Tajne służby PRL wiedziały o planowanym zamachu na papieża Polaka, ale go nie ostrzegły
Przez ponad ćwierć wieku nie udało się zdobyć niepodważalnych dowodów na udział tajnych służb ZSRR i jego wasali w przygotowaniu zamachu na papieża Jana Pawła II. Nic dziwnego. KGB i pozostałe tajne służby Układu Warszawskiego przeprowadziły bezprecedensową kampanię dezinformacyjną. Wszelkie tropy prowadzące do Moskwy starano się podważyć, zatrzeć lub pogmatwać. W gąszczu wątków prowadzących donikąd śledztwo władz włoskich musiało utknąć w martwym punkcie. Zwłaszcza że śledczy z Rzymu nie zbadali relacji o nieznanych kulisach przygotowań do zamachu na papieża. Informację o tym oficerowi włoskich służb specjalnych przekazał przedstawiciel wywiadu wojskowego PRL. Dziennikarze "Wprost" odbyli serię rozmów z tym świadkiem. Przez wiele miesięcy weryfikowaliśmy jego historię. Wynika z niej, że wywiad wojskowy PRL kilka tygodni przed zamachem na Jana Pawła II uzyskał od swojego agenta informację o przygotowywanym spisku i jego wykonawcach. Dlaczego więc polskie władze nie ostrzegły papieża Polaka?
Kilka lat po zamachu o bezczynności tajnych służb PRL dowiedział się włoski wywiad. Ale i z tą wiedzą nic nie zrobiono. Czy dlatego, że - jak twierdzi dzisiaj włoska prasa - w Italii od lat działała rozbudowana szpiegowska sieć KGB? Jaką rolę w tym wszystkim odegrał Giuseppe Cucchi, obecnie koordynator włoskich służb specjalnych i jeden z zaufanych współpracowników premiera Romano Prodiego? Czy on sam był kontaktem Rosjan, czy padł ofiarą kreta KGB?
Znikająca notatka
Informację o tym, że w szeregach tureckiej organizacji terrorystycznej Szare Wilki planowano zabójstwo Jana Pawła II, wywiad wojskowy PRL zdobył, zanim padły strzały na placu św. Piotra. - Notatka z taką informacją trafiła na moje biurko kilka tygodni przed zamachem - twierdzi wieloletni oficer Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (wywiadu wojskowego PRL). Poszczególne elementy relacji tego oficera (w stopniu pułkownika) potwierdzają dokumenty, do jakich udało nam się dotrzeć. Po raz pierwszy skontaktowaliśmy się z nim w październiku 2006 r. Kilka miesięcy zajęło nam badanie przebiegu jego kariery i wszystkich wątków relacji, którą nam przedstawił. Dotarliśmy do jego współpracowników, potwierdziliśmy też podane nam nazwiska oficerów, którzy razem z nim byli na kursie GRU, a potem pracowali w Zarządzie II SG WP. Przebadaliśmy archiwalne dokumenty wojskowe, które charakteryzują ścieżkę służby pułkownika w wywiadzie. Nie znaleźliśmy niczego, co podważałoby wiarygodność jego wersji wydarzeń. Nasz informator zgodził się złożyć zeznania przed prokuratorami IPN, którzy prowadzą śledztwo w sprawie udziału tajnych służb w zamachu na Jana Pawła II. Na początku stycznia w katowickim oddziale IPN pułkownik złożył zeznania. Na ich podstawie prokuratorzy rozpoczęli zbieranie nowych dowodów. Odmawiają jednak ujawnienia szczegółów.
Według przedstawionej nam przez pułkownika relacji, w 1981 r., gdy służył w pionie informacyjnym Zarządu II, który przetwarzał i analizował dane zebrane przez pion operacyjny, otrzymał notatkę oficera działającego w krajach arabskich. Notatka pochodziła prawdopodobnie z Damaszku, dokąd w 1976 r. po wybuchu wojny w Libanie trafiło kilku naszych oficerów rezydujących wcześniej w Bejrucie. Napisana na maszynie notatka zajmowała niespełna stronę i składała się z dwóch akapitów. Czerwonym kolorem oznaczono kryptonim źródła informacji. Pierwszy akapit informował o planach zamachowców z Szarych Wilków. Drugi w kilku zdaniach charakteryzował turecką organizację ekstremistyczną.
