Żony kandydatów na prezydenta Polski łączy jedno: nie będą naśladowały Jolanty Kwaśniewskiej W Ameryce mówi się, że prezydentowa to najwyższe nie opłacane stanowisko w państwie. W Polsce można by dodać: przynajmniej nie opłacane z budżetu. Żony obecnych kandydatów na prezydenta Polski nie chcą o tym zapomnieć. Podobnie jak o tym, by nie wpędzić siebie i męża w kłopoty, zwłaszcza teraz, gdy Jolanta Kwaśniewska ma się tłumaczyć przed sejmową komisją śledczą ds. Orlenu. Namówiliśmy najpoważniejsze kandydatki na pierwszą damę Rzeczypospolitej, by opowiedziały o sobie, o tym, jak widzą rolę prezydentowej. Żony kandydatów na prezydenta są zgodne w jednym - jako pierwsze damy nie będą naśladowały Jolanty Kwaśniewskiej.
Jej problemy z fundacją Porozumienie bez Barier traktują jako ostrzeżenie. - Aktywność charytatywną obecnej prezydentowej oceniam pozytywnie. Ale polityka jest brutalna. Dlatego taka działalność powinna być przez pierwszą damę prowadzona nie we własnej fundacji, lecz w formie patronatu nad inicjatywami innych - mówi Halina Borowska. - Prowadzenie własnej fundacji przez żonę prezydenta jest bardzo ryzykowne - ocenia Maria Kaczyńska. - Zamiast zakładać własną instytucję, prezydentowa powinna wspierać przedsięwzięcia innych - dodaje Anna Wajszczuk-Religa. Podobnie myśli Małgorzata Tusk.
Maria Kaczyńska: domowe, eksperckie zaplecze męża
Maria Kaczyńska trening bycia prezydentową odbywa od czasu, kiedy jej mąż został prezydentem Warszawy. Często reprezentuje go na imprezach, zwłaszcza artystycznych. Może dlatego o ewentualnym graniu roli pierwszej damy myśli ze spokojem. - Byłam już ministrową, prezesową, profesorową, więc teraz mogę być prezydentową - żartuje. Częste zmiany w życiu to u niej rodzinna tradycja. Jej matka urodziła się w Petersburgu, ale po wybuchu rewolucji październikowej rodzice musieli wracać do kraju: osiedli w Wilnie. Po wojnie rodzice Marii Kaczyńskiej przyjechali do Polski z pierwszą falą repatriantów. Potem rodzina wielokrotnie zmieniała miejsce pobytu. - Raz letnie wakacje spędziłam w Sopocie i bardzo mi się spodobało. Postanowiłam tam studiować - wspomina Maria Kaczyńska. Żona prezydenta Warszawy zawsze chciała podróżować, więc pomyślała, że umożliwią jej to studia na kierunku transport morski (specjalizacja handel zagraniczny na Uniwersytecie Gdańskim). Marzenie się nie spełniło: po skończeniu studiów, mimo znajomości kilku języków, nie było dla niej miejsca w centralach handlu zagranicznego. W efekcie przez kilka lat pracowała naukowo w Instytucie Morskim, badając m.in. "perspektywy rozwoju rynków frachtowych na Dalekim Wschodzie". W 1976 r. przyjaciółka z Uniwersytetu Gdańskiego poprosiła ją o pomoc w znalezieniu mieszkania dla "bardzo miłego asystenta z wydziału prawa". - To był, oczywiście, Leszek. Wydawał się trochę zagubiony, ale okazał się bardzo sympatycznym facetem - wspomina Maria Kaczyńska. Szybko się pobrali. W 1980 r. urodziła się im córka Marta (dziś przygotowująca się do obrony pracy magisterskiej naWydziale Prawa Uniwersytu Gdańskiego). 13 grudnia 1981 r. Lech Kaczyński został internowany - na jedenaście miesięcy. - Po trzyletnim urlopie macierzyńskim postanowiłam nie wracać do pracy. Chodziło o to, by dziecko, mimo działalności politycznej męża, miało normalny dom. Tym bardziej że w Trójmieście nie mieliśmy rodziny i byliśmy zdani tylko na siebie - tłumaczy Maria Kaczyńska. Do pracy na etacie nigdy nie wróciła, ale dzięki doskonałej znajomości angielskiego i francuskiego dorabiała tłumaczeniami i korepetycjami. Wspierała też męża w działalności politycznej. - Tak jest zresztą do dziś. Interesuję się polityką, więc uważnie czytam prasę, a potem z tych prasówek zdaję relacje mężowi. Tworzę takie domowe, eksperckie zaplecze dla męża - podkreśla.
