Ubezpieczenie samochodu to nie tylko poważny wydatek. Wybór dobrego ubezpieczyciela i najodpowiedniejszej dla nas polisy może mieć ogromne konsekwencje dla naszej kieszeni i nerwów przez cały rok.
Dwa najważniejsze i jednocześnie najpopularniejsze ubezpieczenia komunikacyjne to ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej (OC) i autocasco (AC) obejmujące przede wszystkim szkody związane z uszkodzeniem pojazdu z winy kierującego oraz z kradzieżą. O czym pamiętać przy umowie o OC?
Ustawodawca oszczędził nam w tym wypadku dylematu „kupić - nie kupić?”, bo jego posiadanie jest obowiązkowe, a jego brak – karany wysokimi mandatami oraz opłatami karnymi na rzecz Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Od tego roku kierowca jeżdżący bez OC zapłaci aż 3200 zł kary. Połowę tej stawki – jeśli spóźni się z zakupem ubezpieczenia mniej niż dwa tygodnie. Nowość polega na tym, że zapominalscy kierowcy mogą zostać ukarani, nawet jeśli nie zatrzyma ich policja. UFG uruchomił od tego roku narzędzie monitorujące bazę danych o ubezpieczonych. Jeśli program zauważy przerwę w ubezpieczeniu OC, taki kierowca może zostać skontrolowany i może zostać na niego nałożona kara. Naprawdę nie warto!
Kara za brak OC jest duża, ale w przypadku poważnego wypadku to i tak tylko ułamek sumy, o jaką może być pozwany sprawca wypadku nieposiadający ważnej polisy OC. Ta chroni kierowcę nie tylko przed kosztami naprawy uszkodzonego pojazdu, ale także wynikającymi z uszczerbku na zdrowiu, jakie mogli ponieść pasażerowie. A to – zwłaszcza w przypadku np. dożywotnich rent – mogą być kwoty astronomiczne.
Czym więc się kierować przy wyborze polisy OC? Większość kierowców odpowie: ceną – i w większości przypadków będą mieli rację. Warto wziąć pod uwagę jeszcze kilka parametrów, zwłaszcza gdy znajdziemy kilka podobnych cenowo ofert.
Po pierwsze – zakres oferowanego do polisy ubezpieczenia assistance. Praktycznie każde towarzystwo dokłada gratis do polisy assistance o minimalnym zakresie świadczeń, tzn. tak naprawdę ograniczającym się do holowania naszego pojazdu z miejsca wypadku do najbliższego warsztatu. Są jednak tacy, którzy walcząc o klienta, dają więcej. Niektórzy – nadal bezpłatnie, a wszyscy – za niewielką składkę. Wykupując rozszerzone assistance, otrzymujemy pakiet gwarantujący holowanie i naprawę, transport kierowcy oraz pasażerów, a także pomoc w drobnych drogowych kłopotach, jak złapana guma, zatrzaśnięte kluczyki czy nieoczekiwany brak benzyny w baku. Czy warto za to płacić minimum dodatkowe kilkadziesiąt złotych? To pytanie przy każdym praktycznie typie ubezpieczenia. Statystycznie rzecz biorąc, zapewne nie będziecie mieli żadnego wypadku, nie skończy wam się benzyna ani nie zatrzaśniecie kluczyków. Z takiego punktu widzenia te – powiedzmy – dodatkowe 100 zł wydane na duży assistance to pieniądze wyrzucone w błoto. Zwłaszcza jeśli szukamy polisy jak najtańszej. Gdy jednak zajdzie którekolwiek z tych zdarzeń, i to tylko jeden, jedyny raz w ciągu roku, poniesiemy koszty kilkakrotnie wyższe niż kwota, którą należałoby zapłacić za assistance…
Podobny jak z assistance dylemat pojawia się, gdy ubezpieczyciel proponuje nam dokupienie ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW). W skrócie – za następne blisko 100 zł rocznie zawieramy polisę, na której podstawie, jeśli przydarzy nam się wypadek, w którym ucierpi kierowca lub pasażerowie, ubezpieczyciel wypłaca odszkodowanie za śmierć lub kalectwo. Czy kupować? Niekoniecznie – zwłaszcza jeśli mamy już wykupione inne NNW (choćby w pracy lub dołożone przez bank do karty kredytowej) albo ubezpieczenie na życie. Takie NNW dokładane do polisy może podnieść składkę do zapłaty nawet o kilkanaście procent. A to dużo, gdy szukamy rozwiązania jak najtańszego.