Rzeczywiście z archiwalnych dokumentów wojskowych, do których dotarł "Wprost", wynika, że po ukończeniu szkoły oficerskiej przyszły pułkownik został skierowany do służby w jednostkach wojskowych podległych Zarządowi II. W 1975 r. rozpoczął służbę w oddziale studiów NATO-wskich, zajmującym się analizą wywiadowczą danych dotyczących krajów Paktu Północnoatlantyckiego. Później służył w podobnym oddziale, który analizował informacje spływające z krajów socjalistycznych i arabskich. Według nomenklatury używanej w Zarządzie II, oficjalnie zajmował stanowisko "redaktora". Był to rodzaj wewnętrznej konspiracji w wywiadzie, bo w rzeczywistości był starszym specjalistą od analiz. To właśnie w tym okresie na jego biurko trafiła notatka o przygotowaniach do zamachu na Jana Pawła II. Pułkownik, jak twierdzi, natychmiast zaniósł ją do swojego przełożonego, którym był płk Karol Szeląg.
Gdy tylko skontaktowaliśmy się z płk. Szelągiem, do redakcji przyniósł on pismo z opisem zawału i licznych operacji, które przeszedł. "Jedno pytanie o przeszłość może wywołać lawinę następnych, na które mogę udzielić niepełnych lub błędnych odpowiedzi, a na to nie pozwala mi honor oficera. Przeto z przyczyn głównie zdrowotnych, ale i innych wyżej wymienionych nie mogę i nie chcę wracać pamięcią do przeszłości" - napisał Szeląg. Na koniec dodał: "Treść niniejszego listu oraz załączników przedstawiam tylko do pana wiadomości i zniszczenia". Odmawiając rozmowy o Szarych Wilkach, płk Szeląg skierował nas do innego oficera. Okazał się nim "nasz" pułkownik. Wspomina on, że Szeląg po kilku godzinach od otrzymania notatki oddał ją swemu podwładnemu. Kilka tygodni później, 13 maja 1981 r., wszystkie światowe media przerwały nadawanie programów, informując, że próbowano zastrzelić papieża. Po informacji o zamachu pułkownik udał się do pracy, jednak notatki z informacją od agenta z Bliskiego Wschodu nie znalazł już w dokumentach. Gdy poprosił o wyjaśnienia płk. Szeląga, ten natychmiast uciął dyskusję.
Zdarzenia, które potem nastąpiły, wskazują na to, że w Zarządzie II usiłowało zatrzeć ślady informacji o planach zamachu. Oficerowie, którzy mieli do niej dostęp, zostali przeniesieni do innych oddziałów lub wyjechali na placówki zagraniczne. Karol Szeląg - jak wynika z dokumentów MON - w 1983 r. został attaché wojskowym w Belgradzie. Z kolei nasz informator trafił do wydziału ds. koordynacji działalności wywiadowczej państw Układu Warszawskiego. Formalnie był to awans: wielokrotnie wyjeżdżał z szefami wywiadu w delegacje. Był też informowany o zagranicznych wojażach kierownictwa Sztabu Generalnego. W pamięci utkwiła mu wizyta w Sofii powołanego w 1983 r. na stanowisko szefa sztabu gen. Józefa Użyckiego. Pułkownik zastanawiał się, czy ten wyjazd miał związek z tzw. bułgarskim śladem we włoskim śledztwie w sprawie spisku na życie papieża.
Attaché Cucchi
O historię pułkownika i losy zaginionej notatki z Bliskiego Wschodu zapytaliśmy gen. Romana Misztala, szefa Zarządu II Sztabu Generalnego w latach 1981-90. Generał oświadczył, że nigdy nie słyszał o notatce dotyczącej zamachu na Jana Pawła II. Nie wykluczył, że zastępca szefa wywiadu ds. operacyjnych, nieżyjący już płk Bronisław Wilczak, mógł uznać, iż informacja jest nieważna i nie przekazać jej dalej. Zastrzegł, że to tylko jego hipoteza, i dodał, że wywiad wojskowy nie miał nic wspólnego z morderstwami. Czy można uwierzyć, że notatka informująca o przygotowaniach do zamachu na papieża została zignorowana przez szefów wojskowych służb specjalnych, a potem zwyczajnie zaginęła?