Małgorzata Tusk: kibic polityki
Z Sopotem związana jest też Małgorzata Tusk. Do Trójmiasta jej rodzice przyjechali z Gór Świętokrzyskich. Ojciec został dowódcą jednostki okrętów pomocniczych w Gdyni. Pani Małgorzata swego męża poznała na studiach. - Byliśmy razem na historii, ale robiliśmy inne specjalizacje: ja - archiwistyczną, a Donek - nauczycielską. W mojej grupie byli prawie sami faceci, u niego na odwrót - wspomina. Pobrali się na trzecim roku, po trzech miesiącach narzeczeństwa. Zamieszkali w malutkim pokoju w Oliwie, potem we Wrzeszczu. Po studiach pani Małgorzata pracowała jako archiwistka w spółdzielni pracy. Donald Tusk mocno zaangażował się wtedy w działalność opozycyjną. - Już na studiach chodził na jakieś tajemnicze spotkania. Starałam się go za wszelką cenę wspierać. Pamiętam, jak miał wystąpić na zebraniu wolnych związków zawodowych, to szybko mu kończyłam sweter na drutach, by dobrze wyglądał - opowiada Małgorzata Tusk. Po sierpniu 1980 r. pani Małgorzata prowadziła sekretariat "Solidarności" na Uniwersytecie Gdańskim. Donald Tusk pracował wtedy w piśmie "Samorządność". - 13 grudnia 1981 r. mój zakład pracy przestał istnieć. Zlikwidowano też redakcję Donka. Kilka dni wcześniej dowiedziałam się, że jestem w ciąży, w dodatku wymówiono nam pokój, który wynajmowaliśmy - wspomina. W latach 90. przez pięć lat Małgorzata Tusk kierowała stowarzyszeniem, którego celem była aktywizacja mieszkańców Sopotu. Dziś zajmuje się już tylko domem. Syn Tusków Michał jest na czwartym roku socjologii w Gdańsku, córka Kasia chodzi do drugiej klasy sopockiego liceum. Małgorzata Tusk nie czuje się kurą domową. - Wprawdzie na studia historyczne poszłam z powodu fascynacji prekolumbijską historią Meksyku, ale te studia rozbudziły też we mnie zainteresowanie polityką. Próbuję nie tylko kibicować Donaldowi, lecz także wiedzieć, jakimi problemami żyje - opowiada.
Halina Borowska: dziewczyna rewolucjonisty
Halina Borowska pomysłem startu męża w wyborach nie była zachwycona, ale nie była też zdziwiona. - Najpierw byłam dziewczyną rewolucjonisty - społecznika, teraz jestem żoną polityka. To się już nie zmieni - ocenia. W marcu 1968 r., gdy na SGPiS szykował się wiec, Borowskiego nie było akurat na uczelni. Studiująca na tym samym kierunku (handel zagraniczny) Halina, wtedy już sympatia Marka, zadzwoniła do niego do domu. Natychmiast przyjechał i stał się organizatorem studenckich protestów na uczelni. To był dla niego polityczny chrzest bojowy, który przypłacił odmową kontynuowania kariery naukowej i zakazem pracy w handlu zagranicznym. Zdaniem Haliny Borowskiej, i bez jej telefonu mąż znalazłby się w polityce. - On zawsze był zwierzęciem politycznym, pochodził z rozpolitykowanego domu - mówi. W domu rodzinnym pani Haliny o polityce rozmawiało się niewiele, choć ojciec pracował w Ministerstwie Komunikacji. Męża poznała w 1966 r. Marek, szef uczelnianego AZS, szukał partnera do brydża przed jakimś turniejem. "Może byś spróbował z Haliną" - zaproponowała ich wspólna koleżanka. Cztery lata później się pobrali. Wkrótce spotkała ich