Wreszcie – zielona karta, czyli ubezpieczenie OC ważne, gdy wyjeżdżamy za granicę. Wciąż wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy, że od czasu wstąpienia do Unii Europejskiej nasze krajowe OC działa we wszystkich państwach członkowskich. Dlatego zielona karta ma sens i znaczenie, gdy wybieramy się albo do naszych wschodnich sąsiadów (Białoruś, Ukraina, Rosja), albo na Bałkany lub do Turcji. Choć zdarzają się lokalne zawirowania – często np. litewska straż graniczna dopytuje o zieloną kartę, mimo że kraj ten należy do Unii, a w przypadku jej braku naciska na polskich kierowców, by ci wykupili dodatkowe, litewskie ubezpieczenie OC.
Jak wybierać AC?
Ubezpieczenie autocasco (AC) to ubezpieczenie dobrowolne. Może obejmować zarówno ubezpieczenie od uszkodzeń pojazdu (zarówno spowodowane przez nas samych, jak i przez sprawcę, którego nie da się ustalić), jak i ubezpieczenie od kradzieży. Wielu kierowców uważa, że nie jest im potrzebne, bo „świetnie jeżdżą” i sami nie powodują szkód, a plaga kradzieży samochodów została opanowana. To prawda, że samochodów kradzionych jest w Polsce z roku na rok coraz mniej, ale też kradzieże to tylko znikoma część szkód zgłaszanych z autocasco. Przede wszystkim autocasco chroni nas wtedy, gdy spowodujemy stłuczkę, a ucierpi nie tylko uderzony pojazd, ale także nasz, pozostawimy gdzieś zaparkowany pojazd i znajdziemy szkodę, do której nikt nie chce się przyznać, a także wówczas, gdy kolizja dotyczy stałych elementów krajobrazu, takich jak np. słupek parkingowy, lub często spotykanych przeszkód naturalnych, jak pryzma lodu.
W tych przypadkach chroni nas autocasco, lecz zakres ochrony jest uzależniony od wariantu ubezpieczenia. Dlatego wykupując ubezpieczenie AC, warto sprawdzić wiele parametrów, które określają zakres odpowiedzialności ubezpieczyciela.
Dobrze zainteresować się, jak ubezpieczyciel zlikwiduje naszą szkodę. W dobrych towarzystwach mamy wybór, czy przyjmujemy kwotę w gotówce na podstawie oględzin rzeczoznawcy, czy też decydujemy się na naprawę w warsztacie, który wystawi fakturę do zapłacenia przez towarzystwo ubezpieczeń. Oba rozwiązania mają wady i zalety. W pierwszym przypadku rzeczoznawca wycenia szkodę na podstawie stawek obowiązujących w towarzystwie ubezpieczeniowym i taką kwotę ubezpieczyciel przelewa na nasze konto. Jeśli znajdziemy warsztat, który wykona naprawę taniej, jesteśmy do przodu – właśnie o różnicę pomiędzy wyceną rzeczoznawcy a faktyczną kwotą do zapłaty. Jeśli nie chcemy bawić się w ganianie po warsztatach i szukanie jak najtańszego rozwiązania, lepszą opcją jest naprawa na podstawie faktury – wtedy nie musimy się o nic martwić. Wstawiamy auto do warsztatu naprawczego i odbieramy naprawione – ubezpieczyciel reguluje rachunek, a my nie martwimy się gotówką przepływającą między warsztatem a ubezpieczycielem.
Wszystkie towarzystwa ubezpieczeniowe przy zawieraniu ubezpieczenia AC pytają na etapie wyliczania składki o udział własny. O co chodzi? Najprościej o to, ile dorzucimy się do rachunku w przypadku naprawy. Przede wszystkim większość towarzystw zakłada minimalny próg naprawy samochodu, od którego działa polisa, a ten ustalają na nie mniej niż 500 zł. Oznacza to, że jeżeli szkoda jest drobna (czyli poniżej przykładowych 500 zł), i tak musimy za naprawę zapłacić sami. Jeżeli jest droższa – i tak zapłacą nam o owe 500 zł mniej. Można udział własny wyłączyć – ale to przynajmniej znów kilkaset złotych więcej w cenie polisy.
Kolejna pułapka to amortyzacja części. Jeżeli nie zapłacimy na wstępie odpowiednio więcej (by zagwarantować sobie wymianę części zawsze na nowe), rzeczoznawca oceni, jak bardzo była zużyta część naszego samochodu w chwili uszkodzenia. Jeśli warsztat wymieni nam ją na nową, ubezpieczyciel zapłaci za nią – ale odejmując np. 20 lub 30 proc. wartości – bo w takim stopniu była już zużyta.
