Ile rosyjskich śladów pozostało w polskiej stolicy
Podczas niedawnych obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że uczestniczyłem już w bardzo podobnych uroczystościach. Kwiaty dla kombatantów, podniosłe i chojrackie przemówienia polityków, msze za ojczyznę, koncerty dla tłumów młodzieży oddających hołd bohaterom, wspólne śpiewanie na ulicach frontowych piosenek. Czy były to po prostu reminiscencje z poprzednich powstańczych uroczystości? Nie, w identycznym klimacie patriotycznego poppikniku spędziłem w tym roku 9 maja. Tyle że nie w Warszawie, lecz w Moskwie. Co łączy te dwa miasta? Czy to Warszawa jest moskiewska, czy odwrotnie?
Więcej możesz przeczytać w 37/2008 wydaniu tygodnika e-Wprost .
Archiwalne wydania Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Komentarze
Należy również dodać kilka uwag co do owej niegdysiejszej „rosyjskości” Warszawy, czy w ogóle części Polski zwanej niegdyś Kongresówką. Kolejowe niespodzianki w postaci tuneli, kończących się nagle magistrali, czy wreszcie szerokich torów były przemyślanym pod względem militarnym przedsięwzięciem, a nie egzotyczą fantazją. Los spuścizny żydowskiej nie jest porównywalny z tą rosyjską, łączy je jedynie zapomnienie, to dotyczące spuścizny żydowskiej jest po stokroć tragiczniejsze. Rosyjskie cerkwie z 2 poł. XIX w. na naszych ziemiach nie były znakiem wiary, ale politycznej zemsty i władzy – były takim samym „darem” jak Pałac Kultury i Nauki – budowane planowo, wg schematycznych projektów, z założenia dominujące nad otoczeniem – i tak samo nie zasłużyły na zachowanie w przestrzeni wolnej już od tej zemsty i władzy. By Warszawa była znów sobą, musiałaby albo odzyskać przedwojenny kształt, albo zyskać zupełnie nowy, wolny od sowieckich pałaców i cytadeli - ale to już zadanie dla urbanistów, architektów i inwestorów z wyobraźnią. Burzenie wrażych monumentów nie oznacza niewrażliwości na przeszłość, wręcz przeciwnie!
Bardzo złym pomysłem na zamknięcie swoich rozważań było przywołanie przez pana Macieja Nowaka twórczości Dmitrija Strelnikoffa. Rozebrany sobór nie był niewinną „ofiarą” rzekomo religijnych prześladowań, ale uprzątnięciem z własnej przestrzeni publicznej pozostałości wrażej dominacji. Opisana przez Strelnikoffa scena w urzędzie to przykład imperialno-rosyjskiej arogancji autora, ignorującego federacyjność swojego kraju, a nie rzekomego urzędniczego chamstwa. Obostrzenia dotyczące pobytu w Polsce dotyczą wszystkich cudzoziemców, a nie tylko „kacapów”. Strelnikoff popełnił dla radiowej „Trójki” serię reportaży ze swojego kraju – ot wypisz wymaluj relacje z tzw. wiosek potiomkinowskich – szczęściem od tego czasu w „Trójce” go już nie uświadczysz. Szczęściem - bo być może przekonanie nas co do błędności naszej narracji historycznej czy politycznej było jego zadaniem, a nie własnym pomysłem