Jak bezpieka inwigilowała Karola Wojtyłę
Sprawa agenta noszącego pseudonimy Dominik i Hejnał tylko podgrzała dyskusję o inwigilowaniu Kościoła przez tajne służby komunistycznego państwa. Trudno się dziwić, że najwięcej emocji wywołuje otoczenie Jana Pawła II, zarówno w okresie pontyfikatu, jak też w czasach, gdy był krakowskim metropolitą. Kościół zaczęto jednak rozpracowywać, zanim skończyła się II wojna światowa. Historycy IPN, m.in. Adam Dziurok, za początek inwigilacji Kościoła przyjmują objęcie przez Julię Brystygierową kierownictwa Wydziału III Departamentu I Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, czyli grudzień 1944 r. Potem już tylko rozrastały się struktury powołane do ograniczania i zwalczania wpływów duchowieństwa katolickiego w polskim społeczeństwie.
Do sierpnia 1989 r. istniał w organach bezpieczeństwa PRL wyodrębniony i najbardziej rozbudowany pion antykościelny, popularnie zwany pionem czwartym - od nazwy Departamentu IV MSW. Jego praca była wspomagana przez biura: "T" (podsłuchy telefonów i pomieszczeń), "W" (kontrola korespondencji) oraz "B" (obserwacja bezpośrednia, czyli zwyczajne śledzenie). Istnienie i działalność pionu czwartego były rezultatem strategii przyjętej przez partie komunistyczne całego obozu sowieckiego wobec religii i instytucji religijnych. Tym samym celom podporządkowany był "cywilny" Urząd ds. Wyznań i jego terenowe struktury.
Sieć wokół Wojtyły
W pracy czwartego pionu MSW najistotniejszą rolę odgrywała budowa sieci agenturalnej wokół i wewnątrz kościelnych instytucji. Najważniejszymi obiektami z punktu widzenia potrzeby rozwijania sieci tajnych współpracowników były kurie biskupie, seminaria duchowne i kapituły katedralne. Nie gardzono jednak pozyskiwaniem agentów wśród tzw. kleru dołowego, czyli proboszczów i wikarych - także w małych i odległych od wielkomiejskich centrów parafiach. Nie mniej istotnym obszarem penetracji były środowiska katolików świeckich, jak choćby krakowski "Tygodnik Powszechny" i "Znak" oraz Kluby Inteligencji Katolickiej.
Karol Wojtyła, będąc do 1978 r. jednym z najwybitniejszych i najgroźniejszych z perspektywy komunistycznego reżimu PRL hierarchów polskiego Kościoła, był - co oczywiste - celem szczególnie intensywnej inwigilacji SB. Choć pierwsze odnalezione zapiski w dokumentach bezpieki zawierające jego nazwisko pochodzą już z 1946 r., to intensywne rozpracowywanie Karola Wojtyły rozpoczęło się po objęciu przez niego krakowskiej sufraganii w 1958 r. W pełni rozkwitło z chwilą nominacji na metropolitę w 1964 r., największe zaś natężenie działania SB przybrały od 1967 r., gdy Wojtyła otrzymał kardynalski biret z rąk Pawła VI.
Stronnictwo polityczne krakowskie
W połowie lat 70., gdy około 4,5 tys. agentów pomagało w inwigilacji polskiego Kościoła, w informacji skierowanej m.in. do krakowskich władz PZPR stwierdzono: "Absolutnie nie demonizując osoby krakowskiego metropolity, trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że jego mądrość i autorytet polega m.in. na kapitalnej wręcz umiejętności wykorzystania potencjału naukowego, jaki znajduje się w dyspozycji Kościoła w Krakowie, na zaangażowaniu do pracy na rzecz Kościoła nie tylko zorganizowanego świeckiego aktywu katolickiego, ale także innych osób, liczących się w krakowskich środowiskach naukowych". Kluczem do zrozumienia zasadniczych kierunków inwigilacji przyszłego papieża wydaje się stwierdzenie o zorganizowanym świeckim aktywie katolickim.
