Wirus ptasiej grypy zaatakował ponad milion Chińczyków!
Wirus ptasiej grypy H5N1 prawdopodobnie od dawna występuje na terenie Polski, podobnie jak w wielu innych krajach. Zarazek od ponad 30 lat był obecny w Chinach i Turcji, a zapewne także w Europie, i nie wywołał dotychczas epidemii. Dopiero zachorowania ludzi w Turcji i Iraku sprawiły, że zaczęto dokładniej badać martwe ptaki, które wcześniej uważano za ofiary mrozów lub skażonej karmy. W ostatnich tygodniach ptaki zainfekowane wirusem H5N1 wykryto w kilku krajach Unii Europejskiej, w tym na niemieckiej wyspie Rugii. - Zagrożenie, zwłaszcza dla ludzi, jest znikome, o ile nie będą gołymi rękami dotykali martwych ptaków - mówi prof. Przemysław Busse ze Stacji Ornitologicznej Uniwersytetu Gdańskiego w Przebędowie.
Polacy nie boją się ptasiej grypy - wynika z badań przeprowadzonych przez CBOS w listopadzie. 32 proc. ankietowanych nie uważa jej za schorzenie niebezpieczne dla ludzi, a według 42 proc., jest ona niewielkim zagrożeniem. Większość z nas (86 proc.) nadal je drób - zgodnie z opiniami ekspertów, którzy podkreślają, że ryzykowne może być jedynie spożycie surowego mięsa zainfekowanych ptaków. Czasem dochodzi jednak do karykaturalnych sytuacji: ludzie boją się kanarków lub przestają dokarmiać sikorki. Uczeni przypominają, że do przeniesienia się infekcji na człowieka potrzebne są duże ilości wirusa H5N1, a sam mikrob - choć potrafi przetrwać ponad miesiąc w ptasich odchodach i do 200 dni w wodzie - jest wrażliwy na ciepło, światło słoneczne i większość detergentów. Nadal jest niewielkie ryzyko, że dojdzie do wybuchu pandemii wśród ludzi.
Początek czy koniec epidemii?
Wirus wietnamki, który pierwszy raz zaatakował ludzi w 1997 r., wywołuje dziesięciokrotnie bardziej nasilone zmiany zapalne w płucach niż zwykła grypa, potrafi też atakować niemal wszystkie narządy i tkanki organizmu. Jego zdolność do przenoszenia się między ludźmi jest jednak niewielka. Prof. Paul Ewald z University of Louisville uważa, że H5N1 będzie ewoluował w kierunku form coraz łagodniejszych dla człowieka, a pandemię grypy może wywołać zupełnie inna jej odmiana. Według oficjalnych statystyk, wietnamka zaatakowała do tej pory 169 osób, zabijając 91 z nich. U większości zainfekowanych wirus nie wywołuje żadnych poważnych objawów.
Uczonych niepokoi podobieństwo niektórych białek wirusa H5N1 do mikroba, który wywołał epidemię hiszpanki w 1918 r. Zainfekowanych zostało wówczas 98 proc. ludzi na całym świecie, co trzecia osoba zachorowała, a liczba ofiar śmiertelnych sięgnęła 50 mln. Badania wykazały jednak, że wirus hiszpanki miał wyjątkową sekwencję DNA, odmienną od spotykanej we wszystkich innych odmianach mikroba. "Nadal nie wiemy, jakie było źródło tej epidemii. Jeśli wirus hiszpanki pochodził od ptaków, to raczej nie były to kaczki czy gęsi, ale na przykład gołębie" - mówi kierujący badaniami dr Jeffrey Taubenberger z Armed Forces Institute of Pathology. Tymczasem odmiana H5N1 pasożytuje głównie na ptactwie domowym i wodnym, a u ludzi wywołuje chorobę tylko w nielicznych wypadkach. Z analiz wynika, że wirus ten przez ponad 10 lat powszechnie występował w południowo-wschodnich prowincjach Chin, a przeciwciała świadczące o przebyciu infekcji wykryto u milionów osób na tym terenie.
