Rozmowa z Donaldem Tuskiem, liderem Platformy Obywatelskiej, wicemarszałkiem Sejmu
Marcin Dzierżanowski: Jak się panu demontuje III RP?
Donald Tusk: Jeśli jako opozycja coś demontujemy, to przestępcze związki miedzy politykami, biznesem i służbami specjalnymi. To służy ocaleniu fundamentów państwa, a nie jego rozkładowi.
- Prezydent twierdzi co innego.
- Puszczają mu nerwy. Jego atak na opozycję i media jest próbą zatrzymania procesu dochodzenia do prawdy o ciemnych stronach życia politycznego. Prawdopodobnie dlatego, że tak wiele tropów w sprawie Orlenu prowadzi w okolice jego pałacu.
- Sugeruje pan, że Kwaśniewski ma coś do ukrycia?
- Tego nie wiem. Widać jednak, że w sprawie Orlenu nie jest obiektywny i że nie zależy mu na jej wyjaśnieniu.
- Czy pan, inni liderzy PO i PiS w swym radykalizmie staliście się zakładnikami Romana Giertycha, jak twierdzi SLD?
- Bajki. Dużej części polityków i komentatorów zależy na tym, żeby nas tak przedstawić. Łapią się za głowę i krzyczą: "Boże! Jest tak fajnie! Mamy dobry rząd, kwitnącą gospodarkę. I nagle przychodzą brutale w postaci Tuska, Rokity, Kaczyńskiego i Giertycha i chcą nam rozwalić ten miły, ciepły świat". Wśród autorów takich opinii są i prezydent, i redaktor naczelny jednego z dzienników, i wielki biznesmen. Nie rozumieją, że Polakom ich świat kojarzy się z korupcją i kłamstwem, że pragną zmiany równie mocno jak opozycja.
- Gdy nazywa pan polityków "klasą próżniaczą" czy domaga się likwidacji Senatu, można odnieść wrażenie, że pan nie ma z tymi elitami nic wspólnego.
- Nigdy tak nie twierdziłem. Po roku zasiadania w Senacie ogłosiłem, że ta izba jest zbędna. To było sześć lat temu. Rozpoczęta wówczas batalia o ograniczenie przywilejów władzy przynosi już pierwsze efekty. Kończy się czas blichtru, kosztownych dekoracji.
- Ale nie spakował pan walizek i nie wrócił do domu pisać kolejnej książki o Gdańsku.
- Walizek nie spakowałem, książki nie napisałem. Ale uparłem się, żeby tę walkę wygrać. Najpierw powiedzieliśmy: "król jest nagi". Potem zebraliśmy ludzi, którzy myślą podobnie. A teraz zmienimy konstytucję.
- Nie jest tak, że PO rzuca chwytliwe hasła, żeby wypromować pana na prezydenta?
- Chcemy wypromować lepszy ustrój. A decyzję o tym, czy będę kandydował, podejmę później.
- Chce pan?
- "Chcę, ale nie muszę". Jeśli jednak na wiosnę razem z platformą zdecydujemy się na start, to już się nie wycofam. Nawet na rzecz Lecha Kaczyńskiego.
- Ma pan już koncepcję swojej prezydentury?
- Mam wizję prezydentury niezależnie od tego, kto ją będzie sprawował. Polska potrzebuje prezydenta twardego i zdecydowanego. Takiego, który czyści prawo, wetując wadliwe ustawy i korzysta z inicjatywy ustawodawczej, by usunąć złe
i niepotrzebne przepisy. W tym celu trzeba zwiększyć jego pozycję ustrojową. Kompetencje Senatu, który chcemy zlikwidować, muszą przejść na prezydenta. Tak by mógł on zgłaszać poprawki do ustaw.
- A styl prezydentury?
- Pora skończyć z całym tym bizancjum, które stworzył wokół siebie prezydent Aleksander Kwaśniewski. Kończy się czas polityki pustych gestów i uśmiechów. Przyszły prezydent nie musi być lubiany przez wszystkich, musi być skuteczny. Mniej wyjazdów na olimpiady i mundiale, więcej konkretów i powściągliwości.
- Pan jako kibic chyba też by nie wytrzymał i pojechał na mundial...
