Krwawa konfrontacja Ukraińców z Polakami 60 lat temu posłużyła jedynie Sowietom
W nocy z 22 na 23 kwietnia 1943 r. oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) zakradł się pod Janową Dolinę, polską wieś na Wołyniu. Podczas ataku zginęło około sześciuset Polaków. Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie - niemal każdego dnia ginęli ludzie, niszczono całe wsie. Mimo że wciąż nie znamy wielu szczegółów tych zdarzeń, warto przedstawić ich najbardziej prawdopodobną wersję.
Rozkaz: zlikwidować
W czasie II wojny światowej stosunki polsko-ukraińskie gwałtownie się zaostrzyły. Chodziło przede wszystkim o granice, bo Ukraińcy dążyli do stworzenia państwa na południowo-wschodnich kresach Rzeczypospolitej. Rozmowy na ten temat między polskim i ukraińskim podziemiem nie przyniosły rezultatów. Polacy obiecywali mniejszości ukraińskiej pełne równouprawnienie, ale Ukraińcy odrzucili tę propozycję. Zbyt świeża była pamięć o próbach ich polonizacji podejmowanych w II Rzeczypospolitej.
Obie strony liczyły się z możliwością powtórzenia się scenariusza z 1918 r., gdy po klęsce Niemiec i Rosji wybuchła wojna polsko-ukraińska. Dlatego w lutym 1943 r. na III konferencji frakcji banderowskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów podjęto decyzję o sformowaniu sił zbrojnych. W tym czasie banderowcy mieli już na Wołyniu kilka oddziałów partyzanckich. Kiedy wiosną 1943 r. dołączyli do nich dezerterzy z utworzonej przez Niemców ukraińskiej policji, formalnie powołano Ukraińską Powstańczą Armię, która miała wzniecić powstanie przeciw Niemcom, Sowietom i Polakom. Komendantem UPA został Dmytro Klaczkiwśkyj (Kłym Sawur), szef OUN-B na Wołyniu.
Celem UPA było opanowanie terenów wiejskich i podporządkowanie sobie - przy użyciu siły - oddziałów partyzanckich konkurencyjnych ukraińskich ugrupowań politycznych. Jednocześnie postanowiono "usunąć" tych wszystkich, którzy - choćby potencjalnie - zagrażali UPA. Kłym Sawur wydał rozkaz likwidacji polskiej ludności. Operację określono w ukraińskich meldunkach jako "antypolską akcję".
Zwierzęca zemsta
Do masowego uderzenia UPA na polskie miejscowości doszło w lipcu 1943 r. 11 lipca zniszczono co najmniej 99 miejscowości, m.in. Kisielin i Poryck. Prawdopodobnie atak byłby jeszcze gwałtowniejszy, gdyby nie wahania Jurija Stelmaszczuka (Rudego), jednego z dowódców OUN-B i UPA, który żądał potwierdzenia rozkazu, przerażony jego treścią. W efekcie na jego terenie "antypolska akcja" odbyła się miesiąc później.
UPA niejednokrotnie mobilizowała do ataków pospolite ruszenie z okolicznych wsi. Ci ludzie byli uzbrojeni jedynie w siekiery i widły, co nadawało wydarzeniom charakter ludowej rebelii. I w ukraińskich, i w polskich relacjach z tamtych czasów można odnaleźć odniesienia do powstań kozackich, czasów "Ogniem i mieczem".
Ocalała ludność polska ratowała się ucieczką do miast. Ochrony szukano u Niemców i w sowieckiej partyzantce (trafiło do niej około 5 tys. Polaków), organizowano bazy samoobrony. W Przebrażu, w najsłynniejszej z nich, przetrwało kilkanaście tysięcy osób. Powstało również dziewięć oddziałów partyzanckich AK, które stały się trzonem 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK.
Polacy nie ograniczali się do samoobrony. Wincenty Romanowski, świadek tamtych wydarzeń, wspomina: "Na rzezie, rozboje i rabunki odpowiadano zbrojnymi odwetami, zabijaniem, rekwizycjami. (...) Ludzka sprawiedliwość schodziła na skraj zwierzęcej zemsty". Najwięcej akcji przeciwko Ukraińcom przeprowadziła służąca Niemcom polska policja (odpowiednik tzw. granatowej policji). Policjanci spalili m.in. Złazne i Remel (o czym ostatnio przypomniała ukraińska prasa).