rodzinna tragedia: pierwsze dziecko stracili w wypadku. - Bardzo to z mężem przeżyliśmy. Może ze względu na swój charakter Marek wszystko dusił w sobie. Nie potrafił się otworzyć, wyżalić. Napisał wtedy kilka wierszy, które mamy do dziś - opowiada Halina Borowska (drugi syn Kuba jest obecnie naczelnikiem wydziału w NBP). Halina Borowska to wśród potencjalnych pierwszych dam jedyna bizneswoman. Po studiach pracowała w spółdzielczym przedsiębiorstwie handlu zagranicznego Coopexim, najpierw jako handlowiec, potem kierownik działu. Gdy z Coopeximu wydzieliła się spółka Polcotex, Borowska wygrała konkurs na jej dyrektora handlowego, potem przez jedenaście lat była prezesem spółki. W 2001 r., gdy mąż został marszałkiem Sejmu, zrezygnowała z pracy na etacie, choć cały czas jest wiceszefową rady nadzorczej spółki. Jeśli zostanie prezydentową, będzie musiała z tego zrezygnować. Niedawno jeden z tabloidów opublikował jej zdjęcie z Janem Kulczykiem. Innym razem sugerowano, że firmy, w których Polcotex ma udziały, to "zakłady Borowskiej". - Nie chciałabym, aby moją działalność zawodową ktoś w kampanii wykorzystywał przeciwko mężowi, ale liczę się i z taką ewentualnością - przyznaje Halina Borowska.
Anna Wajszczuk-Religa: porzucona dla chirurgii
Dr Anna Wajszczuk-Religa żartuje, że mąż porzucił ją i dzieci dla chirurgii. - Nasze życie zawsze było podporządkowane pracy męża - mówi. Żona najbardziej znanego polskiego chirurga sama pochodzi z lekarskiej rodziny. W czasach stalinowskich UB aresztowało jej rodziców. Powodem były kontakty ojca z podziemiem i znalezione podczas rewizji zdjęcie z Katynia. Matkę wypuszczono po tygodniu, ojciec przesiedział kilka miesięcy. Z tego powodu Anna nie dostała się do liceum. - Te doświadczenia ukształtowały moje poglądy. Może dlatego byłam zawsze nastawiona bardziej antykomunistycznie niż mąż - opowiada Anna Wajszczuk-Religa. Zbigniewa Religę poznała na warszawskiej Akademii Medycznej. Byli na jednym roku, w tej samej grupie. Pobrali się tuż po studiach. Pani Anna zrobiła doktorat wcześniej niż mąż. Z czasem zajęła się dydaktyką. W latach 70. wyjechała na rok do USA. Po powrocie dostała propozycję stażu naukowego we Włoszech, ale zrezygnowała. - Kiedy urodziły się dzieci, cały dom był na mojej głowie - wspomina. Dziś dzieci robią naukową karierę: syn Grzegorz jest kardiochirurgiem, a córka Małgorzata - sinologiem na Uniwersytecie Warszawskim. Bardzo trudna dla Anny Wajszczuk-Religi była decyzja męża o wyjeździe do Zabrza (w 1984 r.). Wraz z dziećmi zdecydowała się zostać w Warszawie. - Przez te lata mąż starał się do nas przyjeżdżać w każdy weekend, ale często nim dojechał do domu, musiał wracać do kliniki - opowiada. Decyzja o kandydowaniu Zbigniewa Religi na prezydenta była dla rodziny zaskoczeniem, ale nie była kontestowana. - Zbigniew zawsze ma sprecyzowane cele i nie próbuję go od nich odwodzić. Kiedyś postanowił, że doprowadzi do pierwszego w Polsce przeszczepu serca. Teraz postanowił się ubiegać o najwyższy urząd w państwie. Cenię w nim tę konsekwencję - zapewnia Anna Wajszczuk-Religa.