W znacznie wcześniejszych informacjach agenturalnych, mówiących o działalności duszpasterskiej biskupa Karola Wojtyły, podkreśla się jego zaangażowanie w formację młodej inteligencji, przyszłych elit społeczeństwa, które mają przetrwać komunistyczną indoktrynację, pozostając wierne nauce Kościoła. W lipcu 1960 r. tajny współpracownik o pseudonimie Torano (krakowski prałat) donosił, iż w Krakowie od dawna krąży pogłoska, że "ks. bp Wojtyła organizuje młodzież, która by w przyszłości stworzyła ze siebie rodzaj jak gdyby stronnictwa politycznego krakowskiego i która by w przyszłych wyborach do Sejmu odegrała ważną rolę na rzecz katolicyzmu. Ks. Świeżawski z zarządem takiej młodzieży jeździł nawet zeszłego roku na jeziora mazurskie i ma teraz nawet duże kłopoty, dlaczego zbiorowo tam jeździł i właśnie z tą młodzieżą, która się często schodzi u bpa Wojtyły... Młodzież tę mam pod szczególną obserwacją i jak się coś dowiem, zaraz dam znać".
Nic więc dziwnego, że także albo zwłaszcza w 1976 r. kierownictwo krakowskiej SB raportuje, iż "wydział IV przyjął i realizuje m.in. następujące zasadnicze kierunki działań operacyjnych: 1. Sprawą zasadniczą, warunkującą skuteczność naszej pracy, jest operacyjne umacnianie się w ogniwach kierowniczych ośrodków dyspozycyjnych kleru świeckiego i zakonnego oraz wśród świeckiego aktywu katolickiego. Szczególnie istotnym jest dla nas budowa sieci perspektywicznej wśród tych księży i aktywu świeckiego, którzy posiadają pełne szanse awansu".
Ewa, Magister, Adolf
Przytoczony wcześniej fragment raportu z 1960 r. pozwala się domyślać, dlaczego tak wiele wysiłku organa bezpieczeństwa włożyły w infiltrację m.in. Klubu Inteligencji Katolickiej i kojarzonego z nim środowiska "Tygodnika Powszechnego". Skupiały one wokół siebie młodzież akademicką, wśród której narastały, podobnie jak w krajach wolnego świata, nastroje kontestatorskie i tendencje kontrkulturowe. Śledząc biografię i ewolucję myśli Karola Wojtyły, można śmiało stwierdzić, że wyczuwał on ten klimat i szukał możliwości wykorzystania go do budowy nowoczesnej społeczności katolickiej w Polsce. Nic więc dziwnego, że aparat represji śledził to zjawisko z wielką uwagą i rosnącym niepokojem.
Krakowski KIK stał się na początku lat 60. oparciem dla nieformalnych grup młodzieży poszukującej możliwości nieskrępowanej realizacji swoich wizji artystycznych, kulturowych i światopoglądowych. Dla tej młodzieży mistrzem mógł być - i w wielu wypadkach był - młody biskup Wojtyła.
O ile łatwo było bezpiece manipulować niestabilnymi strukturami młodzieżowego undergroundu, o tyle o wiele trudniej było kontrolować poczynania niekonwencjonalnego, jak na tamten czas, biskupa. Bo zaskakująco łatwo znajdował on wspólny język z poszukującymi swojej drogi studentami. Nie przypadkiem więc tajny współpracownik noszący pseudonimy Ewa i Magister, a później Adolf miał za zadanie przeniknąć do środowiska będącego źródłem intelektualnego fermentu. Miał to zrobić nie tylko po to, by dostarczać informacji o dyskusjach w redakcji "Tygodnika Powszechnego", ale także po to, by szukać sposobu na powstrzymanie Karola Wojtyły w jego parciu do zawładnięcia umysłami krakowskiej młodzieży.
