Biskup Jerzy Dąbrowski był świadomym, wynagradzanym za współpracę agentem bezpieki
Ujawniona przeze mnie agenturalna współpraca księdza Michała Czajkowskiego początkowo doprowadziła do polaryzacji postaw wśród polskich katolików. Potem jednak zmieniła atmosferę, w jakiej mówi się o lustracji. Lipcowy raport zaprzyjaźnionych z księdzem profesorem redaktorów "Więzi" potwierdził moją wiarygodność, ale też zobowiązał mnie do dalszych poszukiwań i wyjaśnienia spraw, które zdaniem zespołu analizującego teczkę pracy TW Jankowski, pozostawały co najmniej wątpliwe. Rezultaty owych poszukiwań przerosły moje oczekiwania. Obawiam się jednak, że dla osób wierzących, a zarazem związanych przed laty z opozycją antykomunistyczną, mogą być bardziej szokujące niż mój artykuł opublikowany w "Życiu Warszawy" 17 maja 2006 r.
Klucz od Jankowskiego
Wśród materiałów wywiadu, które włączono do teczki agenta Jankowskiego, znalazły się między innymi notatki z obrad biskupów polskich w Rzymie 24 i 31 października oraz 7 i 14 listopada 1961 r., na których brak było adnotacji dotyczących źródła pochodzenia. "Z pewnością nie były to zapiski własne Jankowskiego, gdyż nie miał on takiej pozycji, by uczestniczyć w posiedzeniach biskupów - napisali autorzy raportu w »Więzi«. - Nie można jednak wykluczyć, że maszynopis powstał z notatek sporządzonych przez inną osobę na potrzeby Episkopatu i dostał się do rąk wywiadu PRL. Jaką drogą, trudno dociec" .
Ze stanowczym zaprzeczeniem spotkało się również kilka informacji z raportów Adama Pietruszki. W związku z wizytą delegacji Konferencji Episkopatu Niemiec (3-5 czerwca 1982 r.), której program miał dostarczyć Pietruszce TW Jankowski, autorzy raportu powołali się na biskupa Orszulika, według którego "ks. Czajkowski nie miał żadnego tytułu do uczestnictwa w tej wizycie. Tym bardziej zatem nie mógł na bieżąco znać treści rozmów. Sądzimy zatem - piszą redaktorzy miesięcznika - że w tym wypadku Pietruszka włożył do teczki Jankowskiego informacje uzyskane od innego duchownego - tajnego współpracownika".
Ponieważ możliwości takiej nie dało się z góry wykluczyć, sięgnąłem po dostępne teczki kilkunastu duchownych, których nazwiska pojawiały się w różnym czasie w materiałach dotyczących ks. Czajkowskiego, nie wyłączając późniejszego prymasa Polski, arcybiskupa Józefa Glempa. To, co w nich znalazłem, pozwoliło mi z całą pewnością lepiej zrozumieć nie tylko konkretny przykład współpracy duchownego z organami bezpieczeństwa, lecz także kulisy kilku istotnych wydarzeń z najnowszej historii Polski.
Kandydat
Gdyby przyszło mi wskazać zbiór dokumentów obrazujący wzorcową (trudno powiedzieć na ile typową) postawę duchownego wobec SB, bez wahania sięgnąłbym po materiały zgromadzone w latach 70. właśnie w teczce księdza Józefa Glempa. Nazwisko księdza prymasa znalazło się w aktach osobowych (nazywanych niesłusznie listą Wildsteina) tylko dlatego, że służby wytypowały go jako kandydata na tajnego współpracownika. Nie ma w nich nic, co przypominałoby historię heroicznych zmagań niektórych księży z aparatem ucisku, a mimo to pozostają świadectwem mądrej, a zarazem zdecydowanej odmowy współpracy z organami bezpieczeństwa. Z jednej z notatek funkcjonariusza SB, majora Cz[esława] Wiejaka, wynika, iż w 1972 r. próbował spotkać się z ks. Glempem w swoim "domu" (czyt. w lokalu konspiracyjnym). Ksiądz doktor "na rozmowę wyraził zgodę, warunkując jednak[,] by odbyła się u niego w miejscu pracy (Sekretariat Prymasa[,] ul. Miodowa 17)". "Próbowałem go przekonać - napisał funkcjonariusz - że jest to miejsce oficjalne, urzędowe, a zatem nieco dla mnie i dla niego krępujące. Ponieważ argumenty te nie skutkowały[,] wyraziłem gotowość skorzystania ze złożenia mu wizyty prywatnie, u niego w mieszkaniu. Ks. Glemp oświadczył, że u siebie zasadniczo nikogo nie przyjmuje".
