Polski parlament nadał samobójczy sygnał: nie chcemy bogatych Dwa wydarzenia skłaniają do smutnych refleksji nie tyle nad polską gospodarką, ile nad polską mentalnością. Wynik głosowania nad przyjęciem 50-procentowej stawki podatku dla najbogatszych pokazał raz jeszcze, że ekstrema są sobie bliskie, dotykają się ("les extremes se touchent"). Za pozorami sprawiedliwości zgodnie głosowały zarówno więdnąca lewica, jak i usiłująca zakwitnąć rzekoma prawica. Oczywiście towarzyszyła im partia, która przez anarchizację i łamanie prawa chce powtórzyć na gruncie polskim karierę faceta z wąsikiem z pogranicza Bawarii i Austrii. Nie chodzi o to, że być może kilkaset osób zapłaci fiskusowi kilka złotych więcej (choć to mało prawdopodobne), lecz o to, że polski parlament nadał samobójczy sygnał: nie chcemy bogatych.
Jeszcze wyraźniej zabrzmiał ten sygnał za sprawą wezwania Jana Kulczyka przed komisję śledczą i towarzyszących temu skandalicznych wypowiedzi "sprawiedliwych". Zabrać mu ten z pewnością nielegalnie zdobyty majątek!!! Gorzej, że poselskich wyskoków nie potrafił zneutralizować prezydent. Mieć pretensje o samo spotkanie z przedstawicielem wielkiego biznesu rosyjskiego tylko ze względu na związki tego człowieka z rosyjskimi służbami specjalnymi? Jeśli tak, to na przyszłość nie powinno być nawet mowy o rozmowach z prezydentem Putinem, który przecież kilka ładnych lat spędził w wiadomym charakterze w Niemczech. Czas trzeźwieć, proszę państwa!
To, co się dzieje w polskim światku politycznym, jest bardzo niebezpieczne dla Polski, dla jej międzynarodowej i światowej pozycji. Polska klasa polityczna ujawniła (nie po raz pierwszy w historii) swoje najgorsze cechy: nieuctwo połączone z besserwisserstwem, populizm i tanie efekciarstwo, niezdolność do przewidywania konsekwencji błędnych decyzji, tromtadractwo itd. W świat poszły sygnały nie tylko o tym, że w Polsce brakuje sympatii dla gospodarki rynkowej, dla kapitału, który jest nam potrzebny jak powietrze. Poszły sygnały o polskim braku realizmu w ocenie i kształtowaniu stosunków ekonomicznych i politycznych. Kogo to w świecie obchodzi, że Ałganow był czy nadal jest związany ze służbami specjalnymi Rosji? Tamtejszy establishment jest taki, a nie inny! A nasi politycy z prawa i z lewa są coraz bliżsi Naomi Klein, której dyrdymałom i majaczeniom tyle miejsca poświęcił ostatnio największy polski dziennik.
Od dłuższego już czasu smuci mnie chyba nie malejący dystans kilku klas dzielący Ligę Polskich Rodzin czy nawet Prawo i Sprawiedliwość od światopoglądu ekonomicznego niemieckich chadeków. Oni wiedzą jednak dużo lepiej, co to jest gospodarka rynkowa i jakie są jej prawa. Wiedzą, że podstawą sukcesu jest silna kapitałowo prywatna gospodarka rynkowa, a nie hasełka bez pokrycia. Nasze rzekomo prawicowe partie są tak zacietrzewione i tak słabe merytorycznie, że strzelanie kulą w płot to ich codzienna praktyka. Ze strony upadającej lewicy Polsce i jej gospodarce grozi jedynie dalszy wzrost długu publicznego, większym niebezpieczeństwem jest groźba wyborczego sukcesu prawicy. Groziłby nam bowiem nawrót zamordyzmu, jeśli nie totalitaryzmu, ubranego jedynie w narodowe i kościelne symbole. Sytuację pogarsza to, że polska inteligencja nie jest zbytnio zaangażowana na rzecz gospodarki rynkowej. Izolacja od wiedzy ekonomicznej skłania do akceptacji zamordyzmu jako lekarstwa na nasze słabości, zamiast do walki o dobre prawo i jego twarde egzekwowanie. Nie chcę nawet myśleć o tym, ilu podobno wykształconych Polaków mogłoby pójść na lep pięknie brzmiących haseł i zgodzić się na dyktat przeciwników wolności gospodarczej i rynku.