Nie jesteśmy barbarzyńcami
Wiele ukraińskich środowisk przerażonych skalą mordów nie poparło antypolskiej akcji. Odciął się od niej m.in. Taras Bulba-Boroweć, dowódca tzw. pierwszej UPA, działającej od 1940 r. i zasłużonej w walkach z Sowietami. Odmówił on podporządkowania się banderowcom. Bulba, związany ze środowiskami liberalno-demokratycznymi, stwierdził: "Uwolnić jakieś terytorium od narodowych mniejszości może jedynie suwerenne państwo drogą wymiany ludności, a nie armia (...) poprzez represje. (...) Zasadę zbiorowej i rodzinnej odpowiedzialności mogą stosować tylko barbarzyńcy". Mordy na ludności polskiej potępił greckokatolicki metropolita Andrzej Szeptycki i melnykowska frakcja OUN.
Masakry wywoływały kontrowersje także wśród banderowców. W sierpniu 1943 r. na III Zjeździe OUN doszło do gwałtownej dyskusji na ten temat. Mykoła Łebed' oraz Mychajło Stepaniak, członkowie Centralnego Prowidu (kierownictwa) OUN, ostro skrytykowali Kłyma Sawura, jednak pozostali działacze go poparli i - choć stracił stanowisko komendanta UPA - nadal dowodził partyzantką na Wołyniu.
Palić wsie, zabijać mężczyzn
Gdy w 1944 r. front zbliżył się do Galicji Wschodniej, banderowcy postanowili uderzyć na Polaków, nim ściągną oni wojska z zachodu. By uzyskać lepszą pozycję przed przyszłymi rozmowami pokojowymi, UPA postanowiła siłą "wysiedlić" Polaków z ziem uznawanych za ukraińskie. Instrukcja zalecała, by mieszkańcom polskich wsi podrzucać ulotki z żądaniem wyjazdu. Po upływie terminu ultimatum oddziały UPA otrzymały rozkazy palenia wsi i zabijania mężczyzn.
Antypolska akcja w Galicji Wschodniej rozpoczęła się w lutym 1944 r. i do czerwca ogarnęła wszystkie tamtejsze powiaty. Ukraińcy dążyli do stworzenia silnych baz w Karpatach, otoczenia Lwowa i zablokowania korytarzy łączących Lwów z Lublinem i Przemyślem, którymi AK mogła przyjść z odsieczą. Polacy stawiali im jednak większy opór niż na Wołyniu. Na Zamojszczyźnie w 1943 r. zabito około 500 Ukraińców. W marcu 1944 r. polska partyzantka podjęła ofensywę, paląc ponad 20 ukraińskich wsi, wśród nich Sahryń i Łasków. W następnych dniach na Zamojszczyznę wkroczyło kilka oddziałów UPA z Wołynia i Galicji Wschodniej, które rozpoczęły antypolską czystkę, niszcząc m.in. Tarnoszyn, Żabcze i Wielkie Oczy. Po ciężkich walkach polskie oddziały zostały zepchnięte za rzekę Huczwę. Powstał front o długości ponad 100 km.
Nowej wojny nie będzie
Sytuację zmieniło wkroczenie Rosjan. Władze sowieckie stosowały represje zarówno wobec działaczy polskiego, jak i ukraińskiego podziemia. Stało się oczywiste, że rok 1918 się nie powtórzy, że nie dojdzie do nowej wojny polsko-ukraińskiej. 1 września 1944 r. dowódca UPA w Galicji Wschodniej nakazał wstrzymać "masowe antypolskie akcje". Rozpędzonej machiny nie można było jednak zatrzymać jednym rozkazem. Od grudnia 1944 r. do lutego 1945 r. w dawnym województwie tarnopolskim w samowolnych atakach oddziały UPA zniszczyły kilkadziesiąt polskich wsi, m.in. Ihrowicę i Łozową. Niemal w tym samym czasie na ziemiach dzisiejszej RP polska partyzantka spaliła m.in. Pawłokomę, Małkowice i Piskorowice, ale tu falę przemocy zatrzymały porozumienia między polskim podziemiem poakowskim i UPA. Później konflikt polsko-ukraiński upływał w cieniu przymusowych wysiedleń prowadzonych przez polskich i sowieckich komunistów.