Koniec bizantynizmu
Żony kandydatów na prezydenta są zgodne nie tylko w tym, że nie będą prowadzić własnych fundacji. Chcą też ograniczyć bizantyjski przepych, jakim otoczyła się obecna para prezydencka. W razie wygranej Tuskowie nie zamierzają się przeprowadzać do prezydenckiego pałacu. - Donald zna ten budynek i uważa, że nie można się w nim czuć jak w rodzinnym domu. Jest za duży do mieszkania - mówi Małgorzata Tusk. Przeprowadzki na Krakowskie Przedmieście nie obawia się Anna Wajszczuk-Religa. Ale i ona twierdzi, że urząd prezydencki nie powinien się przekształcać w dwór. - W Polsce panuje w tym względzie przesada. Nie widzę powodu, dla którego jako prezydentowa nie mogłabym na przykład pójść do sklepu i kupić sobie butów jak normalna Polka - uważa Anna Wajszczuk-Religa. Niezależnie od tego, kto wygra wybory, następcy Kwaśniewskiego i ich żony chcą sprawić, by bizantynizm był tylko epizodem w historii prezydentury po 1989 r.
Fot. K. Pacuła, M. Stelmach
Maria Kaczyńska: domowe, eksperckie zaplecze męża
Maria Kaczyńska trening bycia prezydentową odbywa od czasu, kiedy jej mąż został prezydentem Warszawy. Często reprezentuje go na imprezach, zwłaszcza artystycznych. Może dlatego o ewentualnym graniu roli pierwszej damy myśli ze spokojem. - Byłam już ministrową, prezesową, profesorową, więc teraz mogę być prezydentową - żartuje. Częste zmiany w życiu to u niej rodzinna tradycja. Jej matka urodziła się w Petersburgu, ale po wybuchu rewolucji październikowej rodzice musieli wracać do kraju: osiedli w Wilnie. Po wojnie rodzice Marii Kaczyńskiej przyjechali do Polski z pierwszą falą repatriantów. Potem rodzina wielokrotnie zmieniała miejsce pobytu. - Raz letnie wakacje spędziłam w Sopocie i bardzo mi się spodobało. Postanowiłam tam studiować - wspomina Maria Kaczyńska. Żona prezydenta Warszawy zawsze chciała podróżować, więc pomyślała, że umożliwią jej to studia na kierunku transport morski (specjalizacja handel zagraniczny na Uniwersytecie Gdańskim). Marzenie się nie spełniło: po skończeniu studiów, mimo znajomości kilku języków, nie było dla niej miejsca w centralach handlu zagranicznego. W efekcie przez kilka lat pracowała naukowo w Instytucie Morskim, badając m.in. "perspektywy rozwoju rynków frachtowych na Dalekim Wschodzie". W 1976 r. przyjaciółka z Uniwersytetu Gdańskiego poprosiła ją o pomoc w znalezieniu mieszkania dla "bardzo miłego asystenta z wydziału prawa". - To był, oczywiście, Leszek. Wydawał się trochę zagubiony, ale okazał się bardzo sympatycznym facetem - wspomina Maria Kaczyńska. Szybko się pobrali. W 1980 r. urodziła się im córka Marta (dziś przygotowująca się do obrony pracy magisterskiej naWydziale Prawa Uniwersytu Gdańskiego). 13 grudnia 1981 r. Lech Kaczyński został internowany - na jedenaście miesięcy. - Po trzyletnim urlopie macierzyńskim postanowiłam nie wracać do pracy. Chodziło o to, by dziecko, mimo działalności politycznej męża, miało normalny dom. Tym bardziej że w Trójmieście nie mieliśmy rodziny i byliśmy zdani tylko na siebie - tłumaczy Maria Kaczyńska. Do pracy na etacie nigdy nie wróciła, ale dzięki doskonałej znajomości angielskiego i francuskiego dorabiała tłumaczeniami i korepetycjami. Wspierała też męża w działalności politycznej. - Tak jest zresztą do dziś. Interesuję się polityką, więc uważnie czytam prasę, a potem z tych prasówek zdaję relacje mężowi. Tworzę takie domowe, eksperckie zaplecze dla męża - podkreśla.