Najgorsze przed nami
Coraz więcej epidemiologów uważa, że pandemię mogą wywołać tylko "ludzkie" szczepy H1, H2 i H3, które naprzemiennie atakują ludzi średnio co 68 lat. Nieżyjący już amerykański wirusolog Maurice Hilleman (twórca m.in. szczepionek na świnkę, odrę i "zwykłą" grypę) uważał, że tyle czasu potrzeba, by z populacji zniknęła większość osób, które uodporniły się podczas ostatniej fali masowych zachorowań. Zgodnie z tą teorią najbliższa globalna epidemia czeka nas w 2025 r., a może nawet jeszcze później, ponieważ dzięki postępom medycyny ciągle wydłuża się średni czas życia człowieka.
Z histerii wywołanej zagrożeniem ptasią grypą najbardziej zadowolone są firmy farmaceutyczne, takie jak koncern Roche, który mógłby dziś produkować wyłącznie przeciwwirusowy lek oseltamivir (tamiflu), uważany za jedyną skuteczną broń przeciw H5N1. Podobnie jest z producentami szczepionek - firma Sanofi sprzedała rządowi USA 4 mln dawek preparatu, który nie został jeszcze gruntownie przetestowany i może się okazać nieskuteczny w wypadku pandemii. Jedyną korzyścią jest to, że ludzie zaczęli się częściej szczepić przeciw grypie, której powikłania co roku zabijają ponad 500 tys. osób na świecie. Na walkę z grypą w skali globalnej przeznaczono ponad 2 mld dolarów, z czego największy wkład zadeklarowały Stany Zjednoczone (w tym roku wydadzą na ten cel 3,3 mld dolarów).
Para w gwizdek
Dotychczasowe środki zapobiegawcze nie powstrzymały epidemii ptasiej grypy. Chiny od lat szczepią drób przeciw H5N1, ale szczepionka jest mało skuteczna i podawana w zbyt małych dawkach. Farmerzy masowo stosowali także środki przeciwwirusowe, m.in. amantadynę, co doprowadziło do powstania lekoopornych odmian mikroba. Nawet likwidowanie zainfekowanych stad nie daje spodziewanych rezultatów - żaden kraj nie powstrzymał w ten sposób choroby, choć do tej pory zabito ponad 200 mln sztuk drobiu. Stawiana za wzór Tajlandia, w której przez ponad rok nie było zachorowań na ptasią grypę wśród ludzi, jesienią znów została zaatakowana przez H5N1.
Żaden kraj nadal nie jest przygotowany do epidemii grypy wśród ludzi. Ekspertom WHO nie udało się rozpoznać pierwszego śmiertelnego przypadku ptasiej grypy w Iraku u 15-letniej Shengeen Abdul Qadr. Gdyby nie upór lokalnych lekarzy, którzy poprosili o wykonanie dodatkowych testów w amerykańskim ośrodku w Egipcie, dziewczynka do dziś byłaby uznawana za ofiarę zapalenia płuc. Trudno więc sobie wyobrazić, w jaki sposób WHO chce wykonać plan powstrzymania ewentualnej pandemii ptasiej grypy, który zakłada, że pierwsze ognisko choroby zostanie szybko wykryte, a jej ofiary - odizolowane i poddane intensywnemu leczeniu przeciwwirusowemu.
Przygotowanie planów awaryjnych na wypadek epidemii jest niezbędne, bo tylko w ten sposób można zapobiec wybuchowi paniki, która może się okazać gorsza od samej choroby. "Pierwsze uderzenie choroby może sprawić, że państwa uprzemysłowione zamkną granice i wstrzymają handel międzynarodowy, a ludzie nie przyjdą do pracy. To oznacza globalny kryzys ekonomiczny, przerwy w dostawie prądu czy wody i kłopoty z zaopatrzeniem w artykuły pierwszej potrzeby" - przewiduje prof. Michael Osterholm z University of Minnesota. W czasie epidemii hiszpanki częste były przypadki śmierci głodowej wśród dzieci porzuconych przez przerażonych rodziców.
Zapasy na epidemię
Każde państwo na wypadek epidemii powinno systematycznie gromadzić zapasy środków leczniczych i odkażających, respiratorów, które będą potrzebne najciężej chorym, a nawet maseczek chirurgicznych, które ograniczają rozprzestrzenianie się wirusów. Niezbędne są też ćwiczenia dla personelu medycznego. Próby przeprowadzone niedawno w Nowym Jorku wykazały, że mimo działań podjętych po zamachu na WTC szpitale nie są w stanie wykonać pozornie prostego zadania, jakim było zaszczepienie 250 osób w ciągu godziny w jednej klinice. "Musimy się już dziś przygotowywać na pandemię, nawet jeśli zdarzy się ona dopiero za 20 lat" - ostrzega prof. Peter Palese z Mount Sinai School of Medicine. Niestety, fundusze na badania związane z grypą mogą się szybko skończyć, jeśli wirus nie zaatakuje w najbliższych miesiącach, a opinia publiczna uzna, że naukowcy kolejny raz wszczęli fałszywy alarm.
