Dobrych chęci wystarcza na razie jedynie na wybrukowanie lewicowego piekła Pojawiają się kolejne propozycje jednoczenia podzielonej lewicy. Na pierwszy rzut oka trudno odmówić im słuszności. Już Onufry Zagłoba zauważył, że zawsze bardziej opłaca się dodawać i mnożyć, niż odejmować i dzielić. Są jednak sytuacje, w których nie ma innego wyjścia niż dzielenie. Jest ono wręcz niezbędne, kiedy partia zmierza w złym kierunku, tzn. nie realizuje swojego programu, łamie obietnice dane wyborcom, sprzeniewierza się elementarnej uczciwości, toleruje w swoich szeregach prywatę, a nawet korupcję. W takich wypadkach sztuczne podtrzymywanie jedności prowadzi do nieszczęścia, bo łączenie uczciwych z nieuczciwymi psuje reputację wszystkim. Nie da się zresztą zbyt długo być przyzwoitym, jeśli funkcjonuje się ramię w ramię z występkiem i pozostawia jego ściganie wyłącznie prokuraturze i sądom. Świetnie rozumieją to wyborcy i odwracają się od partii, która nie potrafi zaprowadzić porządku we własnych szeregach.
Taka historia przydarzyła się lewicy. Nie reagowała ona na pojawiające się w szeregach zło i w efekcie doprowadziła do cofnięcia zaufania nawet przez wiernych wyborców. Część działaczy nie chciała tego dłużej tolerować i w SLD doszło do rozłamu dającego początek Socjaldemokracji Polskiej.
Badania opinii publicznej pokazują, że rozłam zahamował dalszą erozję społecznego poparcia dla lewicy. Część zniechęconych do SLD znalazła swojego mandatariusza w SDPL. Jawna krytyka i konkurencja wyszła też na zdrowie samemu sojuszowi, który przystąpił do reorganizacji i w końcu zdystansował się wobec najbardziej skandalicznych zachowań.
Sondaże przestały pikować i wróżyć lewicy totalną klęskę. Coraz lepsze notowania stały się pożywką dla pomysłów zjednoczeniowych. Już dzisiaj bowiem zsumowane poparcie uczyniłoby z lewicy pierwszoplanową siłę polityczną.
Można zrozumieć dobre chęci autorów takich propozycji, ale jak to z dobrymi chęciami bywa, starcza ich jedynie na wybrukowanie lewicowego piekła. Fałszywe jest bowiem założenie, że poparcie dla ostro krytykujących się partii można w prosty sposób zsumować. Nie da się tego zrobić, bo spora część uznania jest pochodną tej walki. Zwłaszcza SDPL popierają ludzie wcześniej zniechęceni do SLD, a teraz na nowo pozyskani dla lewicy bezkompromisowością w piętnowaniu zła. Tacy wyborcy z pewnością nie poparliby połączenia krytykujących i krytykowanych.
Nie oznacza to, że obecne podziały na lewicy mają trwać wieki. Zbliżenie jest potrzebne, ale musi być poprzedzone bezwzględnym remontem całej formacji, w pierwszej kolejności najwięcej mającego do zrobienia SLD. Jak na razie sojusz zrobił niewiele, a podnoszące się w jego szeregach głosy, że czas już wstać z kolan, dowodzą braku zrozumienia głębokości kryzysu. W takiej atmosferze próba mnożenia da efekt gorszy niż dzielenie.
Badania opinii publicznej pokazują, że rozłam zahamował dalszą erozję społecznego poparcia dla lewicy. Część zniechęconych do SLD znalazła swojego mandatariusza w SDPL. Jawna krytyka i konkurencja wyszła też na zdrowie samemu sojuszowi, który przystąpił do reorganizacji i w końcu zdystansował się wobec najbardziej skandalicznych zachowań.
Sondaże przestały pikować i wróżyć lewicy totalną klęskę. Coraz lepsze notowania stały się pożywką dla pomysłów zjednoczeniowych. Już dzisiaj bowiem zsumowane poparcie uczyniłoby z lewicy pierwszoplanową siłę polityczną.
Można zrozumieć dobre chęci autorów takich propozycji, ale jak to z dobrymi chęciami bywa, starcza ich jedynie na wybrukowanie lewicowego piekła. Fałszywe jest bowiem założenie, że poparcie dla ostro krytykujących się partii można w prosty sposób zsumować. Nie da się tego zrobić, bo spora część uznania jest pochodną tej walki. Zwłaszcza SDPL popierają ludzie wcześniej zniechęceni do SLD, a teraz na nowo pozyskani dla lewicy bezkompromisowością w piętnowaniu zła. Tacy wyborcy z pewnością nie poparliby połączenia krytykujących i krytykowanych.
Nie oznacza to, że obecne podziały na lewicy mają trwać wieki. Zbliżenie jest potrzebne, ale musi być poprzedzone bezwzględnym remontem całej formacji, w pierwszej kolejności najwięcej mającego do zrobienia SLD. Jak na razie sojusz zrobił niewiele, a podnoszące się w jego szeregach głosy, że czas już wstać z kolan, dowodzą braku zrozumienia głębokości kryzysu. W takiej atmosferze próba mnożenia da efekt gorszy niż dzielenie.
Więcej możesz przeczytać w 38/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.