Major Wiejak nie dawał przez jakiś czas za wygraną i rozważał możliwość "rzekomo przypadkowego spotkania" na mieście, ale widocznie nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, skoro pod cytowaną "Notatką dot. ks. dra J. Glempa" z 30 sierpnia 1972 r. dopisał odręcznie: "Dwukrotnie kontaktowałem się telefonicznie z wym.[ienionym]. Nie chciał się zgodzić na rozmowę. Gotów jest rozmawiać, ale tylko u siebie w miejscu pracy, oficjalnie. [...]". Nic dziwnego, że 30 marca 1979 r., przekazując teczkę ks. Glempa naczelnikowi Wydziału I Biura C MSW, naczelnik Wydziału I Departamentu IV płk mgr Zenon Płatek podsumował sprawę jednym krótkim zdaniem: "Z dalszego opracowania ww. zrezygnowano z uwagi na zdecydowaną odmowę utrzymywania kontaktów z pracownikiem SB".
Gdyby wszyscy duchowni trzymali się w tamtych czasach linii postępowania, którą przyjął ks. Glemp, nie byłoby dziś zapewne obaw przed lustracją w Kościele.
Muzyka sfer tajemnych
Bulwersujące wydało mi się z kolei to, co znalazłem wśród materiałów dotyczących agenta działającego w Rzymie w latach 1963-1970. W zmikrofilmowanej teczce księdza Czajkowskiego wspomniany jest on mimochodem tylko raz - w raporcie rezydenta wywiadu, noszącym datę 27 grudnia 1963 r., i pojawia się tam wyłącznie pod pseudonimem Ignacy, jako osoba omawiająca jakiś konfliktowy temat z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Pod właściwym nazwiskiem występuje za to kilka razy w IV tomie teczki pracy Jankowskiego. Miałem przez jakiś czas wątpliwości, o kogo w istocie chodziło. Dane personalne zawarte w materiałach przechowywanych pod sygnaturą IPN BU 01940/74 zgadzały się prawie w stu procentach z danymi późniejszego biskupa pomocniczego diecezji gnieźnieńskiej, ks. Jerzego Dąbrowskiego. "Prawie", gdyż jako miejsce urodzenia agenta podano Liszkowice zamiast Liszkowo, a w zapisanej odręcznie dacie urodzenia - 26 III 1931 r. - pomylono miesiąc, wpisując rzymską trójkę zamiast czwórki (26 IV 1931 r.). O pomyłkę w przepisywaniu cyfr z niewyraźnego manuskryptu jednak bardzo łatwo (obie cyfry rzymskie składają się z trzech kresek), podobnie jak o przeinaczenia w nazwach miejscowości (Liszkowice to wieś w parafii Liszkowo w archidiecezji gnieźnieńskiej). Pewne wątpliwości budziły również inne dane biograficzne osoby, której poświęcono zaledwie 24 klatki mikrofilmu, ale za to tylko takie, które nie mogły pozostawiać żadnych złudzeń co do roli, jaką odegrała w historii.