Małgorzata Tusk: kibic polityki
Z Sopotem związana jest też Małgorzata Tusk. Do Trójmiasta jej rodzice przyjechali z Gór Świętokrzyskich. Ojciec został dowódcą jednostki okrętów pomocniczych w Gdyni. Pani Małgorzata swego męża poznała na studiach. - Byliśmy razem na historii, ale robiliśmy inne specjalizacje: ja - archiwistyczną, a Donek - nauczycielską. W mojej grupie byli prawie sami faceci, u niego na odwrót - wspomina. Pobrali się na trzecim roku, po trzech miesiącach narzeczeństwa. Zamieszkali w malutkim pokoju w Oliwie, potem we Wrzeszczu. Po studiach pani Małgorzata pracowała jako archiwistka w spółdzielni pracy. Donald Tusk mocno zaangażował się wtedy w działalność opozycyjną. - Już na studiach chodził na jakieś tajemnicze spotkania. Starałam się go za wszelką cenę wspierać. Pamiętam, jak miał wystąpić na zebraniu wolnych związków zawodowych, to szybko mu kończyłam sweter na drutach, by dobrze wyglądał - opowiada Małgorzata Tusk. Po sierpniu 1980 r. pani Małgorzata prowadziła sekretariat "Solidarności" na Uniwersytecie Gdańskim. Donald Tusk pracował wtedy w piśmie "Samorządność". - 13 grudnia 1981 r. mój zakład pracy przestał istnieć. Zlikwidowano też redakcję Donka. Kilka dni wcześniej dowiedziałam się, że jestem w ciąży, w dodatku wymówiono nam pokój, który wynajmowaliśmy - wspomina. W latach 90. przez pięć lat Małgorzata Tusk kierowała stowarzyszeniem, którego celem była aktywizacja mieszkańców Sopotu. Dziś zajmuje się już tylko domem. Syn Tusków Michał jest na czwartym roku socjologii w Gdańsku, córka Kasia chodzi do drugiej klasy sopockiego liceum. Małgorzata Tusk nie czuje się kurą domową. - Wprawdzie na studia historyczne poszłam z powodu fascynacji prekolumbijską historią Meksyku, ale te studia rozbudziły też we mnie zainteresowanie polityką. Próbuję nie tylko kibicować Donaldowi, lecz także wiedzieć, jakimi problemami żyje - opowiada.
Halina Borowska: dziewczyna rewolucjonisty
Halina Borowska pomysłem startu męża w wyborach nie była zachwycona, ale nie była też zdziwiona. - Najpierw byłam dziewczyną rewolucjonisty - społecznika, teraz jestem żoną polityka. To się już nie zmieni - ocenia. W marcu 1968 r., gdy na SGPiS szykował się wiec, Borowskiego nie było akurat na uczelni. Studiująca na tym samym kierunku (handel zagraniczny) Halina, wtedy już sympatia Marka, zadzwoniła do niego do domu. Natychmiast przyjechał i stał się organizatorem studenckich protestów na uczelni. To był dla niego polityczny chrzest bojowy, który przypłacił odmową kontynuowania kariery naukowej i zakazem pracy w handlu zagranicznym. Zdaniem Haliny Borowskiej, i bez jej telefonu mąż znalazłby się w polityce. - On zawsze był zwierzęciem politycznym, pochodził z rozpolitykowanego domu - mówi. W domu rodzinnym pani Haliny o polityce rozmawiało się niewiele, choć ojciec pracował w Ministerstwie Komunikacji. Męża poznała w 1966 r. Marek, szef uczelnianego AZS, szukał partnera do brydża przed jakimś turniejem. "Może byś spróbował z Haliną" - zaproponowała ich wspólna koleżanka. Cztery lata później się pobrali. Wkrótce spotkała ich rodzinna tragedia: pierwsze dziecko stracili w wypadku. - Bardzo to z mężem przeżyliśmy. Może ze względu na swój charakter Marek wszystko dusił w sobie. Nie potrafił się otworzyć, wyżalić. Napisał wtedy kilka wierszy, które mamy do dziś - opowiada Halina Borowska (drugi syn Kuba jest obecnie naczelnikiem wydziału w NBP). Halina Borowska to wśród potencjalnych pierwszych dam jedyna bizneswoman. Po studiach pracowała w spółdzielczym przedsiębiorstwie handlu zagranicznego Coopexim, najpierw jako handlowiec, potem kierownik działu. Gdy z Coopeximu wydzieliła się spółka Polcotex, Borowska wygrała konkurs na jej dyrektora handlowego, potem przez jedenaście lat była prezesem spółki. W 2001 r., gdy mąż został marszałkiem Sejmu, zrezygnowała z pracy na etacie, choć cały czas jest wiceszefową rady nadzorczej spółki. Jeśli zostanie prezydentową, będzie musiała z tego zrezygnować. Niedawno jeden z tabloidów opublikował jej zdjęcie z Janem Kulczykiem. Innym razem sugerowano, że firmy, w których Polcotex ma udziały, to "zakłady Borowskiej". - Nie chciałabym, aby moją działalność zawodową ktoś w kampanii wykorzystywał przeciwko mężowi, ale liczę się i z taką ewentualnością - przyznaje Halina Borowska.
