Czy miejsce na liście wyborczej ma znaczenie? Polacy mają inne kryteria

Czy miejsce na liście wyborczej ma znaczenie? Polacy mają inne kryteria

Wybory w Polsce
Wybory w Polsce Źródło: Shutterstock / Mateusz Lopuszynski
Dla wyborców obozu władzy liczą się dokonania kandydata, dla „niezdecydowanych” osobista sympatia. „Jedynka” zdaje się dawać niewiele.

Wokół pierwszego miejsca na liście wyborczej wyrósł mit potęgi, pewnego wejścia do parlamentu. Prawo i Sprawiedliwość z dumą reprezentowało swoje „lokomotywy wyborcze”, Koalicja Obywatelska nie ustępowała. I w przypadku tych dwóch komitetów faktycznie niemal pewnym jest, że osoby z pierwszych miejsc pojawią się w Sejmie X kadencji.

Inaczej może potoczyć się los kandydatów mniejszych partii. Okazuje się, że ponad połowa Polaków podczas decydowania o tym, przy czym nazwisku postawi „krzyżyk” na karcie do głosowania, bierze pod uwagę liczne czynniki z ostatnich lat działalności kandydata.

Dla wyborców liczy się kandydat

Jak wynika z badania przeprowadzonego przez IBRiS dla RMF FM i Rzeczpospolitej, 56,9 proc. osób ankietowanych zadeklarowało, że podczas wyboru kieruje się „analizą dotychczasowych dokonań kandydata w poprzedniej kadencji lub w życiu publicznym”.

Najbardziej pragmatyczni wydają się wyborcy obozu władzy, wśród których odpowiedź tę wybrało 72 proc. Wśród sympatyków opozycji na tę opcję postawiło 52 proc. Zaskakujący jest głos wśród osób „niezdecydowanych”. W ich przypadku zasługami kandydatów kieruje się zaledwie 37 proc.

Sympatia ma znaczenie

Znacznie ważniejszy dla osób niezdecydowanych jest „osobista sympatia do konkretnej osoby”. Na ulubionego polityka zagłosuje aż 51 proc. badanych nie deklarujących poglądów. Dla ogółu punkt ten wynosi 14,2 proc. głosów, dla wyborców opozycji 14 proc, a dla wyborców władzy zaledwie 3 proc.

Trzecim punktem, którym kierują się wyborcy, jest „analiza kampanii wyborczej prowadzonej przez kandydatów z wybranej listy”. Na jej podstawie decyzje podejmuje 10,2 proc. ogółu. Sposób prowadzenia kampanii ma dominujące znaczenie dla 7 proc. wyborców władzy oraz 16 proc. wyborców opozycji.

Wyborcy mogą oszukiwać samych siebie

Głosowanie na pierwszą osobę na liście zadeklarowało zaledwie 4,4 proc. ogółu. Nie znaczy to jednak, że wcale nie przełoży się to inaczej na wynik ostateczny. Jak zauważył w rozmowie z Rzeczpospolitą szef IBRiS Marcin Duma, wielu wyborców odpowiada na pytania „zgodnie z oczekiwaniami osoby, która je zadaje, albo zgodnie z poprawnością funkcjonującą w mediach”.

– Dlatego większość odpowiedzi pokazuje pewien stan idealny, wyobrażenie, jakie każdy wyborca chciałby mieć o sobie. A potem i tak najczęściej głosuje na lidera listy. (…) Głupio jest nam się przyznać, że głosujemy bez dochowania „należytej staranności”, chcemy, żeby nasza decyzja była racjonalna, a nie emocjonalna – twierdzi Duma.

Czytaj też:
PiS ma twardy orzech do zgryzienia? Z tego sondażu nie będzie zadowolona też opozycja
Czytaj też:
Bezpartyjni Samorządowcy namieszają przed wyborami? „Opozycja narażona na straty”

Źródło: Rzeczpospolita / RMF FM