W starciu polsko-ukraińskim zamordowano 80-100 tys. Polaków i 15-20 tys. Ukraińców. Najwięcej Polaków poniosło śmierć na Wołyniu, gdzie - według wiarygodnych szacunków - mogło zginąć nawet 60 tys. osób.
Zadecydowały mocarstwa
Przez wiele lat o cierpieniach polskiej ludności Wołynia nie można było mówić. Niemożliwe było policzenie ofiar, nie wspominając o upamiętnieniu miejsc ich spoczynku. Zmiana nastąpiła dopiero w latach 80., ale do dziś skala tamtej tragedii budzi przerażenie i niedowierzanie. Z kolei na Ukrainie dyskusja o wydarzeniach na Wołyniu rozpoczęła się dopiero w tym roku. W wielu publikacjach, które ukazały się w ostatnich tygodniach w ukraińskich mediach, słusznie zwraca się uwagę, że do tragedii przyczyniła się polityka II Rzeczypospolitej dyskryminująca ukraińską mniejszość, podsycanie polsko-ukraińskich antagonizmów przez Niemców i Sowietów, a także radykalnie narodowa ideologia OUN i brak chęci obu stron do kompromisu. Splot tych wszystkich czynników niczego jednak nie determinował.
Rację miał Taras Bulba-Boroweć, a nie Kłym Sawur: UPA nie musiała przeprowadzać antypolskiej akcji, w dodatku tak okrutnymi metodami. Ukraiński ruch narodowy w wyniku dokonanej operacji niczego nie osiągnął - o granicach Polski i Ukrainy zadecydowały bowiem wielkie mocarstwa, a nie ukraińska partyzantka.
Rozkaz: zlikwidować
W czasie II wojny światowej stosunki polsko-ukraińskie gwałtownie się zaostrzyły. Chodziło przede wszystkim o granice, bo Ukraińcy dążyli do stworzenia państwa na południowo-wschodnich kresach Rzeczypospolitej. Rozmowy na ten temat między polskim i ukraińskim podziemiem nie przyniosły rezultatów. Polacy obiecywali mniejszości ukraińskiej pełne równouprawnienie, ale Ukraińcy odrzucili tę propozycję. Zbyt świeża była pamięć o próbach ich polonizacji podejmowanych w II Rzeczypospolitej.
Obie strony liczyły się z możliwością powtórzenia się scenariusza z 1918 r., gdy po klęsce Niemiec i Rosji wybuchła wojna polsko-ukraińska. Dlatego w lutym 1943 r. na III konferencji frakcji banderowskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów podjęto decyzję o sformowaniu sił zbrojnych. W tym czasie banderowcy mieli już na Wołyniu kilka oddziałów partyzanckich. Kiedy wiosną 1943 r. dołączyli do nich dezerterzy z utworzonej przez Niemców ukraińskiej policji, formalnie powołano Ukraińską Powstańczą Armię, która miała wzniecić powstanie przeciw Niemcom, Sowietom i Polakom. Komendantem UPA został Dmytro Klaczkiwśkyj (Kłym Sawur), szef OUN-B na Wołyniu.
Celem UPA było opanowanie terenów wiejskich i podporządkowanie sobie - przy użyciu siły - oddziałów partyzanckich konkurencyjnych ukraińskich ugrupowań politycznych. Jednocześnie postanowiono "usunąć" tych wszystkich, którzy - choćby potencjalnie - zagrażali UPA. Kłym Sawur wydał rozkaz likwidacji polskiej ludności. Operację określono w ukraińskich meldunkach jako "antypolską akcję".
Zwierzęca zemsta
Do masowego uderzenia UPA na polskie miejscowości doszło w lipcu 1943 r. 11 lipca zniszczono co najmniej 99 miejscowości, m.in. Kisielin i Poryck. Prawdopodobnie atak byłby jeszcze gwałtowniejszy, gdyby nie wahania Jurija Stelmaszczuka (Rudego), jednego z dowódców OUN-B i UPA, który żądał potwierdzenia rozkazu, przerażony jego treścią. W efekcie na jego terenie "antypolska akcja" odbyła się miesiąc później.