Dokumenty mówiły o urodzonym w roku 1931 ks. Jerzym Dąbrowskim, pozyskanym do współpracy przez Wydział IV KW MO w Warszawie (wojewódzki odpowiednik Departamentu IV) 9 września 1962 r. "na zasadzie lojalności" i "przejętym na kontakt Dep. I MSW" 10 grudnia 1962 r. w związku z wyjazdem na studia muzykologiczne w Papieskim Uniwersytecie Gregorianum w Rzymie. Problem w tym, że żaden z ekspertów, z którymi sprawę konsultowałem, nie kojarzył późniejszego biskupa sufragana z muzykologią, a informacje dostępne w Internecie były niezwykle skąpe. Problem rozwiązały nekrologi i notatki prasowe wydrukowane po śmierci biskupa 14 lutego 1991 r. (zginął w wypadku samochodowym w drodze z Gniezna do Warszawy). W 5. numerze "Więzi" z 1991 r. w rubryce "Zmarli" można znaleźć krótki biogram biskupa, a w nim takie zdania: "Święcenia kapłańskie otrzymał w Gnieźnie 25 maja 1956 r. Pracował jako wikariusz i prefekt szkół podstawowych w kilku parafiach diecezji. W 1963 r. został skierowany na studia muzykologiczne do Rzymu, gdzie w Instytucie Muzyki Sakralnej przy Papieskim Uniwersytecie Gregorianum doktoryzował się w 1970 r. Po powrocie do kraju pracował jako duszpasterz akademicki w kościele św. Anny w Warszawie i prowadził zajęcia z muzykologii w ATK. Od 1977 r. pracował w Sekretariacie Prymasa Polski".
Wszystko się zgadzało. To późniejszy zastępca sekretarza Konferencji Episkopatu Polski był osobą dostarczającą wywiadowi cywilnemu PRL materiały z posiedzeń Episkopatu Polski podczas Soboru Watykańskiego II i najwidoczniej to właśnie je sfotografowano i dołączono do teczki ks. Czajkowskiego.
"Byliśmy mile zaskoczeni, gdy podczas pobytu na soborze polskich biskupów Ignacy [pseudonim ks. Dąbrowskiego] z własnej woli przyniósł i zadeklarował dostarczać kolejno następne protokóły z posiedzeń episkopatu polskiego, odbywanych w Rzymie - napisał w jednym z raportów oficer wywiadu Wilski. - Dostarczył materiały prawie ze wszystkich posiedzeń. Były to dokumenty o dużej wartości operacyjnej. W tym okresie Ignacy dostarczył też szereg informacji o tematyce watykańskiej". I dalej: "[...] Ignacy wraca z szansą awansu w kraju. Nie jest zdekonspirowany. Jest dojrzalszy i mający większe doświadczenie życiowe. To wszystko wymaga odpowiednich form postępowania z nim. Moim zdaniem, należy w dalszej współpracy z nim w kraju jeszcze silniej zaakcentować płaszczyznę równego partnerstwa, dialogu. Zaniechać żądania spraw małostkowych, a skoncentrować się na sprawach zasadniczych". ("Charakterystyka TW Ignacy" datowana 21.07.1970 r.).
Pytania bez odpowiedzi
Ignacy był ponad wszelką wątpliwość świadomym, wynagradzanym za współpracę agentem. Zachowała się fotokopia odręcznie sporządzonego i podpisanego jego prawdziwym imieniem i nazwiskiem pokwitowania na 80 tys. lirów z datą 9 listopada 1965 r. Co więcej, był to agent, który zgodził się na kontynuowanie współpracy w kraju. Wygląda jednak na to, że prawie wszystkie dokumenty mówiące o jego późniejszych kontaktach z organami bezpieczeństwa zostały zniszczone. Być może więc nigdy nie dowiemy się, na ile pozostał lojalny wobec swoich świeckich mocodawców, na ile zaś prowadził własną grę. A może jeszcze ktoś inny brał w tej grze udział? To, co się zachowało, świadczy, iż rezydentura wywiadu w Rzymie nie była w stu procentach przekonana o jego lojalności. Niektórych zadań nie wykonał. Polecono mu zainstalować podsłuch w pomieszczeniach Papieskiego Instytutu Polskiego. Kilka raportów opowiada o perypetiach towarzyszących instalacji nadajnika, która w rezultacie nie przyniosła pożądanych wyników. "Były podejrzenia, nie potwierdzone jednak, że przy zakładaniu mikrofonu do podsłuchu rozmów kard. Wyszyńskiego nie postąpił świadomie według otrzymanych poleceń" (dok. cytowany).