Warto też sprawdzić, czy wybrany wariant AC zapewnia nam wymianę uszkodzonych elementów nie tylko na nowe, ale też oryginalne. Wielu ubezpieczycieli jest przekonanych, że naprawiło nasz pojazd, montując w nim w miejsce części fabrycznych zamienniki. Tylko podpisując odpowiednio skonstruowaną umowę ubezpieczenia, mamy pewność, że część produkowana przez producenta naszego auta zostanie wymieniona na identyczną, a nie np. o połowę tańszy zamiennik.
Wreszcie – ważnym parametrem jest kwestia, czy wypłata odszkodowania zmniejsza kwotę ubezpieczenia. To ważne zwłaszcza przy dużych szkodach. Załóżmy, że nasze auto jest warte według przyjętej wyceny na początku ubezpieczenia np. 30 tys. zł. Mieliśmy poważny wypadek (na dodatek naprawiany bez żadnych kompromisów w autoryzowanym warsztacie) za 20 tys. zł. Pech chciał, że za kilka miesięcy zdarza nam się kolejna naprawa – tym razem za 15 tys. zł. Jeżeli mamy autocasco, które jest ważne bez obniżek wartości pojazdu i sumy ubezpieczenia, spokojnie naprawiamy je na koszt ubezpieczyciela. Jeśli jednak wykupiliśmy wersję bez odnawiania wartości polisy do początkowej wartości, może nas czekać niespodzianka – bo naprawa kosztuje 15 tys. zł, a na naszej polisie zostało tylko 10 tys. zł. Wtedy brakujące 5 tys. zł musimy dorzucić sami.
Warto też zorientować się, czy ubezpieczyciel zapewnia auto zastępcze. Od dłuższego już czasu wyroki sądów sprzyjają poszkodowanym posiadaczom OC, nakazując zapewnienie im auta zastępczego, ale w przypadku AC sądy jasno mówią, że prawo do auta zastępczego z autocasco wynika z umowy między właścicielem pojazdu a towarzystwem ubezpieczeń. Warto więc sprawdzić, czy nasz dostarczyciel AC zapewni nam pojazd na czas naprawy.
Jak nie przepłacić za polisę?
Łukasz Kuryłowicz, kierownik ds. produktów komunikacyjnych, Proama Dlaczego moje ubezpieczenie jest aż tak drogie? Dlaczego sam musiałem naprawić samochód, skoro mam polisę? Oto pięć najczęściej popełnianych błędów, których warto się wystrzegać.
Kupiłem więcej, niż potrzebuję
Chcąc kupić ochronę, jakiej faktycznie potrzebujemy, i uniknąć zbędnych wydatków, powinniśmy szczegółowo wyjaśnić osobie sprzedającej nam polisę nasze indywidualne potrzeby i oczekiwania oraz rzetelnie odpowiedzieć na wszystkie stawiane przez ubezpieczyciela pytania. Nieco trudniej jest wybrać konkretny wariant, np. autocasco (AC) lub assistance, i ocenić realne szanse wykorzystania ochrony, którą wybieramy. Zastanówmy się, czy skorzystamy np. z usług concierge lub night driver, czy wieloletni samochód wymaga napraw w ASO. Zawężenie ochrony do naszych potrzeb miło nas zaskoczy w postaci niższej składki.
Nie wykorzystuję w pełni zniżek
Ubezpieczyciele, za pomocą systemu bonus-malus (BM), uwzględniają w składce okres, przez jaki mieliśmy polisę w przeszłości, oraz zgłaszane przez nas szkody. Poziom zniżki z tytułu bonus-malus zwiększa się z każdym rokiem posiadania przez nas ubezpieczenia komunikacyjnego, w którym nie zgłosimy żadnej szkody. Zniżki możemy także zwiększyć, zmieniając firmę, w której się ubezpieczamy, gdyż część zakładów ubezpieczeń oferuje korzystniejszą klasę BM dla nowych klientów. Na przykład Proama, jako jedyna na rynku, wprowadziła dla bezszkodowych kierowców 70-procentowy bonus-malus. Niektórzy ubezpieczyciele przenoszą również poziom zniżki wypracowanej np. w OC na ACl.
