Europejczycy tłumaczą, dlaczego warto wejść do unii
Przed wstąpieniem Austrii do unii w 1995 r. przychody spółki Franza Achleitnera sięgały 30-
-32 mln euro rocznie. W pierwszych latach członkostwa wzrosły do 40 mln euro. Franz Achleitner wraz z dwoma synami prowadzi nieopodal Innsbrucku firmę produkującą m.in. specjalistyczne pojazdy dla wojska i policji oraz furgony dla banków. Firma Achleitnera wygrała przetarg Europejskiego Banku Centralnego na dostawę opancerzonych ciężarówek, które rozwoziły do banków i sklepów wprowadzane z początkiem 2002 r. do obiegu monety i banknoty euro. - Człowiek z natury nie lubi zmian, zwłaszcza gdy już wiedzie mu się dobrze, więc mieliśmy w Austrii wiele wątpliwości i obaw dotyczących unii - wspomina Achleitner. Dziś twierdzi, że to właśnie dzięki unii mała rodzinna firma z Tyrolu wypłynęła na europejski rynek.
W kwietniowym badaniu CBOS 34 proc. Polaków uznało swą sytuację materialną za złą, a 45 proc. za przeciętną, tym bardziej powinniśmy więc odczuć pozytywne skutki akcesji do unii. Kiedy i o ile cięższy stanie się portfel przeciętnego Polaka, obywatela poszerzonej unii? - Nie liczmy na cud 1 maja 2004 r. Na profity trzeba będzie samemu zapracować, a w pełni skorzystamy z nich cztery, pięć lat po akcesji - mówi Paweł Szałamacha, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Jednak przykłady Irlandii, Hiszpanii czy Portugalii pokazują, że dopiero po wejściu do wspólnoty kraje te zaczęły gonić pod względem zamożności sąsiadów z Europy. Według szacunków zawartych w raporcie Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej ("Bilans korzyści i kosztów przystąpienia Polski do UE"), dzięki akcesji do 2040 r. zwiększymy nasz PKB per capita z obecnych 21 proc. do
58 proc. unijnego. Sami, bez unii, osiągnęlibyśmy co najwyżej 30 proc. średniej unijnej. Różnica między tymi wariantami rozwoju wyniosłaby zatem około 23,6 tys. zł na głowę Polaka!
Bez szoku cenowego
- Jest lepiej, niż myślałam. Ceny żywności w Finlandii po 1995 r. spadły o 10-15 proc. - cieszy się Maria Ekman, 30-letnia Finka, ekspert w domu aukcyjnym Bukowskis w Helsinkach. Zmiany cen usług i towarów na sklepowych półkach to jeden ze skutków, które najszybciej odczuli obywatele państw wstępujących do unii. Na skutek narzuconego przez unię procesu harmonizowania stawek VAT i akcyzy rosły na przykład ceny w budownictwie (Polska będzie musiała podnieść VAT na mieszkania z 7 proc. do 22 proc. - o tyle samo w przyszłym roku zdrożeją materiały budowlane), ceny papierosów (w wypadku najtańszych marek akcyza stanowi u nas 40 proc. ich ceny, a Bruksela wymaga minimum 57 proc.), ceny usług komunalnych. Żywność taniała tam, gdzie w chwili przystępowania do UE była bardzo droga: w Austrii, Szwecji, Finlandii. W Polsce zapewne zdrożeje wołowina, dziś dwukrotnie tańsza niż unijna, tak samo cukier, niektóre owoce (truskawki, wiśnie, maliny, porzeczki), banany sprowadzane z Ameryki Łacińskiej. Potanieją za to dotowane przez Brukselę zboża, zwłaszcza pszenica. Szoku cenowego w maju 2004 r. na pewno jednak nie przeżyjemy: w biedniejszych krajach - Hiszpanii, Portugalii, Grecji - od chwili akcesji ceny żywności na ogół rosły, lecz stopniowo i w korelacji ze wzrastającą zamożnością obywateli; dziś są wciąż o 20-30 proc. niższe od przeciętnych cen unijnych, czyli o tyle, o ile niższy od średniej jest PKB przypadający na Hiszpana, Greka czy Portugalczyka. Podobnie będzie i w Polsce, którą dzisiejszy poziom cen żywności (64 proc. przeciętnych cen w unii) postawi w rzędzie najtańszych państw wspólnoty.
