Sobotni występ didżeja Tiësto na stadionie Lecha Poznań zakończył bezprecedensowy sezon koncertowy. Zaryzykuję tezę, że w ciągu tych kilku miesięcy w Polsce wystąpiło więcej gwiazd niż w całej historii muzyki pop w naszym kraju. Były światowe gwiazdy (Nelly Furtado, Timbaland, Jay-Z), szacowne „dinozaury" (Clapton, Santana, The Police), „mocarze" (Metallica, Iron Maiden), artyści niszowi (Serge Tankian, Massive Attack), legendarni (Seal, The Prodigy) i „plebejscy” (Rihanna, September). Polski rynek koncertowy ugiął się pod własnym ciężarem, a fani oszaleli. Koncert 50 Centa w Gorzowie Wielkopolskim odwołano z braku zainteresowania, a Snoop Dogg występował na pustawym Torwarze. Najzabawniejsze były jednak zachwyty mediów: że artysta przyjedzie, wystąpi, że to cud, że się udało.Wytłumaczenie tego cudu jest prozaiczne. Artyści przyjeżdżają tu, bo płaci im się taką samą stawkę jak w Niemczech czy Francji. Koncerty dotowane są przez możne koncerny, jak Heineken czy Coca Cola, sprzedające nam swe produkty. Wreszcie korzystny kurs złotówki spowodował taką inwazję artystów amerykańskich.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.