Z zachowanych materiałów wynika, że ks. Dąbrowski cieszył się wielkim zaufaniem Prymasa Tysiąclecia i z całą pewnością miał dostęp do ważnych dokumentów. Jakież korzyści mogłyby jednak płynąć dla Kościoła z działalności podwójnego agenta, który zapewne wiele wiedział o politycznych planach Stolicy Apostolskiej i znał niejedną tajemnicę polskich hierarchów, ale bez aktywnej pomocy funkcjonariusza służb specjalnych nie byłby w stanie zdobyć informacji o planowanych przedsięwzięciach organów bezpieczeństwa wobec władz kościelnych?
Zastanawiające są dalsze losy księdza Jerzego Dąbrowskiego. Był referentem w Sekretariacie Episkopatu Polski (od roku 1977) i w Sekretariacie Prymasa Polski (od roku 1979). Mianowany sufraganem gnieźnieńskim i tytularnym biskupem Tomascani (1982) awansował na stanowisko zastępcy sekretarza Konferencji Episkopatu Polski. To on interweniował u generała Kiszczaka (w lipcu 1985 r.) w sprawie zwolnienia z aresztu Adama Michnika i 31 sierpnia 1988 r. wraz ze Stanisławem Cioskiem uczestniczył w spotkaniu ówczesnego szefa MSW z Lechem Wałęsą. Pod jego opieką od połowy lat 80. działał nieformalnie w siedzibie Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu Klub Myśli Politycznej Dziekania, założony przez Stanisława Stommę. W ciągu kilku lat przez klub przewinęli się członkowie wielu środowisk ówczesnej opozycji, z której wyłoniły się późniejsze elity polityczne. Od grudnia 1989 r. biskup Dąbrowski był przewodniczącym Zespołu Pomocy Kościelnej dla Katolików w ZSRR, a przecież służby sowieckie musiały wiedzieć o jego agenturalnej przeszłości. Nie są mi znane okoliczności jego śmierci, sądzę jednak, iż należałoby je zbadać raz jeszcze, mimo że od wypadku, w którym zginął, upłynie w lutym szesnaście lat.
Tekst powstał w ramach projektu badawczego opartego na materiałach archiwalnych IPN.
Klucz od Jankowskiego
Wśród materiałów wywiadu, które włączono do teczki agenta Jankowskiego, znalazły się między innymi notatki z obrad biskupów polskich w Rzymie 24 i 31 października oraz 7 i 14 listopada 1961 r., na których brak było adnotacji dotyczących źródła pochodzenia. "Z pewnością nie były to zapiski własne Jankowskiego, gdyż nie miał on takiej pozycji, by uczestniczyć w posiedzeniach biskupów - napisali autorzy raportu w »Więzi«. - Nie można jednak wykluczyć, że maszynopis powstał z notatek sporządzonych przez inną osobę na potrzeby Episkopatu i dostał się do rąk wywiadu PRL. Jaką drogą, trudno dociec" .
Ze stanowczym zaprzeczeniem spotkało się również kilka informacji z raportów Adama Pietruszki. W związku z wizytą delegacji Konferencji Episkopatu Niemiec (3-5 czerwca 1982 r.), której program miał dostarczyć Pietruszce TW Jankowski, autorzy raportu powołali się na biskupa Orszulika, według którego "ks. Czajkowski nie miał żadnego tytułu do uczestnictwa w tej wizycie. Tym bardziej zatem nie mógł na bieżąco znać treści rozmów. Sądzimy zatem - piszą redaktorzy miesięcznika - że w tym wypadku Pietruszka włożył do teczki Jankowskiego informacje uzyskane od innego duchownego - tajnego współpracownika".