Źle określiłem wersję samochodu
Innym ważnym czynnikiem, który ma wpływ na cenę polisy, jest marka oraz model naszego auta. W przypadku OC największy wpływ na cenę mają masa oraz pojemność silnika, w AC – rynkowa wartość samochodu. Częste błędy w ustaleniu konkretnej wersji pojazdu podczas zakupu polisy, obniżające wartość auta zgłoszonego do ubezpieczenia, mogą doprowadzić do niemiłej niespodzianki w trakcie likwidacji szkody. Z kolei wybranie sumy ubezpieczenia ponad wartość naszego pojazdu (nadubezpieczenie) nie zwiększy kwoty wypłaconego odszkodowania: nie będzie ono wyższe niż wartość pojazdu w dniu zajścia szkody, np. w dniu kradzieży.
Nie wspomniałem o młodym kierowcy
Podczas zawierania umowy prawie zawsze pada pytanie: czy pojazdem będzie się poruszał młody lub niedoświadczony kierowca? Kierowcy legitymujący się prawem jazdy względnie niedługo powodują więcej szkód niż ich bardziej doświadczeni koledzy. Ubezpieczyciele przewidzieli zwyżki w składce, które mają zrekompensować wzrost ryzyka z tym związanego. Gdy taka osoba będzie sprawcą kolizji, ubezpieczyciel nie tylko może zażądać zapłaty dodatkowej składki, ale – w przypadku ubezpieczeń dobrowolnych, jak np. AC – również odmówić wypłaty części lub całości odszkodowania, jeżeli wiek lub doświadczenie kierowcy miały wpływ na powstanie szkody.
Nie skorzystałem z dodatkowych zniżek
Dodatkowe, choć niewielkie zniżki w składce możemy również uzyskać, odpowiednio wybierając sposób płatności za polisę. U części ubezpieczycieli dostaniemy zniżkę nie tylko za płatność jednorazową, lecz także np. za płatność kartą kredytową. Istnieje wiele sposobów, dzięki którym możemy obniżyć cenę naszego ubezpieczenia i zabezpieczyć się przed niemiłymi sytuacjami w momencie ewentualnej likwidacji szkody.
Dobre ceny dla dobrych kierowców
Bartosz Olszycki, dyrektor Biura Rozwoju Ubezpieczeń Komunikacyjnych TUiR Warta
Ubezpieczyciele na całym świecie szukają sposobu, żeby przyciągnąć ostrożnych kierowców niskimi składkami, a wyższymi obciążyć tylko tych, którzy powodują wiele szkód. Polska nie jest pod tym względem wyjątkiem. Towarzystwa, dysponując coraz lepszymi systemami informatycznymi, dodają coraz więcej parametrów oceny ryzyka ubezpieczeniowego.
Kluczowa jest oczywiście historia szkodowa. Jej analiza dla setek tysięcy klientów Warty pokazała ciekawą prawidłowość. Jeśli ktoś w ciągu trzech ostatnich lat nie miał szkód, to prawdopodobieństwo, że zdarzy się ona w najbliższym czasie, jest wyraźnie niższe, niż gdy te szkody występowały. Dlatego postanowiliśmy wprowadzić rewolucyjną zmianę w systemie zniżek i zwyżek (bonus-malus) i przyznawać maksymalne zniżki za brak szkód już po trzech-czterech latach jazdy bez wypadku. Każdy posiadacz samochodu wie, że na takie zniżki pracuje się w większości towarzystw aż siedem lat. Wprowadzając to rozwiązanie, przyjęliśmy, że lepsza jest rzeczywista informacja o krótszym okresie niż deklaracja klienta w zakresie historii sześcio-siedmioletniej. Teraz możemy sami, od razu przy zawieraniu umowy, sprawdzać liczbę szkód spowodowanych przez klienta (nie tylko jego samochodem) w bazie danych Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Zebrane tam informacje o szkodach spowodowanych przez daną osobę pozwalają w większym stopniu uzależniać zniżki od tego, jak dany klient jeździ, a nie tylko od tego, jak często jego samochód brał udział w wypadku.
Dało nam to możliwość wprowadzenia innych ciekawych rozwiązań. Na przykład osoby mające prawo jazdy od kilku lat i jeżdżące samochodem firmowym mogą od razu liczyć na wysokie zniżki za brak szkód, gdy ubezpieczają swój pierwszy własny pojazd. Do niedawna trzeba było czekać kilka lat, żeby wypracować sobie historię szkodową związaną z posiadaniem polis dla danego auta. Uniemożliwiliśmy też młodym kierowcom obniżanie składek za ubezpieczenia metodą „na rodzica”, czyli przez dopisanie doświadczonego kierowcy jako współposiadacza pojazdu i korzystanie z jego zniżek. W Warcie przyjmujemy w takich wypadkach stawkę dla klienta niosącego za sobą wyższe ryzyko. To rozwiązanie niechętnie przyjęte przez młodych klientów. Jednak ci bardziej doświadczeni skorzystali na tym, bo możemy im zaproponować atrakcyjne stawki za ubezpieczenia.