Możemy natomiast liczyć na obniżkę cen wielu usług. W Austrii, na skutek wymuszonej przez Brukselę liberalizacji telekomunikacji, wchodzący na rynek prywatni operatorzy doprowadzili do spadku stawek za połączenia lokalne o 37,5 proc., w Wielkiej Brytanii - niemal o 60 proc. W ostatnich czterech latach ceny rozmów krajowych w państwach piętnastki spadły średnio o połowę, a międzynarodowych - o 40 proc! O kilkadziesiąt procent zmalały także w unii ceny dostępu do Internetu, ceny biletów lotniczych. Zniesienie ceł spowodowało, że w państwach piętnastki znacznie potaniały importowane z innych należących do unii krajów dobra luksusowe: wina, markowe alkohole, kosmetyki i perfumy, samochody czy sprzęt elektroniczny i AGD. Wszędzie za to rozszerzenie dawało impuls do zwyżki cen nieruchomości.
Wszystko dla farmerów
- Właściciele średnich rozmiarów farm zyskali status i majątki, o których nasi dziadkowie nie mogli śnić. Mamy ogromny rynek rolny, wspólną walutę, możemy podróżować, podpatrywać konkurentów. Żeby tylko nie ta biurokracja - opowiada Donaciano Dujo, 35-letni rolnik z północnej Kastylii, działacz hiszpańskiego rolniczego związku zawodowego Asaja. Narzeka, że unia narzuciła limity produkcyjne i wielu miejscowych rolników od pokoleń uprawiających na przykład kukurydzę z dnia na dzień musiało się przestawić na nowe uprawy. - Myślę, że w Austrii jest teraz więcej nie zarejestrowanych osób niż nie zarejestrowanych cieląt - ironizuje Anton Gonaus, 52-letni rolnik z austriackiego Kirchberg an der Pilach koło Sankt Pölten, zarazem burmistrz tego miasteczka.
Choć od Grecji po Irlandię unijni farmerzy psioczą na brukselskich urzędników, którzy narzucają im ostre normy jakości produkcji, kontrolują farmy i każą wypełniać sterty dokumentów, to poddają się ich reżimowi, by otrzymać dopłaty i subsydia do produkcji artykułów rolnych. Za sprawą Wspólnej Polityki Rolnej (UE wydaje na nią ponad 90 mld euro rocznie) we wszystkich państwach, które wstępowały do unii, rolnicy byli jedną z grup najszybciej odczuwających finansowe skutki akcesji.
- Dzięki dopłatom moja rodzina zyskała gwarancję stałych zarobków, a tym samym uniezależniła swój byt od warunków pogodowych, czyli urodzaju - tłumaczy Dujo. Anton Gonaus, który ma 27 ha pastwisk i 13 ha lasu, zmodernizował gospodarstwo i postawił na ekologię, bo do "zielonej produkcji" Bruksela dopłaca więcej. Polscy rolnicy w pierwszych trzech latach członkostwa dostaną odpowiednio 55, 60 i 65 proc. tego, co rolnicy unijni (licząc łącznie środki na dopłaty, pieniądze przesunięte na ten cel z II filaru WPR oraz dofinansowanie z polskiego budżetu), czyli - w zależności od rodzaju upraw bądź hodowli - 300-500 zł za każdy hektar rocznie. Dla większości z 2 mln naszych gospodarstw to pokaźna suma. W kolejnych latach środki unijne będą stanowiły nawet 38-76 proc. rocznych dochodów rolników, w zależności do wielkości gospodarstwa.
Na dłuższą metę rolnicy - podobnie jak działo się to w innych krajach obecnej piętnastki - padną jednak ofiarą modernizacji gospodarki. W Irlandii, Portugalii, Grecji, Austrii z biegiem lat średnia wielkość gospodarstw rośnie. W Hiszpanii od chwili wstąpienia do UE do dziś udział osób pracujących w rolnictwie wśród ogółu zatrudnionych spadł z 22 proc. do niecałych 11 proc. (u nas wciąż wynosi ponad 18 proc.). Małe gospodarstwa (w Polsce aż 55 proc. gospodarstw produkuje wyłącznie na własne potrzeby) nie będą po prostu w stanie spełnić rygorystycznych norm ani wytrzymać konkurencji na rynku. Ten proces nastąpiłby jednak i bez udziału unii. Rozumieją to nawet sceptycy. - W sumie sytuacja austriackich rolników po 1995 r. nie poprawiła się znacznie. Tyle że byłaby o wiele gorsza, gdybyśmy do unii wówczas nie przystąpili - przyznaje Anton Gonaus.