Polacy nie boją się ptasiej grypy - wynika z badań przeprowadzonych przez CBOS w listopadzie. 32 proc. ankietowanych nie uważa jej za schorzenie niebezpieczne dla ludzi, a według 42 proc., jest ona niewielkim zagrożeniem. Większość z nas (86 proc.) nadal je drób - zgodnie z opiniami ekspertów, którzy podkreślają, że ryzykowne może być jedynie spożycie surowego mięsa zainfekowanych ptaków. Czasem dochodzi jednak do karykaturalnych sytuacji: ludzie boją się kanarków lub przestają dokarmiać sikorki. Uczeni przypominają, że do przeniesienia się infekcji na człowieka potrzebne są duże ilości wirusa H5N1, a sam mikrob - choć potrafi przetrwać ponad miesiąc w ptasich odchodach i do 200 dni w wodzie - jest wrażliwy na ciepło, światło słoneczne i większość detergentów. Nadal jest niewielkie ryzyko, że dojdzie do wybuchu pandemii wśród ludzi.
Początek czy koniec epidemii?
Wirus wietnamki, który pierwszy raz zaatakował ludzi w 1997 r., wywołuje dziesięciokrotnie bardziej nasilone zmiany zapalne w płucach niż zwykła grypa, potrafi też atakować niemal wszystkie narządy i tkanki organizmu. Jego zdolność do przenoszenia się między ludźmi jest jednak niewielka. Prof. Paul Ewald z University of Louisville uważa, że H5N1 będzie ewoluował w kierunku form coraz łagodniejszych dla człowieka, a pandemię grypy może wywołać zupełnie inna jej odmiana. Według oficjalnych statystyk, wietnamka zaatakowała do tej pory 169 osób, zabijając 91 z nich. U większości zainfekowanych wirus nie wywołuje żadnych poważnych objawów.
Uczonych niepokoi podobieństwo niektórych białek wirusa H5N1 do mikroba, który wywołał epidemię hiszpanki w 1918 r. Zainfekowanych zostało wówczas 98 proc. ludzi na całym świecie, co trzecia osoba zachorowała, a liczba ofiar śmiertelnych sięgnęła 50 mln. Badania wykazały jednak, że wirus hiszpanki miał wyjątkową sekwencję DNA, odmienną od spotykanej we wszystkich innych odmianach mikroba. "Nadal nie wiemy, jakie było źródło tej epidemii. Jeśli wirus hiszpanki pochodził od ptaków, to raczej nie były to kaczki czy gęsi, ale na przykład gołębie" - mówi kierujący badaniami dr Jeffrey Taubenberger z Armed Forces Institute of Pathology. Tymczasem odmiana H5N1 pasożytuje głównie na ptactwie domowym i wodnym, a u ludzi wywołuje chorobę tylko w nielicznych wypadkach. Z analiz wynika, że wirus ten przez ponad 10 lat powszechnie występował w południowo-wschodnich prowincjach Chin, a przeciwciała świadczące o przebyciu infekcji wykryto u milionów osób na tym terenie.
Najgorsze przed nami
Coraz więcej epidemiologów uważa, że pandemię mogą wywołać tylko "ludzkie" szczepy H1, H2 i H3, które naprzemiennie atakują ludzi średnio co 68 lat. Nieżyjący już amerykański wirusolog Maurice Hilleman (twórca m.in. szczepionek na świnkę, odrę i "zwykłą" grypę) uważał, że tyle czasu potrzeba, by z populacji zniknęła większość osób, które uodporniły się podczas ostatniej fali masowych zachorowań. Zgodnie z tą teorią najbliższa globalna epidemia czeka nas w 2025 r., a może nawet jeszcze później, ponieważ dzięki postępom medycyny ciągle wydłuża się średni czas życia człowieka.
