Martin Myšička jest sfrustrowanym, niespełnionym i kłótliwym przedstawicielem wymierającego zawodu dziennikarza. Do tego właśnie rozstaje się z żoną, czyli ma wszystko, co niezbędne, aby się stać bohaterem filmu Petra Zelenki. Reżyser „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” raz jeszcze powołuje się na słynne zdanie Hrabala: „Czesi to śmiejące się bestie”. Ale w jego inteligentnych i zabawnych „Zagubionych” nie brakuje ostrego obrazu współczesności. 2008 r., w mediach trwa dyskusja o układzie monachijskim sprzed siedmiu dekad, gdy francuski premier Daladier zdradził Czechów i wszedł w alians z Hitlerem. Ambasador Francji w pojednawczym geście przywozi do Pragi papugę zmarłego polityka. Zapomina jednak, że ptak mówi. Czasami bardzo niewygodne rzeczy. I właśnie to odkrywa główny bohater. To początek „Zagubionych”, nieco staromodny i pełen komizmu sytuacyjnego. Ale na tym reżyser nie poprzestaje. Igra z konwencjami i nagle wykonuje kompletny zwrot. Zmienia swój obraz w mockument z planu filmowego, drwi z konwencji „materiałów zza kulis”. Mnóstwo tu autoironii. Opowieści o kinie na uwięzi producentów i skąpych budżetów, gdzie artyści zmuszeni są do ciągłych kompromisów z rzeczywistością. A i tak o powodzeniu projektu decydują aktorzy paplający bzdury w wywiadach i pełne marketingowej papki konferencje prasowe. Śmiech jednak u Zelenki nie jest pusty. Choć gag goni gag, między lekkimi żartami kryje się głębsza satyra na medialną rzeczywistość. Bo przecież „Zagubieni” są refleksją nad tym, jak kształtuje się zbiorowa pamięć, a zabawy z historią odciskają się w świadomości ludzi. W gruncie rzeczy reżyser pozostaje smutnym klaunem, świadomym, że przeszłość wymaga poważnej rozmowy i odpowiedzialności. Inaczej zamieni się w czeski film.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.