Czy wątroba po polityku będzie też upoważniała do przejęcia jego stanowiska i uposażenia?
Niedawno, przy aplauzie publiczności, urządzono w Sejmie uroczystość podpisywania przez czołowych polskich polityków, posłów i senatorów deklaracji zgody na pobranie od nich – oczywiście dopiero w wypadku zejścia śmiertelnego, a nie zmiany barw partyjnych albo ujawnienia niesłusznych poglądów – narządów do przeszczepów. Piękna idea, mająca na celu popularyzację takich postaw wśród szerokich kręgów społeczeństwa, bardziej od politycznych VIP-ów narażonych (wobec postępów w reformowaniu służby zdrowia) na nagły zgon. Słyszałem, że wśród chorych oczekujących na dawcę zapanowało podniecenie. Perspektywa otrzymania serca lub nerki po parlamentarzyście albo jeszcze lepiej po członku Rady Ministrów wprowadziła wielu cierpiących na nieuleczalne schorzenia w stan euforii. Pytano nawet, czy wątroba po polityku będzie też upoważniała do przejęcia jego stanowiska i uposażenia.
Znajomy lekarz zwierzył mi się z przeprowadzenia ankiety wśród kandydatów do przeszczepu i okazało się, że preferencje pacjentów odpowiadają mniej więcej rezultatom badań popularności polityków i ich partii. Prawie 60 proc. badanych przyznało, że najchętniej przyjęłoby narządy od działacza PO, 25 proc. od działacza PiS, 7 proc. badanych chciałoby być zaszczepione na ludowo, a 5 proc. (wyłącznie kandydaci do przeszczepu serca) opowiedziało się za transplantacją z SLD, tłumacząc, że to tylko z powodu położenia serca po lewej stronie. Przy okazji tych systematycznych badań lekarskich okazało się, że ani przynależność etniczna dawcy, ani jego wyznanie religijne nie mają dla biorcy znaczenia. Tylko poglądy polityczne, ze szczególnym uwzględnieniem stosunku do traktatu lizbońskiego, „Karty praw podstawowych" i małżeństw gejowskich.
Wszystko byłoby pięknie i optymistycznie, gdyby nie to, że przeczytałem w zagranicznej prasie fachowej przerażające informacje o ubocznych skutkach przeszczepów. Niejaka pani Cheryl Johnson otrzymała nerkę po 59-letnim mężczyźnie zmarłym na zawał. Od tej pory przeszła dramatyczną zmianę osobowości. Jej literackie zamiłowania uległy całkowitemu odwróceniu. Do operacji czytała wyłącznie harlequiny, teraz jej ulubionymi autorami są Fiodor Dostojewski i Jane Austen. Zmiany się pogłębiają, bo pani Johnson z Preston w Lancashire ostatnio doszła już do „Wyznań" św. Augustyna i jej rodzina jest przerażona, czym to się może skończyć.
Uczeni amerykańscy opracowali naukową teorię fenomenu pamięci komórkowej, która ma wyjaśniać zmiany osobowości po przeszczepach. Opracowanie przytacza m.in. przykład kobiety z Massachusetts, która całe życie cierpiała na lęk wysokości, a po przeszczepie stała się zapaloną alpinistką. Proszę pomyśleć, do czego to może dojść u nas po upowszechnieniu się transplantacji organów i narządów. Wiozą do sali operacyjnej znękanego marskością wątroby abstynenta, a budzi się z narkozy alkoholik, rozglądający się za spirytusem salicylowym. Ale to jeszcze można by określić jako powrót do normalności i osiągnięcie stanu średniej społecznej. Gorzej, gdy na intensywnej terapii ocyka się wychowany na Millu, Putnamie i Popperze liberał tradycyjny i zaczyna wrzeszczeć, by go przenieśli do sali ogólnej, bo teraz jest egalitarystą marksistowskim.
Grożą nam jeszcze bardziej przerażające przepoczwarzenia. Prawdziwemu Europejczykowi kroczącemu w awangardzie postępu przeszczepiają nerkę odzyskaną z masy upadłościowej (z czwartego piętra) po działaczu Młodzieży Wszechpolskiej. Nieszczęśnik walczy z sobą, nie rozumiejąc targającego nim sprzecznego wichru uczuć, aż wreszcie pamięć komórkowa bierze górę i zamiast gromić ciemnogród, zaczyna na jakimś towarzyskim konwektyklu albo i na mityngu politycznym wykrzykiwać: „Pedały do roweru!". Takie rzeczy mogą się zdarzyć w każdą stronę, bo choroba nie wybiera i komentator Radia Maryja po przeszczepie może nagle na antenie zażądać rozdziału Kościoła nie tylko od państwa, ale i od społeczeństwa. Przeszczepią feministce fragment członkini stowarzyszenia świętej Zyty i zacznie się domagać kary chłosty za aborcję. Jakiś redaktor z powodu szpiku kostnego zacznie szargać Tuska i wychwalać Kaczyńskiego albo na odwrót. Naszymi poglądami zaczną rządzić komórki, powstanie chaos pojęciowy i huśtawka wartości. Okaże się, że światopogląd to tylko rezultat fizjologii, a przeszczepiona nerka filtruje nie tylko mocz, ale i hierarchię wartości.
