Polska w amerykańskiej sieci wojskowych baz szybkiego reagowania
Skoro nie możemy przewidzieć, skąd nastąpi kolejny atak, musimy być na niego przygotowani dosłownie wszędzie - stwierdził Donald Rumsfeld, sekretarz obrony USA. Zgodnie z tą strategią Pentagon likwiduje część dotychczasowych stałych garnizonów wojskowych i tworzy sieć nowych, mobilnych baz. Mają one umożliwić szybkie reagowanie na zagrożenia nowego typu - przede wszystkim ze strony terrorystów oraz państw niestabilnych. Reagowanie oznacza możliwość ataków wyprzedzających - co przewiduje doktryna obronna prezydenta George'a Busha.
Amerykanie wracają do Wietnamu?
Amerykanie już zwijają swoje oddziały w tzw. strefie zdemilitaryzowanej na granicy między państwami koreańskimi: 18 tys. żołnierzy ma się przeprowadzić bliżej Seulu. Waszyngton twierdzi, że chodzi o to, by kontyngent można było wykorzystywać w całej południowo-wschodniej Azji. Redukcje czekają amerykańskie oddziały w Japonii (41 tys. żołnierzy). Nie jest wykluczone, że wkrótce wojska amerykańskie pojawią się w Wietnamie!
W Niemczech stacjonuje obecnie prawie 70 tys. żołnierzy USA (w całej Europie - 115 tys.). W pierwszej kolejności rozwiązany zostanie V korpus w Heidelbergu oraz 1. Dywizja Pancerna w Wiesbaden. "Tylko baza w Ramstein jest zbyt ważna, by ją zlikwidować" - stwierdził gen. James Jones, dowódca sił NATO w Europie. Ramstein to najważniejsza dla Amerykanów baza lotnicza w Europie. Stąd wysyłano zaopatrzenie dla jednostek walczących w Afganistanie i Iraku. Do szpitala w pobliskim Landstuhl przywożono też rannych w obu wojnach. Rozbudowywane będą natomiast niedawno powstałe bazy Kumanowo koło Płowdiwu w Bułgarii oraz w pobliżu rumuńskiej Konstancy. Z rumuńskiej bazy przerzucano amerykańskie siły specjalne do Iraku. W przyszłości będzie służyć siłom szybkiego reagowania. Nie będą one jednak stale stacjonować w Rumunii, lecz pojawią się tam na krótko - w celu treningu albo przetransportowania w rejon konfliktu.
Nowe amerykańskie bazy powstaną zapewne także w Afryce. Te kwestie były jednym z tematów rozmów prezydenta George'a Busha podczas jego niedawnej podróży po krajach tego kontynentu. "The New York Times" twierdzi, że Waszyngton chce założyć militarne przyczółki m.in. w Mali, Senegalu i Algierii. Już ma taki przyczółek w Dżibuti. Amerykanie wycofają się za to z Arabii Saudyjskiej i zredukują liczbę swoich wojsk w Turcji. Te dwa kraje zawiodły ich podczas operacji przeciwko Irakowi. Choć znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie Iraku, a na swoim terenie mają duże, stałe bazy amerykańskie, nie udzieliły Waszyngtonowi zgody na użycie ich do ataku. Kosztowne inwestycje okazały się więc bezużyteczne - z powodów politycznych. Z konieczności zastąpiły je prowizoryczne bazy w Bahrajnie, Katarze, Kuwejcie, Omanie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Polityczni sojusznicy na wagę złota
Przegrupowanie sił zbrojnych USA oznacza zmiany w sposobie ich funkcjonowania. Nie będą już tworzone typowe garnizony, w których jednostki stacjonowały przez lata, a żołnierze mieszkali wraz z rodzinami. Zamiast wojskowych miasteczek ze szkołami, przedszkolami czy restauracjami powstaną tzw. bazy logistyczne. Będą w nich stacjonować oddziały wsparcia, zachowujące gotowość do przyjęcia jednostek bojowych, które zjawią się tam w razie konfliktu. Bardziej rozproszona obecność wojskowa Ameryki w świecie będzie efektywniejsza z militarnego punktu widzenia, lecz może się też okazać bardziej wybuchowa politycznie. Amerykanie staną się w większym niż dotychczas stopniu zdolni do samodzielnego zwalczania zagrożeń, ale bardziej będą też potrzebować politycznych sojuszników. Takich jak Polska.
