Jak dotąd jedyną zupełnie niekontrowersyjną decyzją nowego marszałka okazał się zakaz sprzedaży alkoholu w restauracjach sejmowych. Przyklasnęła temu opinia publiczna, która miała dosyć oglądania posłów w stanie upojenia alkoholowego.
Kolejna zapowiedź, czyli skrupulatne rozliczanie tzw. kilometrówek, została przemilczana przez posłów. Być może dlatego, że marszałek nie przedstawił konkretnego pomysłu na zmianę zasad wypłacania tych ryczałtów samochodowych. Z całą pewnością jednak ukrócenie procederu wciągania pieniędzy z kasy sejmowej pod przykrywką kilometrówek spodoba się wyborcom. Tym bardziej, że afery z kilometrówkami mają na sumieniu wszystkie kluby. Nowa Lewica też.
Powrót afery Rywina
To Aleksander Kwaśniewski podobno powiedział kiedyś o Włodzimierzu Czarzastym, że jest niewybieralny. I przez wiele lat tak było. Czarzasty po raz pierwszy kandydował do Sejmu z listy SLD w 1997 r. w okręgu zamojskim. Zdobył niecałe 5 tys. głosów, 3 proc. 18 lat później, w 2015 r. startował po raz drugi do parlamentu. Tym razem z okręgu płockiego. Zrobił lepszy wynik, zagłosowało na niego 13 tys. Wyborców, ale całe ugrupowanie przepadło nie wprowadzając swoich przedstawicieli do Sejmu. W 2018 r. już jako lider SLD walczył o mandat radnego sejmiku mazowieckiego. Bez sukcesu. Dopiero w 2019 r. udało mu się zdobyć mandat w Sosnowcu, najbardziej bezpiecznym dla SLD okręgu, w którym pamięć o Edwardzie Gierku, I sekretarzu PZPR w latach 70., jest wiecznie żywa. Ale już cztery lata później lidera Nowej Lewicy przeskoczył Łukasz Litewka, który z ostatniego miejsca na liście „wykręcił” świetny wynik. Czarzasty z pierwszego miejsca był drugi, a to nigdy nie świadczy dobrze o liderze listy.
Swoją drogą prezydent Kwaśniewski miał osobiste perypetie z Czarzastym. Z jego rekomendacji obecny lider Nowej Lewicy zasiadał w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Gdy wybuchła afera Rywina, czyli światło dzienne ujrzała korupcyjna propozycja, z którą Lew Rywin przyszedł do Adama Michnika, proponując mu korzystne zapisy w nowej ustawie medialnej w zamian za sowity ekwiwalent finansowy, Czarzasty został zaliczony do tzw. „grupy trzymającej władzę”. Chodziło o grupę, która miała wpływ na kształt ustawy medialnej. Wtedy prezydent Aleksander Kwaśniewski zaapelował do swoich przedstawicieli w Radzie – Danuty Waniek, Waldemara Dubaniowskiego i Czarzastego właśnie – by zrezygnowali ze stanowisk w KRRiT.
Gotowość do rezygnacji zgłosili Waniek i Dubaniowski, a Czarzasty powiedział nie. A to o jego dymisję prezydentowi chodziło.
Dariusz Szymczycha, ówczesny szef Kancelarii Kwaśniewskiego, powiedział podczas konferencji prasowej: „Prezydent jest zdziwiony, że do dymisji podali się najlepsi i najbardziej kompetentni członkowie Rady, a nie ci, którzy powinni”. Słynny sekretarz KRRiT, który tak poszerzył swoje kompetencje, że rządził tą instytucją, dotrwał na swoim stanowisku niemal do końca sześcioletniej kadencji, czyli do stycznia 2005 r., gdy został wybrany na szefa Stowarzyszenia Ordynacka. Ale stosunki między nim a Kwaśniewskim przez pewien czas były lodowate.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
