Indeks "Wprost do Europy": ile zyskaliśmy przez pierwszy rok członkostwa w UE Rzeźnicy płac" ("Stern" z 25 marca), "Polscy glazurnicy nadciągają do Niemiec" ("Der Spiegel" z 4 kwietnia), "Strach przed dumpingiem płac" (austriacki "Kurier" z 14 kwietnia) - to tylko kilka tytułów artykułów zachodnioeuropejskiej prasy, dotyczących dziesięciu nowych państw w UE. Kilkanaście miesięcy wcześniej głównym zmartwieniem francuskich, niemieckich i austriackich mediów było to, ile ich obywatele będą musieli wyłożyć z własnych kieszeni na utrzymanie "ubogich krewnych" w poszerzonej unii. Zamiast dopłacania do budżetu unii (do początku tego roku otrzymaliśmy z Brukseli miliard euro więcej, niż wpłaciliśmy), bankructwa kilkunastu tysięcy naszych firm, masowego wykupu nieruchomości przez cudzoziemców, opanowania gospodarki przez zachodnie koncerny, mamy strach "starej unii" przed tanimi i solidnymi pracownikami z Polski, przed ucieczką przedsiębiorstw do raju niskich podatków, który powstał w Europie Środkowej.
- Z oceną członkostwa w unii trzeba poczekać co najmniej pięć lat, ale widać, że katastrofa nie nastąpiła. Dziś "stara unia" obawia się nas, a nie odwrotnie - mówi prof. Witold Orłowski, doradca ekonomiczny prezydenta. Z zestawienia unijnych pasywów i aktywów wynika, że na poszerzeniu unii najwięcej zyskało i zyska piętnastu dotychczasowych członków. Gdy 1 maja wybije pierwsza rocznica naszego członkostwa w unii, okaże się, że - paradoksalnie - to raczej unia przystąpiła do Polski niż my do unii.
Cenowy zawrót głowy
Pierwszy rok w unii Polacy spędzili w niemieckich i polskich autokomisach (sprowadzili już milion używanych aut), na negocjacjach z zagranicznymi kontrahentami (polski eksport wzrósł niemal o 30 proc.), w poszukiwaniu tańszej żywności w sklepach (mięso zdrożało o 10-30 proc.) oraz na irytowaniu się kolejnymi pomysłami prezydenta JacquesŐa Chiraca i kanclerza Gerharda Schroedera. Jak wskazuje indeks "Wprost", ocena pierwszego roku w unii wypada dla naszej gospodarki na plus, choć jest on niewielki (wzrost indeksu o 2,7 pkt), bo wiele negatywnych i pozytywnych czynników mających choćby pośredni związek z akcesją wzajemnie się zniosło. - Widzę same plusy po 12 miesiącach w unii, może poza wzrostem cen. Ale towary i usługi nie podrożały drastycznie, często też z powodów nie związanych z samym wejściem do unii - uważa Włodzimierz Cimoszewicz, marszałek Sejmu i były szef MSZ.
Kowalski do unii wszedł już mniej więcej na miesiąc przed 1 maja 2004 r., gdy ceny kilograma cukru w sklepach sięgnęły nawet 3,5 zł. Od kwietnia ubiegłego roku inflacja wzrosła skokowo. O ile w ciągu 12 miesięcy przed wstąpieniem do unii wyniosła w skali roku średnio 1,1 proc., o tyle od chwili akcesji do początku tego roku - już 3,9 proc. W niektórych dziedzinach - na przykład w nieruchomościach - ceny szły ostro w górę już nawet od końca 2003 r.
"Rękę" unii widać najbardziej we wzroście cen materiałów budowlanych, dostępu do Internetu ( VAT na te towary i usługę wzrósł do 22 proc.) lub papierosów (skokowo rośnie akcyza), ale za to potaniał m.in. sprowadzany sprzęt RTV, AGD, alkohole. Płacimy więcej niż przed rokiem za nowe samochody. Auta VW, Renault czy Fiata kosztowały o mniej więcej 16 proc. mniej niż w Europie Zachodniej i większość dealerów zrealizowała zapowiedzi "wyrównywania cen" między rynkiem polskim a unijnym.
Mimo ubiegłorocznych powyżek inflacja obecnie maleje. - Kiedy rosły ceny, wszyscy bili na alarm, ale gdy zaczęły spadać, już nikt się tym nie interesuje - uważa prof. Orłowski. Cukier obecnie kosztuje znowu 2,5--2,6 zł. Wielu przedsiębiorców przekonanych, że akcesja musi oznaczać podwyżki, wywindowało ceny "na zapas"; zrewidowała je nie ubiegłoroczna ogólnopolska akcja kontrolna pod patronatem NBP, lecz rynek, czyli możliwości nabywcze Polaków. Potaniały m.in. wieprzowina, pomidory, niektóre produkty mleczne, tyle, ile przed akcesją trzeba płacić za wiele usług.
