Wprawdzie pani Steinbach rośnie, ale ceny nie. Odwrotny trend byłby gorszy
Jerzy Marek Nowakowski
Cozrobić z Niemcami? To pytanie zadają sobie polscy politycy.I mają spory problem, gdyż są w tym kłopocie w świecie dziwnie osamotnieni. A Niemcy z kolei mają kłopot, jak zauważa profesor Zdzisław Krasnodębski (vide: "Prasowe salwy"), z nieuzasadnionym poczuciem "historycznej wyższości moralnej" Polaków. O ile nasi zachodni sąsiedzi są w stanie przełknąć takie poczucie u Rosjan czy Anglików (z Amerykanami idzie im już trudniej), o tyle Polakom - w ich mniemaniu - takie poczucie wyższości wobec nacji "kulturtrgerów" nie przysługuje. Jak zauważa Piotr Semka w okładkowym artykule "Zimna wojna polsko-niemiecka", na razie odpowiedzią władz niemieckich na polskie obawy związane z osobą Eriki Steinbach są wypowiedzi członka niemieckiego rządu niepokojącego się stanem praw człowieka w Polsce. Czyli przyjęcie starego sowieckiego schematu, gdy na dowolne zarzuty odpowiadano: "A w Ameryce to biją Murzynów".
Jak dowiadują się dziennikarze "Wprost", jest nawet gorzej. 2 września na zjeździe Związku Wypędzonych ma się pojawić prezydent RFN Horst Kšhler. Jeżeli nie zmieni decyzji, to będziemy mieli czytelny sygnał oficjalnego uznania działań wypędzonych za stanowisko już nie rządu, a całego państwa niemieckiego. I oczywiście możemy wtedy uznać, w imię wyższych racji, że nic się nie stało. Ale cień historii coraz bardziej ochładza nasze kontakty z zachodnim sąsiadem. Może warto, żeby szefowie rządów w Warszawie i Berlinie dogadali się co do tego, że warto poprosić historyków i intelektualistów z obu stron o to, by stworzyli komisję, która zdejmie historyczne spory z bieżącej agendy i za parę miesięcy przedłoży politykom sensowny raport o tym, co wymaga naprawienia we wzajemnej recepcji przeszłości. I nie będzie to - mam nadzieję - zalecenie, by pod Wrocławiem zbudować obelisk: "Adolfowi H., wielkiemu budowniczemu autostrad - wdzięczni Polacy".
Epoka lodowcowa, jaka nastała w relacjach polsko-niemieckich, nie zmienia faktu, że zwykły obywatel właśnie w tym roku odczuje we własnej kieszeni pozytywne skutki wejścia Polski do Unii Europejskiej. I nie myślę wcale o mitycznych dotacjach z Brukseli. Podczas upalnego lata zadawaliśmy sobie pytanie: o ile będzie drożej, bo przecież susza spowodowała spory spadek plonów w rolnictwie. Tymczasem, jak dowodzą Michał Zieliński i Krzysztof Trębski (vide: "Tania polska jesień"), ceny wcale nie wzrosną drastycznie. Właśnie dzięki temu, że wspólny rynek europejski działa na nie stabilizująco. Jeśli polski chłop, któremu kolejne polityczne komisje walczące z suszą wydeptały zboże do imentu, będzie chciał za dużo za resztki pszenicy, to młynarze sprowadzą tańszą z zagranicy. Również polski kierowca, zirytowany wojną wewnątrz PZU, zaczyna szukać tańszej oferty na rynku ubezpieczeniowym, mając w nosie, że prezes Netzel musi się uporać "z największym przekrętem w Polsce od czasów Mieszka I" (vide: "Układ pasożytniczy").
Z lektury większości tekstów tego wydania "Wprost" wynika prosty wniosek - nie dajmy się zwariować. Zapowiadany przez obyczajowych liberałów koniec instytucji małżeństwa okazuje się kolejną wydmuszką (vide: "Renesans małżeństwa"). Wartość rodziny odkrywamy nawet w życiu publicznym, obserwując narodziny kolejnych - tym razem demokratycznych - dynastii rodzinnych w biznesie i polityce. Na przekór smutnej konstatacji, że wakacje dobiegają końca, wypada stwierdzić, że jest nieźle: wprawdzie pani Steinbach rośnie, ale ceny nie. Odwrotny trend byłby gorszy.