UPA niejednokrotnie mobilizowała do ataków pospolite ruszenie z okolicznych wsi. Ci ludzie byli uzbrojeni jedynie w siekiery i widły, co nadawało wydarzeniom charakter ludowej rebelii. I w ukraińskich, i w polskich relacjach z tamtych czasów można odnaleźć odniesienia do powstań kozackich, czasów "Ogniem i mieczem".
Ocalała ludność polska ratowała się ucieczką do miast. Ochrony szukano u Niemców i w sowieckiej partyzantce (trafiło do niej około 5 tys. Polaków), organizowano bazy samoobrony. W Przebrażu, w najsłynniejszej z nich, przetrwało kilkanaście tysięcy osób. Powstało również dziewięć oddziałów partyzanckich AK, które stały się trzonem 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK.
Polacy nie ograniczali się do samoobrony. Wincenty Romanowski, świadek tamtych wydarzeń, wspomina: "Na rzezie, rozboje i rabunki odpowiadano zbrojnymi odwetami, zabijaniem, rekwizycjami. (...) Ludzka sprawiedliwość schodziła na skraj zwierzęcej zemsty". Najwięcej akcji przeciwko Ukraińcom przeprowadziła służąca Niemcom polska policja (odpowiednik tzw. granatowej policji). Policjanci spalili m.in. Złazne i Remel (o czym ostatnio przypomniała ukraińska prasa).
Nie jesteśmy barbarzyńcami
Wiele ukraińskich środowisk przerażonych skalą mordów nie poparło antypolskiej akcji. Odciął się od niej m.in. Taras Bulba-Boroweć, dowódca tzw. pierwszej UPA, działającej od 1940 r. i zasłużonej w walkach z Sowietami. Odmówił on podporządkowania się banderowcom. Bulba, związany ze środowiskami liberalno-demokratycznymi, stwierdził: "Uwolnić jakieś terytorium od narodowych mniejszości może jedynie suwerenne państwo drogą wymiany ludności, a nie armia (...) poprzez represje. (...) Zasadę zbiorowej i rodzinnej odpowiedzialności mogą stosować tylko barbarzyńcy". Mordy na ludności polskiej potępił greckokatolicki metropolita Andrzej Szeptycki i melnykowska frakcja OUN.
Masakry wywoływały kontrowersje także wśród banderowców. W sierpniu 1943 r. na III Zjeździe OUN doszło do gwałtownej dyskusji na ten temat. Mykoła Łebed' oraz Mychajło Stepaniak, członkowie Centralnego Prowidu (kierownictwa) OUN, ostro skrytykowali Kłyma Sawura, jednak pozostali działacze go poparli i - choć stracił stanowisko komendanta UPA - nadal dowodził partyzantką na Wołyniu.
Palić wsie, zabijać mężczyzn
Gdy w 1944 r. front zbliżył się do Galicji Wschodniej, banderowcy postanowili uderzyć na Polaków, nim ściągną oni wojska z zachodu. By uzyskać lepszą pozycję przed przyszłymi rozmowami pokojowymi, UPA postanowiła siłą "wysiedlić" Polaków z ziem uznawanych za ukraińskie. Instrukcja zalecała, by mieszkańcom polskich wsi podrzucać ulotki z żądaniem wyjazdu. Po upływie terminu ultimatum oddziały UPA otrzymały rozkazy palenia wsi i zabijania mężczyzn.
Antypolska akcja w Galicji Wschodniej rozpoczęła się w lutym 1944 r. i do czerwca ogarnęła wszystkie tamtejsze powiaty. Ukraińcy dążyli do stworzenia silnych baz w Karpatach, otoczenia Lwowa i zablokowania korytarzy łączących Lwów z Lublinem i Przemyślem, którymi AK mogła przyjść z odsieczą. Polacy stawiali im jednak większy opór niż na Wołyniu. Na Zamojszczyźnie w 1943 r. zabito około 500 Ukraińców. W marcu 1944 r. polska partyzantka podjęła ofensywę, paląc ponad 20 ukraińskich wsi, wśród nich Sahryń i Łasków. W następnych dniach na Zamojszczyznę wkroczyło kilka oddziałów UPA z Wołynia i Galicji Wschodniej, które rozpoczęły antypolską czystkę, niszcząc m.in. Tarnoszyn, Żabcze i Wielkie Oczy. Po ciężkich walkach polskie oddziały zostały zepchnięte za rzekę Huczwę. Powstał front o długości ponad 100 km.
