Premier grupy trzymającej władzę
Kto przysłał Rywina do Agory? Przysłała go tam grupa trzymająca władzę, w której byli Aleksandra Jakubowska, Włodzimierz Czarzasty, Robert Kwiatkowski i Lech Nikolski. Można przyjąć, że zwornikiem grupy był Leszek Miller. Jeśli nim nie był, to i tak złamał prawo, nie zawiadamiając organów ścigania o popełnieniu przestępstwa przez Rywina. Za podobne przestępstwo do odpowiedzialności może być pociągnięty prokurator generalny Grzegorz Kurczuk i szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Andrzej Barcikowski. Miller i Kurczuk mogą oprócz tego odpowiadać przed Trybunałem Stanu za nadużycie władzy.
Protekcja czy łapownictwo?
Czy Rywin dopuścił się płatnej protekcji - jak to formułuje akt oskarżenia? O płatną protekcję oskarżyć można kogoś, "kto powołując się na swoje wpływy w instytucji państwowej lub samorządu terytorialnego podejmuje się pośrednictwa...". Rywin nie powoływał się na swoje wpływy, chyba że miał na myśli wpływy w grupie trzymającej władzę. Czy zatem mamy tu do czynienia z przestępstwem płatnej protekcji, za które grozi do trzech lat więzienia, czy też ze znacznie surowiej karanym przestępstwem łapownictwa (do ośmiu lat pozbawienia wolności)?
Problemem poważniejszym jest rozstrzygnięcie, czy działanie Rywina nie wyczerpuje znamion łapownictwa biernego: zwrócił się on o łapówkę w zamian za przeprowadzenie ustawy na wszystkich szczeblach. Przyjmując za pewnik, że Rywin nie oszalał i że grupą, która za nim stała, nie byli kosmici z Klewek, musiały to być osoby, które miały możliwości dokonania tego, co Rywin obiecywał, czyli przeprowadzenia ustawy w określonym kształcie i trybie legislacyjnym, z podpisem prezydenta na końcu.
Grupa trzymająca wŁadzę
Od początku pracy sejmowej komisji śledczej można było sformułować hipotezę, że w grupie trzymającej władzę była Aleksandra Jakubowska, odpowiedzialna za przygotowanie ustawy ze strony rządu. Byli też w niej Robert Kwiatkowski i Włodzimierz Czarzasty. Do tej trójki ewentualnie można dołączyć Lecha Nikolskiego, byłego szefa gabinetu premiera. Czy postępowanie przed komisją potwierdza, że ta grupa działała wspólnie i rzeczywiście miała władzę, jaką przypisywał jej Rywin? Nie ma nigdzie wyraźnego śladu, nie ma nagrania czy oświadczenia. Są natomiast poszlaki. Poszlaki również stanowią dowód, pod warunkiem że są spójne. Kiedy nie ma innego wytłumaczenia danej sprawy, a poszlaki są zgodne z logiką i zdrowym rozsądkiem, mówimy: "tak musiało być i tak było, bo inaczej być nie mogło".
Zachowanie grupy trzymającej władzę, czyli Jakubowskiej, Kwiatkowskiego, Czarzastego, a także Nikolskiego, może potwierdzać, że stali oni za Rywinem. Wskazują na to ich działania, rozmowy, kolejne autopoprawki, które były wprowadzane lub odwoływane w trakcie procesu legislacyjnego. Rywin wychodzi z Agory i najpierw kontaktuje się z Kwiatkowskim. Kwiatkowski dzwoni do Jakubowskiej, a ta do Czarzastego. Nie znamy przebiegu tych rozmów, ale nie ma żadnego innego rozsądnego wytłumaczenia niż to, że dotyczyły one korupcyjnej oferty Lwa Rywina. Te poszlaki prowadzą nas do wniosku, że grupa trzymająca władzę uczestniczyła w popełnieniu przestępstwa łapówkarstwa biernego. Najwięcej poszlak przemawia przeciw Jakubowskiej, potem w kolejności przeciw Kwiatkowskiemu, Czarzastemu i Nikolskiemu.
