Komu przeszkadza muzeum powstania warszawskiego
Jeden z największych skandali w powojennej historii Polski mógłby posłużyć za scenariusz do komedii w stylu Stanisława Barei. Mimo że minęło prawie 60 lat, powstanie warszawskie wciąż nie ma swojego muzeum. Ponad dziesięć tysięcy pamiątek leży w magazynach muzeum historycznego, ale nie można ich obejrzeć. Żyjący uczestnicy powstania z ironią mówią, że widocznie chodzi o to, by żaden z nich nie dożył otwarcia muzeum. Aby przeciąć spekulacje na temat tego, komu przeszkadzałby taki obiekt, postanowiono, że dojdzie do jego otwarcia, ale będzie się to odbywało na raty. Pierwszą ratę powstańcy otrzymają w przyszłym roku - w 60. rocznicę rozpoczęcia walk w Warszawie.
Muzeum na odczepnego
Powstańcom podoba się najnowszy pomysł lokalizacji muzeum - w elektrowni tramwajowej naprzeciwko siedziby Instytutu Pamięci Narodowej. Większość jest zadowolona, że w tym miejscu nie było żadnych walk (zaciekłe boje toczono sto metrów dalej), bo w ten sposób uniknie się kolejnej kłótni o to, który z oddziałów zasługuje na upamiętnienie w większym stopniu niż inne.
Konkurs na muzeum zostanie rozstrzygnięty za dwa miesiące. Tym razem nie ma problemu z pieniędzmi - w tegorocznym budżecie Warszawy zarezerwowano na ten cel 11 mln zł. Na ulicy Przyokopowej znajdą się m.in. kolorowe fotografie z 1944 r., mundury, broń oraz fragment podwozia brytyjskiego samolotu Liberator zestrzelonego podczas zrzutów dla walczącej Warszawy. Następne etapy budowy muzeum to na razie pobożne życzenia. Jeśli jednak zostaną zrealizowane, będzie można zwiedzić powstańczą rusznikarnię i zobaczyć, jak produkowano steny, przejść przez podziemną drukarnię, odwiedzić słynną kawiarnię U aktorek i tajnym przejściem dostać się na barykady. W wirtualnym archiwum zostaną umieszczone wszystkie dostępne dokumenty dotyczące powstania. Na pewno nie będzie to jednak tak spektakularny projekt jak muzeum historii Żydów polskich (zaprojektowane przez Franka Gehry'ego - planowane otwarcie w 2007 r.). Powstańcy wolą jednak cokolwiek niż nic.
Panorama Wajdy
W PRL uczczono powstanie dwoma pomnikami: Nike (oficjalna nazwa: Bohaterom Warszawy) i zbojkotowanym przez większość kombatantów kiczowatym monumentem na placu Krasińskich. Ówczesna propaganda wbijała Polakom do głów, że sierpniowy zryw był "niesłuszny", bo wymierzony w interesy Związku Radzieckiego. Gdy w 1981 r. powstał Społeczny Komitet Budowy Muzeum Powstania Warszawskiego, zdecydowano, że zostanie ono zbudowane na ruinach Banku Polskiego przy ulicy Bielańskiej. Znajdowała się tam słynna powstańcza reduta. Komitet rozwiązał się po wprowadzeniu stanu wojennego, a eksponaty umieszczono w magazynie muzeum historycznego. W 1993 r., w zamian za akt własności terenu, prezes spółki Reduta Antoni Feldon zobowiązał się, że w ramach swojej inwestycji (kompleksu biurowo-handlowego) wybuduje także muzeum, które przekaże miastu w stanie surowym do końca 1999 r. Zamiast tego powstał obiekt widmo, który nadaje się co najwyżej na hotel na godziny.