Ekspansja ponad granicami
- Wcześniej byliśmy uzależnieni od handlu z Rosją i przemysłu drzewnego. Dziś rozwija się tu mnóstwo małych firm, a jeden biznes napędza następny. W Helsinkach dopiero kilka lat temu pojawiło się życie nocne: powstały restauracje, kawiarnie, parki rozrywki - opowiada Maria Ekman. Grecja w dużej mierze zawdzięcza rozkwit branży turystycznej zniesieniu w unii wewnętrznych granic. Turystyka przynosi jej obecnie około 9,5 mld USD rocznie (10. miejsce na świecie pod tym względem).
Rozwój infrastruktury, wzrost nakładów na badania, rosnąca zamożność obywateli - wszystko to sprawia, że nawet niewielkie firmy z południa Europy były w stanie nie tylko przetrwać otwarcie rynków, ale i podjąć ekspansję za granicą. - Byliśmy i wciąż jesteśmy firmą rodzinną, ale nasze przychody wzrosły dziesięciokrotnie od czasu przystąpienia do unii - mówi 60-letni Vicente Villagra, właściciel spółki Pipas Facundo. Firma z Palencii (miasteczka na północ od Madrytu), choć niewielka, jest znana w całej Hiszpanii, gdyż sprzedaje popularne przekąski. - Hiszpanie stali się zamożniejsi, więc mogą sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy na głupstwa, czyli rzeczy, które nie są niezbędne do życia, jak choćby nasze produkty - tłumaczy Villagra. Franz Achleitner przez dwa lata przed przystąpieniem Austrii do unii wydawał rocznie równowartość 2-3 proc. przychodów firmy na jej przystosowanie do europejskich norm ochrony środowiska, bhp, zdobycie niezbędnych certyfikatów jakości. Teraz jednak swoje pojazdy sprzedaje klientom w całej Europie, a przychody firmy wzrosły o 25 proc.
Według szacunków Komisji Europejskiej, dzięki wprowadzeniu w 1992 r. swobodnego przepływu kapitału i ludzi wewnątrz unii, jej PKB rósł dodatkowo o 1,8 proc. (łącznie zwiększył się o 877 mld euro w ciągu dekady). W prosty i obrazowy sposób zyski z tego tytułu przedstawił w 1988 r. doradca Komisji Europejskiej Paolo Cecchini (w tzw. Raporcie Cecchiniego): w granicach jednego państwa ciężarówka pokonuje 1200 km w około 36 godzin; jeśli na tej samej trasie musi przekroczyć dwie granice - trwa to 56 godzin. A czas to pieniądz. Jak liczą autorzy sporządzonego dla UKIE raportu, tylko na zniesieniu wewnętrznych granic nasza gospodarka oszczędzi 300-500 mln euro rocznie. Koszty wysłania za granicę jednej partii towaru zmniejszą się dla polskich eksporterów o 760-2690 zł.
Międzynarodówka gastarbeiterów
Dla 54-letniego Carla-Olofa Bergqvista, prezesa polskiej spółki koncernu Ericsson, największą korzyścią z członkostwa jego kraju w unii (od 1995 r.) są ułatwienia w ponadgranicznej działalności biznesowej i migracji. - Wielu Szwedów kształci się w zagranicznych uczelniach, kupują domy i przeprowadzają się do Hiszpanii, łatwiej im też znaleźć atrakcyjne posady za granicą - opowiada Bergqvist. Według rozmaitych szacunków, już obecnie co roku czeka na nas w Europie Zachodniej 300-500 tys.legalnych miejsc pracy, a wraz z akcesją ta liczba może się podwoić, bo wiele państw unii cierpi na brak siły roboczej.