Ustawodawca oszczędził nam w tym wypadku dylematu „kupić - nie kupić?”, bo jego posiadanie jest obowiązkowe, a jego brak – karany wysokimi mandatami oraz opłatami karnymi na rzecz Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Od tego roku kierowca jeżdżący bez OC zapłaci aż 3200 zł kary. Połowę tej stawki – jeśli spóźni się z zakupem ubezpieczenia mniej niż dwa tygodnie. Nowość polega na tym, że zapominalscy kierowcy mogą zostać ukarani, nawet jeśli nie zatrzyma ich policja. UFG uruchomił od tego roku narzędzie monitorujące bazę danych o ubezpieczonych. Jeśli program zauważy przerwę w ubezpieczeniu OC, taki kierowca może zostać skontrolowany i może zostać na niego nałożona kara. Naprawdę nie warto!
Kara za brak OC jest duża, ale w przypadku poważnego wypadku to i tak tylko ułamek sumy, o jaką może być pozwany sprawca wypadku nieposiadający ważnej polisy OC. Ta chroni kierowcę nie tylko przed kosztami naprawy uszkodzonego pojazdu, ale także wynikającymi z uszczerbku na zdrowiu, jakie mogli ponieść pasażerowie. A to – zwłaszcza w przypadku np. dożywotnich rent – mogą być kwoty astronomiczne.
Czym więc się kierować przy wyborze polisy OC? Większość kierowców odpowie: ceną – i w większości przypadków będą mieli rację. Warto wziąć pod uwagę jeszcze kilka parametrów, zwłaszcza gdy znajdziemy kilka podobnych cenowo ofert.
Po pierwsze – zakres oferowanego do polisy ubezpieczenia assistance. Praktycznie każde towarzystwo dokłada gratis do polisy assistance o minimalnym zakresie świadczeń, tzn. tak naprawdę ograniczającym się do holowania naszego pojazdu z miejsca wypadku do najbliższego warsztatu. Są jednak tacy, którzy walcząc o klienta, dają więcej. Niektórzy – nadal bezpłatnie, a wszyscy – za niewielką składkę. Wykupując rozszerzone assistance, otrzymujemy pakiet gwarantujący holowanie i naprawę, transport kierowcy oraz pasażerów, a także pomoc w drobnych drogowych kłopotach, jak złapana guma, zatrzaśnięte kluczyki czy nieoczekiwany brak benzyny w baku. Czy warto za to płacić minimum dodatkowe kilkadziesiąt złotych? To pytanie przy każdym praktycznie typie ubezpieczenia. Statystycznie rzecz biorąc, zapewne nie będziecie mieli żadnego wypadku, nie skończy wam się benzyna ani nie zatrzaśniecie kluczyków. Z takiego punktu widzenia te – powiedzmy – dodatkowe 100 zł wydane na duży assistance to pieniądze wyrzucone w błoto. Zwłaszcza jeśli szukamy polisy jak najtańszej. Gdy jednak zajdzie którekolwiek z tych zdarzeń, i to tylko jeden, jedyny raz w ciągu roku, poniesiemy koszty kilkakrotnie wyższe niż kwota, którą należałoby zapłacić za assistance…
Podobny jak z assistance dylemat pojawia się, gdy ubezpieczyciel proponuje nam dokupienie ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW). W skrócie – za następne blisko 100 zł rocznie zawieramy polisę, na której podstawie, jeśli przydarzy nam się wypadek, w którym ucierpi kierowca lub pasażerowie, ubezpieczyciel wypłaca odszkodowanie za śmierć lub kalectwo. Czy kupować? Niekoniecznie – zwłaszcza jeśli mamy już wykupione inne NNW (choćby w pracy lub dołożone przez bank do karty kredytowej) albo ubezpieczenie na życie. Takie NNW dokładane do polisy może podnieść składkę do zapłaty nawet o kilkanaście procent. A to dużo, gdy szukamy rozwiązania jak najtańszego.
Wreszcie – zielona karta, czyli ubezpieczenie OC ważne, gdy wyjeżdżamy za granicę. Wciąż wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy, że od czasu wstąpienia do Unii Europejskiej nasze krajowe OC działa we wszystkich państwach członkowskich. Dlatego zielona karta ma sens i znaczenie, gdy wybieramy się albo do naszych wschodnich sąsiadów (Białoruś, Ukraina, Rosja), albo na Bałkany lub do Turcji. Choć zdarzają się lokalne zawirowania – często np. litewska straż graniczna dopytuje o zieloną kartę, mimo że kraj ten należy do Unii, a w przypadku jej braku naciska na polskich kierowców, by ci wykupili dodatkowe, litewskie ubezpieczenie OC.