Cozrobić z Niemcami? To pytanie zadają sobie polscy politycy.I mają spory problem, gdyż są w tym kłopocie w świecie dziwnie osamotnieni. A Niemcy z kolei mają kłopot, jak zauważa profesor Zdzisław Krasnodębski (vide: "Prasowe salwy"), z nieuzasadnionym poczuciem "historycznej wyższości moralnej" Polaków. O ile nasi zachodni sąsiedzi są w stanie przełknąć takie poczucie u Rosjan czy Anglików (z Amerykanami idzie im już trudniej), o tyle Polakom - w ich mniemaniu - takie poczucie wyższości wobec nacji "kulturtrgerów" nie przysługuje. Jak zauważa Piotr Semka w okładkowym artykule "Zimna wojna polsko-niemiecka", na razie odpowiedzią władz niemieckich na polskie obawy związane z osobą Eriki Steinbach są wypowiedzi członka niemieckiego rządu niepokojącego się stanem praw człowieka w Polsce. Czyli przyjęcie starego sowieckiego schematu, gdy na dowolne zarzuty odpowiadano: "A w Ameryce to biją Murzynów".
Jak dowiadują się dziennikarze "Wprost", jest nawet gorzej. 2 września na zjeździe Związku Wypędzonych ma się pojawić prezydent RFN Horst Kšhler. Jeżeli nie zmieni decyzji, to będziemy mieli czytelny sygnał oficjalnego uznania działań wypędzonych za stanowisko już nie rządu, a całego państwa niemieckiego. I oczywiście możemy wtedy uznać, w imię wyższych racji, że nic się nie stało. Ale cień historii coraz bardziej ochładza nasze kontakty z zachodnim sąsiadem. Może warto, żeby szefowie rządów w Warszawie i Berlinie dogadali się co do tego, że warto poprosić historyków i intelektualistów z obu stron o to, by stworzyli komisję, która zdejmie historyczne spory z bieżącej agendy i za parę miesięcy przedłoży politykom sensowny raport o tym, co wymaga naprawienia we wzajemnej recepcji przeszłości. I nie będzie to - mam nadzieję - zalecenie, by pod Wrocławiem zbudować obelisk: "Adolfowi H., wielkiemu budowniczemu autostrad - wdzięczni Polacy".
Epoka lodowcowa, jaka nastała w relacjach polsko-niemieckich, nie zmienia faktu, że zwykły obywatel właśnie w tym roku odczuje we własnej kieszeni pozytywne skutki wejścia Polski do Unii Europejskiej. I nie myślę wcale o mitycznych dotacjach z Brukseli. Podczas upalnego lata zadawaliśmy sobie pytanie: o ile będzie drożej, bo przecież susza spowodowała spory spadek plonów w rolnictwie. Tymczasem, jak dowodzą Michał Zieliński i Krzysztof Trębski (vide: "Tania polska jesień"), ceny wcale nie wzrosną drastycznie. Właśnie dzięki temu, że wspólny rynek europejski działa na nie stabilizująco. Jeśli polski chłop, któremu kolejne polityczne komisje walczące z suszą wydeptały zboże do imentu, będzie chciał za dużo za resztki pszenicy, to młynarze sprowadzą tańszą z zagranicy. Również polski kierowca, zirytowany wojną wewnątrz PZU, zaczyna szukać tańszej oferty na rynku ubezpieczeniowym, mając w nosie, że prezes Netzel musi się uporać "z największym przekrętem w Polsce od czasów Mieszka I" (vide: "Układ pasożytniczy").
Z lektury większości tekstów tego wydania "Wprost" wynika prosty wniosek - nie dajmy się zwariować. Zapowiadany przez obyczajowych liberałów koniec instytucji małżeństwa okazuje się kolejną wydmuszką (vide: "Renesans małżeństwa"). Wartość rodziny odkrywamy nawet w życiu publicznym, obserwując narodziny kolejnych - tym razem demokratycznych - dynastii rodzinnych w biznesie i polityce. Na przekór smutnej konstatacji, że wakacje dobiegają końca, wypada stwierdzić, że jest nieźle: wprawdzie pani Steinbach rośnie, ale ceny nie. Odwrotny trend byłby gorszy.
Więcej możesz przeczytać w 35/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.