Styl retro disco zdominował ubiory polskich polityków
Premier Japonii Junichiro Koizumi i sekretarz generalny ONZ Kofi Annan znaleźli się w pierwszej piętnastce najlepiej ubranych mężczyzn świata w rankingu magazynu "Esquire". Polskim politykom takie honory raczej nie grożą. Nie oznacza to, że nasi parlamentarzyści nie starają się dobrze ubierać. Na pierwszy rzut oka sejmowe korytarze mogą nawet przypominać wybieg dla modelek i modeli, można bowiem obserwować na nich najnowsze trendy. Tyle że polscy politycy w większości pozostają oporni na wiedzę, jak być nie tylko trendy, ale i dobrze ubranym.
Sejmowe disco retro
Kiedy podczas rozmów serbsko-albańskich w sprawie Kosowa w Rambouillet sekretarz stanu USA Madeleine Albright przywitała albańską delegację w dziwacznym kostiumie z cienkich, zwisających do kolan tkanin, Albańczycy pomylili ją ze... sprzątaczką i kazali jej poczekać. Zagraniczna delegacja przyjeżdżająca na ulicę Wiejską może dojść do wniosku, że pomyliła polski parlament z dyskoteką. W tym sezonie Sejm mieni się bowiem jaskrawymi odcieniami turkusu. W krawatach o takich kolorach gustują posłowie praktycznie ze wszystkich ugrupowań - Grzegorz Napieralski z SLD, Radosław Sikorski i Ludwik Dorn z PiS czy Krzysztof Bosak z LPR. Nasi politycy wiedzą, że gdzieś dzwonią, bo krawaty w jaskrawe błękity i róże będą hitem wiosny i lata. Problemem jest to, że tego typu dodatki powinno się nosić po godzinie 18.00, a nie podczas porannych obrad. Te odcienie są zresztą zbyt ekscentryczne dla zawodu polityka. A już na pewno wtedy, gdy zostają zestawione z - inspirowaną stylem aktora Johna Travolty - błyszczącą satynową marynarką, w czym celuje na przykład Janusz Krasoń z SLD. Na Wiejskiej panuje głównie styl disco retro. Julia Pitera z PO chodzi na przykład w falujących spódniczkach dzwonach z lat 70., Anna Sobecka z LPR - w obcisłych połyskujących poliestrach, a Joanna Senyszyn z SLD - w skórzanych spodniach, ażurowych sweterkach, kwiecistych kożuszkach (dodatkowo obwieszona biżuterią). Takiego image`u nie powstydziłaby się popularna w latach 80. niemiecka piosenkarka Sandra.
Ci z posłów, na których "Gorączka sobotniej nocy" z Travoltą nie zrobiła wrażenia, lansują własny styl. Henryk Siedlaczek z PO nosi na przykład marynarkę "doszytą" do kamizelki. Jan Rokita, choć z wyraźnym sznytem krakowskim, nosi się w stylu angielskiego dżentelmena. Jest w tym jednak przestylizowany, na przykład niemal w ogóle nie zdejmuje płaszcza, przesadnie eksponując podniesiony kołnierz ze słynną kratką na rewersie, przypominającą Burberry. Królem oryginałów jest Jan Rzymełka z PO z zawieszonym pod szyją bursztynem wielkości dłoni, w kształcie końskiego flo. Możliwe, że Rzymełce spodobał się wizerunek Georgie`a W. Busha, ale prezydent Ameryki nigdy nie pozwoliłby sobie wejść do Kongresu w kowbojskim kapeluszu, jaki zdarza mu się zakładać na ranczo w Teksasie. - Polscy politycy pamiętają zasadę, że ktoś taki jak oni musi na tyle się wyróżniać, by być rozpoznawalnym. Zapominają jednak, że zbytnia oryginalność prowadzi do alienacji - mówi historyk kodu ubioru i projektant Bernard Hanaoka. - Pokaz mody dał mi inne spojrzenie na życie - zwierzał się tuż po zeszłotygodniowym pokazie mody parlamentarnej w Warszawie Grzegorz Napieralski. Nie na długo. Na wybiegu Napieralski prężył się w eleganckim taliowanym garniturze, by za chwilę włożyć swój własny, o rozmiar za duży i za długi. Katarzyna Piekarska z SLD i Dorota Arciszewska z PiS na wybiegu zrobiły furorę, ale po pokazie natychmiast wróciły do swoich nudnych strojów. Także Renata Beger z Samoobrony od razu zamieniła wyszczuplający sylwetkę kostium w pionowe pasy na banalną spódniczkę. Jedynie jej klubowy kolega Krzysztof Sikora w swoim czekoladowym garniturze w delikatne prążki, białej koszuli i kremowym krawacie wyglądał wytworniej niż podczas pokazu.