Dzięki przystąpieniu do unii i szybszemu wzrostowi gospodarczemu mogą też wreszcie zacząć powstawać nowe miejsca pracy w kraju. W Hiszpanii bezrobocie spadło z 21,6 proc. w 1985 r. do około
11 proc. obecnie, w sąsiedniej Portugalii w tym samym czasie zmniejszyło się z 9,2 proc. do 4 proc. 40-letni Richard Mansfield z Sandyford niedaleko Dublina po skończeniu college'u w 1986 r. wyjechał w poszukiwaniu posady do USA, gdzie był m. in. dorożkarzem w nowojorskim Central Parku i na Manhattanie. Do pracy w Ameryce wyruszały wtedy tysiące Irlandczyków, bo od czasu wstąpienia do unii w 1973 r. ich kraj tylko przejadał pomoc finansową z Brukseli, rosło tam bezrobocie, a budżet w połowie lat 80. stanął na krawędzi katastrofy. Wówczas na Zielonej Wyspie przeprowadzono radykalną obniżkę podatków, unijne fundusze skierowano do sektora edukacyjnego. To zapoczątkowało boom gospodarczy. - Mój kraj stał się nagle oazą dla międzynarodowych koncernów, więc wróciłem i skończyłem tu studia informatyczne - mówi Mansfield, dziś inżynier ds. oprogramowania w irlandzkiej filii Microsoftu.
Jak wskazuje raport UKIE, poczynając od lat 2007-2008 wyższa dynamika PKB, która zapewni nam wstąpienie do unii, spowoduje stopniowy spadek bezrobocia - z obecnych 18,7 proc. do około 12 proc. w roku 2014. Jeśli do unii nie wejdziemy, bezrobocie utrzyma się na poziomie
16,17 proc. - prognozują autorzy raportu. - W pierwszej kolejności poprawę sytuacji na rynku pracy odczują ludzie wykształceni oraz specjaliści deficytowych branż (informatycy, lekarze, pielęgniarki) - uważa Paweł Szałamacha. Na szybki wzrost płac nie ma jednak co liczyć, bo najpierw musi wzrosnąć wydajność polskich pracowników. - Sama unia nie jest żadnym wehikułem przenoszącym państwa do gospodarczego raju, jeśli wpierw one same nie dokonają koniecznych reform - zastrzega Rafał Antczak, ekspert CASE.
Skoro jednak na wstąpieniu do unii wygrali Franz Achleitner, Maria Ekman, Richard Mansfield, Donaciano Dujo, Anton Gonaus, Carl-Olof Bergqvist czy Vicente Villagra, nie ma powodu, żeby sądzić, iż nie wygra na tym przeciętny obywatel Polski.
-32 mln euro rocznie. W pierwszych latach członkostwa wzrosły do 40 mln euro. Franz Achleitner wraz z dwoma synami prowadzi nieopodal Innsbrucku firmę produkującą m.in. specjalistyczne pojazdy dla wojska i policji oraz furgony dla banków. Firma Achleitnera wygrała przetarg Europejskiego Banku Centralnego na dostawę opancerzonych ciężarówek, które rozwoziły do banków i sklepów wprowadzane z początkiem 2002 r. do obiegu monety i banknoty euro. - Człowiek z natury nie lubi zmian, zwłaszcza gdy już wiedzie mu się dobrze, więc mieliśmy w Austrii wiele wątpliwości i obaw dotyczących unii - wspomina Achleitner. Dziś twierdzi, że to właśnie dzięki unii mała rodzinna firma z Tyrolu wypłynęła na europejski rynek.
W kwietniowym badaniu CBOS 34 proc. Polaków uznało swą sytuację materialną za złą, a 45 proc. za przeciętną, tym bardziej powinniśmy więc odczuć pozytywne skutki akcesji do unii. Kiedy i o ile cięższy stanie się portfel przeciętnego Polaka, obywatela poszerzonej unii? - Nie liczmy na cud 1 maja 2004 r. Na profity trzeba będzie samemu zapracować, a w pełni skorzystamy z nich cztery, pięć lat po akcesji - mówi Paweł Szałamacha, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Jednak przykłady Irlandii, Hiszpanii czy Portugalii pokazują, że dopiero po wejściu do wspólnoty kraje te zaczęły gonić pod względem zamożności sąsiadów z Europy. Według szacunków zawartych w raporcie Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej ("Bilans korzyści i kosztów przystąpienia Polski do UE"), dzięki akcesji do 2040 r. zwiększymy nasz PKB per capita z obecnych 21 proc. do
58 proc. unijnego. Sami, bez unii, osiągnęlibyśmy co najwyżej 30 proc. średniej unijnej. Różnica między tymi wariantami rozwoju wyniosłaby zatem około 23,6 tys. zł na głowę Polaka!