Nowej wojny nie będzie
Sytuację zmieniło wkroczenie Rosjan. Władze sowieckie stosowały represje zarówno wobec działaczy polskiego, jak i ukraińskiego podziemia. Stało się oczywiste, że rok 1918 się nie powtórzy, że nie dojdzie do nowej wojny polsko-ukraińskiej. 1 września 1944 r. dowódca UPA w Galicji Wschodniej nakazał wstrzymać "masowe antypolskie akcje". Rozpędzonej machiny nie można było jednak zatrzymać jednym rozkazem. Od grudnia 1944 r. do lutego 1945 r. w dawnym województwie tarnopolskim w samowolnych atakach oddziały UPA zniszczyły kilkadziesiąt polskich wsi, m.in. Ihrowicę i Łozową. Niemal w tym samym czasie na ziemiach dzisiejszej RP polska partyzantka spaliła m.in. Pawłokomę, Małkowice i Piskorowice, ale tu falę przemocy zatrzymały porozumienia między polskim podziemiem poakowskim i UPA. Później konflikt polsko-ukraiński upływał w cieniu przymusowych wysiedleń prowadzonych przez polskich i sowieckich komunistów.
W starciu polsko-ukraińskim zamordowano 80-100 tys. Polaków i 15-20 tys. Ukraińców. Najwięcej Polaków poniosło śmierć na Wołyniu, gdzie - według wiarygodnych szacunków - mogło zginąć nawet 60 tys. osób.
Zadecydowały mocarstwa
Przez wiele lat o cierpieniach polskiej ludności Wołynia nie można było mówić. Niemożliwe było policzenie ofiar, nie wspominając o upamiętnieniu miejsc ich spoczynku. Zmiana nastąpiła dopiero w latach 80., ale do dziś skala tamtej tragedii budzi przerażenie i niedowierzanie. Z kolei na Ukrainie dyskusja o wydarzeniach na Wołyniu rozpoczęła się dopiero w tym roku. W wielu publikacjach, które ukazały się w ostatnich tygodniach w ukraińskich mediach, słusznie zwraca się uwagę, że do tragedii przyczyniła się polityka II Rzeczypospolitej dyskryminująca ukraińską mniejszość, podsycanie polsko-ukraińskich antagonizmów przez Niemców i Sowietów, a także radykalnie narodowa ideologia OUN i brak chęci obu stron do kompromisu. Splot tych wszystkich czynników niczego jednak nie determinował.
Rację miał Taras Bulba-Boroweć, a nie Kłym Sawur: UPA nie musiała przeprowadzać antypolskiej akcji, w dodatku tak okrutnymi metodami. Ukraiński ruch narodowy w wyniku dokonanej operacji niczego nie osiągnął - o granicach Polski i Ukrainy zadecydowały bowiem wielkie mocarstwa, a nie ukraińska partyzantka.
Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów utworzona w 1929 r. w Wiedniu dążyła do stworzenia niepodległego i zjednoczonego państwa ukraińskiego. Za głównych wrogów uznawała Polskę i ZSRR. W II RP przeprowadziła wiele akcji terrorystycznych. W 1940 r. podzieliła się na dwie zwalczające się frakcje nazywane od nazwisk przywódców: Andrija Melnyka i Stepana Bandery, melnykowcami (OUN-M) i banderowcami (OUN-B). Ukraińska Powstańcza Armia powstała w 1943 r., jej oddziały walczyły jednocześnie z Polakami, Niemcami i Rosjanami. W szczytowym momencie rozwoju skupiała 25 tys. ludzi. W ZSRR zorganizowana walka UPA trwała do 1954 r. Ostatni oddział partyzancki KGB zlikwidowało w 1960 r. w Tarnopolskiem. W trakcie akcji zwalczania UPA władze sowieckie represjonowały prawie 500 tys. Ukraińców. W Polsce UPA została zlikwidowana w 1947 r. |
Więcej możesz przeczytać w 26/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.