Jak wybierać AC?
Ubezpieczenie autocasco (AC) to ubezpieczenie dobrowolne. Może obejmować zarówno ubezpieczenie od uszkodzeń pojazdu (zarówno spowodowane przez nas samych, jak i przez sprawcę, którego nie da się ustalić), jak i ubezpieczenie od kradzieży. Wielu kierowców uważa, że nie jest im potrzebne, bo „świetnie jeżdżą” i sami nie powodują szkód, a plaga kradzieży samochodów została opanowana. To prawda, że samochodów kradzionych jest w Polsce z roku na rok coraz mniej, ale też kradzieże to tylko znikoma część szkód zgłaszanych z autocasco. Przede wszystkim autocasco chroni nas wtedy, gdy spowodujemy stłuczkę, a ucierpi nie tylko uderzony pojazd, ale także nasz, pozostawimy gdzieś zaparkowany pojazd i znajdziemy szkodę, do której nikt nie chce się przyznać, a także wówczas, gdy kolizja dotyczy stałych elementów krajobrazu, takich jak np. słupek parkingowy, lub często spotykanych przeszkód naturalnych, jak pryzma lodu.
W tych przypadkach chroni nas autocasco, lecz zakres ochrony jest uzależniony od wariantu ubezpieczenia. Dlatego wykupując ubezpieczenie AC, warto sprawdzić wiele parametrów, które określają zakres odpowiedzialności ubezpieczyciela.
Dobrze zainteresować się, jak ubezpieczyciel zlikwiduje naszą szkodę. W dobrych towarzystwach mamy wybór, czy przyjmujemy kwotę w gotówce na podstawie oględzin rzeczoznawcy, czy też decydujemy się na naprawę w warsztacie, który wystawi fakturę do zapłacenia przez towarzystwo ubezpieczeń. Oba rozwiązania mają wady i zalety. W pierwszym przypadku rzeczoznawca wycenia szkodę na podstawie stawek obowiązujących w towarzystwie ubezpieczeniowym i taką kwotę ubezpieczyciel przelewa na nasze konto. Jeśli znajdziemy warsztat, który wykona naprawę taniej, jesteśmy do przodu – właśnie o różnicę pomiędzy wyceną rzeczoznawcy a faktyczną kwotą do zapłaty. Jeśli nie chcemy bawić się w ganianie po warsztatach i szukanie jak najtańszego rozwiązania, lepszą opcją jest naprawa na podstawie faktury – wtedy nie musimy się o nic martwić. Wstawiamy auto do warsztatu naprawczego i odbieramy naprawione – ubezpieczyciel reguluje rachunek, a my nie martwimy się gotówką przepływającą między warsztatem a ubezpieczycielem.
Wszystkie towarzystwa ubezpieczeniowe przy zawieraniu ubezpieczenia AC pytają na etapie wyliczania składki o udział własny. O co chodzi? Najprościej o to, ile dorzucimy się do rachunku w przypadku naprawy. Przede wszystkim większość towarzystw zakłada minimalny próg naprawy samochodu, od którego działa polisa, a ten ustalają na nie mniej niż 500 zł. Oznacza to, że jeżeli szkoda jest drobna (czyli poniżej przykładowych 500 zł), i tak musimy za naprawę zapłacić sami. Jeżeli jest droższa – i tak zapłacą nam o owe 500 zł mniej. Można udział własny wyłączyć – ale to przynajmniej znów kilkaset złotych więcej w cenie polisy.
Kolejna pułapka to amortyzacja części. Jeżeli nie zapłacimy na wstępie odpowiednio więcej (by zagwarantować sobie wymianę części zawsze na nowe), rzeczoznawca oceni, jak bardzo była zużyta część naszego samochodu w chwili uszkodzenia. Jeśli warsztat wymieni nam ją na nową, ubezpieczyciel zapłaci za nią – ale odejmując np. 20 lub 30 proc. wartości – bo w takim stopniu była już zużyta.
Warto też sprawdzić, czy wybrany wariant AC zapewnia nam wymianę uszkodzonych elementów nie tylko na nowe, ale też oryginalne. Wielu ubezpieczycieli jest przekonanych, że naprawiło nasz pojazd, montując w nim w miejsce części fabrycznych zamienniki. Tylko podpisując odpowiednio skonstruowaną umowę ubezpieczenia, mamy pewność, że część produkowana przez producenta naszego auta zostanie wymieniona na identyczną, a nie np. o połowę tańszy zamiennik.
