Dubbing może uratować usychające polskie kino Grałem w filmie z Robertem De Niro i Martinem Scorsese - stwierdził amerykański komik Jack Black na ostatnim festiwalu w Cannes. Wypowiedź tę skwitowano wybuchem śmiechu, bo Black promował najnowszą amerykańską animację "Rybki z ferajny". Ale komik miał rację: razem z De Niro i Scorsese podkładał głos pod animowaną postać. W Polsce podobnie jak amerykański komik żartowała w rozmowie z "Wprost" Małgorzata Kożuchowska: "Na ekranie spotkałam się już z Bradem Pittem, a teraz z Arnoldem Schwarzeneggerem. Nie wszystkie polskie aktorki mogą się tym pochwalić". Kożuchowska użyczyła swego głosu w polskiej wersji językowej filmu "W 80 dni dookoła świata", w którym pojawił się gościnnie obecny gubernator Kalifornii. Z kolei jej współpraca z Pittem to podkładanie głosu w filmie "Kalifornia". Obie formy dubbingu: w filmach animowanych i fabularnych od kilku lat przeżywają prawdziwy rozkwit, przyciągając największe gwiazdy kina, a także globalne celebrities. Pogardzany jeszcze kilka lat temu dubbing stał się samodzielnym gatunkiem filmowym, nie tylko przyciągającym, ale wręcz kreującym gwiazdy.
![](http://www.wprost.pl/G/wprost_gfx/1142/s112k.jpg)
Ojciec chrzestny Katzenberg
![](http://www.wprost.pl/G/wprost_gfx/1142/s112p.jpg)
Latami dubbing był przez aktorów filmowych uważany za uciążliwą, nisko płatną chałturę. Obecnie coraz częściej podkładany głos jest ważniejszy od gestu czy mimiki występującego w oryginale aktora. A w produkcjach animowanych jest wręcz najważniejszy. Dlatego hollywoodzkie gwiazdy od kilku lat uważają grę w filmach animowanych za zajęcie szlachetne, tym bardziej że niewiele gorzej płatne niż role w fabule.
Aktor Will Smith zapytany, co skłoniło go do przyjęcia roli w kreskówce, odpowiedział żartobliwie: "Nie odmawia się Jeffreyowi Katzenbergowi". To właśnie Katzenbergowi, producentowi "Rybek", kino zawdzięcza rozkwit wysokobudżetowych animacji i ich dzisiejszy status superprzebojów. Były szef Disneya (to on był ojcem wielkiego sukcesu "Króla Lwa") jest obecnie jednym z szefów wytwórni Dreamworks (obok reżysera i producenta Stevena Spielberga oraz założyciela wytwórni muzycznych Asylum i Geffen Records Davida Geffena). Katzenberg rządzi oddziałem Dreamworks do spraw animacji. To on wyprodukował trzy lata temu "Shreka", a w tym roku jego drugą część wprowadził na trzecie miejsce największych amerykańskich hitów filmowych wszech czasów. To Katzenberg wymyślił, by głosy w jego animacjach podkładały największe nazwiska Hollywood. Potem zadziałało sprzężenie zwrotne: gdy dzięki udziałowi gwiazd w kreskówkach zdobyły one popularność znacznie wykraczającą poza wcześniejsze ramy Disneyowskiego kina familijnego, ten gatunek przyciągnął kolejnych głośnych aktorów, a potem celebrities.
Gwiazdy chętnie uczestniczą w podkładaniu głosów do animacji, bo ten gatunek stwarza coraz większe możliwości. Obecnie tworzenie filmu animowanego rozpoczyna się od nagrania przez aktorów dialogów, a dopiero potem do ich głosów rysuje się obrazki. Twórcy filmów często kręcą na wideo całe sesje w studiu nagraniowym, by potem, tworząc film, korzystać z mimiki konkretnego aktora. Coraz częściej zdarza się, że w animowanej postaci rozpoznajemy charakterystyczne gesty, grymasy czy wręcz rysy twarzy gwiazdora. Pierwszym przedsięwzięciem, przy którym głośno było o wzorowaniu się na aktorze, był film "Ostatni smok" z 1996 r. Obok aktorów jedną z głównych ról grał wygenerowany komputerowo kilkumetrowy ziejący ogniem jaszczur o głosie i mimice Seana Connery`ego.
Aktorzy do słuchania
Pod wpływem sukcesów Katzenberga i jego amerykańskich naśladowców zmieniło się tworzenie poszczególnych wersji językowych animacji, a potem fabuł. - Amerykanie, sprzedając na lokalne rynki "Shreka", żądali, by aktorzy podkładający głosy odpowiadali oryginałom renomą i popularnością w swoim kraju - mówi "Wprost" Jerzy Stuhr, podkładający głos pod osła w "Shreku". Dlatego w Polsce miejsce Eddiego Murphy`ego i Mike`a Myersa zajęli Jerzy Stuhr i Zbigniew Zamachowski. Efekt był podobny jak w USA: setki tysięcy osób poszło do kin, posłuchać nowej, rewelacyjnej komediowej kreacji Stuhra, a nie po prostu na nową kreskówkę. Disneyowski film dla najmłodszych "Mój brat niedźwiedź", który zadebiutował w Polsce w styczniu tego roku, przyciągnął do kin ponad milion widzów przede wszystkim dzięki Zenonowi Laskowikowi i Andrzejowi Grabowskiemu, świetnie obsadzonym w drugoplanowych rolach łosi.
Obecnie coraz więcej filmów w Polsce jest dubbingowanych i to coraz lepiej, czyli przez coraz lepszych aktorów. W "Planecie skarbów" można było usłyszeć Janusza Gajosa i Joannę Szczepkowską, w "Garfieldzie" tytułowym kotem był Marek Kondrat. Po pamiętnym epizodzie Wojciecha Manna w "Shreku 2" zapanowała u nas moda na zapraszanie do udziału w dubbingu również celebrities. We francuskiej komedii "RRRrrrr!!!" słychać kabareciarza Grzegorza Halamę, w "Rybkach z ferajny" pojawia się na chwilę Monika Olejnik, a w "Iniemamocnych" - animacji firmy Pixar (premiera w listopadzie) - obok Piotra Fronczewskiego pojawi się Kora.
To, że dubbing stał się odrębnym gatunkiem, stawiającym coraz wyższe wymagania, jest szansą dla polskiego kina, a przede wszystkim dla najlepszych aktorów. Ci ostatni, nie bardzo mając co grać, mogą utrzymać formę, dubbingując znane animacje, a coraz częściej i fabuły.
Więcej możesz przeczytać w 42/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.