Menedżer i bankowiec, do niedawna poza polityką. Po ubiegłotygodniowych zmianach stał się najpotężniejszym obok Beaty Szydło człowiekiem w rządzie. Właśnie „obok”, a nie „po”, bo pozycje Morawieckiego i jego zwierzchniczki są teraz właściwie porównywalne. Sama Beata Szydło czuje oddech wicepremiera na plecach. Od czasu do czasu pozwala sobie bowiem na delikatne przytyki w jego kierunku, jak choćby wtedy, gdy podczas zeszłotygodniowej konferencji prasowej ogłaszała nowe kompetencje rządu. – Nowe zadania dla Mateusza Morawieckiego to nie wzmocnienie,ale obciążenie – powiedziała. I dodała, że już niebawem minister będzie tłumaczył się z konkretnych działań dotyczących gospodarki, także spraw związanych z energią i górnictwem. Czyli z tematów, z którymi rząd ma największe trudności. Dystans Beaty Szydło jest zrozumiały.
W partii się spekuluje, że Morawiecki może ją nawet zastąpić na stanowisku szefa rządu. Współpracownicy wicepremiera twierdzą jednak, że nawet jeśli dostałby teraz propozycję objęcia teki szefa rządu, byłby niechętny, żeby ją przyjąć. – Ma świadomość, że to rozwiązanie tymczasowe, bo w końcu premierem i tak zostanie Jarosław Kaczyński – spekuluje wtajemniczony polityk. – A Mateusz umie czekać, nie chce się za szybo wypalić – dodaje. Na razie więc z zadowoleniem przyjął kolejne kompetencje. Dotychczas był wicepremierem i ministrem rozwoju, teraz objął dodatkowo resort finansów. Stanął też na czele Komitetu Ekonomicznego – przywróconego po kilku latach „minirządu” skupiającego szefów resortów gospodarczych. Oznacza to, że wicepremier będzie koordynował prace gospodarcze i rozwojowe zaplanowane przez gabinet premier Beaty Szydło, ponosząc tym samym pełną odpowiedzialność za działania gospodarczej części rządu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.