Łydki Dorna
Niemal u wszystkich polskich parlamentarzystów, z nielicznymi wyjątkami w rodzaju Roberta Smoktunowicza czy Radka Sikorskiego, marynarki są za obszerne i mają obwisłe rękawy. Celuje w tym Przemysław Gosiewski z PiS. Co więcej, trudno znaleźć parlamentarzystę w marynarce z dwoma guzikami (z czego ten niższy zawsze powinien być odpięty). Problemem w trzy- i czteroguzikowych marynarkach jest to, że znacznie skracają sylwetkę. Dlatego powinni je nosić tylko wysocy mężczyźni. Zwłaszcza jeśli wkładane są wraz z wysoko zapinanymi kamizelkami. Podobnie jest ze zwężanymi u dołu spodniami, w których niżsi mężczyźni wyglądają komicznie, czego najlepszym dowodem jest Radosław Parda z LPR. Dla kontrastu posłowie dużą czujność wykazują w wypadku kołnierzy i zakładają koszule wyłącznie z modnymi rozwartymi kołnierzykami, nie wiedząc, że takie pasują tylko do pociągłej twarzy. Ci o twarzy okrągłej powinni zaś mieć kołnierzyki ścięte i dłuższe. Czy można jednak tego oczekiwać, skoro wielu polityków nie opanowało jeszcze elementarza wizerunku, jak choćby zakładania dłuższych skarpetek, by siedząc, nie świecić nagą łydką, w czym celuje wicepremier Ludwik Dorn.
Syndrom niebieskich koszul
Irena Kamińska-Radomska z Protocol School of Poland uważa, że polscy parlamentarzyści są jedną z najbardziej ulegających socjotechnice ubioru grup zawodowych. Tak było choćby w wypadku wylansowanego przez Billa Clintona, a następnie przejętego przez Aleksandra Kwaśniewskiego zestawu niebieska koszula i żółty krawat. Sęk w tym, że to, co Clintona odświeżyło na czas kampanii, nasi politycy eksploatowali przez cztery lata. Dziś już do tych koszul noszą inne krawaty. Tradycyjnie robotnicze niebieskie koszule, bez marynarki, zakłada się po to, by zbliżyć się do ludzi prostych. W takiej występuje na przykład Tony Blair.
Polscy parlamentarzyści obecnej kadencji najczęściej noszą szare garnitury, którymi zastąpili czarne, przesadnie oficjalne i nadużywane podczas poprzednich kadencji. Szary kolor symbolizuje profesjonalizm. Powinien mieć jednak błękitny odcień (garnitury w takim kolorze zakładał Ronald Reagan). W innym wypadku podkreśla wiek i zmęczenie. Jak piszą w książce "Nie wystarczy być, czyli od zera do lidera" Wiesław Krywicki i Andrzej Gałązka, ubrania w kolorze brązowym, kojarzone ze zubożeniem i pesymizmem, idealne są wyłącznie dla ministra finansów mającego przekonać posłów, że państwa nie stać na duże wydatki. Brunatno-rdzawy kostium minister Zyty Gilowskiej założony na debatę budżetową był zatem doskonałym wyborem.
Mistrzem stosowania właściwego kodu ubioru był sekretarz stanu USA Warren Christopher. Gdy podczas negocjacji zakładał szarą marynarkę z odcieniem zieleni, dawał sygnał, że jest zdystansowany do sprawy. Gdy jego krawat mienił się czerwienią, sygnalizował, że jest optymistą. Dla podkreślania ważności swoich słów wyjmował chusteczkę z butonierki.