Rywin, któremu postawiono już zarzut płatnej protekcji, jest też pomocnikiem lub współsprawcą łapownictwa biernego, ściganego z art. 228 kodeksu karnego, i taki zarzut również powinien mu zostać postawiony. I nie ma znaczenia to, że nie jest on funkcjonariuszem państwowym, którego dotyczy ten artykuł. Wiedział bowiem, że pozostali zamieszani w sprawę są funkcjonariuszami publicznymi. Cztery osoby stojące za Rywinem są podejrzane o usiłowanie łapownictwa, co jest ścigane z art. 228 kodeksu karnego. Można je też potraktować jak grupę przestępczą.
Zwornik Miller
Postępowanie Rywina byłoby niemożliwe, gdyby nie stojąca za nim grupa. Ale kto stał za nią? Przecież działania grupy trzymającej władzę nie byłyby zrozumiałe, gdyby nie było zwornika. Czy tym zwornikiem jest Leszek Miller? Trudno sobie wyobrazić, aby ktokolwiek spośród tej grupy mógł się samowolnie posunąć tak daleko. Nie mamy bezpośrednich dowodów, nie mamy telefonicznych billingów premiera. Mamy jednak przesłanki pośrednie. Przede wszystkim trudno sobie wyobrazić, by Aleksandra Jakubowska - jako lojalny pracownik Millera - podjęła jakieś działania na własną rękę. Musielibyśmy to tłumaczyć szaleństwem. Jakubowska, cokolwiek by o niej powiedzieć, szalona nie jest.
To, że Miller mógł być zwornikiem grupy, zdaje się potwierdzać fakt, że kiedy 18 lipca otrzymał informację o notatce Wandy Rapaczyńskiej, a 22 lipca - o nagraniu propozycji Rywina, jego reakcje nie były reakcjami kogoś, kto został wbrew swojej woli wmanewrowany w sytuację niedopuszczalną dla premiera rządu. Miller reagował jak ktoś, kto w jakiś sposób w tym uczestniczył. Po 18 lipca, kiedy dowiedział się o notatce Rapaczyńskiej, nadal prowadził pertraktacje z Agorą jako jedynym przedstawicielem prywatnych mediów. Potem, mimo że wyrzucił Rywina z gabinetu, spotkał się z nim na premierze "Pianisty". Miller starał się zbagatelizować tę sprawę, a jego stosunek do Jakubowskiej czy Nikolskiego nigdy nie był negatywny. Do dzisiaj Jakubowska cieszy się jego zaufaniem.
W świetle wielu przesłanek Miller wydaje się zwornikiem czteroosobowej grupy trzymającej władzę. Bez niego układ ten dawno by się rozsypał. I premier właś-ciwie zachowuje się jak zakładnik tej grupy. Trudno przypuszczać, by człowiek o tak silnym charakterze był marionetką dyrektora swojego gabinetu czy innych osób. Adam Michnik twierdzi wprawdzie, że Miller jest niewinny, ale nie ma to większego znaczenia, gdyż jednocześ-nie - jak słusznie zauważa Jan Rokita - prowadzi z nim "grę korupcyjną". Na korzyść Millera nie przemawia też negatywna odpowiedź Rywina na pytanie: "Czy to ja cię posłałem?". A co miał Rywin powiedzieć osobie, która go posłała albo o której był przekonany, że go posłała, bo inni mu o tym powiedzieli? Gdyby odpowiedział inaczej, popełniłby polityczne samobójstwo.
Mowa bez słów
Wszystkie osoby, które nie zawiadomiły organów ścigania i nie wszczęły postępowania, twierdzą, że nie miały wystarczających dowodów. Tak mówią premier Miller, minister sprawiedliwości Kurczuk i szef ABW Barcikowski. Tłumaczenie, że wszystkie klocki ma "Gazeta Wyborcza", nie zwalnia organów państwa z obowiązku podjęcia postępowania. A przecież były uzasadnione podstawy, by podejrzewać, że popełniono przestępstwo. Te podstawy to notatka Rapaczyńskiej, nagranie Michnika i jego zeznania oraz pośrednie potwierdzenie samego Rywina. W tej sytuacji nie można się powoływać na to, że ktoś nie wierzy, iż doszło do próby korupcji. To nie jest problem wiary. W ten sposób każdy może uchylić się od obowiązku wynikającego z art. 304 kodeksu karnego i powiedzieć: "Ja w to nie wierzę". Skutecznie może uchylić od takiego obowiązku jedynie premier Miller, jeżeli postawi mu się zarzut współuczestnictwa w usiłowaniu popełnienia przestępstwa wyłudzenia łapówki. Jako ewentualnie podejrzany o tego rodzaju przestępstwo nie musiał oczywiście zawiadamiać organów ścigania.
