- Napisałem (list- red.), gdyż hotel Adlon jest bardzo eleganckim hotelem, ale jeśli widzę, że jest w nim telewizja iracka, azerbejdżańska, ormiańska, a polskich kanałów brak, to uważam, że jest to dziwne, biorąc pod uwagę, że jesteśmy tutaj 70 km od granicy z Polską - mówił dziennikarzom przebywający w środę w Berlinie Sikorski.
"Apeluję do Polaków"
Polityk wyjaśnił, że tak jak robił to już w innych miejscach, także i w Berlinie osobiście upomniał się o należyty status języka polskiego. - Apeluję do rodaków, żeby w kurortach, w hotelach, tam gdzie widzimy, że język polski jest traktowany gorzej niż inne domagali się. Mamy prawo poczuć się równie traktowanymi jak inni" - oświadczył szef MSZ.
Według ministra takie działania przynoszą skutki. Jako przykład podał uzyskanie przez ambasadę RP w Paryżu przewodnika i audiobooka po Luwrze w języku polskim. Zauważył, że okazało się, iż chętnych do korzystania z tej nowości jest bardzo dużo, w porównaniu np. do korzystających z audiobooka niemieckiego.
"Bądźmy pełnoprawnymi Europejczykami"
Jak zaznaczył Sikorski, tam gdzie polski rząd nie jest w stanie wpływać, np. na właścicieli hoteli, tam miliony polskich turystów muszą domagać się swoich praw podczas pobytu za granicą. - O to apeluję, abyśmy się poczuli pełnoprawnymi Europejczykami, pełnoprawnymi członkami społeczności międzynarodowej - oświadczył minister.
Cała sprawa zaczęła się od porannego wpisu Sikorskiego na Twitterze, kiedy zapowiedział, że napisze do dyrektora hotelu, w którym się zatrzymał, gdyż nie ma w nim dostępu do polskiej telewizji.
Po Berlinie Sikorski odwiedzi jeszcze Paryż i Brukselę. Służby dyplomatyczne nie informują, czy w hotelach w tych miastach szef polskiej dyplomacji będzie miał w pokoju dostępne polskie kanały telewizyjne.
is, PAP