Triumf klasyki
Funkcją stroju, praktycznie od początku jego istnienia, była potrzeba podkreślenia pozycji społecznej. Już w 1363 r. w Anglii przyjęto ustawę dotyczącą uporządkowania fasonów ubiorów noszonych przez określone warstwy społeczne. Za noszenie strojów mogących sugerować przynależność do stanu wyższego karano jeszcze wiele wieków później. Współczesny strój klasy politycznej pojawił się wraz z rewolucją przemysłową w połowie XIX wieku. Kolorowe fraki zastąpiono czarnymi, zestandaryzowano spodnie, zrezygnowano z wielu rodzajów obuwia, wybierając standardowe półbuty. Uznano, że klasyka będzie najbardziej uniwersalna i najłatwiej wzbudzi zaufanie.
Strój klasyczny, w formie podobnej do tej z XIX wieku, przetrwał do dziś, choć na przykład w Parlamencie Europejskim posłowie pojawiają się bez marynarek lub w swetrach. Jeśli noszone są garnitury, to tak, by sprawiały wrażenie niezobowiązujących. Dozwolone są praktycznie wszystkie materiały, z wyjątkiem dżinsu - uchwała Rady Europy wskazuje na sztruks jako typowo europejską zdobycz mody. W Strasburgu używany jest tzw. strój koordynacyjny - inne spodnie, inna marynarka. W Polsce to rzadkość, a jednym z nielicznych wyjątków jest Wojciech Olejniczak, który zakłada granatowe marynarki do szarych spodni. To zresztą styl z Wysp Brytyjskich. Europejscy parlamentarzyści przejmują też coraz więcej ze stylu sportowego. Włosi, którzy na przykład w latach 60. wybrali do parlamentu znanego kreatora Emilia Pucciego, oglądają dziś swoich posłów w granatowych tenisowych garniturach. W Polsce od kilku tygodni podobnie ubiera się prezydent Lech Kaczyński.
Sejmowe disco retro
Kiedy podczas rozmów serbsko-albańskich w sprawie Kosowa w Rambouillet sekretarz stanu USA Madeleine Albright przywitała albańską delegację w dziwacznym kostiumie z cienkich, zwisających do kolan tkanin, Albańczycy pomylili ją ze... sprzątaczką i kazali jej poczekać. Zagraniczna delegacja przyjeżdżająca na ulicę Wiejską może dojść do wniosku, że pomyliła polski parlament z dyskoteką.
Ci z posłów, na których "Gorączka sobotniej nocy" z Travoltą nie zrobiła wrażenia, lansują własny styl. Henryk Siedlaczek z PO nosi na przykład marynarkę "doszytą" do kamizelki. Jan Rokita, choć z wyraźnym sznytem krakowskim, nosi się w stylu angielskiego dżentelmena. Jest w tym jednak przestylizowany, na przykład niemal w ogóle nie zdejmuje płaszcza, przesadnie eksponując podniesiony kołnierz ze słynną kratką na rewersie, przypominającą Burberry. Królem oryginałów jest Jan Rzymełka z PO z zawieszonym pod szyją bursztynem wielkości dłoni, w kształcie końskiego flo. Możliwe, że Rzymełce spodobał się wizerunek Georgie`a W. Busha, ale prezydent Ameryki nigdy nie pozwoliłby sobie wejść do Kongresu w kowbojskim kapeluszu, jaki zdarza mu się zakładać na ranczo w Teksasie. - Polscy politycy pamiętają zasadę, że ktoś taki jak oni musi na tyle się wyróżniać, by być rozpoznawalnym. Zapominają jednak, że zbytnia oryginalność prowadzi do alienacji - mówi historyk kodu ubioru i projektant Bernard Hanaoka. - Pokaz mody dał mi inne spojrzenie na życie - zwierzał się tuż po zeszłotygodniowym pokazie mody parlamentarnej w Warszawie Grzegorz Napieralski. Nie na długo. Na wybiegu Napieralski prężył się w eleganckim taliowanym garniturze, by za chwilę włożyć swój własny, o rozmiar za duży i za długi. Katarzyna Piekarska z SLD i Dorota Arciszewska z PiS na wybiegu zrobiły furorę, ale po pokazie natychmiast wróciły do swoich nudnych strojów. Także Renata Beger z Samoobrony od razu zamieniła wyszczuplający sylwetkę kostium w pionowe pasy na banalną spódniczkę. Jedynie jej klubowy kolega Krzysztof Sikora w swoim czekoladowym garniturze w delikatne prążki, białej koszuli i kremowym krawacie wyglądał wytworniej niż podczas pokazu.