Gen. Misztal bez trudu przypomniał sobie naszego informatora i jego wyjazd do Egiptu. Było to w 1985 r. Pułkownik został attaché wojskowym w Kairze. Tam zrozumiał, że trafiła mu się szansa, by o notatce, która nie dawała mu spokoju od 1981 r., poinformować przedstawicieli NATO. Okazją stała się znajomość z płk. Giuseppe Cucchim, attaché wojskowym Włoch. 45-letni oficer wzbudził w Polaku zaufanie. Podczas jednej z imprez dla korpusu dyplomatycznego, już w 1986 r., polski pułkownik poinformował, że ma Włochowi do przekazania wiadomość wyjątkowej wagi. Spotkali się w ambasadzie Włoch. Kiedy Polak opowiadał o treści notatki o zamachu na papieża, Włoch kilkakrotnie wychodził do sąsiednich pomieszczeń. Polak nie miał złudzeń, że rozmowę nagrywano.
Sprawdziliśmy - oficjalny życiorys Giuseppe Cucchiego, który dosłużył się stopnia trzygwiazdkowego generała, jest zgodny z relacją pułkownika. Rozpoznał on bez trudu Cucchiego na zdjęciu. Z wywiadem wojskowym SISMI Cucchi związał się w połowie lat 70., gdy służył w pionie sztabu generalnego odpowiadającym za sprawy międzynarodowe i ataszaty obrony przy placówkach dyplomatycznych. W latach 90. kierował wojskowym centrum studiów strategicznych. Doradzał też w sprawach wojskowych lewicowym premierom Romano Prodiemu i Massimo d'Alemie. Jego pobyt w Brukseli na stanowisku przedstawiciela Włoch w Komitecie Wojskowym NATO zbiegł się z rządami Prodiego w Komisji Europejskiej. - To był mocny włoski zespół z adm. Guido Venturonim jako przewodniczącym Komitetu Wojskowego NATO - mówi "Wprost" gen. Henryk Tacik, dowódca Dowództwa Operacyjnego, który poznał Giuseppe Cucchiego, będąc polskim przedstawicielem w Komitecie Wojskowym NATO. Tacik charakteryzuje Cucchiego jako osobę łatwo nawiązującą kontakty.
Od 2000 r. Cucchi był jednocześnie wojskowym przedstawicielem Włoch przy Komisji Europejskiej. Od 2003 r. służył w dowództwie obrony cywilnej. Jako zaufany Romano Prodiego w listopadzie 2006 r. stanął na czele CESIS, komitetu wykonawczego, który koordynuje pracę włoskich służb specjalnych - wojskowych i cywilnych. Giuseppe Cucchi ma podobną pozycję w strukturze władzy jak w Polsce Zbigniew Wassermann. Nie jest tylko członkiem rady ministrów.
Włoski ślad
Pułkownik, nasz informator, nie przewidział, że treść przeprowadzonej w ambasadzie Włoch rozmowy wycieknie do służb specjalnych Układu Warszawskiego. Że stało się coś niedobrego, zrozumiał, gdy mniej więcej dwa miesiące po wizycie we włoskiej placówce w Kairze, latem 1986 r., został pilnie wezwany do kraju bez podania przyczyn. Na nagłe zniknięcie polskiego attaché uwagę zwrócili attaché wojskowi Czechosłowacji i Węgier, którzy raportowali o tym swoim szefom w kraju, ci zaś pytali swych polskich partnerów, co się stało. W Warszawie okazało się, że przeciwko pułkownikowi toczy się tajne postępowanie wewnętrzne.
Odwołany z Egiptu pułkownik nigdy się nie dowiedział, czy jest podejrzewany o ujawnienie istnienia notatki z informacją o przygotowaniach do zamachu na Jana Pawła II. Według naszych ustaleń, w Zarządzie II Sztabu Generalnego w sprawę wtajemniczeni byli zastępca szefa wywiadu ds. operacyjnych płk Bronisław Wilczak i jego prawa ręka płk Janusz Puchta (w latach 1991-1992 wiceszef Wojskowych Służb Informacyjnych). - Trafiliście na twardego oficera, który wam nic nie powie. To są sprawy objęte tajemnicą państwową - usłyszeliśmy od płk. Puchty.
