Tusk jednego tylko nie jest w stanie przewidzieć: że zostanie wyślizgany przez Kwaśniewskiego
W szyscy się teraz zastanawiają, jaka przyszłość czeka Jana Marię Rokitę i co będzie z Platformą Obywatelską. Pisze się rozmaite scenariusze, a wśród scenarzystów przeważa przekonanie, że Rokita pójdzie na rozkurz, a PO połączy się więzami politycznej miłości z SLD. Oczywiście, Rokity nie będzie się łatwo pozbyć. Najprostsze byłoby odnalezienie w IPN kwitów na Rokitę. Donald Tusk mógł-by się szczerze oburzyć, Schetyna dać wyraz swemu obrzydzeniu, a Komorowski moralnej wyższości, po czym wszyscy padliby spokojnie w objęcia przeciwników lustracji i dekomunizacji na czele z dawnymi dysponentami SB. Życie nie jest jednak łaskawe dla politycznych wizjonerów. Rżnięcie Rokity będzie musiało się odbyć za pomocą innego narzędzia niż teczka. I to jest cały kłopot. Na razie Platforma Obywatelska ma do dyspozycji tylko majcher Majchrowskiego. Jacek Majchrowski, czyli dirty knife.
Gdybym to ja pisał scenariusz i gdyby miał to być scenariusz komediowy, coś w rodzaju Borata w Sejmie, to nakreśliłbym taką wizję: na początek sojusz taktyczny platformy z SLD i całym pozostałym salonikiem kanap, a przed następnymi wyborami fuzja. I ani byśmy się obejrzeli, a już Platforma Lewicy Obywatelskiej miałaby nowego przewodniczącego - Aleksandra Kwaśniewskiego. Tusk za zasługi otrzymałby pierwsze miejsce na liście kandydatów na radnych we Wrzeszczu. Schetyna na Krzykach, a Komorowski zostałby sekretarzem Szmajdzińskiego.
Oczywiście, pierwszym testem dobrej woli musiałoby być głosowanie Platformy Obywatelskiej przeciwko ustawie o IPN z poprawkami prezydenta oraz udział w manifestacji poparcia dla generała Jaruzelskiego przed jego willą 13 grudnia. Albo jeszcze tego roku, albo najpóźniej w przyszłym.
Proponuję, żeby kierownictwo platformy zaczęło od przeproszenia SLD za nietaktowne i niestosowne zachowanie Rokity w komisji śledczej do wyjaśnienia sprawy Rywina. Można przy okazji zarzucić Janowi Marii zwierzęcy antykomunizm, aby nie narazić się na zarzut relatywizacji korupcyjnej propozycji Rywina Adamowi Michnikowi i "Gazecie Wyborczej". Jak widać, mając tak szerokie i konkretne wizje, nadaję się na stratega Platformy Obywatelskiej nie gorzej od Tuska, który jednego - zdaje się - nie jest tylko w stanie przewidzieć. Że zostanie wyślizgany przez Kwaśniewskiego, Jolantę Kwaśniewską, Aleksandrę Kwaśniewską i psa Sabę i wyląduje w końcu tam, gdzie dziś Onyszkiewicz. W przedpokoju.
W tym zbliżeniu PO z SLD jest jednak pewna logika. Uświadomił mi to mój własny tekst z października 2004 r. (dobrze jest cytować klasyków, zwłaszcza mądrych). "Zastanawiające jest, że partia, która zdobywa w tej chwili największe poparcie, nie ma w ogóle żadnego programu. Platforma Obywatelska będzie dopiero ten program pisać. Pod kierunkiem Andrzeja Olechowskiego. A mimo to ludzie ją popierają, choć nie wiedzą, w którą stronę z PO pożeglujemy" - napisałem. Minęły wybory, a PO programu wciąż nie ma. Jakoś Olechowski nie napisał i zniknął. Nikt więcej się do pisania nie kwapi. Jedyne, co napisali, to "Kaczory na rożen i do pustej lodowki". Osierocona przez programistę Olechowskiego partia żegluje z prądem. A tymczasem SLD ma gotowy program, wystarczy go poprzeć. Taki program jest jak kompas. Wiadomo, czego i kogo się trzymać. Jak świni dać kompas, trafi bez pudła do koryta. Osioł z kompasem trafi do żłoba. Z takim kompasem można nawet trafić na Paradę Równości w obronie najbiedniejszych gejów przed obniżką podatków i składek socjalnych.