Protekcja czy łapownictwo?
Czy Rywin dopuścił się płatnej protekcji - jak to formułuje akt oskarżenia? O płatną protekcję oskarżyć można kogoś, "kto powołując się na swoje wpływy w instytucji państwowej lub samorządu terytorialnego podejmuje się pośrednictwa...". Rywin nie powoływał się na swoje wpływy, chyba że miał na myśli wpływy w grupie trzymającej władzę. Czy zatem mamy tu do czynienia z przestępstwem płatnej protekcji, za które grozi do trzech lat więzienia, czy też ze znacznie surowiej karanym przestępstwem łapownictwa (do ośmiu lat pozbawienia wolności)?
Problemem poważniejszym jest rozstrzygnięcie, czy działanie Rywina nie wyczerpuje znamion łapownictwa biernego: zwrócił się on o łapówkę w zamian za przeprowadzenie ustawy na wszystkich szczeblach. Przyjmując za pewnik, że Rywin nie oszalał i że grupą, która za nim stała, nie byli kosmici z Klewek, musiały to być osoby, które miały możliwości dokonania tego, co Rywin obiecywał, czyli przeprowadzenia ustawy w określonym kształcie i trybie legislacyjnym, z podpisem prezydenta na końcu.
Grupa trzymająca wŁadzę
Od początku pracy sejmowej komisji śledczej można było sformułować hipotezę, że w grupie trzymającej władzę była Aleksandra Jakubowska, odpowiedzialna za przygotowanie ustawy ze strony rządu. Byli też w niej Robert Kwiatkowski i Włodzimierz Czarzasty. Do tej trójki ewentualnie można dołączyć Lecha Nikolskiego, byłego szefa gabinetu premiera. Czy postępowanie przed komisją potwierdza, że ta grupa działała wspólnie i rzeczywiście miała władzę, jaką przypisywał jej Rywin? Nie ma nigdzie wyraźnego śladu, nie ma nagrania czy oświadczenia. Są natomiast poszlaki. Poszlaki również stanowią dowód, pod warunkiem że są spójne. Kiedy nie ma innego wytłumaczenia danej sprawy, a poszlaki są zgodne z logiką i zdrowym rozsądkiem, mówimy: "tak musiało być i tak było, bo inaczej być nie mogło".
Zachowanie grupy trzymającej władzę, czyli Jakubowskiej, Kwiatkowskiego, Czarzastego, a także Nikolskiego, może potwierdzać, że stali oni za Rywinem. Wskazują na to ich działania, rozmowy, kolejne autopoprawki, które były wprowadzane lub odwoływane w trakcie procesu legislacyjnego. Rywin wychodzi z Agory i najpierw kontaktuje się z Kwiatkowskim. Kwiatkowski dzwoni do Jakubowskiej, a ta do Czarzastego. Nie znamy przebiegu tych rozmów, ale nie ma żadnego innego rozsądnego wytłumaczenia niż to, że dotyczyły one korupcyjnej oferty Lwa Rywina. Te poszlaki prowadzą nas do wniosku, że grupa trzymająca władzę uczestniczyła w popełnieniu przestępstwa łapówkarstwa biernego. Najwięcej poszlak przemawia przeciw Jakubowskiej, potem w kolejności przeciw Kwiatkowskiemu, Czarzastemu i Nikolskiemu.
Rywin, któremu postawiono już zarzut płatnej protekcji, jest też pomocnikiem lub współsprawcą łapownictwa biernego, ściganego z art. 228 kodeksu karnego, i taki zarzut również powinien mu zostać postawiony. I nie ma znaczenia to, że nie jest on funkcjonariuszem państwowym, którego dotyczy ten artykuł. Wiedział bowiem, że pozostali zamieszani w sprawę są funkcjonariuszami publicznymi. Cztery osoby stojące za Rywinem są podejrzane o usiłowanie łapownictwa, co jest ścigane z art. 228 kodeksu karnego. Można je też potraktować jak grupę przestępczą.