Wreszcie – ważnym parametrem jest kwestia, czy wypłata odszkodowania zmniejsza kwotę ubezpieczenia. To ważne zwłaszcza przy dużych szkodach. Załóżmy, że nasze auto jest warte według przyjętej wyceny na początku ubezpieczenia np. 30 tys. zł. Mieliśmy poważny wypadek (na dodatek naprawiany bez żadnych kompromisów w autoryzowanym warsztacie) za 20 tys. zł. Pech chciał, że za kilka miesięcy zdarza nam się kolejna naprawa – tym razem za 15 tys. zł. Jeżeli mamy autocasco, które jest ważne bez obniżek wartości pojazdu i sumy ubezpieczenia, spokojnie naprawiamy je na koszt ubezpieczyciela. Jeśli jednak wykupiliśmy wersję bez odnawiania wartości polisy do początkowej wartości, może nas czekać niespodzianka – bo naprawa kosztuje 15 tys. zł, a na naszej polisie zostało tylko 10 tys. zł. Wtedy brakujące 5 tys. zł musimy dorzucić sami.
Warto też zorientować się, czy ubezpieczyciel zapewnia auto zastępcze. Od dłuższego już czasu wyroki sądów sprzyjają poszkodowanym posiadaczom OC, nakazując zapewnienie im auta zastępczego, ale w przypadku AC sądy jasno mówią, że prawo do auta zastępczego z autocasco wynika z umowy między właścicielem pojazdu a towarzystwem ubezpieczeń. Warto więc sprawdzić, czy nasz dostarczyciel AC zapewni nam pojazd na czas naprawy.
Jak nie przepłacić za polisę?
Łukasz Kuryłowicz, kierownik ds. produktów komunikacyjnych, Proama Dlaczego moje ubezpieczenie jest aż tak drogie? Dlaczego sam musiałem naprawić samochód, skoro mam polisę? Oto pięć najczęściej popełnianych błędów, których warto się wystrzegać.
Kupiłem więcej, niż potrzebuję
Chcąc kupić ochronę, jakiej faktycznie potrzebujemy, i uniknąć zbędnych wydatków, powinniśmy szczegółowo wyjaśnić osobie sprzedającej nam polisę nasze indywidualne potrzeby i oczekiwania oraz rzetelnie odpowiedzieć na wszystkie stawiane przez ubezpieczyciela pytania. Nieco trudniej jest wybrać konkretny wariant, np. autocasco (AC) lub assistance, i ocenić realne szanse wykorzystania ochrony, którą wybieramy. Zastanówmy się, czy skorzystamy np. z usług concierge lub night driver, czy wieloletni samochód wymaga napraw w ASO. Zawężenie ochrony do naszych potrzeb miło nas zaskoczy w postaci niższej składki.
Nie wykorzystuję w pełni zniżek
Ubezpieczyciele, za pomocą systemu bonus-malus (BM), uwzględniają w składce okres, przez jaki mieliśmy polisę w przeszłości, oraz zgłaszane przez nas szkody. Poziom zniżki z tytułu bonus-malus zwiększa się z każdym rokiem posiadania przez nas ubezpieczenia komunikacyjnego, w którym nie zgłosimy żadnej szkody. Zniżki możemy także zwiększyć, zmieniając firmę, w której się ubezpieczamy, gdyż część zakładów ubezpieczeń oferuje korzystniejszą klasę BM dla nowych klientów. Na przykład Proama, jako jedyna na rynku, wprowadziła dla bezszkodowych kierowców 70-procentowy bonus-malus. Niektórzy ubezpieczyciele przenoszą również poziom zniżki wypracowanej np. w OC na ACl.
Źle określiłem wersję samochodu
Innym ważnym czynnikiem, który ma wpływ na cenę polisy, jest marka oraz model naszego auta. W przypadku OC największy wpływ na cenę mają masa oraz pojemność silnika, w AC – rynkowa wartość samochodu. Częste błędy w ustaleniu konkretnej wersji pojazdu podczas zakupu polisy, obniżające wartość auta zgłoszonego do ubezpieczenia, mogą doprowadzić do niemiłej niespodzianki w trakcie likwidacji szkody. Z kolei wybranie sumy ubezpieczenia ponad wartość naszego pojazdu (nadubezpieczenie) nie zwiększy kwoty wypłaconego odszkodowania: nie będzie ono wyższe niż wartość pojazdu w dniu zajścia szkody, np. w dniu kradzieży.
