Izrael ma przystąpić do NATO czy NATO do Izraela? - pytają niektórzy komentatorzy
Rzym się pali, a świat się bawi - mówi "Wprost" Nile Gardiner, politolog z Heritage Foundation. Płonący Rzym to metafora zagrożenia, które stwarza dla współczesnego świata prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad, chcący "zmieść Żydów z mapy" lub "posłać na Alaskę". Jak ugasić ten pożar? - Izrael powinien wstąpić do NATO. Tylko w ten sposób uda się powstrzymać twardogłowych w Teheranie przed przeprowadzeniem kolejnej rewolucji islamskiej - mówi Gardiner.
- Do NATO powinien wstąpić nie tylko Izrael, ale także Irak i Egipt - postuluje Thomas Friedman, publicysta "The New York Times", który do niedawna był przeciwnikiem rozszerzania Paktu Północnoatlantyckiego. Izrael w NATO widzą Silvio Berlusconi, premier Włoch, i Tony Blair, szef rządu Wielkiej Brytanii. Pomysł popierają także były premier Hiszpanii Jose Maria Aznar i prezydent Lech Kaczyński (czemu dał wyraz w wywiadzie dla dziennika "Yedioth Ahronoth"). - Jestem za. Stanowimy przedmurze Zachodu i jesteśmy sobie potrzebni - mówi "Wprost" Zeew Bojm, wiceminister obrony Izraela.
Wybadać grunt
Izraelscy sztabowcy pierwszy raz usłyszeli o zbliżeniu z NATO pod koniec 2004 r. Kilka miesięcy wcześniej odbyło się spotkanie szefów sztabów generalnych i ministrów spraw zagranicznych państw NATO z przedstawicielami Izraela. Jerozolima nie chciała sobie ograniczać pola manewru politycznego, więc nie wysłała na nie szefa sztabu Moszego Jaalona, lecz gen. Ismiela Zicza, człowieka z drugiej linii. Nie pojechał też minister spraw zagranicznych Silwan Szalom, ale pozbawiony jakichkolwiek prerogatyw minister ds. diaspory Natan Szaranski. Rozmowy się jednak udały. Kilka miesięcy później do Izraela z pierwszą wizytą przyleciał Jaap de Hoop Scheffer, sekretarz generalny NATO.
Mimo że Scheffer powtarza, że członkostwo Izraela w NATO to kwestia "wirtualna", to podczas wizyty w tym kraju zaprosił państwa Bliskiego Wschodu i północnej Afryki do "rozszerzonego partnerstwa", czyli bliższej współpracy z paktem. Odbyły się wówczas wielkie manewry lądowe, a izraelskie jednostki floty wojennej razem z jednostkami NATO wzięły udział w "akcjach antyterrorystycznych" w basenie Morza Śródziemnego. NATO-wscy generałowie nie kryli, że organizacja przechodzi kryzys tożsamości. "Ale nie wyrzuca się parasola tylko dlatego, że nie pada deszcz" - mówił jeden z nich.
Podczas niedawnej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Scheffer zaproponował, by NATO było gwarantem porozumienia pokojowego między Izraelem i Palestyńczykami. Pomysł podchwycił Peter Struck, wówczas minister obrony Niemiec, drugiego po USA największego członka NATO. Kilka tygodni później na spotkaniu ministrów obrony państw sojuszu z przedstawicielami krajów Bliskiego Wschodu w Taorminie na Sycylii włoski minister obrony Antonio Martino mówił już o "członkostwie Izraela" w NATO, choć zaznaczał, że może do tego dojść wyłącznie na prośbę Jerozolimy. Izraelscy politycy są coraz częściej zapraszani na NATO-wskie seminaria i wykłady. Komentatorzy interpretują to jako podchody mające na celu wybadanie nastrojów przed "oficjalną" dyskusją na temat członkostwa Izraela w sojuszu. Dyplomaci przyznają, że podczas ostatniej podróży po Europie i Bliskim Wschodzie Condoleezza Rice, amerykańska sekretarz stanu, sondowała sojuszników, czy zgodziliby się użyć sił wojskowych NATO do zapewnienia pokoju na Bliskim Wschodzie.
