Śmierć staje się środkiem poprawy warunków socjalnych społeczeństwa
Lech Jaworski
Członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, doktor nauk prawnych, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego
Groza. To najkrótsze podsumowanie wrażenia, jakie robi film o eutanazji w Holandii, wyemitowany niedawno w telewizji Polsat. Podobne odczucia wywołuje artykuł "Eutanazizm" ("Wprost", nr 13). Groza nie wynika jedynie z prawnej dopuszczalności uśmiercania chorych i cierpiących ludzi, wobec których medycyna formalnie czuje się bezsilna. Taka filozofia budzi głęboki sprzeciw i to nawet wtedy, gdy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić wypadki, kiedy śmierć jest dla człowieka prawdziwym błogosławieństwem. Przerażenie wzbudza przede wszystkim stan i sposób społecznej akceptacji tego procederu. Co w rzeczywistości stało się przedmiotem prawdziwego zabójstwa (dla tych, którzy tak wolą, niech będzie - eutanazji)? Tym przedmiotem jest po prostu człowieczeństwo. To, które ma sprawiać, że "człowiek - to brzmi dumnie". Zaczyna ono ustępować miejsca przerażającej koncepcji uzasadnionej społecznie ludzkiej egzystencji.
Czyż ból i nieuleczalna choroba nie stanowią znakomitego powodu do wyeliminowania kosztownych istnień? Zwłaszcza że koszt leczenia (czy podtrzymywania przy życiu) może obciążać nie tylko rodzinę chorej osoby, ale i całą społeczność. Jeżeli już teraz starzy ludzie muszą nosić przy sobie pisemne oświadczenie, że nie chcą zostać zabici (poddani eutanazji), aby móc bez obaw poruszać się zadbanych ulicach Amsterdamu, to czemu w przyszłości nie miano by osiągnąć kolejnego szczebla ewolucji? Czy nie byłoby korzystniejsze dla zamożności ogółu obywateli przyjąć zasadę, że aby żyć, trzeba pracować?
Love story kanibala
Jakie są przyczyny tego, że konsumpcyjny materializm wypiera to, co wiąże się ze sferą niematerialną ludzkiej egzystencji, a więc - używając najwyraźniej archaizującego się określenia - jego duchowością. I to tak skutecznie, że śmierć ojca jest traktowana jako zdarzenie ujęte w harmonogramie na najbliższy tydzień (ojciec był na tyle niepoważny, że chciał zrezygnować z poddania się eutanazji). Jak dowiedzieliśmy się z filmu, dzieciom udało się przywołać go do porządku.
Nie od rzeczy będzie w kontekście porażki człowieczeństwa przypomnieć, że tzw. plastynaty dr. Günthera von Hagensa są traktowane jako dzieła sztuki. Von Hagens tworzy swoje dzieła ze spreparowanych szczątków ludzkich. Na jego wystawach można "podziwiać" m.in. "Szachistę" - zwłoki, które pozbawiono sklepienia czaszki i którym otworzono kręgosłup, by można było dostrzec mózg i rdzeń kręgowy. Inna "rzeźba" wykonana jest z trupa kobiety w ósmym miesiącu ciąży. Kobieta leży na boku, a przez otwarte powłoki brzuszne i macicę widać dobrze rozwinięty płód. I nie to jest straszne, że pojawił się ktoś taki jak doktor Hagens. W każdej epoce odnajdziemy jeszcze gorszych aberrantów. Przeraża odbiór jego "twórczości", jej artystyczne przeżywanie i estetyczna akceptacja. Przeraża, że profanowanie śmierci człowieka może się stać sposobem na komercyjny sukces. "Twórca" przewidział nawet ulgowe bilety dla dzieci, które wychodząc z ekspozycji, mogą sobie kupić na pamiątkę puzzle z obrazkiem nieboszczyka trzymającego zdjętą z siebie skórę.
Czy można się dziwić, że do skazanego ostatnio w Niemczech na osiem lat więzienia kanibala (zjadł własnego kochanka) ustawiła się kolejka wydawców i producentów? Płacąc milionowe honoraria za prawa do uwiecznienia tej "love story", mogą mieć nadzieję na stworzenie prawdziwego hitu wydawniczego lub ekranowego. A nasz bohater zaledwie po ośmiu latach odsiedzianych za morderstwo i kanibalizm będzie wolny, bogaty i sławny.
Śmiertelnie niebezpieczni postępowcy
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nasza cywilizacja zbliża się do zakrętu, z którym może sobie nie poradzić. Cóż można powiedzieć o społeczności, która zaczyna traktować śmierć jako jeden ze środków poprawy warunków socjalnych, która ze śmierci czyni przedmiot rozrywki? I to wszystko traktuje się jako znamiona postępu nadchodzącej epoki. Ostatnio takim postępowym sposobem myślenia popisał się u nas SLD, przygotowując projekt ustawy o świadomym rodzicielstwie. Owa "świadomość" to m.in. nieograniczona możliwość przerywania ciąży do 12. tygodnia życia dziecka poczętego. Jak powiedziała jedna z twórczyń projektu, ustawa ta jest "prawdziwie nowoczesna, na miarę XXI wieku". Umierająca partia pragnie pozostawić po sobie taki testament ideowy?
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.