Oczywiście, najciekawsze jest, ilu posłów Platformy Obywatelskiej pójdzie z postępem wyznaczonym przez Olejniczaka i jego perceptora Rakowskiego, a ilu zostanie w miejscu, w betonie, razem z Rokitą. Tego na razie nikt nie wie. Tajemnica ludzkich charakterów nie pozwala przewidzieć, kto z partii intelektualno-politycznej elity pozostanie przy swoim, a kto zacznie się domagać z Oleksym spalenia teczek Toeplitza i Passenta i posypania prochami głowy Rokicie. Ludzkie motywacje są nieodgadnione - jedni wolą znać tajemnice kont w Szwajcarii, a inni dostawać z tych kont przekazy, choćby skromne, choćby tylko na przelew. Dlatego niczego do końca nie wiadomo oprócz jednego - bo tak uczy doświadczenie pokoleń. Jedyny scenariusz, który się na pewno sprawdzi, to ten najczarniejszy.
Gdybym to ja pisał scenariusz i gdyby miał to być scenariusz komediowy, coś w rodzaju Borata w Sejmie, to nakreśliłbym taką wizję: na początek sojusz taktyczny platformy z SLD i całym pozostałym salonikiem kanap, a przed następnymi wyborami fuzja. I ani byśmy się obejrzeli, a już Platforma Lewicy Obywatelskiej miałaby nowego przewodniczącego - Aleksandra Kwaśniewskiego. Tusk za zasługi otrzymałby pierwsze miejsce na liście kandydatów na radnych we Wrzeszczu. Schetyna na Krzykach, a Komorowski zostałby sekretarzem Szmajdzińskiego.
Oczywiście, pierwszym testem dobrej woli musiałoby być głosowanie Platformy Obywatelskiej przeciwko ustawie o IPN z poprawkami prezydenta oraz udział w manifestacji poparcia dla generała Jaruzelskiego przed jego willą 13 grudnia. Albo jeszcze tego roku, albo najpóźniej w przyszłym.
Proponuję, żeby kierownictwo platformy zaczęło od przeproszenia SLD za nietaktowne i niestosowne zachowanie Rokity w komisji śledczej do wyjaśnienia sprawy Rywina. Można przy okazji zarzucić Janowi Marii zwierzęcy antykomunizm, aby nie narazić się na zarzut relatywizacji korupcyjnej propozycji Rywina Adamowi Michnikowi i "Gazecie Wyborczej". Jak widać, mając tak szerokie i konkretne wizje, nadaję się na stratega Platformy Obywatelskiej nie gorzej od Tuska, który jednego - zdaje się - nie jest tylko w stanie przewidzieć. Że zostanie wyślizgany przez Kwaśniewskiego, Jolantę Kwaśniewską, Aleksandrę Kwaśniewską i psa Sabę i wyląduje w końcu tam, gdzie dziś Onyszkiewicz. W przedpokoju.
W tym zbliżeniu PO z SLD jest jednak pewna logika. Uświadomił mi to mój własny tekst z października 2004 r. (dobrze jest cytować klasyków, zwłaszcza mądrych). "Zastanawiające jest, że partia, która zdobywa w tej chwili największe poparcie, nie ma w ogóle żadnego programu. Platforma Obywatelska będzie dopiero ten program pisać. Pod kierunkiem Andrzeja Olechowskiego. A mimo to ludzie ją popierają, choć nie wiedzą, w którą stronę z PO pożeglujemy" - napisałem. Minęły wybory, a PO programu wciąż nie ma. Jakoś Olechowski nie napisał i zniknął. Nikt więcej się do pisania nie kwapi. Jedyne, co napisali, to "Kaczory na rożen i do pustej lodowki". Osierocona przez programistę Olechowskiego partia żegluje z prądem. A tymczasem SLD ma gotowy program, wystarczy go poprzeć. Taki program jest jak kompas. Wiadomo, czego i kogo się trzymać. Jak świni dać kompas, trafi bez pudła do koryta. Osioł z kompasem trafi do żłoba. Z takim kompasem można nawet trafić na Paradę Równości w obronie najbiedniejszych gejów przed obniżką podatków i składek socjalnych.
Oczywiście, najciekawsze jest, ilu posłów Platformy Obywatelskiej pójdzie z postępem wyznaczonym przez Olejniczaka i jego perceptora Rakowskiego, a ilu zostanie w miejscu, w betonie, razem z Rokitą. Tego na razie nikt nie wie. Tajemnica ludzkich charakterów nie pozwala przewidzieć, kto z partii intelektualno-politycznej elity pozostanie przy swoim, a kto zacznie się domagać z Oleksym spalenia teczek Toeplitza i Passenta i posypania prochami głowy Rokicie. Ludzkie motywacje są nieodgadnione - jedni wolą znać tajemnice kont w Szwajcarii, a inni dostawać z tych kont przekazy, choćby skromne, choćby tylko na przelew. Dlatego niczego do końca nie wiadomo oprócz jednego - bo tak uczy doświadczenie pokoleń. Jedyny scenariusz, który się na pewno sprawdzi, to ten najczarniejszy.
Więcej możesz przeczytać w 49/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.