Zastępczą formą muzeum była wystawa "Warszawa walczy 1939-1945" urządzona w latach 80. przez Związek Powstańców Warszawy. Utworzona w tym celu fundacja dostała nawet od miasta budynki starej gazowni na Woli. I było tak jak z Redutą: obiekt sprzedano rodzinie Biernackich, która zobowiązywała się w umowie, że część powierzchni przekaże na powstańczą ekspozycję. Dopiero post factum okazało się, że nie ma szans zainwestowania publicznych pieniędzy na prywatnym terenie. Teraz ma tam powstać panorama Andrzeja Wajdy, opowiadająca o powstaniu w filmowym stylu. Reżyser ma zamiar postawić kukły z papier mâché i okleić ściany fotografiami. Jednak nawet zdobywca Oscara nie ma szans na uzyskanie 50 mln dolarów, a tyle wyniosłyby koszty stworzenia panoramy i całej infrastruktury wokół gazowni. Zresztą tego pomysłu nie popiera Światowy Związek Żołnierzy AK. Nie może on wybaczyć Wajdzie "Kanału" i "Lotnej", w których ten miał się dopuścić zbezczeszczenia narodowej tradycji. Depozyty przeznaczone na budowę muzeum od lat trzymane na kontach przez mieszkających na Zachodzie kombatantów raczej nie trafią na budowę panoramy. Pieniądze te mogą zostać przekazane jedynie na placówkę o statusie państwowego muzeum.
Nowoczesne muzeum czy patriotyczna ramota?
Czy muzeum powstania okaże się kolejną patriotyczną ramotą, pomieszczeniem, w którym będą zakurzone gabloty i panie pilnujące zabłąkanych turystów? Gdyby tak się stało, będzie to klęska, bo takich muzeów już się na świecie nie buduje. Dziś od eksponatów ważniejszy jest pomysł na to, jak nimi operować. Przykładem może być otwarte dziesięć lat temu Muzeum Pamięci Holocaustu w Waszyngtonie, które odwiedziło już 19 mln osób. To wzór nowoczesnego muzeum. Jego budowa trwała cztery lata, a koszt wyniósł 168 mln dolarów. Równie udany jest projekt muzeum bitwy pod Ypres w Belgii. W miejscu, gdzie Niemcy po raz pierwszy użyli toksycznych gazów, umieszczono wielkie szklane tuby, w których pływają maski gazowe i elementy uzbrojenia. Na tle takich realizacji pomysł w stylu monstrualnej panoramy w Muzeum Bitwy pod Stalingradem jest nonsensem. Ekstrawaganckie Muzeum Żydowskie w Berlinie zaprojektowane przez Daniela Liebeskinda na planie błyskawicy kojarzącej się ze znakiem SS, z pochyłymi ścianami, jest budynkiem efektownym, lecz niefunkcjonalnym.
Ekspozycja przy ulicy Przyokopowej powstaje za pięć dwunasta. Straconego czasu już nie odzyskamy, ale można się postarać, by pięć po dwunastej muzeum powstania nie okazało się kolejnym martwym obiektem goszczącym jedynie szkolne wycieczki i oficjalne delegacje. Trzecia najważniejsza bitwa drugiej wojny światowej - jak mówi się o powstaniu warszawskim - jest więc wciąż jeszcze do wygrania.
Łukasz Radwan
Muzeum na odczepnego
Powstańcom podoba się najnowszy pomysł lokalizacji muzeum - w elektrowni tramwajowej naprzeciwko siedziby Instytutu Pamięci Narodowej. Większość jest zadowolona, że w tym miejscu nie było żadnych walk (zaciekłe boje toczono sto metrów dalej), bo w ten sposób uniknie się kolejnej kłótni o to, który z oddziałów zasługuje na upamiętnienie w większym stopniu niż inne.
Konkurs na muzeum zostanie rozstrzygnięty za dwa miesiące. Tym razem nie ma problemu z pieniędzmi - w tegorocznym budżecie Warszawy zarezerwowano na ten cel 11 mln zł. Na ulicy Przyokopowej znajdą się m.in. kolorowe fotografie z 1944 r., mundury, broń oraz fragment podwozia brytyjskiego samolotu Liberator zestrzelonego podczas zrzutów dla walczącej Warszawy. Następne etapy budowy muzeum to na razie pobożne życzenia. Jeśli jednak zostaną zrealizowane, będzie można zwiedzić powstańczą rusznikarnię i zobaczyć, jak produkowano steny, przejść przez podziemną drukarnię, odwiedzić słynną kawiarnię U aktorek i tajnym przejściem dostać się na barykady. W wirtualnym archiwum zostaną umieszczone wszystkie dostępne dokumenty dotyczące powstania. Na pewno nie będzie to jednak tak spektakularny projekt jak muzeum historii Żydów polskich (zaprojektowane przez Franka Gehry'ego - planowane otwarcie w 2007 r.). Powstańcy wolą jednak cokolwiek niż nic.