Bez szoku cenowego
- Jest lepiej, niż myślałam. Ceny żywności w Finlandii po 1995 r. spadły o 10-15 proc. - cieszy się Maria Ekman, 30-letnia Finka, ekspert w domu aukcyjnym Bukowskis w Helsinkach. Zmiany cen usług i towarów na sklepowych półkach to jeden ze skutków, które najszybciej odczuli obywatele państw wstępujących do unii. Na skutek narzuconego przez unię procesu harmonizowania stawek VAT i akcyzy rosły na przykład ceny w budownictwie (Polska będzie musiała podnieść VAT na mieszkania z 7 proc. do 22 proc. - o tyle samo w przyszłym roku zdrożeją materiały budowlane), ceny papierosów (w wypadku najtańszych marek akcyza stanowi u nas 40 proc. ich ceny, a Bruksela wymaga minimum 57 proc.), ceny usług komunalnych. Żywność taniała tam, gdzie w chwili przystępowania do UE była bardzo droga: w Austrii, Szwecji, Finlandii. W Polsce zapewne zdrożeje wołowina, dziś dwukrotnie tańsza niż unijna, tak samo cukier, niektóre owoce (truskawki, wiśnie, maliny, porzeczki), banany sprowadzane z Ameryki Łacińskiej. Potanieją za to dotowane przez Brukselę zboża, zwłaszcza pszenica. Szoku cenowego w maju 2004 r. na pewno jednak nie przeżyjemy: w biedniejszych krajach - Hiszpanii, Portugalii, Grecji - od chwili akcesji ceny żywności na ogół rosły, lecz stopniowo i w korelacji ze wzrastającą zamożnością obywateli; dziś są wciąż o 20-30 proc. niższe od przeciętnych cen unijnych, czyli o tyle, o ile niższy od średniej jest PKB przypadający na Hiszpana, Greka czy Portugalczyka. Podobnie będzie i w Polsce, którą dzisiejszy poziom cen żywności (64 proc. przeciętnych cen w unii) postawi w rzędzie najtańszych państw wspólnoty.
Możemy natomiast liczyć na obniżkę cen wielu usług. W Austrii, na skutek wymuszonej przez Brukselę liberalizacji telekomunikacji, wchodzący na rynek prywatni operatorzy doprowadzili do spadku stawek za połączenia lokalne o 37,5 proc., w Wielkiej Brytanii - niemal o 60 proc. W ostatnich czterech latach ceny rozmów krajowych w państwach piętnastki spadły średnio o połowę, a międzynarodowych - o 40 proc! O kilkadziesiąt procent zmalały także w unii ceny dostępu do Internetu, ceny biletów lotniczych. Zniesienie ceł spowodowało, że w państwach piętnastki znacznie potaniały importowane z innych należących do unii krajów dobra luksusowe: wina, markowe alkohole, kosmetyki i perfumy, samochody czy sprzęt elektroniczny i AGD. Wszędzie za to rozszerzenie dawało impuls do zwyżki cen nieruchomości.
Wszystko dla farmerów
- Właściciele średnich rozmiarów farm zyskali status i majątki, o których nasi dziadkowie nie mogli śnić. Mamy ogromny rynek rolny, wspólną walutę, możemy podróżować, podpatrywać konkurentów. Żeby tylko nie ta biurokracja - opowiada Donaciano Dujo, 35-letni rolnik z północnej Kastylii, działacz hiszpańskiego rolniczego związku zawodowego Asaja. Narzeka, że unia narzuciła limity produkcyjne i wielu miejscowych rolników od pokoleń uprawiających na przykład kukurydzę z dnia na dzień musiało się przestawić na nowe uprawy. - Myślę, że w Austrii jest teraz więcej nie zarejestrowanych osób niż nie zarejestrowanych cieląt - ironizuje Anton Gonaus, 52-letni rolnik z austriackiego Kirchberg an der Pilach koło Sankt Pölten, zarazem burmistrz tego miasteczka.
Choć od Grecji po Irlandię unijni farmerzy psioczą na brukselskich urzędników, którzy narzucają im ostre normy jakości produkcji, kontrolują farmy i każą wypełniać sterty dokumentów, to poddają się ich reżimowi, by otrzymać dopłaty i subsydia do produkcji artykułów rolnych. Za sprawą Wspólnej Polityki Rolnej (UE wydaje na nią ponad 90 mld euro rocznie) we wszystkich państwach, które wstępowały do unii, rolnicy byli jedną z grup najszybciej odczuwających finansowe skutki akcesji.