Kto do kogo
Izraelczycy nie przepadają jednak za NATO. Swego czasu interwencję sojuszu w Kosowie ostro skrytykował Ariel Szaron, ówczesny minister obrony Izraela. Dziś w Jerozolimie mówi się, że nie wiadomo, kto zyskałby więcej na wejściu Izraela do sojuszu. Niektórzy komentatorzy pytają nawet, czy to Izrael ma przystąpić do NATO, czy raczej NATO przystąpi do Izraela.
Izraelska armia jest jedną z najlepiej wyposażonych i wyszkolonych na świecie. Siły sojuszu zaś opierają się na armii Stanów Zjednoczonych, ale przepaść między nią a innymi sojusznikami jest ogromna. USA wydadzą w tym roku na obronność 420 mld dolarów, a 25 pozostałych członków NATO razem - mniej niż połowę tej sumy. Izraelscy sztabowcy doskonale zdają sobie z tego sprawę. - Nie trzeba być specjalistą od wojskowości, by wiedzieć, że w wypadku powtórki roku 1973 "europejskie potęgi" niewiele by nam pomogły - mówi Martin van Creveld, specjalista wĘdziedzinie strategii wojskowej z Uniwersytetu Hebrajskiego.
Co więcej, Izrael jest z zasady sceptyczny wobec organizacji międzynarodowych. Politycy w Jerozolimie podkreślają, że najwięcej przykrych słów usłyszeli w ONZ. Wielu z nich uważa też, że uczestnictwo w organizacjach międzynarodowych wiązałoby Jerozolimie ręce w takich kwestiach jak wojna i pokój. Nie najlepiej wyglądają - mimo przyjaznych gestów - relacje Izraela z poszczególnymi członkami NATO. Izraelczycy pamiętają, że w czasie wojny Jom Kippur w 1973 r. tylko Portugalia zgodziła się na udostępnienie lotnisk jako bazy przeładunkowej będącej częścią mostu powietrznego do Izraela. WĘ1991 r., kiedy Irak wystrzelił kilkadziesiąt rakiet Scud na cele w Izraelu, Jerozolimie pomogły tylko USA i Niemcy. Francja po dojściu do władzy de Gaulle`a odwróciła się od Izraela, a w latach 70. zbudowała nawet elektrownię atomową w Iraku Saddama Husajna. Wszystko to powodowało, że przez lata Izrael trzymał się z dala od NATO. A Europie to odpowiadało.
Kij zamiast marchewki
Dziś ta argumentacja straciła na ważności. Mało kto wierzy, że przekazanie sprawy Iranu do Rady Bezpieczeństwa ONZ czy nałożenie sankcji powstrzyma ambicje nuklearne Teheranu. (Kto dziś pamięta, że trzy lata temu przekazano sprawę Korei Północnej do Rady Bezpieczeństwa? Od tamtej pory nic się nie zmieniło.) W grę raczej nie wchodzi bombardowanie Iranu ani inwazja na ten kraj. Większość komentatorów jest zgodna: trzeba przekonać liberalną część irańskiego społeczeństwa, że koszty programu atomowego będą ogromne. Ajatollahom należy uzmysłowić, że wojna z Izraelem będzie oznaczała konflikt z całym światem Zachodu.
- Uda się tego dokonać tylko dzięki przyjęciu Izraela do NATO. Muszą to zaproponować USA. Izrael jest stabilną demokracją w rozumieniu zachodnim, odgrywa główną rolę w utrzymaniu równowagi na Bliskim Wschodzie i jest w największym stopniu narażony na agresję państw arabskich. Poza tym to kraj kluczowy z punktu widzenia wojny z terrorem - mówi John Hulsman z Heritage Foundation. - Dyplomacja nic nie daje. W stosunkach z Iranem trzeba kija, a nie marchewki. Europa musi pokazać, że jest zdeterminowana - mówi Patrick Clawson, dyrektor Washington Institute for Near East Policy. Skuteczny mógłby być powrót do zimnowojennych doktryn sojuszu, na przykład ustalenie, że NATO odpowie na każdy atak lub zagrożenie ze strony Iranu.
Problem w tym, że to wymaga czasu, a Pakt Północnoatlantycki to organizacja przeżywająca ciągły kryzys z powodu toczących się nieustannie debat. W samym środku zimnej wojny, w obliczu radzieckiego zagrożenia debata nad przejściem od doktryny zmasowanego odwetu do doktryny elastycznego reagowania trwała siedem lat. Winston Churchill stwierdził kiedyś, że Zachód przetrwa, jeśli będzie zdolny walczyć z zagrożeniami, które zwykle wydają się odległe, a w rzeczywistości są bardzo bliskie. Zachód stoi właśnie przed takim zagrożeniem.
