Staś Matys ma 13 lat, jest uczniem siódmej klasy jednej z białostockich szkół podstawowych. Interesuje się historią i biologią. Niedawno został laureatem olimpiady historycznej. Ale jego miłością są płazy. Mieszka we wsi Ignatki Osiedle w gminie Juchnowiec Kościelny w województwie podlaskim, koło Białegostoku. Niespełna dwa kilometry za jego domem, na drodze między wsią Ignatki Osiedle a Śródlesiem, znajdują się stare stawy hodowlane, do których co roku migruje wiele płazów.
Jeszcze 15 lat temu płazy miały się tutaj świetnie – tereny były podmokłe, dzisiaj dokoła wyrosły osiedla, osuszono wielkie połacie.
– Zaczęło się od tego, że jechaliśmy dokładnie rok temu tędy samochodem, był piękny ciepły dzień. Zauważyłem rozjechaną żabę, a za nią kolejne. Niektóre były nawet jeszcze żywe – krajało mi się serce, jak na to patrzyłem. Obiecałem sobie, że nie mogę dopuścić, żeby było tak za rok. I jeszcze w zeszłym roku samodzielnie znosiłem je z drogi. Siadywałem po kilka godzin, codziennie, czasami od rana do wieczora i je łapałem na asfalcie, czasami wbiegając między samochody albo zatrzymując auta, żeby nie rozjeżdżały żab. Nie mogłem spać w nocy, płakałem, kiedy myślałem o tych ginących płazach – opowiada z rozmowie z „Wprost” Staś Matys.
Zrozumiał, że nie uratuje wielu płazów, że sobie nie poradzi – potrzebna jest pomoc instytucjonalna.
Zaczął pisać pisma do Urzędu Gminy w Juchnowcu z prośbą o zajęcie się sprawą. Pisał także do Lasów Państwowych, do wydziału ochrony środowiska, ale wszystkie urzędy odsyłały go do gminy, a gmina – milczała.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.