Młody dziennikarz szukający miejsca w prestiżowym i owianym nimbem wyjątkowości krakowskim tygodniku katolickim, a później znajdujący swoje miejsce w dzienniku lokalnej PZPR, w donosie z lutego 1961 r. informuje o spotkaniu w redakcji "Tygodnika" grupy wybranych osób z Karolem Wojtyłą. Przyszły papież wygłosił wtedy odczyt na temat sensus catholicus. Dyskusja miała dotyczyć sporu między katolicyzmem intelektualnym a emocjonalnym, między intelektualizmem a intuicjonizmem, ku któremu skłaniał się Wojtyła. Polemika była ostra, połączona - według donosiciela - z atakami na słabe intelektualnie duchowieństwo.
Nie tylko spory filozoficzno-doktrynalne były przedmiotem denuncjacji Ewy vel Magistra. Notatka z listopada 1961 r. zawiera informację na temat stosunku biskupa Wojtyły do posła Stanisława Stommy: "Stomma, zdaniem Wojtyły, nie widzi konsekwencji wielu swoich wystąpień, wykazuje stałą krótkowzroczność i nie sprawia wrażenia tęgiego polityka". Można sobie łatwo wyobrazić, jak istotna była to informacja dla partyjno-państwowego kierownictwa, z trudem akceptującego istnienie w Sejmie PRL Koła Poselskiego Znak.
Paskudne wycinki
Plotkarsko-salonowy charakter agenturalnych donosów na Wojtyłę ma długą historię i znajduje swoistą kontynuację w materiałach zawartych w teczce pracy Dominika vel Hejnała. Uspokajanie sumienia tłumaczeniem, że funkcjonariuszom SB przekazywało się błahe, powszechnie znane informacje "z życia sfer", jest okłamywaniem siebie i opinii publicznej. Dla aparatu bezpieczeństwa każda, nawet najbardziej oczywista i znana informacja miała znaczenie operacyjne. Tym większe, im bardziej znaczących postaci dotyczyła. Nie może być złudzeń, że przekazywanie "wycinków prasowych" dotyczących Jana Pawła II, jego najbliższego otoczenia, polskich hierarchów kościelnych nie znanej bliżej osobie było działalnością agenturalną, szkodzącą Kościołowi i wspierającą funkcjonowanie mysterium iniquitatis.
Sprawa agenta noszącego pseudonimy Dominik i Hejnał tylko podgrzała dyskusję o inwigilowaniu Kościoła przez tajne służby komunistycznego państwa. Trudno się dziwić, że najwięcej emocji wywołuje otoczenie Jana Pawła II, zarówno w okresie pontyfikatu, jak też w czasach, gdy był krakowskim metropolitą. Kościół zaczęto jednak rozpracowywać, zanim skończyła się II wojna światowa. Historycy IPN, m.in. Adam Dziurok, za początek inwigilacji Kościoła przyjmują objęcie przez Julię Brystygierową kierownictwa Wydziału III Departamentu I Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, czyli grudzień 1944 r. Potem już tylko rozrastały się struktury powołane do ograniczania i zwalczania wpływów duchowieństwa katolickiego w polskim społeczeństwie.
Do sierpnia 1989 r. istniał w organach bezpieczeństwa PRL wyodrębniony i najbardziej rozbudowany pion antykościelny, popularnie zwany pionem czwartym - od nazwy Departamentu IV MSW. Jego praca była wspomagana przez biura: "T" (podsłuchy telefonów i pomieszczeń), "W" (kontrola korespondencji) oraz "B" (obserwacja bezpośrednia, czyli zwyczajne śledzenie). Istnienie i działalność pionu czwartego były rezultatem strategii przyjętej przez partie komunistyczne całego obozu sowieckiego wobec religii i instytucji religijnych. Tym samym celom podporządkowany był "cywilny" Urząd ds. Wyznań i jego terenowe struktury.
Sieć wokół Wojtyły
W pracy czwartego pionu MSW najistotniejszą rolę odgrywała budowa sieci agenturalnej wokół i wewnątrz kościelnych instytucji. Najważniejszymi obiektami z punktu widzenia potrzeby rozwijania sieci tajnych współpracowników były kurie biskupie, seminaria duchowne i kapituły katedralne. Nie gardzono jednak pozyskiwaniem agentów wśród tzw. kleru dołowego, czyli proboszczów i wikarych - także w małych i odległych od wielkomiejskich centrów parafiach. Nie mniej istotnym obszarem penetracji były środowiska katolików świeckich, jak choćby krakowski "Tygodnik Powszechny" i "Znak" oraz Kluby Inteligencji Katolickiej.