- Do NATO powinien wstąpić nie tylko Izrael, ale także Irak i Egipt - postuluje Thomas Friedman, publicysta "The New York Times", który do niedawna był przeciwnikiem rozszerzania Paktu Północnoatlantyckiego. Izrael w NATO widzą Silvio Berlusconi, premier Włoch, i Tony Blair, szef rządu Wielkiej Brytanii. Pomysł popierają także były premier Hiszpanii Jose Maria Aznar i prezydent Lech Kaczyński (czemu dał wyraz w wywiadzie dla dziennika "Yedioth Ahronoth"). - Jestem za. Stanowimy przedmurze Zachodu i jesteśmy sobie potrzebni - mówi "Wprost" Zeew Bojm, wiceminister obrony Izraela.
Wybadać grunt
Izraelscy sztabowcy pierwszy raz usłyszeli o zbliżeniu z NATO pod koniec 2004 r. Kilka miesięcy wcześniej odbyło się spotkanie szefów sztabów generalnych i ministrów spraw zagranicznych państw NATO z przedstawicielami Izraela. Jerozolima nie chciała sobie ograniczać pola manewru politycznego, więc nie wysłała na nie szefa sztabu Moszego Jaalona, lecz gen. Ismiela Zicza, człowieka z drugiej linii. Nie pojechał też minister spraw zagranicznych Silwan Szalom, ale pozbawiony jakichkolwiek prerogatyw minister ds. diaspory Natan Szaranski. Rozmowy się jednak udały. Kilka miesięcy później do Izraela z pierwszą wizytą przyleciał Jaap de Hoop Scheffer, sekretarz generalny NATO.
Mimo że Scheffer powtarza, że członkostwo Izraela w NATO to kwestia "wirtualna", to podczas wizyty w tym kraju zaprosił państwa Bliskiego Wschodu i północnej Afryki do "rozszerzonego partnerstwa", czyli bliższej współpracy z paktem. Odbyły się wówczas wielkie manewry lądowe, a izraelskie jednostki floty wojennej razem z jednostkami NATO wzięły udział w "akcjach antyterrorystycznych" w basenie Morza Śródziemnego. NATO-wscy generałowie nie kryli, że organizacja przechodzi kryzys tożsamości. "Ale nie wyrzuca się parasola tylko dlatego, że nie pada deszcz" - mówił jeden z nich.
Podczas niedawnej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Scheffer zaproponował, by NATO było gwarantem porozumienia pokojowego między Izraelem i Palestyńczykami. Pomysł podchwycił Peter Struck, wówczas minister obrony Niemiec, drugiego po USA największego członka NATO. Kilka tygodni później na spotkaniu ministrów obrony państw sojuszu z przedstawicielami krajów Bliskiego Wschodu w Taorminie na Sycylii włoski minister obrony Antonio Martino mówił już o "członkostwie Izraela" w NATO, choć zaznaczał, że może do tego dojść wyłącznie na prośbę Jerozolimy. Izraelscy politycy są coraz częściej zapraszani na NATO-wskie seminaria i wykłady. Komentatorzy interpretują to jako podchody mające na celu wybadanie nastrojów przed "oficjalną" dyskusją na temat członkostwa Izraela w sojuszu. Dyplomaci przyznają, że podczas ostatniej podróży po Europie i Bliskim Wschodzie Condoleezza Rice, amerykańska sekretarz stanu, sondowała sojuszników, czy zgodziliby się użyć sił wojskowych NATO do zapewnienia pokoju na Bliskim Wschodzie.
Kto do kogo
Izraelczycy nie przepadają jednak za NATO. Swego czasu interwencję sojuszu w Kosowie ostro skrytykował Ariel Szaron, ówczesny minister obrony Izraela. Dziś w Jerozolimie mówi się, że nie wiadomo, kto zyskałby więcej na wejściu Izraela do sojuszu. Niektórzy komentatorzy pytają nawet, czy to Izrael ma przystąpić do NATO, czy raczej NATO przystąpi do Izraela.