Co robić, by zwykła prawda, że nie ma wolności i postępu bez rynku i kapitału, dotarła wreszcie do umysłów naszych polityków? Nie dajmy się zwariować i nie folgujmy nienawiści do tych, którzy wiedzą, jak powiększać kapitał. Bez niego nie ma mowy o inwestycjach i wzroście zatrudnienia.
To, co się dzieje w polskim światku politycznym, jest bardzo niebezpieczne dla Polski, dla jej międzynarodowej i światowej pozycji. Polska klasa polityczna ujawniła (nie po raz pierwszy w historii) swoje najgorsze cechy: nieuctwo połączone z besserwisserstwem, populizm i tanie efekciarstwo, niezdolność do przewidywania konsekwencji błędnych decyzji, tromtadractwo itd. W świat poszły sygnały nie tylko o tym, że w Polsce brakuje sympatii dla gospodarki rynkowej, dla kapitału, który jest nam potrzebny jak powietrze. Poszły sygnały o polskim braku realizmu w ocenie i kształtowaniu stosunków ekonomicznych i politycznych. Kogo to w świecie obchodzi, że Ałganow był czy nadal jest związany ze służbami specjalnymi Rosji? Tamtejszy establishment jest taki, a nie inny! A nasi politycy z prawa i z lewa są coraz bliżsi Naomi Klein, której dyrdymałom i majaczeniom tyle miejsca poświęcił ostatnio największy polski dziennik.
Od dłuższego już czasu smuci mnie chyba nie malejący dystans kilku klas dzielący Ligę Polskich Rodzin czy nawet Prawo i Sprawiedliwość od światopoglądu ekonomicznego niemieckich chadeków. Oni wiedzą jednak dużo lepiej, co to jest gospodarka rynkowa i jakie są jej prawa. Wiedzą, że podstawą sukcesu jest silna kapitałowo prywatna gospodarka rynkowa, a nie hasełka bez pokrycia. Nasze rzekomo prawicowe partie są tak zacietrzewione i tak słabe merytorycznie, że strzelanie kulą w płot to ich codzienna praktyka. Ze strony upadającej lewicy Polsce i jej gospodarce grozi jedynie dalszy wzrost długu publicznego, większym niebezpieczeństwem jest groźba wyborczego sukcesu prawicy. Groziłby nam bowiem nawrót zamordyzmu, jeśli nie totalitaryzmu, ubranego jedynie w narodowe i kościelne symbole. Sytuację pogarsza to, że polska inteligencja nie jest zbytnio zaangażowana na rzecz gospodarki rynkowej. Izolacja od wiedzy ekonomicznej skłania do akceptacji zamordyzmu jako lekarstwa na nasze słabości, zamiast do walki o dobre prawo i jego twarde egzekwowanie. Nie chcę nawet myśleć o tym, ilu podobno wykształconych Polaków mogłoby pójść na lep pięknie brzmiących haseł i zgodzić się na dyktat przeciwników wolności gospodarczej i rynku.
Co robić, by zwykła prawda, że nie ma wolności i postępu bez rynku i kapitału, dotarła wreszcie do umysłów naszych polityków? Nie dajmy się zwariować i nie folgujmy nienawiści do tych, którzy wiedzą, jak powiększać kapitał. Bez niego nie ma mowy o inwestycjach i wzroście zatrudnienia.
Więcej możesz przeczytać w 47/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.