Zwornik Miller
Postępowanie Rywina byłoby niemożliwe, gdyby nie stojąca za nim grupa. Ale kto stał za nią? Przecież działania grupy trzymającej władzę nie byłyby zrozumiałe, gdyby nie było zwornika. Czy tym zwornikiem jest Leszek Miller? Trudno sobie wyobrazić, aby ktokolwiek spośród tej grupy mógł się samowolnie posunąć tak daleko. Nie mamy bezpośrednich dowodów, nie mamy telefonicznych billingów premiera. Mamy jednak przesłanki pośrednie. Przede wszystkim trudno sobie wyobrazić, by Aleksandra Jakubowska - jako lojalny pracownik Millera - podjęła jakieś działania na własną rękę. Musielibyśmy to tłumaczyć szaleństwem. Jakubowska, cokolwiek by o niej powiedzieć, szalona nie jest.
To, że Miller mógł być zwornikiem grupy, zdaje się potwierdzać fakt, że kiedy 18 lipca otrzymał informację o notatce Wandy Rapaczyńskiej, a 22 lipca - o nagraniu propozycji Rywina, jego reakcje nie były reakcjami kogoś, kto został wbrew swojej woli wmanewrowany w sytuację niedopuszczalną dla premiera rządu. Miller reagował jak ktoś, kto w jakiś sposób w tym uczestniczył. Po 18 lipca, kiedy dowiedział się o notatce Rapaczyńskiej, nadal prowadził pertraktacje z Agorą jako jedynym przedstawicielem prywatnych mediów. Potem, mimo że wyrzucił Rywina z gabinetu, spotkał się z nim na premierze "Pianisty". Miller starał się zbagatelizować tę sprawę, a jego stosunek do Jakubowskiej czy Nikolskiego nigdy nie był negatywny. Do dzisiaj Jakubowska cieszy się jego zaufaniem.
W świetle wielu przesłanek Miller wydaje się zwornikiem czteroosobowej grupy trzymającej władzę. Bez niego układ ten dawno by się rozsypał. I premier właś-ciwie zachowuje się jak zakładnik tej grupy. Trudno przypuszczać, by człowiek o tak silnym charakterze był marionetką dyrektora swojego gabinetu czy innych osób. Adam Michnik twierdzi wprawdzie, że Miller jest niewinny, ale nie ma to większego znaczenia, gdyż jednocześ-nie - jak słusznie zauważa Jan Rokita - prowadzi z nim "grę korupcyjną". Na korzyść Millera nie przemawia też negatywna odpowiedź Rywina na pytanie: "Czy to ja cię posłałem?". A co miał Rywin powiedzieć osobie, która go posłała albo o której był przekonany, że go posłała, bo inni mu o tym powiedzieli? Gdyby odpowiedział inaczej, popełniłby polityczne samobójstwo.
Mowa bez słów
Wszystkie osoby, które nie zawiadomiły organów ścigania i nie wszczęły postępowania, twierdzą, że nie miały wystarczających dowodów. Tak mówią premier Miller, minister sprawiedliwości Kurczuk i szef ABW Barcikowski. Tłumaczenie, że wszystkie klocki ma "Gazeta Wyborcza", nie zwalnia organów państwa z obowiązku podjęcia postępowania. A przecież były uzasadnione podstawy, by podejrzewać, że popełniono przestępstwo. Te podstawy to notatka Rapaczyńskiej, nagranie Michnika i jego zeznania oraz pośrednie potwierdzenie samego Rywina. W tej sytuacji nie można się powoływać na to, że ktoś nie wierzy, iż doszło do próby korupcji. To nie jest problem wiary. W ten sposób każdy może uchylić się od obowiązku wynikającego z art. 304 kodeksu karnego i powiedzieć: "Ja w to nie wierzę". Skutecznie może uchylić od takiego obowiązku jedynie premier Miller, jeżeli postawi mu się zarzut współuczestnictwa w usiłowaniu popełnienia przestępstwa wyłudzenia łapówki. Jako ewentualnie podejrzany o tego rodzaju przestępstwo nie musiał oczywiście zawiadamiać organów ścigania.
Więcej możesz przeczytać w 12/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.