Z histerii wywołanej zagrożeniem ptasią grypą najbardziej zadowolone są firmy farmaceutyczne, takie jak koncern Roche, który mógłby dziś produkować wyłącznie przeciwwirusowy lek oseltamivir (tamiflu), uważany za jedyną skuteczną broń przeciw H5N1. Podobnie jest z producentami szczepionek - firma Sanofi sprzedała rządowi USA 4 mln dawek preparatu, który nie został jeszcze gruntownie przetestowany i może się okazać nieskuteczny w wypadku pandemii. Jedyną korzyścią jest to, że ludzie zaczęli się częściej szczepić przeciw grypie, której powikłania co roku zabijają ponad 500 tys. osób na świecie. Na walkę z grypą w skali globalnej przeznaczono ponad 2 mld dolarów, z czego największy wkład zadeklarowały Stany Zjednoczone (w tym roku wydadzą na ten cel 3,3 mld dolarów).
Para w gwizdek
Dotychczasowe środki zapobiegawcze nie powstrzymały epidemii ptasiej grypy. Chiny od lat szczepią drób przeciw H5N1, ale szczepionka jest mało skuteczna i podawana w zbyt małych dawkach. Farmerzy masowo stosowali także środki przeciwwirusowe, m.in. amantadynę, co doprowadziło do powstania lekoopornych odmian mikroba. Nawet likwidowanie zainfekowanych stad nie daje spodziewanych rezultatów - żaden kraj nie powstrzymał w ten sposób choroby, choć do tej pory zabito ponad 200 mln sztuk drobiu. Stawiana za wzór Tajlandia, w której przez ponad rok nie było zachorowań na ptasią grypę wśród ludzi, jesienią znów została zaatakowana przez H5N1.
Żaden kraj nadal nie jest przygotowany do epidemii grypy wśród ludzi. Ekspertom WHO nie udało się rozpoznać pierwszego śmiertelnego przypadku ptasiej grypy w Iraku u 15-letniej Shengeen Abdul Qadr. Gdyby nie upór lokalnych lekarzy, którzy poprosili o wykonanie dodatkowych testów w amerykańskim ośrodku w Egipcie, dziewczynka do dziś byłaby uznawana za ofiarę zapalenia płuc. Trudno więc sobie wyobrazić, w jaki sposób WHO chce wykonać plan powstrzymania ewentualnej pandemii ptasiej grypy, który zakłada, że pierwsze ognisko choroby zostanie szybko wykryte, a jej ofiary - odizolowane i poddane intensywnemu leczeniu przeciwwirusowemu.
Przygotowanie planów awaryjnych na wypadek epidemii jest niezbędne, bo tylko w ten sposób można zapobiec wybuchowi paniki, która może się okazać gorsza od samej choroby. "Pierwsze uderzenie choroby może sprawić, że państwa uprzemysłowione zamkną granice i wstrzymają handel międzynarodowy, a ludzie nie przyjdą do pracy. To oznacza globalny kryzys ekonomiczny, przerwy w dostawie prądu czy wody i kłopoty z zaopatrzeniem w artykuły pierwszej potrzeby" - przewiduje prof. Michael Osterholm z University of Minnesota. W czasie epidemii hiszpanki częste były przypadki śmierci głodowej wśród dzieci porzuconych przez przerażonych rodziców.
Zapasy na epidemię
Każde państwo na wypadek epidemii powinno systematycznie gromadzić zapasy środków leczniczych i odkażających, respiratorów, które będą potrzebne najciężej chorym, a nawet maseczek chirurgicznych, które ograniczają rozprzestrzenianie się wirusów. Niezbędne są też ćwiczenia dla personelu medycznego. Próby przeprowadzone niedawno w Nowym Jorku wykazały, że mimo działań podjętych po zamachu na WTC szpitale nie są w stanie wykonać pozornie prostego zadania, jakim było zaszczepienie 250 osób w ciągu godziny w jednej klinice. "Musimy się już dziś przygotowywać na pandemię, nawet jeśli zdarzy się ona dopiero za 20 lat" - ostrzega prof. Peter Palese z Mount Sinai School of Medicine. Niestety, fundusze na badania związane z grypą mogą się szybko skończyć, jeśli wirus nie zaatakuje w najbliższych miesiącach, a opinia publiczna uzna, że naukowcy kolejny raz wszczęli fałszywy alarm.
Więcej możesz przeczytać w 8/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.