Izraelska armia jest jedną z najlepiej wyposażonych i wyszkolonych na świecie. Siły sojuszu zaś opierają się na armii Stanów Zjednoczonych, ale przepaść między nią a innymi sojusznikami jest ogromna. USA wydadzą w tym roku na obronność 420 mld dolarów, a 25 pozostałych członków NATO razem - mniej niż połowę tej sumy. Izraelscy sztabowcy doskonale zdają sobie z tego sprawę. - Nie trzeba być specjalistą od wojskowości, by wiedzieć, że w wypadku powtórki roku 1973 "europejskie potęgi" niewiele by nam pomogły - mówi Martin van Creveld, specjalista wĘdziedzinie strategii wojskowej z Uniwersytetu Hebrajskiego.
Co więcej, Izrael jest z zasady sceptyczny wobec organizacji międzynarodowych. Politycy w Jerozolimie podkreślają, że najwięcej przykrych słów usłyszeli w ONZ. Wielu z nich uważa też, że uczestnictwo w organizacjach międzynarodowych wiązałoby Jerozolimie ręce w takich kwestiach jak wojna i pokój. Nie najlepiej wyglądają - mimo przyjaznych gestów - relacje Izraela z poszczególnymi członkami NATO. Izraelczycy pamiętają, że w czasie wojny Jom Kippur w 1973 r. tylko Portugalia zgodziła się na udostępnienie lotnisk jako bazy przeładunkowej będącej częścią mostu powietrznego do Izraela. WĘ1991 r., kiedy Irak wystrzelił kilkadziesiąt rakiet Scud na cele w Izraelu, Jerozolimie pomogły tylko USA i Niemcy. Francja po dojściu do władzy de Gaulle`a odwróciła się od Izraela, a w latach 70. zbudowała nawet elektrownię atomową w Iraku Saddama Husajna. Wszystko to powodowało, że przez lata Izrael trzymał się z dala od NATO. A Europie to odpowiadało.
Kij zamiast marchewki
Dziś ta argumentacja straciła na ważności. Mało kto wierzy, że przekazanie sprawy Iranu do Rady Bezpieczeństwa ONZ czy nałożenie sankcji powstrzyma ambicje nuklearne Teheranu. (Kto dziś pamięta, że trzy lata temu przekazano sprawę Korei Północnej do Rady Bezpieczeństwa? Od tamtej pory nic się nie zmieniło.) W grę raczej nie wchodzi bombardowanie Iranu ani inwazja na ten kraj. Większość komentatorów jest zgodna: trzeba przekonać liberalną część irańskiego społeczeństwa, że koszty programu atomowego będą ogromne. Ajatollahom należy uzmysłowić, że wojna z Izraelem będzie oznaczała konflikt z całym światem Zachodu.
- Uda się tego dokonać tylko dzięki przyjęciu Izraela do NATO. Muszą to zaproponować USA. Izrael jest stabilną demokracją w rozumieniu zachodnim, odgrywa główną rolę w utrzymaniu równowagi na Bliskim Wschodzie i jest w największym stopniu narażony na agresję państw arabskich. Poza tym to kraj kluczowy z punktu widzenia wojny z terrorem - mówi John Hulsman z Heritage Foundation. - Dyplomacja nic nie daje. W stosunkach z Iranem trzeba kija, a nie marchewki. Europa musi pokazać, że jest zdeterminowana - mówi Patrick Clawson, dyrektor Washington Institute for Near East Policy. Skuteczny mógłby być powrót do zimnowojennych doktryn sojuszu, na przykład ustalenie, że NATO odpowie na każdy atak lub zagrożenie ze strony Iranu.
Problem w tym, że to wymaga czasu, a Pakt Północnoatlantycki to organizacja przeżywająca ciągły kryzys z powodu toczących się nieustannie debat. W samym środku zimnej wojny, w obliczu radzieckiego zagrożenia debata nad przejściem od doktryny zmasowanego odwetu do doktryny elastycznego reagowania trwała siedem lat. Winston Churchill stwierdził kiedyś, że Zachód przetrwa, jeśli będzie zdolny walczyć z zagrożeniami, które zwykle wydają się odległe, a w rzeczywistości są bardzo bliskie. Zachód stoi właśnie przed takim zagrożeniem.
Więcej możesz przeczytać w 8/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.