydaje się, że przyroda zmierza do racjonalizmu, jest to coś kompletnie niedorzecznego i absurdalnego.
TR: Przecież ludzie też tak postępują: przemierzają ogromne przestrzenie, emigrują do innych krajów, a potem wracają. Wiem, że to niedokładnie to samo, ale może w owych ptasich lotach z "Makrokosmosu" też jest element antropomorficzny?
ZK: Ludzie postępują logicznie: podróżują wtedy, kiedy uważają, że trzeba, że to im może przynieść pożytek, lub muszą to zrobić z powodów losowych. Ptaki inaczej. Interesujące są z tego względu dzieje gatunku dzikich kaczek żyjących na Syberii, które dogorywają dlatego, że zmuszone są latać. Na Syberii zaczęto prowadzić roboty melioracyjne i cała familia kaczek przeniosła się 150 kilometrów dalej na południe. Ale tam słońce ma już inny przebieg, a to oznacza, że światło dzienne kończy się wcześniej. W pewnym momencie kaczki tradycyjnie wyruszają w podróż do Indii, w okolice Gangesu, aby spędzić tam zimę. Ponieważ jednak przesunęły się o 150 kilometrów, sygnał świetlny przychodzi do nich za wcześnie: młode są jeszcze nieopierzone, lecz skoro muszą ruszać, wyruszają na piechotę! To jest coś potwornego - całe stado pełznie i jest masakrowane przez różne drapieżniki. Dopiero po dwóch tygodniach ptaki są w miarę opierzone, więc te, które ocaleją, unoszą się w powietrze i lecą do Indii. Ten proceder powtarzał się przez całe lata. Ornitolodzy usiłowali jakoś temu zapobiec, ale nie potrafili. Dlatego gatunek już prawie dzisiaj nie istnieje.
TR: Został zniszczony przez człowieka! Gdyby nie owe prace melioracyjne na Syberii, wszystko byłoby w porządku.
ZK: Główny powód zagłady to ta nieunikniona, ślepa konieczność, by wyruszyć w podróż. To jest związane z genami. Przeprowadzono ciekawe doświadczenie z kurczętami na temat ich lęku przed drapieżnikami. Kiedy pokazuje się ptak na niebie, kurczęta się chowają. Ale tylko w jednym wypadku: gdy ten ptak ma długą szyję, bo długie szyje mają drapieżniki. Gdy zaś lecą na przykład dzikie kaczki, kurczęta w ogóle nie reagują.
TR: Łabędź i bocian to też są drapieżniki?
ZK: Kurczęta też ich się boją. Nie bez powodu! Bociany, jak wiadomo, odżywiają się żabami. W ubiegłym roku u nas w kraju była posucha i brakowało żab. Bociany zaczęły się więc rzucać na kurczaki na podwórkach. Do tego stopnia, że został naruszony kult bociana, tak zakorzeniony w narodzie.
TR: Niestety, nic z tego, co pan mówi o bocianach, nie znalazło się w "Makrokosmosie".
ZK: Bo realizatorzy filmu pozostali na pozycjach obserwatorów. Choć ich obserwacja jest przenikliwa. Do tego stopnia, że dzięki przyzwyczajaniu ptaków od urodzenia do obecności helikopterów czy motolotni, ci, którzy je fotografowali w powietrzu, mogli im towarzyszyć. Patrzymy na lot ptaków, jakbyśmy towarzyszyli stadu, które leci na wysokości prawie 1000 metrów nad ziemią.
TR: Dzięki temu możemy oglądać świat z lotu ptaka.
ZK: I stąd się bierze zachwyt estetyczny, jaki wywołuje "Makrokosmos". Loty ptaków fotografowane są na tle pięknych pejzaży. Przyznam szczerze, że często krajobraz był dla mnie bardziej interesujący, niż te lecące obok mnie gęsi. Niemniej ten film zawiera kilka scen zastanawiających. Na przykład ptak ze złamanym skrzydłem, atakowany przez kraby i wreszcie przez nie pożarty! Ale najbardziej niepokojący obraz to lądowanie całego stada ptaków w wielkim ośrodku przemysłowym.
TR: Który już nie wygląda tak pięknie...
ZK: Wygląda wręcz przerażająco: dymiące kominy, obracające się koła maszyn i bezradnie drepczące kaczki, które wylądowały tu, bo gdzieś musiały odpocząć. Przejmujące.
Więcej możesz przeczytać w 17/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.