- Dzięki dopłatom moja rodzina zyskała gwarancję stałych zarobków, a tym samym uniezależniła swój byt od warunków pogodowych, czyli urodzaju - tłumaczy Dujo. Anton Gonaus, który ma 27 ha pastwisk i 13 ha lasu, zmodernizował gospodarstwo i postawił na ekologię, bo do "zielonej produkcji" Bruksela dopłaca więcej. Polscy rolnicy w pierwszych trzech latach członkostwa dostaną odpowiednio 55, 60 i 65 proc. tego, co rolnicy unijni (licząc łącznie środki na dopłaty, pieniądze przesunięte na ten cel z II filaru WPR oraz dofinansowanie z polskiego budżetu), czyli - w zależności od rodzaju upraw bądź hodowli - 300-500 zł za każdy hektar rocznie. Dla większości z 2 mln naszych gospodarstw to pokaźna suma. W kolejnych latach środki unijne będą stanowiły nawet 38-76 proc. rocznych dochodów rolników, w zależności do wielkości gospodarstwa.
Na dłuższą metę rolnicy - podobnie jak działo się to w innych krajach obecnej piętnastki - padną jednak ofiarą modernizacji gospodarki. W Irlandii, Portugalii, Grecji, Austrii z biegiem lat średnia wielkość gospodarstw rośnie. W Hiszpanii od chwili wstąpienia do UE do dziś udział osób pracujących w rolnictwie wśród ogółu zatrudnionych spadł z 22 proc. do niecałych 11 proc. (u nas wciąż wynosi ponad 18 proc.). Małe gospodarstwa (w Polsce aż 55 proc. gospodarstw produkuje wyłącznie na własne potrzeby) nie będą po prostu w stanie spełnić rygorystycznych norm ani wytrzymać konkurencji na rynku. Ten proces nastąpiłby jednak i bez udziału unii. Rozumieją to nawet sceptycy. - W sumie sytuacja austriackich rolników po 1995 r. nie poprawiła się znacznie. Tyle że byłaby o wiele gorsza, gdybyśmy do unii wówczas nie przystąpili - przyznaje Anton Gonaus.
Ekspansja ponad granicami
- Wcześniej byliśmy uzależnieni od handlu z Rosją i przemysłu drzewnego. Dziś rozwija się tu mnóstwo małych firm, a jeden biznes napędza następny. W Helsinkach dopiero kilka lat temu pojawiło się życie nocne: powstały restauracje, kawiarnie, parki rozrywki - opowiada Maria Ekman. Grecja w dużej mierze zawdzięcza rozkwit branży turystycznej zniesieniu w unii wewnętrznych granic. Turystyka przynosi jej obecnie około 9,5 mld USD rocznie (10. miejsce na świecie pod tym względem).
Rozwój infrastruktury, wzrost nakładów na badania, rosnąca zamożność obywateli - wszystko to sprawia, że nawet niewielkie firmy z południa Europy były w stanie nie tylko przetrwać otwarcie rynków, ale i podjąć ekspansję za granicą. - Byliśmy i wciąż jesteśmy firmą rodzinną, ale nasze przychody wzrosły dziesięciokrotnie od czasu przystąpienia do unii - mówi 60-letni Vicente Villagra, właściciel spółki Pipas Facundo. Firma z Palencii (miasteczka na północ od Madrytu), choć niewielka, jest znana w całej Hiszpanii, gdyż sprzedaje popularne przekąski. - Hiszpanie stali się zamożniejsi, więc mogą sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy na głupstwa, czyli rzeczy, które nie są niezbędne do życia, jak choćby nasze produkty - tłumaczy Villagra. Franz Achleitner przez dwa lata przed przystąpieniem Austrii do unii wydawał rocznie równowartość 2-3 proc. przychodów firmy na jej przystosowanie do europejskich norm ochrony środowiska, bhp, zdobycie niezbędnych certyfikatów jakości. Teraz jednak swoje pojazdy sprzedaje klientom w całej Europie, a przychody firmy wzrosły o 25 proc.