Naszego informatora przesłuchiwał oficer operacyjny Jan Szczęsny (niedawno był attaché wojskowym w Tokio), który prowadził pułkownika podczas jego pobytu w Egipcie. Śledztwo trwało do końca 1986 r. Odwołanego z placówki zagranicznej oficera nie udało się wprawdzie oskarżyć o szpiegostwo, ale pozbyto się go z wywiadu wojskowego.
W teczce personalnej pułkownika zachowały się dokumenty świadczące o postępowaniu dyscyplinarnym wobec niego. To kolejny dowód potwierdzający relację naszego rozmówcy. Tym bardziej że postępowanie prowadzono w związku z podejrzeniem "utrzymywania nieuprawnionych kontaktów z przedstawicielami NATO". Usunięty z Zarządu II Sztabu Generalnego pułkownik znalazł zatrudnienie w Inspektoracie Obrony Terytorialnej Kraju. Potem, gdy ministrem obrony był Janusz Onyszkiewicz, krótko pracował w MON. O historii tajnej notatki opowiedział kiedyś ówczesnemu szefowi WSI gen. Bolesławowi Izydorczykowi. Po jakimś czasie do mieszkania pułkownika ktoś się włamał. Skradziono dyskietki z komputera. Izydorczyk odmówił rozmowy z "Wprost".
Podczas jednego z wyjazdów służbowych do Paryża pułkownik nieoczekiwanie spotkał swego dawnego kolegę z ambasady włoskiej w Kairze - już w mundurze generała. Polaka uderzyło, że mimo upływu wielu lat Włoch pamiętał jego imię. Zapytał też, dlaczego nagle wyjechał z Egiptu. Gdy pułkownik odpowiedział, że powodem był wyciek po stronie włoskiej - najpierw do Sowietów, a potem od nich do Polaków - przekazanej przez niego informacji o przygotowaniach do zamachu na papieża, Cucchi wyraźnie się zmieszał i szybko zakończył rozmowę. Obaj oficerowie już się więcej nie spotkali.
Śpiochy KGB
Czy sowieckie służby specjalne miały w Rzymie kreta, dzięki któremu szybko dowiedziały się, o czym w 1986 r. podczas poufnej wizyty we włoskiej ambasadzie w Kairze opowiedział polski oficer wywiadu wojskowego? Zagadka ta wymaga wyjaśnienia, zwłaszcza że od kilkunastu tygodni na łamach włoskiej prasy pojawiają się artykuły sugerujące związki obecnej ekipy rządzącej z wywiadem ZSRR i Rosji. Niedawno brytyjskie stacje telewizyjne ITV i BBC, powołując się na napromieniowanego śmiertelnie polonem Aleksandra Litwinienkę, podały, że premier Włoch Romano Prodi był powiązany z KGB. Litwinienko był oficerem FSB - Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Świadkiem w sprawie zabójstwa Litwinienki jest jego przyjaciel Mario Scaramella, doradca tzw. komisji Mitrochina (Walerij Mitrochin to były oficer wywiadu KGB, który zbiegł do Wielkiej Brytanii, wywożąc tysiące tajnych dokumentów), organu śledczego włoskiego parlamentu, powołanego do zbadania działalności służb byłego bloku wschodniego na terenie Włoch. Scaramella jest znienawidzony przez lewicę Prodiego. Wielu publicystów tym właśnie tłumaczy jego kłopoty z włoskim wymiarem sprawiedliwości, który zarzuca mu składanie fałszywych zeznań obciążających agenta KGB.
W niektórych artykułach odwołujących się do informacji Scaramelli i Litwinienki pojawiły się sugestie, że gen. Cucchi najnowsze stanowisko zawdzięcza lobbingowi rosyjskiego wywiadu. Włoskie media przypominają, że jego ojciec był deputowanym Komunistycznej Partii Włoch, a on sam zna wielu przedstawicieli Służby Wywiadu Rosji. Ekipa Prodiego tłumaczy falę publikacji prasowych nagonką prawicowych mediów. O komentarz poprosiliśmy samego generała. Zapytany, w jaki sposób służby specjalne Układu Warszawskiego dowiedziały się o treści jego rozmowy z attaché wojskowym ambasady PRL w Kairze w 1986 r., w mailu do naszej redakcji napisał: "Sądzę, że ani mnie osobiście, ani panów raczej nie usatysfakcjonują wysłane pocztą elektroniczną krótkie odpowiedzi na pytania dotyczące historii płk. [tu padło nazwisko Polaka], odległego w czasie epizodu mojego życia, który pamiętam bardzo dobrze".
