Listy od czytelników
Zmierzch Gdańska
Sławomir Sieradzki w swoim artykule ogłosił "Zmierzch Gdańska" (nr 22). Trawestując słynne powiedzenie Marka Twai-na - pogłoski o zmierzchu grodu nad Motławą są mocno przesadzone. Gdańsk żyje życiem statecznego tysiąclatka. Przez miasto przetoczyło się wiele dziejowych burz, ale wciąż ma się ono dobrze. Z artykułu wyłania się zaś obraz mało optymistyczny, wręcz przygnębiający. Czarny kir rozpostarł autor nie tylko nad kondycją gospodarczą miasta, portu, wydolnością sieci transportowej. Ubolewa on także nad brakiem umiejętności wykorzystania wielkich historycznych symboli, choćby "Solidarności" czy Lecha Wałęsy. Istnienie Fundacji Centrum Solidarności i wystawa "Drogi do wolności", prezentowana w historycznej sali BHP Stoczni Gdańskiej, temu jednak przeczą.
Misternie utkany obraz po bliższym przyjrzeniu się ukazuje wiele dziur i nieścisłości (...). Autor nie chce zauważyć, że za rozwój infrastruktury drogowej i kolejowej nie są odpowiedzialne władze miasta, bo bardzo wiele zależy w tej mierze od działań administracji rządowej. Gdańsk nie odwraca się od morza, wręcz przeciwnie, tutaj właśnie powstał drugi co do wielkości w Polsce most wantowy, znacznie skracający połączenie portu z mającą powstać autostradą A-1. Wyłącznie ze środków miasta buduje się Trasę Sucharskiego, będącą połączeniem portu z centrum Gdańska. Planuje się też wybudowanie tunelu drogowego pod Martwą Wisłą i mostu kolejowego.
PAWEŁ ADAMOWICZ
prezydent Gdańska
Nadać sens śmierci
Jestem jednym z niewielu, którzy przeżyli warszawskie getto, jako nastolatek brałem czynny udział w powstaniu. Na kanwie mojej książki "The Holocaust Survivor" została oparta sztuka "The Survivor" (wystawiona na Broadwayu w teatrze Morosco w 1984 r.) i film fabularny "War and Love". Książka wydana była w wielu językach, także po polsku pod tytułem "Przeżyłem". W USA i we Francji stała się bestsellerem. Gabriele Lesser w artykule "Nadać sens śmierci" (nr 16) pisze "Jedni mówią, że na dachach płonącego getta powiewała flaga biało-czerwona, inni, że niebiesko-biała, jeszcze inni, że czerwona". W mojej książce, już prawie 25 lat temu, bardzo dokładnie opisałem wywieszenie flag: biało-czerwonej i niebiesko-białej. Zdecydowanie nie było tam flagi czerwonej. Jakże mogłaby być, skoro nasza grupa - prawicowy Beitar odpowiedzialny za wywieszenia flag 20 kwietnia 1943 r. na dachu budynku stojącego przy placu Muranowskim - była grupą antykomunistyczną! Stosunek do komunizmu był właśnie powodem naszego oddzielenia się od ŻOB, organizacji, która miała w swoich szeregach prokomunistycznych wyznawców.
Kiedy moja książka ukazała się w Izraelu (1986 r.), krytyk Alexander Zvieli poświęcił ponad pół strony na bardzo pochlebną recenzję. Podał tylko w wątpliwość moją relację z wywieszania flag. Kilka lat później Alicja Kaczyńska wydała w Polsce swoje wspomnienia, w których potwierdziła prawdziwość podanych przeze mnie faktów. Mieszkając po drugiej stronie placu Muranowskiego, przez lornetkę obserwowała, jak młodzież żydowska wywieszała obie flagi. Alexander Zvieli opublikował wówczas artykuł, w którym skorygował to, co napisał wcześniej.