Łydki Dorna
Niemal u wszystkich polskich parlamentarzystów, z nielicznymi wyjątkami w rodzaju Roberta Smoktunowicza czy Radka Sikorskiego, marynarki są za obszerne i mają obwisłe rękawy. Celuje w tym Przemysław Gosiewski z PiS. Co więcej, trudno znaleźć parlamentarzystę w marynarce z dwoma guzikami (z czego ten niższy zawsze powinien być odpięty). Problemem w trzy- i czteroguzikowych marynarkach jest to, że znacznie skracają sylwetkę. Dlatego powinni je nosić tylko wysocy mężczyźni. Zwłaszcza jeśli wkładane są wraz z wysoko zapinanymi kamizelkami. Podobnie jest ze zwężanymi u dołu spodniami, w których niżsi mężczyźni wyglądają komicznie, czego najlepszym dowodem jest Radosław Parda z LPR. Dla kontrastu posłowie dużą czujność wykazują w wypadku kołnierzy i zakładają koszule wyłącznie z modnymi rozwartymi kołnierzykami, nie wiedząc, że takie pasują tylko do pociągłej twarzy. Ci o twarzy okrągłej powinni zaś mieć kołnierzyki ścięte i dłuższe. Czy można jednak tego oczekiwać, skoro wielu polityków nie opanowało jeszcze elementarza wizerunku, jak choćby zakładania dłuższych skarpetek, by siedząc, nie świecić nagą łydką, w czym celuje wicepremier Ludwik Dorn.
Syndrom niebieskich koszul
Irena Kamińska-Radomska z Protocol School of Poland uważa, że polscy parlamentarzyści są jedną z najbardziej ulegających socjotechnice ubioru grup zawodowych. Tak było choćby w wypadku wylansowanego przez Billa Clintona, a następnie przejętego przez Aleksandra Kwaśniewskiego zestawu niebieska koszula i żółty krawat. Sęk w tym, że to, co Clintona odświeżyło na czas kampanii, nasi politycy eksploatowali przez cztery lata. Dziś już do tych koszul noszą inne krawaty. Tradycyjnie robotnicze niebieskie koszule, bez marynarki, zakłada się po to, by zbliżyć się do ludzi prostych. W takiej występuje na przykład Tony Blair.
Polscy parlamentarzyści obecnej kadencji najczęściej noszą szare garnitury, którymi zastąpili czarne, przesadnie oficjalne i nadużywane podczas poprzednich kadencji. Szary kolor symbolizuje profesjonalizm. Powinien mieć jednak błękitny odcień (garnitury w takim kolorze zakładał Ronald Reagan). W innym wypadku podkreśla wiek i zmęczenie. Jak piszą w książce "Nie wystarczy być, czyli od zera do lidera" Wiesław Krywicki i Andrzej Gałązka, ubrania w kolorze brązowym, kojarzone ze zubożeniem i pesymizmem, idealne są wyłącznie dla ministra finansów mającego przekonać posłów, że państwa nie stać na duże wydatki. Brunatno-rdzawy kostium minister Zyty Gilowskiej założony na debatę budżetową był zatem doskonałym wyborem.
Mistrzem stosowania właściwego kodu ubioru był sekretarz stanu USA Warren Christopher. Gdy podczas negocjacji zakładał szarą marynarkę z odcieniem zieleni, dawał sygnał, że jest zdystansowany do sprawy. Gdy jego krawat mienił się czerwienią, sygnalizował, że jest optymistą. Dla podkreślania ważności swoich słów wyjmował chusteczkę z butonierki.