Jako koordynator włoskich służb specjalnych gen. Giuseppe Cucchi ma teraz jedyną w swoim rodzaju okazję, by powiedzieć polskiej opinii publicznej, jaką rolę służby specjalne PRL odegrały w zacieraniu śladów prowadzących do mocodawców zamachowców z placu św. Piotra. Wyjaśnienie tego - w świetle ostatnich publikacji włoskiej prasy - to także interes samego generała.
O polskim i włoskim śladzie w zamachu na papieża Polaka także w programie "Warto rozmawiać" w TVP 2 w poniedziałek 5 lutego o godz. 22.39.
Kilka lat po zamachu o bezczynności tajnych służb PRL dowiedział się włoski wywiad. Ale i z tą wiedzą nic nie zrobiono. Czy dlatego, że - jak twierdzi dzisiaj włoska prasa - w Italii od lat działała rozbudowana szpiegowska sieć KGB? Jaką rolę w tym wszystkim odegrał Giuseppe Cucchi, obecnie koordynator włoskich służb specjalnych i jeden z zaufanych współpracowników premiera Romano Prodiego? Czy on sam był kontaktem Rosjan, czy padł ofiarą kreta KGB?
Znikająca notatka
Informację o tym, że w szeregach tureckiej organizacji terrorystycznej Szare Wilki planowano zabójstwo Jana Pawła II, wywiad wojskowy PRL zdobył, zanim padły strzały na placu św. Piotra. - Notatka z taką informacją trafiła na moje biurko kilka tygodni przed zamachem - twierdzi wieloletni oficer Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (wywiadu wojskowego PRL). Poszczególne elementy relacji tego oficera (w stopniu pułkownika) potwierdzają dokumenty, do jakich udało nam się dotrzeć. Po raz pierwszy skontaktowaliśmy się z nim w październiku 2006 r. Kilka miesięcy zajęło nam badanie przebiegu jego kariery i wszystkich wątków relacji, którą nam przedstawił. Dotarliśmy do jego współpracowników, potwierdziliśmy też podane nam nazwiska oficerów, którzy razem z nim byli na kursie GRU, a potem pracowali w Zarządzie II SG WP. Przebadaliśmy archiwalne dokumenty wojskowe, które charakteryzują ścieżkę służby pułkownika w wywiadzie. Nie znaleźliśmy niczego, co podważałoby wiarygodność jego wersji wydarzeń. Nasz informator zgodził się złożyć zeznania przed prokuratorami IPN, którzy prowadzą śledztwo w sprawie udziału tajnych służb w zamachu na Jana Pawła II. Na początku stycznia w katowickim oddziale IPN pułkownik złożył zeznania. Na ich podstawie prokuratorzy rozpoczęli zbieranie nowych dowodów. Odmawiają jednak ujawnienia szczegółów.
Według przedstawionej nam przez pułkownika relacji, w 1981 r., gdy służył w pionie informacyjnym Zarządu II, który przetwarzał i analizował dane zebrane przez pion operacyjny, otrzymał notatkę oficera działającego w krajach arabskich. Notatka pochodziła prawdopodobnie z Damaszku, dokąd w 1976 r. po wybuchu wojny w Libanie trafiło kilku naszych oficerów rezydujących wcześniej w Bejrucie. Napisana na maszynie notatka zajmowała niespełna stronę i składała się z dwóch akapitów. Czerwonym kolorem oznaczono kryptonim źródła informacji. Pierwszy akapit informował o planach zamachowców z Szarych Wilków. Drugi w kilku zdaniach charakteryzował turecką organizację ekstremistyczną.
Rzeczywiście z archiwalnych dokumentów wojskowych, do których dotarł "Wprost", wynika, że po ukończeniu szkoły oficerskiej przyszły pułkownik został skierowany do służby w jednostkach wojskowych podległych Zarządowi II. W 1975 r. rozpoczął służbę w oddziale studiów NATO-wskich, zajmującym się analizą wywiadowczą danych dotyczących krajów Paktu Północnoatlantyckiego. Później służył w podobnym oddziale, który analizował informacje spływające z krajów socjalistycznych i arabskich. Według nomenklatury używanej w Zarządzie II, oficjalnie zajmował stanowisko "redaktora". Był to rodzaj wewnętrznej konspiracji w wywiadzie, bo w rzeczywistości był starszym specjalistą od analiz. To właśnie w tym okresie na jego biurko trafiła notatka o przygotowaniach do zamachu na Jana Pawła II. Pułkownik, jak twierdzi, natychmiast zaniósł ją do swojego przełożonego, którym był płk Karol Szeląg.