Karol Wojtyła, będąc do 1978 r. jednym z najwybitniejszych i najgroźniejszych z perspektywy komunistycznego reżimu PRL hierarchów polskiego Kościoła, był - co oczywiste - celem szczególnie intensywnej inwigilacji SB. Choć pierwsze odnalezione zapiski w dokumentach bezpieki zawierające jego nazwisko pochodzą już z 1946 r., to intensywne rozpracowywanie Karola Wojtyły rozpoczęło się po objęciu przez niego krakowskiej sufraganii w 1958 r. W pełni rozkwitło z chwilą nominacji na metropolitę w 1964 r., największe zaś natężenie działania SB przybrały od 1967 r., gdy Wojtyła otrzymał kardynalski biret z rąk Pawła VI.
Stronnictwo polityczne krakowskie
W połowie lat 70., gdy około 4,5 tys. agentów pomagało w inwigilacji polskiego Kościoła, w informacji skierowanej m.in. do krakowskich władz PZPR stwierdzono: "Absolutnie nie demonizując osoby krakowskiego metropolity, trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że jego mądrość i autorytet polega m.in. na kapitalnej wręcz umiejętności wykorzystania potencjału naukowego, jaki znajduje się w dyspozycji Kościoła w Krakowie, na zaangażowaniu do pracy na rzecz Kościoła nie tylko zorganizowanego świeckiego aktywu katolickiego, ale także innych osób, liczących się w krakowskich środowiskach naukowych". Kluczem do zrozumienia zasadniczych kierunków inwigilacji przyszłego papieża wydaje się stwierdzenie o zorganizowanym świeckim aktywie katolickim.
W znacznie wcześniejszych informacjach agenturalnych, mówiących o działalności duszpasterskiej biskupa Karola Wojtyły, podkreśla się jego zaangażowanie w formację młodej inteligencji, przyszłych elit społeczeństwa, które mają przetrwać komunistyczną indoktrynację, pozostając wierne nauce Kościoła. W lipcu 1960 r. tajny współpracownik o pseudonimie Torano (krakowski prałat) donosił, iż w Krakowie od dawna krąży pogłoska, że "ks. bp Wojtyła organizuje młodzież, która by w przyszłości stworzyła ze siebie rodzaj jak gdyby stronnictwa politycznego krakowskiego i która by w przyszłych wyborach do Sejmu odegrała ważną rolę na rzecz katolicyzmu. Ks. Świeżawski z zarządem takiej młodzieży jeździł nawet zeszłego roku na jeziora mazurskie i ma teraz nawet duże kłopoty, dlaczego zbiorowo tam jeździł i właśnie z tą młodzieżą, która się często schodzi u bpa Wojtyły... Młodzież tę mam pod szczególną obserwacją i jak się coś dowiem, zaraz dam znać".
Nic więc dziwnego, że także albo zwłaszcza w 1976 r. kierownictwo krakowskiej SB raportuje, iż "wydział IV przyjął i realizuje m.in. następujące zasadnicze kierunki działań operacyjnych: 1. Sprawą zasadniczą, warunkującą skuteczność naszej pracy, jest operacyjne umacnianie się w ogniwach kierowniczych ośrodków dyspozycyjnych kleru świeckiego i zakonnego oraz wśród świeckiego aktywu katolickiego. Szczególnie istotnym jest dla nas budowa sieci perspektywicznej wśród tych księży i aktywu świeckiego, którzy posiadają pełne szanse awansu".