Ponieważ możliwości takiej nie dało się z góry wykluczyć, sięgnąłem po dostępne teczki kilkunastu duchownych, których nazwiska pojawiały się w różnym czasie w materiałach dotyczących ks. Czajkowskiego, nie wyłączając późniejszego prymasa Polski, arcybiskupa Józefa Glempa. To, co w nich znalazłem, pozwoliło mi z całą pewnością lepiej zrozumieć nie tylko konkretny przykład współpracy duchownego z organami bezpieczeństwa, lecz także kulisy kilku istotnych wydarzeń z najnowszej historii Polski.
Kandydat
Gdyby przyszło mi wskazać zbiór dokumentów obrazujący wzorcową (trudno powiedzieć na ile typową) postawę duchownego wobec SB, bez wahania sięgnąłbym po materiały zgromadzone w latach 70. właśnie w teczce księdza Józefa Glempa. Nazwisko księdza prymasa znalazło się w aktach osobowych (nazywanych niesłusznie listą Wildsteina) tylko dlatego, że służby wytypowały go jako kandydata na tajnego współpracownika. Nie ma w nich nic, co przypominałoby historię heroicznych zmagań niektórych księży z aparatem ucisku, a mimo to pozostają świadectwem mądrej, a zarazem zdecydowanej odmowy współpracy z organami bezpieczeństwa. Z jednej z notatek funkcjonariusza SB, majora Cz[esława] Wiejaka, wynika, iż w 1972 r. próbował spotkać się z ks. Glempem w swoim "domu" (czyt. w lokalu konspiracyjnym). Ksiądz doktor "na rozmowę wyraził zgodę, warunkując jednak[,] by odbyła się u niego w miejscu pracy (Sekretariat Prymasa[,] ul. Miodowa 17)". "Próbowałem go przekonać - napisał funkcjonariusz - że jest to miejsce oficjalne, urzędowe, a zatem nieco dla mnie i dla niego krępujące. Ponieważ argumenty te nie skutkowały[,] wyraziłem gotowość skorzystania ze złożenia mu wizyty prywatnie, u niego w mieszkaniu. Ks. Glemp oświadczył, że u siebie zasadniczo nikogo nie przyjmuje".
Major Wiejak nie dawał przez jakiś czas za wygraną i rozważał możliwość "rzekomo przypadkowego spotkania" na mieście, ale widocznie nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, skoro pod cytowaną "Notatką dot. ks. dra J. Glempa" z 30 sierpnia 1972 r. dopisał odręcznie: "Dwukrotnie kontaktowałem się telefonicznie z wym.[ienionym]. Nie chciał się zgodzić na rozmowę. Gotów jest rozmawiać, ale tylko u siebie w miejscu pracy, oficjalnie. [...]". Nic dziwnego, że 30 marca 1979 r., przekazując teczkę ks. Glempa naczelnikowi Wydziału I Biura C MSW, naczelnik Wydziału I Departamentu IV płk mgr Zenon Płatek podsumował sprawę jednym krótkim zdaniem: "Z dalszego opracowania ww. zrezygnowano z uwagi na zdecydowaną odmowę utrzymywania kontaktów z pracownikiem SB".
Gdyby wszyscy duchowni trzymali się w tamtych czasach linii postępowania, którą przyjął ks. Glemp, nie byłoby dziś zapewne obaw przed lustracją w Kościele.