Gdy tylko skontaktowaliśmy się z płk. Szelągiem, do redakcji przyniósł on pismo z opisem zawału i licznych operacji, które przeszedł. "Jedno pytanie o przeszłość może wywołać lawinę następnych, na które mogę udzielić niepełnych lub błędnych odpowiedzi, a na to nie pozwala mi honor oficera. Przeto z przyczyn głównie zdrowotnych, ale i innych wyżej wymienionych nie mogę i nie chcę wracać pamięcią do przeszłości" - napisał Szeląg. Na koniec dodał: "Treść niniejszego listu oraz załączników przedstawiam tylko do pana wiadomości i zniszczenia". Odmawiając rozmowy o Szarych Wilkach, płk Szeląg skierował nas do innego oficera. Okazał się nim "nasz" pułkownik. Wspomina on, że Szeląg po kilku godzinach od otrzymania notatki oddał ją swemu podwładnemu. Kilka tygodni później, 13 maja 1981 r., wszystkie światowe media przerwały nadawanie programów, informując, że próbowano zastrzelić papieża. Po informacji o zamachu pułkownik udał się do pracy, jednak notatki z informacją od agenta z Bliskiego Wschodu nie znalazł już w dokumentach. Gdy poprosił o wyjaśnienia płk. Szeląga, ten natychmiast uciął dyskusję.
Zdarzenia, które potem nastąpiły, wskazują na to, że w Zarządzie II usiłowało zatrzeć ślady informacji o planach zamachu. Oficerowie, którzy mieli do niej dostęp, zostali przeniesieni do innych oddziałów lub wyjechali na placówki zagraniczne. Karol Szeląg - jak wynika z dokumentów MON - w 1983 r. został attaché wojskowym w Belgradzie. Z kolei nasz informator trafił do wydziału ds. koordynacji działalności wywiadowczej państw Układu Warszawskiego. Formalnie był to awans: wielokrotnie wyjeżdżał z szefami wywiadu w delegacje. Był też informowany o zagranicznych wojażach kierownictwa Sztabu Generalnego. W pamięci utkwiła mu wizyta w Sofii powołanego w 1983 r. na stanowisko szefa sztabu gen. Józefa Użyckiego. Pułkownik zastanawiał się, czy ten wyjazd miał związek z tzw. bułgarskim śladem we włoskim śledztwie w sprawie spisku na życie papieża.
Attaché Cucchi
O historię pułkownika i losy zaginionej notatki z Bliskiego Wschodu zapytaliśmy gen. Romana Misztala, szefa Zarządu II Sztabu Generalnego w latach 1981-90. Generał oświadczył, że nigdy nie słyszał o notatce dotyczącej zamachu na Jana Pawła II. Nie wykluczył, że zastępca szefa wywiadu ds. operacyjnych, nieżyjący już płk Bronisław Wilczak, mógł uznać, iż informacja jest nieważna i nie przekazać jej dalej. Zastrzegł, że to tylko jego hipoteza, i dodał, że wywiad wojskowy nie miał nic wspólnego z morderstwami. Czy można uwierzyć, że notatka informująca o przygotowaniach do zamachu na papieża została zignorowana przez szefów wojskowych służb specjalnych, a potem zwyczajnie zaginęła?
Gen. Misztal bez trudu przypomniał sobie naszego informatora i jego wyjazd do Egiptu. Było to w 1985 r. Pułkownik został attaché wojskowym w Kairze. Tam zrozumiał, że trafiła mu się szansa, by o notatce, która nie dawała mu spokoju od 1981 r., poinformować przedstawicieli NATO. Okazją stała się znajomość z płk. Giuseppe Cucchim, attaché wojskowym Włoch. 45-letni oficer wzbudził w Polaku zaufanie. Podczas jednej z imprez dla korpusu dyplomatycznego, już w 1986 r., polski pułkownik poinformował, że ma Włochowi do przekazania wiadomość wyjątkowej wagi. Spotkali się w ambasadzie Włoch. Kiedy Polak opowiadał o treści notatki o zamachu na papieża, Włoch kilkakrotnie wychodził do sąsiednich pomieszczeń. Polak nie miał złudzeń, że rozmowę nagrywano.