Amerykanie wracają do Wietnamu?
Amerykanie już zwijają swoje oddziały w tzw. strefie zdemilitaryzowanej na granicy między państwami koreańskimi: 18 tys. żołnierzy ma się przeprowadzić bliżej Seulu. Waszyngton twierdzi, że chodzi o to, by kontyngent można było wykorzystywać w całej południowo-wschodniej Azji. Redukcje czekają amerykańskie oddziały w Japonii (41 tys. żołnierzy). Nie jest wykluczone, że wkrótce wojska amerykańskie pojawią się w Wietnamie!
W Niemczech stacjonuje obecnie prawie 70 tys. żołnierzy USA (w całej Europie - 115 tys.). W pierwszej kolejności rozwiązany zostanie V korpus w Heidelbergu oraz 1. Dywizja Pancerna w Wiesbaden. "Tylko baza w Ramstein jest zbyt ważna, by ją zlikwidować" - stwierdził gen. James Jones, dowódca sił NATO w Europie. Ramstein to najważniejsza dla Amerykanów baza lotnicza w Europie. Stąd wysyłano zaopatrzenie dla jednostek walczących w Afganistanie i Iraku. Do szpitala w pobliskim Landstuhl przywożono też rannych w obu wojnach. Rozbudowywane będą natomiast niedawno powstałe bazy Kumanowo koło Płowdiwu w Bułgarii oraz w pobliżu rumuńskiej Konstancy. Z rumuńskiej bazy przerzucano amerykańskie siły specjalne do Iraku. W przyszłości będzie służyć siłom szybkiego reagowania. Nie będą one jednak stale stacjonować w Rumunii, lecz pojawią się tam na krótko - w celu treningu albo przetransportowania w rejon konfliktu.
Nowe amerykańskie bazy powstaną zapewne także w Afryce. Te kwestie były jednym z tematów rozmów prezydenta George'a Busha podczas jego niedawnej podróży po krajach tego kontynentu. "The New York Times" twierdzi, że Waszyngton chce założyć militarne przyczółki m.in. w Mali, Senegalu i Algierii. Już ma taki przyczółek w Dżibuti. Amerykanie wycofają się za to z Arabii Saudyjskiej i zredukują liczbę swoich wojsk w Turcji. Te dwa kraje zawiodły ich podczas operacji przeciwko Irakowi. Choć znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie Iraku, a na swoim terenie mają duże, stałe bazy amerykańskie, nie udzieliły Waszyngtonowi zgody na użycie ich do ataku. Kosztowne inwestycje okazały się więc bezużyteczne - z powodów politycznych. Z konieczności zastąpiły je prowizoryczne bazy w Bahrajnie, Katarze, Kuwejcie, Omanie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Polityczni sojusznicy na wagę złota
Przegrupowanie sił zbrojnych USA oznacza zmiany w sposobie ich funkcjonowania. Nie będą już tworzone typowe garnizony, w których jednostki stacjonowały przez lata, a żołnierze mieszkali wraz z rodzinami. Zamiast wojskowych miasteczek ze szkołami, przedszkolami czy restauracjami powstaną tzw. bazy logistyczne. Będą w nich stacjonować oddziały wsparcia, zachowujące gotowość do przyjęcia jednostek bojowych, które zjawią się tam w razie konfliktu. Bardziej rozproszona obecność wojskowa Ameryki w świecie będzie efektywniejsza z militarnego punktu widzenia, lecz może się też okazać bardziej wybuchowa politycznie. Amerykanie staną się w większym niż dotychczas stopniu zdolni do samodzielnego zwalczania zagrożeń, ale bardziej będą też potrzebować politycznych sojuszników. Takich jak Polska.
Więcej możesz przeczytać w 34/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.