Do tego nie wolno dopuścić. Póki nie jest za późno, potrzebne są regulacje prawne. Do przeszczepu nie może wystarczać zgodność grupy krwi i tolerancja immunologiczna. Trzeba dopasowywać także biorcę z dawcą światopoglądowo. Choćby po to, aby zapobiec sytuacji, w której grupka fanatyków da się pokroić na kawałki tylko po to, żeby wzmocnić i pomnożyć swój kierunek – polityczny, estetyczny, albo i płciowy. Ideał to Kalisz z wątrobą Kwaśniewskiego.
Znajomy lekarz zwierzył mi się z przeprowadzenia ankiety wśród kandydatów do przeszczepu i okazało się, że preferencje pacjentów odpowiadają mniej więcej rezultatom badań popularności polityków i ich partii. Prawie 60 proc. badanych przyznało, że najchętniej przyjęłoby narządy od działacza PO, 25 proc. od działacza PiS, 7 proc. badanych chciałoby być zaszczepione na ludowo, a 5 proc. (wyłącznie kandydaci do przeszczepu serca) opowiedziało się za transplantacją z SLD, tłumacząc, że to tylko z powodu położenia serca po lewej stronie. Przy okazji tych systematycznych badań lekarskich okazało się, że ani przynależność etniczna dawcy, ani jego wyznanie religijne nie mają dla biorcy znaczenia. Tylko poglądy polityczne, ze szczególnym uwzględnieniem stosunku do traktatu lizbońskiego, „Karty praw podstawowych" i małżeństw gejowskich.
Wszystko byłoby pięknie i optymistycznie, gdyby nie to, że przeczytałem w zagranicznej prasie fachowej przerażające informacje o ubocznych skutkach przeszczepów. Niejaka pani Cheryl Johnson otrzymała nerkę po 59-letnim mężczyźnie zmarłym na zawał. Od tej pory przeszła dramatyczną zmianę osobowości. Jej literackie zamiłowania uległy całkowitemu odwróceniu. Do operacji czytała wyłącznie harlequiny, teraz jej ulubionymi autorami są Fiodor Dostojewski i Jane Austen. Zmiany się pogłębiają, bo pani Johnson z Preston w Lancashire ostatnio doszła już do „Wyznań" św. Augustyna i jej rodzina jest przerażona, czym to się może skończyć.
Uczeni amerykańscy opracowali naukową teorię fenomenu pamięci komórkowej, która ma wyjaśniać zmiany osobowości po przeszczepach. Opracowanie przytacza m.in. przykład kobiety z Massachusetts, która całe życie cierpiała na lęk wysokości, a po przeszczepie stała się zapaloną alpinistką. Proszę pomyśleć, do czego to może dojść u nas po upowszechnieniu się transplantacji organów i narządów. Wiozą do sali operacyjnej znękanego marskością wątroby abstynenta, a budzi się z narkozy alkoholik, rozglądający się za spirytusem salicylowym. Ale to jeszcze można by określić jako powrót do normalności i osiągnięcie stanu średniej społecznej. Gorzej, gdy na intensywnej terapii ocyka się wychowany na Millu, Putnamie i Popperze liberał tradycyjny i zaczyna wrzeszczeć, by go przenieśli do sali ogólnej, bo teraz jest egalitarystą marksistowskim.
Grożą nam jeszcze bardziej przerażające przepoczwarzenia. Prawdziwemu Europejczykowi kroczącemu w awangardzie postępu przeszczepiają nerkę odzyskaną z masy upadłościowej (z czwartego piętra) po działaczu Młodzieży Wszechpolskiej. Nieszczęśnik walczy z sobą, nie rozumiejąc targającego nim sprzecznego wichru uczuć, aż wreszcie pamięć komórkowa bierze górę i zamiast gromić ciemnogród, zaczyna na jakimś towarzyskim konwektyklu albo i na mityngu politycznym wykrzykiwać: „Pedały do roweru!". Takie rzeczy mogą się zdarzyć w każdą stronę, bo choroba nie wybiera i komentator Radia Maryja po przeszczepie może nagle na antenie zażądać rozdziału Kościoła nie tylko od państwa, ale i od społeczeństwa. Przeszczepią feministce fragment członkini stowarzyszenia świętej Zyty i zacznie się domagać kary chłosty za aborcję. Jakiś redaktor z powodu szpiku kostnego zacznie szargać Tuska i wychwalać Kaczyńskiego albo na odwrót. Naszymi poglądami zaczną rządzić komórki, powstanie chaos pojęciowy i huśtawka wartości. Okaże się, że światopogląd to tylko rezultat fizjologii, a przeszczepiona nerka filtruje nie tylko mocz, ale i hierarchię wartości.
Do tego nie wolno dopuścić. Póki nie jest za późno, potrzebne są regulacje prawne. Do przeszczepu nie może wystarczać zgodność grupy krwi i tolerancja immunologiczna. Trzeba dopasowywać także biorcę z dawcą światopoglądowo. Choćby po to, aby zapobiec sytuacji, w której grupka fanatyków da się pokroić na kawałki tylko po to, żeby wzmocnić i pomnożyć swój kierunek – polityczny, estetyczny, albo i płciowy. Ideał to Kalisz z wątrobą Kwaśniewskiego.

Więcej możesz przeczytać w 15/2008 wydaniu tygodnika „Wprost”
Zamów w prenumeracie
lub w wersji elektronicznej:
Komentarze