Sprawdziliśmy - oficjalny życiorys Giuseppe Cucchiego, który dosłużył się stopnia trzygwiazdkowego generała, jest zgodny z relacją pułkownika. Rozpoznał on bez trudu Cucchiego na zdjęciu. Z wywiadem wojskowym SISMI Cucchi związał się w połowie lat 70., gdy służył w pionie sztabu generalnego odpowiadającym za sprawy międzynarodowe i ataszaty obrony przy placówkach dyplomatycznych. W latach 90. kierował wojskowym centrum studiów strategicznych. Doradzał też w sprawach wojskowych lewicowym premierom Romano Prodiemu i Massimo d'Alemie. Jego pobyt w Brukseli na stanowisku przedstawiciela Włoch w Komitecie Wojskowym NATO zbiegł się z rządami Prodiego w Komisji Europejskiej. - To był mocny włoski zespół z adm. Guido Venturonim jako przewodniczącym Komitetu Wojskowego NATO - mówi "Wprost" gen. Henryk Tacik, dowódca Dowództwa Operacyjnego, który poznał Giuseppe Cucchiego, będąc polskim przedstawicielem w Komitecie Wojskowym NATO. Tacik charakteryzuje Cucchiego jako osobę łatwo nawiązującą kontakty.
Od 2000 r. Cucchi był jednocześnie wojskowym przedstawicielem Włoch przy Komisji Europejskiej. Od 2003 r. służył w dowództwie obrony cywilnej. Jako zaufany Romano Prodiego w listopadzie 2006 r. stanął na czele CESIS, komitetu wykonawczego, który koordynuje pracę włoskich służb specjalnych - wojskowych i cywilnych. Giuseppe Cucchi ma podobną pozycję w strukturze władzy jak w Polsce Zbigniew Wassermann. Nie jest tylko członkiem rady ministrów.
Włoski ślad
Pułkownik, nasz informator, nie przewidział, że treść przeprowadzonej w ambasadzie Włoch rozmowy wycieknie do służb specjalnych Układu Warszawskiego. Że stało się coś niedobrego, zrozumiał, gdy mniej więcej dwa miesiące po wizycie we włoskiej placówce w Kairze, latem 1986 r., został pilnie wezwany do kraju bez podania przyczyn. Na nagłe zniknięcie polskiego attaché uwagę zwrócili attaché wojskowi Czechosłowacji i Węgier, którzy raportowali o tym swoim szefom w kraju, ci zaś pytali swych polskich partnerów, co się stało. W Warszawie okazało się, że przeciwko pułkownikowi toczy się tajne postępowanie wewnętrzne.
Odwołany z Egiptu pułkownik nigdy się nie dowiedział, czy jest podejrzewany o ujawnienie istnienia notatki z informacją o przygotowaniach do zamachu na Jana Pawła II. Według naszych ustaleń, w Zarządzie II Sztabu Generalnego w sprawę wtajemniczeni byli zastępca szefa wywiadu ds. operacyjnych płk Bronisław Wilczak i jego prawa ręka płk Janusz Puchta (w latach 1991-1992 wiceszef Wojskowych Służb Informacyjnych). - Trafiliście na twardego oficera, który wam nic nie powie. To są sprawy objęte tajemnicą państwową - usłyszeliśmy od płk. Puchty.
Naszego informatora przesłuchiwał oficer operacyjny Jan Szczęsny (niedawno był attaché wojskowym w Tokio), który prowadził pułkownika podczas jego pobytu w Egipcie. Śledztwo trwało do końca 1986 r. Odwołanego z placówki zagranicznej oficera nie udało się wprawdzie oskarżyć o szpiegostwo, ale pozbyto się go z wywiadu wojskowego.
W teczce personalnej pułkownika zachowały się dokumenty świadczące o postępowaniu dyscyplinarnym wobec niego. To kolejny dowód potwierdzający relację naszego rozmówcy. Tym bardziej że postępowanie prowadzono w związku z podejrzeniem "utrzymywania nieuprawnionych kontaktów z przedstawicielami NATO". Usunięty z Zarządu II Sztabu Generalnego pułkownik znalazł zatrudnienie w Inspektoracie Obrony Terytorialnej Kraju. Potem, gdy ministrem obrony był Janusz Onyszkiewicz, krótko pracował w MON. O historii tajnej notatki opowiedział kiedyś ówczesnemu szefowi WSI gen. Bolesławowi Izydorczykowi. Po jakimś czasie do mieszkania pułkownika ktoś się włamał. Skradziono dyskietki z komputera. Izydorczyk odmówił rozmowy z "Wprost".