Anna Wajszczuk-Religa: porzucona dla chirurgii
Dr Anna Wajszczuk-Religa żartuje, że mąż porzucił ją i dzieci dla chirurgii. - Nasze życie zawsze było podporządkowane pracy męża - mówi. Żona najbardziej znanego polskiego chirurga sama pochodzi z lekarskiej rodziny. W czasach stalinowskich UB aresztowało jej rodziców. Powodem były kontakty ojca z podziemiem i znalezione podczas rewizji zdjęcie z Katynia. Matkę wypuszczono po tygodniu, ojciec przesiedział kilka miesięcy. Z tego powodu Anna nie dostała się do liceum. - Te doświadczenia ukształtowały moje poglądy. Może dlatego byłam zawsze nastawiona bardziej antykomunistycznie niż mąż - opowiada Anna Wajszczuk-Religa. Zbigniewa Religę poznała na warszawskiej Akademii Medycznej. Byli na jednym roku, w tej samej grupie. Pobrali się tuż po studiach. Pani Anna zrobiła doktorat wcześniej niż mąż. Z czasem zajęła się dydaktyką. W latach 70. wyjechała na rok do USA. Po powrocie dostała propozycję stażu naukowego we Włoszech, ale zrezygnowała. - Kiedy urodziły się dzieci, cały dom był na mojej głowie - wspomina. Dziś dzieci robią naukową karierę: syn Grzegorz jest kardiochirurgiem, a córka Małgorzata - sinologiem na Uniwersytecie Warszawskim. Bardzo trudna dla Anny Wajszczuk-Religi była decyzja męża o wyjeździe do Zabrza (w 1984 r.). Wraz z dziećmi zdecydowała się zostać w Warszawie. - Przez te lata mąż starał się do nas przyjeżdżać w każdy weekend, ale często nim dojechał do domu, musiał wracać do kliniki - opowiada. Decyzja o kandydowaniu Zbigniewa Religi na prezydenta była dla rodziny zaskoczeniem, ale nie była kontestowana. - Zbigniew zawsze ma sprecyzowane cele i nie próbuję go od nich odwodzić. Kiedyś postanowił, że doprowadzi do pierwszego w Polsce przeszczepu serca. Teraz postanowił się ubiegać o najwyższy urząd w państwie. Cenię w nim tę konsekwencję - zapewnia Anna Wajszczuk-Religa.
Koniec bizantynizmu
Żony kandydatów na prezydenta są zgodne nie tylko w tym, że nie będą prowadzić własnych fundacji. Chcą też ograniczyć bizantyjski przepych, jakim otoczyła się obecna para prezydencka. W razie wygranej Tuskowie nie zamierzają się przeprowadzać do prezydenckiego pałacu. - Donald zna ten budynek i uważa, że nie można się w nim czuć jak w rodzinnym domu. Jest za duży do mieszkania - mówi Małgorzata Tusk. Przeprowadzki na Krakowskie Przedmieście nie obawia się Anna Wajszczuk-Religa. Ale i ona twierdzi, że urząd prezydencki nie powinien się przekształcać w dwór. - W Polsce panuje w tym względzie przesada. Nie widzę powodu, dla którego jako prezydentowa nie mogłabym na przykład pójść do sklepu i kupić sobie butów jak normalna Polka - uważa Anna Wajszczuk-Religa. Niezależnie od tego, kto wygra wybory, następcy Kwaśniewskiego i ich żony chcą sprawić, by bizantynizm był tylko epizodem w historii prezydentury po 1989 r.
Fot. K. Pacuła, M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 21/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.