Według szacunków Komisji Europejskiej, dzięki wprowadzeniu w 1992 r. swobodnego przepływu kapitału i ludzi wewnątrz unii, jej PKB rósł dodatkowo o 1,8 proc. (łącznie zwiększył się o 877 mld euro w ciągu dekady). W prosty i obrazowy sposób zyski z tego tytułu przedstawił w 1988 r. doradca Komisji Europejskiej Paolo Cecchini (w tzw. Raporcie Cecchiniego): w granicach jednego państwa ciężarówka pokonuje 1200 km w około 36 godzin; jeśli na tej samej trasie musi przekroczyć dwie granice - trwa to 56 godzin. A czas to pieniądz. Jak liczą autorzy sporządzonego dla UKIE raportu, tylko na zniesieniu wewnętrznych granic nasza gospodarka oszczędzi 300-500 mln euro rocznie. Koszty wysłania za granicę jednej partii towaru zmniejszą się dla polskich eksporterów o 760-2690 zł.
Międzynarodówka gastarbeiterów
Dla 54-letniego Carla-Olofa Bergqvista, prezesa polskiej spółki koncernu Ericsson, największą korzyścią z członkostwa jego kraju w unii (od 1995 r.) są ułatwienia w ponadgranicznej działalności biznesowej i migracji. - Wielu Szwedów kształci się w zagranicznych uczelniach, kupują domy i przeprowadzają się do Hiszpanii, łatwiej im też znaleźć atrakcyjne posady za granicą - opowiada Bergqvist. Według rozmaitych szacunków, już obecnie co roku czeka na nas w Europie Zachodniej 300-500 tys.legalnych miejsc pracy, a wraz z akcesją ta liczba może się podwoić, bo wiele państw unii cierpi na brak siły roboczej.
Dzięki przystąpieniu do unii i szybszemu wzrostowi gospodarczemu mogą też wreszcie zacząć powstawać nowe miejsca pracy w kraju. W Hiszpanii bezrobocie spadło z 21,6 proc. w 1985 r. do około
11 proc. obecnie, w sąsiedniej Portugalii w tym samym czasie zmniejszyło się z 9,2 proc. do 4 proc. 40-letni Richard Mansfield z Sandyford niedaleko Dublina po skończeniu college'u w 1986 r. wyjechał w poszukiwaniu posady do USA, gdzie był m. in. dorożkarzem w nowojorskim Central Parku i na Manhattanie. Do pracy w Ameryce wyruszały wtedy tysiące Irlandczyków, bo od czasu wstąpienia do unii w 1973 r. ich kraj tylko przejadał pomoc finansową z Brukseli, rosło tam bezrobocie, a budżet w połowie lat 80. stanął na krawędzi katastrofy. Wówczas na Zielonej Wyspie przeprowadzono radykalną obniżkę podatków, unijne fundusze skierowano do sektora edukacyjnego. To zapoczątkowało boom gospodarczy. - Mój kraj stał się nagle oazą dla międzynarodowych koncernów, więc wróciłem i skończyłem tu studia informatyczne - mówi Mansfield, dziś inżynier ds. oprogramowania w irlandzkiej filii Microsoftu.
Jak wskazuje raport UKIE, poczynając od lat 2007-2008 wyższa dynamika PKB, która zapewni nam wstąpienie do unii, spowoduje stopniowy spadek bezrobocia - z obecnych 18,7 proc. do około 12 proc. w roku 2014. Jeśli do unii nie wejdziemy, bezrobocie utrzyma się na poziomie
16,17 proc. - prognozują autorzy raportu. - W pierwszej kolejności poprawę sytuacji na rynku pracy odczują ludzie wykształceni oraz specjaliści deficytowych branż (informatycy, lekarze, pielęgniarki) - uważa Paweł Szałamacha. Na szybki wzrost płac nie ma jednak co liczyć, bo najpierw musi wzrosnąć wydajność polskich pracowników. - Sama unia nie jest żadnym wehikułem przenoszącym państwa do gospodarczego raju, jeśli wpierw one same nie dokonają koniecznych reform - zastrzega Rafał Antczak, ekspert CASE.
Skoro jednak na wstąpieniu do unii wygrali Franz Achleitner, Maria Ekman, Richard Mansfield, Donaciano Dujo, Anton Gonaus, Carl-Olof Bergqvist czy Vicente Villagra, nie ma powodu, żeby sądzić, iż nie wygra na tym przeciętny obywatel Polski.
Więcej możesz przeczytać w 23/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.