Panorama Wajdy
W PRL uczczono powstanie dwoma pomnikami: Nike (oficjalna nazwa: Bohaterom Warszawy) i zbojkotowanym przez większość kombatantów kiczowatym monumentem na placu Krasińskich. Ówczesna propaganda wbijała Polakom do głów, że sierpniowy zryw był "niesłuszny", bo wymierzony w interesy Związku Radzieckiego. Gdy w 1981 r. powstał Społeczny Komitet Budowy Muzeum Powstania Warszawskiego, zdecydowano, że zostanie ono zbudowane na ruinach Banku Polskiego przy ulicy Bielańskiej. Znajdowała się tam słynna powstańcza reduta. Komitet rozwiązał się po wprowadzeniu stanu wojennego, a eksponaty umieszczono w magazynie muzeum historycznego. W 1993 r., w zamian za akt własności terenu, prezes spółki Reduta Antoni Feldon zobowiązał się, że w ramach swojej inwestycji (kompleksu biurowo-handlowego) wybuduje także muzeum, które przekaże miastu w stanie surowym do końca 1999 r. Zamiast tego powstał obiekt widmo, który nadaje się co najwyżej na hotel na godziny.
Zastępczą formą muzeum była wystawa "Warszawa walczy 1939-1945" urządzona w latach 80. przez Związek Powstańców Warszawy. Utworzona w tym celu fundacja dostała nawet od miasta budynki starej gazowni na Woli. I było tak jak z Redutą: obiekt sprzedano rodzinie Biernackich, która zobowiązywała się w umowie, że część powierzchni przekaże na powstańczą ekspozycję. Dopiero post factum okazało się, że nie ma szans zainwestowania publicznych pieniędzy na prywatnym terenie. Teraz ma tam powstać panorama Andrzeja Wajdy, opowiadająca o powstaniu w filmowym stylu. Reżyser ma zamiar postawić kukły z papier mâché i okleić ściany fotografiami. Jednak nawet zdobywca Oscara nie ma szans na uzyskanie 50 mln dolarów, a tyle wyniosłyby koszty stworzenia panoramy i całej infrastruktury wokół gazowni. Zresztą tego pomysłu nie popiera Światowy Związek Żołnierzy AK. Nie może on wybaczyć Wajdzie "Kanału" i "Lotnej", w których ten miał się dopuścić zbezczeszczenia narodowej tradycji. Depozyty przeznaczone na budowę muzeum od lat trzymane na kontach przez mieszkających na Zachodzie kombatantów raczej nie trafią na budowę panoramy. Pieniądze te mogą zostać przekazane jedynie na placówkę o statusie państwowego muzeum.
Nowoczesne muzeum czy patriotyczna ramota?
Czy muzeum powstania okaże się kolejną patriotyczną ramotą, pomieszczeniem, w którym będą zakurzone gabloty i panie pilnujące zabłąkanych turystów? Gdyby tak się stało, będzie to klęska, bo takich muzeów już się na świecie nie buduje. Dziś od eksponatów ważniejszy jest pomysł na to, jak nimi operować. Przykładem może być otwarte dziesięć lat temu Muzeum Pamięci Holocaustu w Waszyngtonie, które odwiedziło już 19 mln osób. To wzór nowoczesnego muzeum. Jego budowa trwała cztery lata, a koszt wyniósł 168 mln dolarów. Równie udany jest projekt muzeum bitwy pod Ypres w Belgii. W miejscu, gdzie Niemcy po raz pierwszy użyli toksycznych gazów, umieszczono wielkie szklane tuby, w których pływają maski gazowe i elementy uzbrojenia. Na tle takich realizacji pomysł w stylu monstrualnej panoramy w Muzeum Bitwy pod Stalingradem jest nonsensem. Ekstrawaganckie Muzeum Żydowskie w Berlinie zaprojektowane przez Daniela Liebeskinda na planie błyskawicy kojarzącej się ze znakiem SS, z pochyłymi ścianami, jest budynkiem efektownym, lecz niefunkcjonalnym.
Ekspozycja przy ulicy Przyokopowej powstaje za pięć dwunasta. Straconego czasu już nie odzyskamy, ale można się postarać, by pięć po dwunastej muzeum powstania nie okazało się kolejnym martwym obiektem goszczącym jedynie szkolne wycieczki i oficjalne delegacje. Trzecia najważniejsza bitwa drugiej wojny światowej - jak mówi się o powstaniu warszawskim - jest więc wciąż jeszcze do wygrania.
Łukasz Radwan
Więcej możesz przeczytać w 31/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.