Każdy, kto chciałby zrozumieć historyczny wymiar wydarzeń w warszawskim getcie, musi wiedzieć, że z prawie dwustu bojowników ZZW (Beitar) przeżyło zaledwie trzech lub czterech. Natomiast z organizacji ŻOB, która liczyła o wiele setek więcej bojowników, przeżyło ponad pięćdziesiąt osób, między nimi dwóch dowódców - Antek Zuckerman i Marek Edelman. W powojennych czasach członkowie ŻOB, kiedy pisali czy mówili o walce zbrojnej w getcie, przedstawiali wydarzenia ze swojego punktu widzenia, pomijając nasz udział (czyli ZZW) i nie wspominając o wywieszeniu flag, chociaż też nigdy nie odważyli się zaprzeczyć, że ono się odbyło.
JACK P. EISNER
Republika szalików
W artykule "Republika szalików" (nr 15) pojawiły się wyrwane z kontekstu fragmenty mojej wypowiedzi, jakiej udzieliłem dziennikarzom "Wprost" na temat środowiska kibiców piłkarskich. W trakcie rozmowy poruszyliśmy przede wszystkim zagadnienia związane z pozytywnymi aspektami kibicowania i akcjami charytatywnymi przeprowadzanymi przez miłośników futbolu - takimi jak "Akcja Pajacyk" i wizyty "kibiców Mikołajów" w szpitalach dziecięcych.
Powodem, dla którego zdecydowałem się na zabranie głosu w tej sprawie, była chęć przełamania negatywnych stereotypów i wyobrażeń rozpowszechnianych przez media na temat kibiców piłkarskich. Niestety, wszystkie te kwestie - stanowiące zasadniczą część rozmowy - zostały w artykule zig-norowane. Taki zabieg redakcyjny doprowadził w efekcie do całkowitej zmiany charakteru moich wypowiedzi oraz wypaczenia wyrażanych przeze mnie opinii. To z kolei mogło prowadzić do przedstawienia fałszywego obrazu mojej osoby - jako "chuligana piłkarskiego", dla którego w ogóle nie jest istotne samo widowisko sportowe.
ROBERT POTARGOWICZ
Pieniądze i pojednanie
W związku z listem czytelnika "Pieniądze i pojednanie" (nr 21) chciałbym wyjaśnić, że nie ma wyroku sądowego, który orzekałby o bezprawnym wykorzystaniu pieniędzy przez FPNP; fundacja powstała w 1992 r. i od tego momentu wypłaca świadczenia, wszyscy, którzy zgłosili się i byli uprawnieni, otrzymali je w przewidzianej wysokości; nikt nie otrzymywał nagród kwartalnych w wysokości 100 tys. zł, nagrody obejmowały wszystkich zatrudnionych na umowę o pracę (w moim wypadku było to 2000 zł miesięcznie); pensje zarządu fundacji były ustalone przez Ministerstwo Skarbu Państwa na poziomie wynagrodzeń w spółkach skarbu państwa. Fakt, że coś zostało podane do publicznej wiadomości w gazetach, nie oznacza, że jest to prawda.
JAN PARYS
Układ krwionośny
W artykule Violetty Krasnowskiej "Układ krwionośny" (nr 20) pojawiła się błędna informacja, iż "Kredyt Bank szefujący konsorcjum, które udzieliło kredytu LFO, wezwał skarb państwa do zapłaty poręczenia. Podatników będzie to kosztować ponad 140 mln zł (36 mln USD)".
Wyjaśniam, że poręczenie, o którym mowa, zostało udzielone do wysokości 60 proc. wykorzystanej kwoty kapitału oraz 60 proc. odsetek od wykorzystanej kwoty kredytu, w łącznej maksymalnej kwocie nie przekraczającej 25,9 mln USD (19,6 mln USD kapitał, 6,3 mln USD odsetki). Laboratorium Frakcjonowania Osocza
sp. z o.o. z przyznanego kredytu wykorzystało 21,2 mln USD. Jednocześnie skarb państwa może być zobowiązany do wydatkowania z budżetu państwa kwoty nie przekraczającej 14 mln USD, tj. około 52 mln złotych.