- Ale za własne pieniądze.
Donald Tusk: Jeśli jako opozycja coś demontujemy, to przestępcze związki miedzy politykami, biznesem i służbami specjalnymi. To służy ocaleniu fundamentów państwa, a nie jego rozkładowi.
- Prezydent twierdzi co innego.
- Puszczają mu nerwy. Jego atak na opozycję i media jest próbą zatrzymania procesu dochodzenia do prawdy o ciemnych stronach życia politycznego. Prawdopodobnie dlatego, że tak wiele tropów w sprawie Orlenu prowadzi w okolice jego pałacu.
- Sugeruje pan, że Kwaśniewski ma coś do ukrycia?
- Tego nie wiem. Widać jednak, że w sprawie Orlenu nie jest obiektywny i że nie zależy mu na jej wyjaśnieniu.
- Czy pan, inni liderzy PO i PiS w swym radykalizmie staliście się zakładnikami Romana Giertycha, jak twierdzi SLD?
- Bajki. Dużej części polityków i komentatorów zależy na tym, żeby nas tak przedstawić. Łapią się za głowę i krzyczą: "Boże! Jest tak fajnie! Mamy dobry rząd, kwitnącą gospodarkę. I nagle przychodzą brutale w postaci Tuska, Rokity, Kaczyńskiego i Giertycha i chcą nam rozwalić ten miły, ciepły świat". Wśród autorów takich opinii są i prezydent, i redaktor naczelny jednego z dzienników, i wielki biznesmen. Nie rozumieją, że Polakom ich świat kojarzy się z korupcją i kłamstwem, że pragną zmiany równie mocno jak opozycja.
- Gdy nazywa pan polityków "klasą próżniaczą" czy domaga się likwidacji Senatu, można odnieść wrażenie, że pan nie ma z tymi elitami nic wspólnego.
- Nigdy tak nie twierdziłem. Po roku zasiadania w Senacie ogłosiłem, że ta izba jest zbędna. To było sześć lat temu. Rozpoczęta wówczas batalia o ograniczenie przywilejów władzy przynosi już pierwsze efekty. Kończy się czas blichtru, kosztownych dekoracji.
- Ale nie spakował pan walizek i nie wrócił do domu pisać kolejnej książki o Gdańsku.
- Walizek nie spakowałem, książki nie napisałem. Ale uparłem się, żeby tę walkę wygrać. Najpierw powiedzieliśmy: "król jest nagi". Potem zebraliśmy ludzi, którzy myślą podobnie. A teraz zmienimy konstytucję.
- Nie jest tak, że PO rzuca chwytliwe hasła, żeby wypromować pana na prezydenta?
- Chcemy wypromować lepszy ustrój. A decyzję o tym, czy będę kandydował, podejmę później.
- Chce pan?
- "Chcę, ale nie muszę". Jeśli jednak na wiosnę razem z platformą zdecydujemy się na start, to już się nie wycofam. Nawet na rzecz Lecha Kaczyńskiego.
- Ma pan już koncepcję swojej prezydentury?
- Mam wizję prezydentury niezależnie od tego, kto ją będzie sprawował. Polska potrzebuje prezydenta twardego i zdecydowanego. Takiego, który czyści prawo, wetując wadliwe ustawy i korzysta z inicjatywy ustawodawczej, by usunąć złe
i niepotrzebne przepisy. W tym celu trzeba zwiększyć jego pozycję ustrojową. Kompetencje Senatu, który chcemy zlikwidować, muszą przejść na prezydenta. Tak by mógł on zgłaszać poprawki do ustaw.
- A styl prezydentury?
- Pora skończyć z całym tym bizancjum, które stworzył wokół siebie prezydent Aleksander Kwaśniewski. Kończy się czas polityki pustych gestów i uśmiechów. Przyszły prezydent nie musi być lubiany przez wszystkich, musi być skuteczny. Mniej wyjazdów na olimpiady i mundiale, więcej konkretów i powściągliwości.
- Pan jako kibic chyba też by nie wytrzymał i pojechał na mundial...
- Ale za własne pieniądze.
Więcej możesz przeczytać w 48/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.