Triumf klasyki
Funkcją stroju, praktycznie od początku jego istnienia, była potrzeba podkreślenia pozycji społecznej. Już w 1363 r. w Anglii przyjęto ustawę dotyczącą uporządkowania fasonów ubiorów noszonych przez określone warstwy społeczne. Za noszenie strojów mogących sugerować przynależność do stanu wyższego karano jeszcze wiele wieków później. Współczesny strój klasy politycznej pojawił się wraz z rewolucją przemysłową w połowie XIX wieku. Kolorowe fraki zastąpiono czarnymi, zestandaryzowano spodnie, zrezygnowano z wielu rodzajów obuwia, wybierając standardowe półbuty. Uznano, że klasyka będzie najbardziej uniwersalna i najłatwiej wzbudzi zaufanie.
Strój klasyczny, w formie podobnej do tej z XIX wieku, przetrwał do dziś, choć na przykład w Parlamencie Europejskim posłowie pojawiają się bez marynarek lub w swetrach. Jeśli noszone są garnitury, to tak, by sprawiały wrażenie niezobowiązujących. Dozwolone są praktycznie wszystkie materiały, z wyjątkiem dżinsu - uchwała Rady Europy wskazuje na sztruks jako typowo europejską zdobycz mody. W Strasburgu używany jest tzw. strój koordynacyjny - inne spodnie, inna marynarka. W Polsce to rzadkość, a jednym z nielicznych wyjątków jest Wojciech Olejniczak, który zakłada granatowe marynarki do szarych spodni. To zresztą styl z Wysp Brytyjskich. Europejscy parlamentarzyści przejmują też coraz więcej ze stylu sportowego. Włosi, którzy na przykład w latach 60. wybrali do parlamentu znanego kreatora Emilia Pucciego, oglądają dziś swoich posłów w granatowych tenisowych garniturach. W Polsce od kilku tygodni podobnie ubiera się prezydent Lech Kaczyński.
Posłowie na wybiegu |
---|
W pokazie mody parlamentarnej wzięli udział posłowie i posłanki ze wszystkich klubów. Pokaz komentowało jury: Dorota Wróblewska (dom mody Forget Me Not), projektantka Teresa Rosati, Katarzyna Montgomery ("Viva!"), Marcin Meller ("Playboy") i Juliusz Urbanowicz ("Wprost"). Impreza odbyła się 13 lutego 2006 r. w Centrum Multimedialnym Foksal Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Warszawie pod patronatem tygodnika "Wprost". |
BARWY KLUBOWE |
---|
Posłowie LPR najczęściej wybierają czarne garnitury, które powinno się wkładać na szczególne okazje, jak ślub czy pogrzeb. Po parlamentarzystach PiS i PO widać, że walcząc o zwycięstwo w wyborach zasięgnęli języka u stylistów. Ich garnitury są dopasowane, marynarki taliowane, odchodzą od szarości i czerni na rzecz granatu; korzystają z wzorów, jak na przykład drobne paski wyszczuplające sylwetkę. Gorzej jednak z jakością Posłowie PSL poszerzyli paletę barw o kolor ciemnozielony, zrezygnowali ze zgaszonego bordo, kojarzącego się z kolorem buraka. Konserwatyzmu dodają im fryzury z równaną grzywką i wąsy ( jak u Jarosława Kalinowskiego czy Zbigniewa Kuźmiuka). Posłowie SLD celują w szarych garniturach ze zdradzającym złą jakość połyskiem, do tego noszą zwężane "kościołowe" spodnie z zakładką i cechuje ich całkowita abnegacja w kwestii butów � nigdy nie są modne, zawsze przydeptane. Wśród posłanek lewicy najlepiej prezentują się te, które ubierają się w stylu tradycyjnej, skromnej inteligencji, jak Jolanda Szymanek-Deresz czy Izabela Jaruga-Nowacka. Posłowie Samoobrony mają zaskakująco dobrą garderobę, lubią ubierać się drogo, czym nadrabiają braki w innych dziedzinach. Garnitury Andrzeja Leppera czy Piotra Misztala należą do najlepszych jakościowo na Wiejskiej i mogą robić wrażenie. Często jednak ich właściciele źle w nich wyglądają ( zapięte na ostatni guzik marynarki "piją" a poduszki spływają z ramion). |
Więcej możesz przeczytać w 8/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.