Ewa, Magister, Adolf
Przytoczony wcześniej fragment raportu z 1960 r. pozwala się domyślać, dlaczego tak wiele wysiłku organa bezpieczeństwa włożyły w infiltrację m.in. Klubu Inteligencji Katolickiej i kojarzonego z nim środowiska "Tygodnika Powszechnego". Skupiały one wokół siebie młodzież akademicką, wśród której narastały, podobnie jak w krajach wolnego świata, nastroje kontestatorskie i tendencje kontrkulturowe. Śledząc biografię i ewolucję myśli Karola Wojtyły, można śmiało stwierdzić, że wyczuwał on ten klimat i szukał możliwości wykorzystania go do budowy nowoczesnej społeczności katolickiej w Polsce. Nic więc dziwnego, że aparat represji śledził to zjawisko z wielką uwagą i rosnącym niepokojem.
Krakowski KIK stał się na początku lat 60. oparciem dla nieformalnych grup młodzieży poszukującej możliwości nieskrępowanej realizacji swoich wizji artystycznych, kulturowych i światopoglądowych. Dla tej młodzieży mistrzem mógł być - i w wielu wypadkach był - młody biskup Wojtyła.
O ile łatwo było bezpiece manipulować niestabilnymi strukturami młodzieżowego undergroundu, o tyle o wiele trudniej było kontrolować poczynania niekonwencjonalnego, jak na tamten czas, biskupa. Bo zaskakująco łatwo znajdował on wspólny język z poszukującymi swojej drogi studentami. Nie przypadkiem więc tajny współpracownik noszący pseudonimy Ewa i Magister, a później Adolf miał za zadanie przeniknąć do środowiska będącego źródłem intelektualnego fermentu. Miał to zrobić nie tylko po to, by dostarczać informacji o dyskusjach w redakcji "Tygodnika Powszechnego", ale także po to, by szukać sposobu na powstrzymanie Karola Wojtyły w jego parciu do zawładnięcia umysłami krakowskiej młodzieży.
Młody dziennikarz szukający miejsca w prestiżowym i owianym nimbem wyjątkowości krakowskim tygodniku katolickim, a później znajdujący swoje miejsce w dzienniku lokalnej PZPR, w donosie z lutego 1961 r. informuje o spotkaniu w redakcji "Tygodnika" grupy wybranych osób z Karolem Wojtyłą. Przyszły papież wygłosił wtedy odczyt na temat sensus catholicus. Dyskusja miała dotyczyć sporu między katolicyzmem intelektualnym a emocjonalnym, między intelektualizmem a intuicjonizmem, ku któremu skłaniał się Wojtyła. Polemika była ostra, połączona - według donosiciela - z atakami na słabe intelektualnie duchowieństwo.
Nie tylko spory filozoficzno-doktrynalne były przedmiotem denuncjacji Ewy vel Magistra. Notatka z listopada 1961 r. zawiera informację na temat stosunku biskupa Wojtyły do posła Stanisława Stommy: "Stomma, zdaniem Wojtyły, nie widzi konsekwencji wielu swoich wystąpień, wykazuje stałą krótkowzroczność i nie sprawia wrażenia tęgiego polityka". Można sobie łatwo wyobrazić, jak istotna była to informacja dla partyjno-państwowego kierownictwa, z trudem akceptującego istnienie w Sejmie PRL Koła Poselskiego Znak.
Paskudne wycinki
Plotkarsko-salonowy charakter agenturalnych donosów na Wojtyłę ma długą historię i znajduje swoistą kontynuację w materiałach zawartych w teczce pracy Dominika vel Hejnała. Uspokajanie sumienia tłumaczeniem, że funkcjonariuszom SB przekazywało się błahe, powszechnie znane informacje "z życia sfer", jest okłamywaniem siebie i opinii publicznej. Dla aparatu bezpieczeństwa każda, nawet najbardziej oczywista i znana informacja miała znaczenie operacyjne. Tym większe, im bardziej znaczących postaci dotyczyła. Nie może być złudzeń, że przekazywanie "wycinków prasowych" dotyczących Jana Pawła II, jego najbliższego otoczenia, polskich hierarchów kościelnych nie znanej bliżej osobie było działalnością agenturalną, szkodzącą Kościołowi i wspierającą funkcjonowanie mysterium iniquitatis.
Więcej możesz przeczytać w 18/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.