JAROSŁAW SKOWROŃSKI
rzecznik prasowy ministra finansów
Jarosław Skowroński
Sławomir Sieradzki w swoim artykule ogłosił "Zmierzch Gdańska" (nr 22). Trawestując słynne powiedzenie Marka Twai-na - pogłoski o zmierzchu grodu nad Motławą są mocno przesadzone. Gdańsk żyje życiem statecznego tysiąclatka. Przez miasto przetoczyło się wiele dziejowych burz, ale wciąż ma się ono dobrze. Z artykułu wyłania się zaś obraz mało optymistyczny, wręcz przygnębiający. Czarny kir rozpostarł autor nie tylko nad kondycją gospodarczą miasta, portu, wydolnością sieci transportowej. Ubolewa on także nad brakiem umiejętności wykorzystania wielkich historycznych symboli, choćby "Solidarności" czy Lecha Wałęsy. Istnienie Fundacji Centrum Solidarności i wystawa "Drogi do wolności", prezentowana w historycznej sali BHP Stoczni Gdańskiej, temu jednak przeczą.
Misternie utkany obraz po bliższym przyjrzeniu się ukazuje wiele dziur i nieścisłości (...). Autor nie chce zauważyć, że za rozwój infrastruktury drogowej i kolejowej nie są odpowiedzialne władze miasta, bo bardzo wiele zależy w tej mierze od działań administracji rządowej. Gdańsk nie odwraca się od morza, wręcz przeciwnie, tutaj właśnie powstał drugi co do wielkości w Polsce most wantowy, znacznie skracający połączenie portu z mającą powstać autostradą A-1. Wyłącznie ze środków miasta buduje się Trasę Sucharskiego, będącą połączeniem portu z centrum Gdańska. Planuje się też wybudowanie tunelu drogowego pod Martwą Wisłą i mostu kolejowego.
PAWEŁ ADAMOWICZ
prezydent Gdańska
Nadać sens śmierci
Jestem jednym z niewielu, którzy przeżyli warszawskie getto, jako nastolatek brałem czynny udział w powstaniu. Na kanwie mojej książki "The Holocaust Survivor" została oparta sztuka "The Survivor" (wystawiona na Broadwayu w teatrze Morosco w 1984 r.) i film fabularny "War and Love". Książka wydana była w wielu językach, także po polsku pod tytułem "Przeżyłem". W USA i we Francji stała się bestsellerem. Gabriele Lesser w artykule "Nadać sens śmierci" (nr 16) pisze "Jedni mówią, że na dachach płonącego getta powiewała flaga biało-czerwona, inni, że niebiesko-biała, jeszcze inni, że czerwona". W mojej książce, już prawie 25 lat temu, bardzo dokładnie opisałem wywieszenie flag: biało-czerwonej i niebiesko-białej. Zdecydowanie nie było tam flagi czerwonej. Jakże mogłaby być, skoro nasza grupa - prawicowy Beitar odpowiedzialny za wywieszenia flag 20 kwietnia 1943 r. na dachu budynku stojącego przy placu Muranowskim - była grupą antykomunistyczną! Stosunek do komunizmu był właśnie powodem naszego oddzielenia się od ŻOB, organizacji, która miała w swoich szeregach prokomunistycznych wyznawców.
Kiedy moja książka ukazała się w Izraelu (1986 r.), krytyk Alexander Zvieli poświęcił ponad pół strony na bardzo pochlebną recenzję. Podał tylko w wątpliwość moją relację z wywieszania flag. Kilka lat później Alicja Kaczyńska wydała w Polsce swoje wspomnienia, w których potwierdziła prawdziwość podanych przeze mnie faktów. Mieszkając po drugiej stronie placu Muranowskiego, przez lornetkę obserwowała, jak młodzież żydowska wywieszała obie flagi. Alexander Zvieli opublikował wówczas artykuł, w którym skorygował to, co napisał wcześniej.