Muzyka sfer tajemnych
Bulwersujące wydało mi się z kolei to, co znalazłem wśród materiałów dotyczących agenta działającego w Rzymie w latach 1963-1970. W zmikrofilmowanej teczce księdza Czajkowskiego wspomniany jest on mimochodem tylko raz - w raporcie rezydenta wywiadu, noszącym datę 27 grudnia 1963 r., i pojawia się tam wyłącznie pod pseudonimem Ignacy, jako osoba omawiająca jakiś konfliktowy temat z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Pod właściwym nazwiskiem występuje za to kilka razy w IV tomie teczki pracy Jankowskiego. Miałem przez jakiś czas wątpliwości, o kogo w istocie chodziło. Dane personalne zawarte w materiałach przechowywanych pod sygnaturą IPN BU 01940/74 zgadzały się prawie w stu procentach z danymi późniejszego biskupa pomocniczego diecezji gnieźnieńskiej, ks. Jerzego Dąbrowskiego. "Prawie", gdyż jako miejsce urodzenia agenta podano Liszkowice zamiast Liszkowo, a w zapisanej odręcznie dacie urodzenia - 26 III 1931 r. - pomylono miesiąc, wpisując rzymską trójkę zamiast czwórki (26 IV 1931 r.). O pomyłkę w przepisywaniu cyfr z niewyraźnego manuskryptu jednak bardzo łatwo (obie cyfry rzymskie składają się z trzech kresek), podobnie jak o przeinaczenia w nazwach miejscowości (Liszkowice to wieś w parafii Liszkowo w archidiecezji gnieźnieńskiej). Pewne wątpliwości budziły również inne dane biograficzne osoby, której poświęcono zaledwie 24 klatki mikrofilmu, ale za to tylko takie, które nie mogły pozostawiać żadnych złudzeń co do roli, jaką odegrała w historii.
Dokumenty mówiły o urodzonym w roku 1931 ks. Jerzym Dąbrowskim, pozyskanym do współpracy przez Wydział IV KW MO w Warszawie (wojewódzki odpowiednik Departamentu IV) 9 września 1962 r. "na zasadzie lojalności" i "przejętym na kontakt Dep. I MSW" 10 grudnia 1962 r. w związku z wyjazdem na studia muzykologiczne w Papieskim Uniwersytecie Gregorianum w Rzymie. Problem w tym, że żaden z ekspertów, z którymi sprawę konsultowałem, nie kojarzył późniejszego biskupa sufragana z muzykologią, a informacje dostępne w Internecie były niezwykle skąpe. Problem rozwiązały nekrologi i notatki prasowe wydrukowane po śmierci biskupa 14 lutego 1991 r. (zginął w wypadku samochodowym w drodze z Gniezna do Warszawy). W 5. numerze "Więzi" z 1991 r. w rubryce "Zmarli" można znaleźć krótki biogram biskupa, a w nim takie zdania: "Święcenia kapłańskie otrzymał w Gnieźnie 25 maja 1956 r. Pracował jako wikariusz i prefekt szkół podstawowych w kilku parafiach diecezji. W 1963 r. został skierowany na studia muzykologiczne do Rzymu, gdzie w Instytucie Muzyki Sakralnej przy Papieskim Uniwersytecie Gregorianum doktoryzował się w 1970 r. Po powrocie do kraju pracował jako duszpasterz akademicki w kościele św. Anny w Warszawie i prowadził zajęcia z muzykologii w ATK. Od 1977 r. pracował w Sekretariacie Prymasa Polski".
Wszystko się zgadzało. To późniejszy zastępca sekretarza Konferencji Episkopatu Polski był osobą dostarczającą wywiadowi cywilnemu PRL materiały z posiedzeń Episkopatu Polski podczas Soboru Watykańskiego II i najwidoczniej to właśnie je sfotografowano i dołączono do teczki ks. Czajkowskiego.
"Byliśmy mile zaskoczeni, gdy podczas pobytu na soborze polskich biskupów Ignacy [pseudonim ks. Dąbrowskiego] z własnej woli przyniósł i zadeklarował dostarczać kolejno następne protokóły z posiedzeń episkopatu polskiego, odbywanych w Rzymie - napisał w jednym z raportów oficer wywiadu Wilski. - Dostarczył materiały prawie ze wszystkich posiedzeń. Były to dokumenty o dużej wartości operacyjnej. W tym okresie Ignacy dostarczył też szereg informacji o tematyce watykańskiej". I dalej: "[...] Ignacy wraca z szansą awansu w kraju. Nie jest zdekonspirowany. Jest dojrzalszy i mający większe doświadczenie życiowe. To wszystko wymaga odpowiednich form postępowania z nim. Moim zdaniem, należy w dalszej współpracy z nim w kraju jeszcze silniej zaakcentować płaszczyznę równego partnerstwa, dialogu. Zaniechać żądania spraw małostkowych, a skoncentrować się na sprawach zasadniczych". ("Charakterystyka TW Ignacy" datowana 21.07.1970 r.).
