Kaczyński przed sądem: Nigdy nie wydałem bratu polecenia, żeby lądował za wszelką cenę

Kaczyński przed sądem: Nigdy nie wydałem bratu polecenia, żeby lądował za wszelką cenę

Jarosław Kaczyński
Jarosław KaczyńskiŹródło:Newspix.pl / Damian Burzykowski
W czwartek 22 listopada w Sądzie Okręgowym w Gdańsku spotkali się Jarosław Kaczyński i Lech Wałęsa. Prezes Prawa i Sprawiedliwości pozwał byłego prezydenta za wpisy, które ten publikował w internecie.

Prezes PiS składał wyjaśnienia w związku z wytoczoną przez niego sprawą naruszenia jego dóbr osobistych przez Lecha Wałęsę. Były prezydent miał mówić, że to Jarosław Kaczyński namawiał swojego brata – Lecha, do lądowania w Smoleńsku, co miało zakończyć się katastrofą. – Pozwany wielokrotnie twierdził, że w trakcie lotu rozmawiałem z moim bratem i tam, zdaje się, było używane określenie, że wydałem polecenie, żeby lądował za wszelką cenę. Chciałem oświadczyć, że nigdy takiego polecenia nie wydawałem. W ogóle nie byłem w stanie wydawać mojemu bratu poleceń – zeznał przed sądem Jarosław Kaczyński.

Jak mówił prezes PiS, bardzo rzadko rozmawiał z Lechem Kaczyńskim przez telefon. – Nie przypominam sobie takiej sytuacji, chociaż mogło się tak zdarzyć – stwierdził Jarosław Kaczyński. Pytany przez sąd o przebieg rozmowy pomiędzy nim a jego bratem, jaka miała miejsce 10 kwietnia 2010 roku, Kaczyński odparł, że „jedynym tematem był stan zdrowia mojej mamy”.

Co na to Wałęsa?

- On wie, że ja mówię prawdę. On wie, że wpływał na decyzję. Tak chcieli rozpocząć kampanię prezydencką, z przytupem. Zabrali prawie cały rząd, więc co to jest. Mają teraz taki garb na plecach. I jak on to wytrzymuje? Nie dziwię się, że wpada w różne nieprzyjemne rzeczy - stwierdził Wałęsa pytany o woje słowa sugerujące, że trauma, jaką Jarosław Kaczyński przeżył w efekcie śmierci brata w katastrofie smoleńskiej, wpływa na jego polityczne decyzje.

Kaczyński pozywa Wałęsę

Pozew przeciwko byłemu prezydentowi trafił do gdańskiego sądu w czerwcu tego roku. Prezes Jarosław Kaczyński domaga się od Lecha przeprosin i wpłaty 30 tysięcy złotych na cele społeczne. W niedzielę 5 sierpnia były prezydent doprecyzował, że chodzi o internetowe wpisy, które opublikował na swoim profilu na . Mowa w nich m.in. o tym, że Jarosław „nie jest zdrowy, zrównoważony psychicznie”. Ponadto sąd będzie też badał wpis, w którym Lech Wałęsa napisał, że „Jarosław Kaczyński podczas lotu samolotu z polską delegacją do , mając świadomość nieodpowiednich warunków pogodowych, kierując się brawurą, wydał polecenie, nakazał lądowanie, czym doprowadził do katastrofy lotniczej w dniu 10 kwietnia 2010 r”. Trzecia kwestia dotyczy publicznie ogłoszonego zarzutu, w którym Lech Wałęsa oskarża Jarosława Kaczyńskiego i Lecha Kaczyńskiego, że to oni wydali polecenie „wrobienia go” i przypisania mu współpracy z organami bezpieczeństwa PRL” – czytamy na profilu byłego prezydenta.

Politycy nie zgodzili się na ugodę

Jak podaje Sąd Okręgowy w Gdańsku Jarosław Kaczyński i Lech Wałęsa nie zawarli ugody. Negocjacje trwały ponad dwie godziny. Wałęsa komentował rozwój wydarzeń. – Ja jestem za dogadaniem, ale sytuacja jest nie do rozwiązania. Nie możemy przyjąć pewnych propozycji, ustawić tego w taki sposób, żeby dwie strony się zgodziły – stwierdził były prezydent.

Jak podaje Polsat News, Jarosław Kaczyński mówił, że oskarżenie Wałęsy jest „w najwyższym stopniu nieprzyjemne”. Przypomnijmy Wałęsa zarzucał Kaczyńskiemu, że ten ponosi odpowiedzialność za katastrofę smoleńską. – To jest oskarżenie, że nie dbałem o życie, o swojego brata, ale też o życie 90 kilku innych osób, w tym wielu bardzo mi bliskich. To oskarżenie wyjątkowo ciężkie – powiedział Jarosław Kaczyński. Zapewniał, że podczas ostatniej rozmowy, którą przeprowadził z bratem „nigdy nie wydawał żadnego polecenia”. – Nigdy nie wydawałem żadnych poleceń mojemu bratu. Jedynym tematem tej rozmowy był stan zdrowia matki. Brat powiedział mi, że nie ma sytuacji zagrożenia życia, więc nie muszę jechać do szpitala – dodawał.

Czytaj też:
Kaczyński z Wałęsą starli się na korytarzu. „Chyba na tamtym świecie się pojednamy. A może też nie”