Każdy, kto chciałby zrozumieć historyczny wymiar wydarzeń w warszawskim getcie, musi wiedzieć, że z prawie dwustu bojowników ZZW (Beitar) przeżyło zaledwie trzech lub czterech. Natomiast z organizacji ŻOB, która liczyła o wiele setek więcej bojowników, przeżyło ponad pięćdziesiąt osób, między nimi dwóch dowódców - Antek Zuckerman i Marek Edelman. W powojennych czasach członkowie ŻOB, kiedy pisali czy mówili o walce zbrojnej w getcie, przedstawiali wydarzenia ze swojego punktu widzenia, pomijając nasz udział (czyli ZZW) i nie wspominając o wywieszeniu flag, chociaż też nigdy nie odważyli się zaprzeczyć, że ono się odbyło.
JACK P. EISNER
Republika szalików
W artykule "Republika szalików" (nr 15) pojawiły się wyrwane z kontekstu fragmenty mojej wypowiedzi, jakiej udzieliłem dziennikarzom "Wprost" na temat środowiska kibiców piłkarskich. W trakcie rozmowy poruszyliśmy przede wszystkim zagadnienia związane z pozytywnymi aspektami kibicowania i akcjami charytatywnymi przeprowadzanymi przez miłośników futbolu - takimi jak "Akcja Pajacyk" i wizyty "kibiców Mikołajów" w szpitalach dziecięcych.
Powodem, dla którego zdecydowałem się na zabranie głosu w tej sprawie, była chęć przełamania negatywnych stereotypów i wyobrażeń rozpowszechnianych przez media na temat kibiców piłkarskich. Niestety, wszystkie te kwestie - stanowiące zasadniczą część rozmowy - zostały w artykule zig-norowane. Taki zabieg redakcyjny doprowadził w efekcie do całkowitej zmiany charakteru moich wypowiedzi oraz wypaczenia wyrażanych przeze mnie opinii. To z kolei mogło prowadzić do przedstawienia fałszywego obrazu mojej osoby - jako "chuligana piłkarskiego", dla którego w ogóle nie jest istotne samo widowisko sportowe.
ROBERT POTARGOWICZ
Pieniądze i pojednanie
W związku z listem czytelnika "Pieniądze i pojednanie" (nr 21) chciałbym wyjaśnić, że nie ma wyroku sądowego, który orzekałby o bezprawnym wykorzystaniu pieniędzy przez FPNP; fundacja powstała w 1992 r. i od tego momentu wypłaca świadczenia, wszyscy, którzy zgłosili się i byli uprawnieni, otrzymali je w przewidzianej wysokości; nikt nie otrzymywał nagród kwartalnych w wysokości 100 tys. zł, nagrody obejmowały wszystkich zatrudnionych na umowę o pracę (w moim wypadku było to 2000 zł miesięcznie); pensje zarządu fundacji były ustalone przez Ministerstwo Skarbu Państwa na poziomie wynagrodzeń w spółkach skarbu państwa. Fakt, że coś zostało podane do publicznej wiadomości w gazetach, nie oznacza, że jest to prawda.
JAN PARYS
Układ krwionośny
W artykule Violetty Krasnowskiej "Układ krwionośny" (nr 20) pojawiła się błędna informacja, iż "Kredyt Bank szefujący konsorcjum, które udzieliło kredytu LFO, wezwał skarb państwa do zapłaty poręczenia. Podatników będzie to kosztować ponad 140 mln zł (36 mln USD)".
Wyjaśniam, że poręczenie, o którym mowa, zostało udzielone do wysokości 60 proc. wykorzystanej kwoty kapitału oraz 60 proc. odsetek od wykorzystanej kwoty kredytu, w łącznej maksymalnej kwocie nie przekraczającej 25,9 mln USD (19,6 mln USD kapitał, 6,3 mln USD odsetki). Laboratorium Frakcjonowania Osocza
sp. z o.o. z przyznanego kredytu wykorzystało 21,2 mln USD. Jednocześnie skarb państwa może być zobowiązany do wydatkowania z budżetu państwa kwoty nie przekraczającej 14 mln USD, tj. około 52 mln złotych.
JAROSŁAW SKOWROŃSKI
rzecznik prasowy ministra finansów
Jarosław Skowroński
Więcej możesz przeczytać w 23/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.