Pytania bez odpowiedzi
Ignacy był ponad wszelką wątpliwość świadomym, wynagradzanym za współpracę agentem. Zachowała się fotokopia odręcznie sporządzonego i podpisanego jego prawdziwym imieniem i nazwiskiem pokwitowania na 80 tys. lirów z datą 9 listopada 1965 r. Co więcej, był to agent, który zgodził się na kontynuowanie współpracy w kraju. Wygląda jednak na to, że prawie wszystkie dokumenty mówiące o jego późniejszych kontaktach z organami bezpieczeństwa zostały zniszczone. Być może więc nigdy nie dowiemy się, na ile pozostał lojalny wobec swoich świeckich mocodawców, na ile zaś prowadził własną grę. A może jeszcze ktoś inny brał w tej grze udział? To, co się zachowało, świadczy, iż rezydentura wywiadu w Rzymie nie była w stu procentach przekonana o jego lojalności. Niektórych zadań nie wykonał. Polecono mu zainstalować podsłuch w pomieszczeniach Papieskiego Instytutu Polskiego. Kilka raportów opowiada o perypetiach towarzyszących instalacji nadajnika, która w rezultacie nie przyniosła pożądanych wyników. "Były podejrzenia, nie potwierdzone jednak, że przy zakładaniu mikrofonu do podsłuchu rozmów kard. Wyszyńskiego nie postąpił świadomie według otrzymanych poleceń" (dok. cytowany).
Z zachowanych materiałów wynika, że ks. Dąbrowski cieszył się wielkim zaufaniem Prymasa Tysiąclecia i z całą pewnością miał dostęp do ważnych dokumentów. Jakież korzyści mogłyby jednak płynąć dla Kościoła z działalności podwójnego agenta, który zapewne wiele wiedział o politycznych planach Stolicy Apostolskiej i znał niejedną tajemnicę polskich hierarchów, ale bez aktywnej pomocy funkcjonariusza służb specjalnych nie byłby w stanie zdobyć informacji o planowanych przedsięwzięciach organów bezpieczeństwa wobec władz kościelnych?
Zastanawiające są dalsze losy księdza Jerzego Dąbrowskiego. Był referentem w Sekretariacie Episkopatu Polski (od roku 1977) i w Sekretariacie Prymasa Polski (od roku 1979). Mianowany sufraganem gnieźnieńskim i tytularnym biskupem Tomascani (1982) awansował na stanowisko zastępcy sekretarza Konferencji Episkopatu Polski. To on interweniował u generała Kiszczaka (w lipcu 1985 r.) w sprawie zwolnienia z aresztu Adama Michnika i 31 sierpnia 1988 r. wraz ze Stanisławem Cioskiem uczestniczył w spotkaniu ówczesnego szefa MSW z Lechem Wałęsą. Pod jego opieką od połowy lat 80. działał nieformalnie w siedzibie Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu Klub Myśli Politycznej Dziekania, założony przez Stanisława Stommę. W ciągu kilku lat przez klub przewinęli się członkowie wielu środowisk ówczesnej opozycji, z której wyłoniły się późniejsze elity polityczne. Od grudnia 1989 r. biskup Dąbrowski był przewodniczącym Zespołu Pomocy Kościelnej dla Katolików w ZSRR, a przecież służby sowieckie musiały wiedzieć o jego agenturalnej przeszłości. Nie są mi znane okoliczności jego śmierci, sądzę jednak, iż należałoby je zbadać raz jeszcze, mimo że od wypadku, w którym zginął, upłynie w lutym szesnaście lat.
Tekst powstał w ramach projektu badawczego opartego na materiałach archiwalnych IPN.
Więcej możesz przeczytać w 2/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.