Nie wspomniałem o młodym kierowcy
Podczas zawierania umowy prawie zawsze pada pytanie: czy pojazdem będzie się poruszał młody lub niedoświadczony kierowca? Kierowcy legitymujący się prawem jazdy względnie niedługo powodują więcej szkód niż ich bardziej doświadczeni koledzy. Ubezpieczyciele przewidzieli zwyżki w składce, które mają zrekompensować wzrost ryzyka z tym związanego. Gdy taka osoba będzie sprawcą kolizji, ubezpieczyciel nie tylko może zażądać zapłaty dodatkowej składki, ale – w przypadku ubezpieczeń dobrowolnych, jak np. AC – również odmówić wypłaty części lub całości odszkodowania, jeżeli wiek lub doświadczenie kierowcy miały wpływ na powstanie szkody.
Nie skorzystałem z dodatkowych zniżek
Dodatkowe, choć niewielkie zniżki w składce możemy również uzyskać, odpowiednio wybierając sposób płatności za polisę. U części ubezpieczycieli dostaniemy zniżkę nie tylko za płatność jednorazową, lecz także np. za płatność kartą kredytową. Istnieje wiele sposobów, dzięki którym możemy obniżyć cenę naszego ubezpieczenia i zabezpieczyć się przed niemiłymi sytuacjami w momencie ewentualnej likwidacji szkody.
Dobre ceny dla dobrych kierowców
Bartosz Olszycki, dyrektor Biura Rozwoju Ubezpieczeń Komunikacyjnych TUiR Warta
Ubezpieczyciele na całym świecie szukają sposobu, żeby przyciągnąć ostrożnych kierowców niskimi składkami, a wyższymi obciążyć tylko tych, którzy powodują wiele szkód. Polska nie jest pod tym względem wyjątkiem. Towarzystwa, dysponując coraz lepszymi systemami informatycznymi, dodają coraz więcej parametrów oceny ryzyka ubezpieczeniowego.
Kluczowa jest oczywiście historia szkodowa. Jej analiza dla setek tysięcy klientów Warty pokazała ciekawą prawidłowość. Jeśli ktoś w ciągu trzech ostatnich lat nie miał szkód, to prawdopodobieństwo, że zdarzy się ona w najbliższym czasie, jest wyraźnie niższe, niż gdy te szkody występowały. Dlatego postanowiliśmy wprowadzić rewolucyjną zmianę w systemie zniżek i zwyżek (bonus-malus) i przyznawać maksymalne zniżki za brak szkód już po trzech-czterech latach jazdy bez wypadku. Każdy posiadacz samochodu wie, że na takie zniżki pracuje się w większości towarzystw aż siedem lat. Wprowadzając to rozwiązanie, przyjęliśmy, że lepsza jest rzeczywista informacja o krótszym okresie niż deklaracja klienta w zakresie historii sześcio-siedmioletniej. Teraz możemy sami, od razu przy zawieraniu umowy, sprawdzać liczbę szkód spowodowanych przez klienta (nie tylko jego samochodem) w bazie danych Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Zebrane tam informacje o szkodach spowodowanych przez daną osobę pozwalają w większym stopniu uzależniać zniżki od tego, jak dany klient jeździ, a nie tylko od tego, jak często jego samochód brał udział w wypadku.
Dało nam to możliwość wprowadzenia innych ciekawych rozwiązań. Na przykład osoby mające prawo jazdy od kilku lat i jeżdżące samochodem firmowym mogą od razu liczyć na wysokie zniżki za brak szkód, gdy ubezpieczają swój pierwszy własny pojazd. Do niedawna trzeba było czekać kilka lat, żeby wypracować sobie historię szkodową związaną z posiadaniem polis dla danego auta. Uniemożliwiliśmy też młodym kierowcom obniżanie składek za ubezpieczenia metodą „na rodzica”, czyli przez dopisanie doświadczonego kierowcy jako współposiadacza pojazdu i korzystanie z jego zniżek. W Warcie przyjmujemy w takich wypadkach stawkę dla klienta niosącego za sobą wyższe ryzyko. To rozwiązanie niechętnie przyjęte przez młodych klientów. Jednak ci bardziej doświadczeni skorzystali na tym, bo możemy im zaproponować atrakcyjne stawki za ubezpieczenia.

Więcej możesz przeczytać w 5/2013 wydaniu tygodnika „Wprost”
Zamów w prenumeracie
lub w wersji elektronicznej:
Komentarze