Podczas jednego z wyjazdów służbowych do Paryża pułkownik nieoczekiwanie spotkał swego dawnego kolegę z ambasady włoskiej w Kairze - już w mundurze generała. Polaka uderzyło, że mimo upływu wielu lat Włoch pamiętał jego imię. Zapytał też, dlaczego nagle wyjechał z Egiptu. Gdy pułkownik odpowiedział, że powodem był wyciek po stronie włoskiej - najpierw do Sowietów, a potem od nich do Polaków - przekazanej przez niego informacji o przygotowaniach do zamachu na papieża, Cucchi wyraźnie się zmieszał i szybko zakończył rozmowę. Obaj oficerowie już się więcej nie spotkali.
Śpiochy KGB
Czy sowieckie służby specjalne miały w Rzymie kreta, dzięki któremu szybko dowiedziały się, o czym w 1986 r. podczas poufnej wizyty we włoskiej ambasadzie w Kairze opowiedział polski oficer wywiadu wojskowego? Zagadka ta wymaga wyjaśnienia, zwłaszcza że od kilkunastu tygodni na łamach włoskiej prasy pojawiają się artykuły sugerujące związki obecnej ekipy rządzącej z wywiadem ZSRR i Rosji. Niedawno brytyjskie stacje telewizyjne ITV i BBC, powołując się na napromieniowanego śmiertelnie polonem Aleksandra Litwinienkę, podały, że premier Włoch Romano Prodi był powiązany z KGB. Litwinienko był oficerem FSB - Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Świadkiem w sprawie zabójstwa Litwinienki jest jego przyjaciel Mario Scaramella, doradca tzw. komisji Mitrochina (Walerij Mitrochin to były oficer wywiadu KGB, który zbiegł do Wielkiej Brytanii, wywożąc tysiące tajnych dokumentów), organu śledczego włoskiego parlamentu, powołanego do zbadania działalności służb byłego bloku wschodniego na terenie Włoch. Scaramella jest znienawidzony przez lewicę Prodiego. Wielu publicystów tym właśnie tłumaczy jego kłopoty z włoskim wymiarem sprawiedliwości, który zarzuca mu składanie fałszywych zeznań obciążających agenta KGB.
W niektórych artykułach odwołujących się do informacji Scaramelli i Litwinienki pojawiły się sugestie, że gen. Cucchi najnowsze stanowisko zawdzięcza lobbingowi rosyjskiego wywiadu. Włoskie media przypominają, że jego ojciec był deputowanym Komunistycznej Partii Włoch, a on sam zna wielu przedstawicieli Służby Wywiadu Rosji. Ekipa Prodiego tłumaczy falę publikacji prasowych nagonką prawicowych mediów. O komentarz poprosiliśmy samego generała. Zapytany, w jaki sposób służby specjalne Układu Warszawskiego dowiedziały się o treści jego rozmowy z attaché wojskowym ambasady PRL w Kairze w 1986 r., w mailu do naszej redakcji napisał: "Sądzę, że ani mnie osobiście, ani panów raczej nie usatysfakcjonują wysłane pocztą elektroniczną krótkie odpowiedzi na pytania dotyczące historii płk. [tu padło nazwisko Polaka], odległego w czasie epizodu mojego życia, który pamiętam bardzo dobrze".
Jako koordynator włoskich służb specjalnych gen. Giuseppe Cucchi ma teraz jedyną w swoim rodzaju okazję, by powiedzieć polskiej opinii publicznej, jaką rolę służby specjalne PRL odegrały w zacieraniu śladów prowadzących do mocodawców zamachowców z placu św. Piotra. Wyjaśnienie tego - w świetle ostatnich publikacji włoskiej prasy - to także interes samego generała.
O polskim i włoskim śladzie w zamachu na papieża Polaka także w programie "Warto rozmawiać" w TVP 2 w poniedziałek 5 lutego o godz. 22.39.
Więcej możesz przeczytać w 6/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.