Podgryzanie wielkich
Polska firma (producent prezerwatyw Unimil) przejmuje europejskie aktywa swego bankrutującego niemieckiego właściciela (koncernu Condomi), co wywołuje pozytywne reakcje inwestorów na giełdzie we Frankfurcie - do niedawna taki scenariusz wydawał się mało realny. Z chwilą wejścia do unii okazało się, że polscy przedsiębiorcy potrafią sprostać zachodniej konkurencji i samemu przejść do ofensywy - jak np. wrocławska spółka Selena, która latem 2004 r. kupiła w Niemczech firmę Dr. Schenk, producenta pian poliuretanowych. Inni ruszyli na południe, przejmując firmy czeskie, słowackie. Mokate z Ustronia nabyło w marcu czeskiego producenta herbat Dukat, stając się jednym z trzech liderów tego rynku w Czechach. Zdaniem Teresy Mokrysz, właścicielki Mokate, wzrost eksportu polskich towarów to najważniejsza korzyść z przystąpienia do unii (jej firma zwiększyła sprzedaż za granicę o 38 proc.).
- Wykorzystywaliśmy nowoczesne technologie, oferując towar w korzystnej relacji ceny, jakości i wzornictwa, więc na otwarciu unijnego rynku mogliśmy tylko zyskać. Pomogło nam zniesienie odpraw celnych, dzięki czemu zapewniamy szybkie terminy dostaw - potwierdza Adam Krzanowski, współwłaściciel meblarskiej Grupy Nowy Styl (jej przychody wzrosły w 2004 r. do około 1,05 mld zł). Według danych NBP, w styczniu eksport polskich towarów w skali roku wzrósł aż o 29,4 proc. W ubiegłym roku po raz pierwszy osiągnęliśmy m.in. dodatnie saldo w handlu Niemcami!
Furorę w unii robi zwłaszcza polska żywność, której sprzedaż na rynkach pozostałych państw unii wzrosła w 2004 r. o 60 proc. - Najlepiej sprzedają się nasze sery dojrzewające, odpowiednik fety, serwatka w proszku. Rośnie też eksport poza granice unii, bo Bruksela dopłaca nam do niego po 10-35 proc. wartości towaru - mówi Dariusz Sapiński, szef Mlekovity z Wysokiego Mazowieckiego, jednego z największych polskich eksporterów żywności. Niestety
- dla konsumentów, a - na szczęście - dla mleczarni i masarni, musimy się przyzwyczaić do wyższych cen mięs, wędlin, serów, masła (wzrosły od kilku procent do nawet 30 proc.). Producenci żywności, mając zagwarantowany zbyt każdej niemal ilości towaru na rynkach unijnych, mogą sobie pozwolić na podwyżki cen w kraju.
Przeciąganie podatków
- Moi koledzy z ministerstw spraw zagranicznych państw, które z nami wchodziły do unii, początkowo byli nieco rozgoryczeni twardą walką o interesy gospodarcze, w której wir wpadliśmy zaraz po 1 maja 2004 r. Chyba trochę zbyt idealistycznie traktowali poszerzenie unii - mówi "Wprost" Cimoszewicz. Nowych członków od razu zaatakowali kanclerz Gerhard Schroeder oraz prezydent Jacques Chirac, zarzucając m.in. Polsce, Słowacji i państwom bałtyckim stosowanie "dumpingu podatkowego", który zachęca zachodnioeuropejskie koncerny do przenoszenia fabryk, magazynów i biur do Europy Środkowej. Teraz chcą ograniczyć tzw. dyrektywę usługową, która umożliwiłaby swobodne działanie na unijnym rynku usługodawcom m.in. z dziesięciu nowych państw (zarówno fryzjerom, mechanikom, murarzom, jak i prawnikom lub księgowym). O tym, że po zniesieniu barier administracyjnych polscy usługodawcy podbiliby unijne rynki, świadczą wyniki badań przeprowadzonych przez Verbraucherzentrale Brandenburg w Słubicach. Okazało się, że dziś co piąty Niemiec odwiedzający naszą strefę przygraniczną jada w polskich restauracjach, połowa przyjeżdża do polskich fryzjerów, a niemal co drugi naprawia samochód u polskiego mechanika; wielu innych przyjeżdża do nas na zakupy (na przykład już 45 proc. klientów w Słubicach płaci europejską walutą).
"Niewielu znajdzie się tu zwolenników unijnej konstytucji, za to wielu zwolenników otwartych rynków zamiast państwowego interwencjonizmu. Ich przystąpienie do unii przyczyni się do wzmocnienia opcji liberalnej w gospodarce" - tak w maju 2004 r. pisał brytyjski "The Economist" o państwach przystępujących do wspólnoty. Opór Polski wobec francusko-niemieckich prób przerobienia nas na państwo opiekuńcze to jedna z miar naszego sukcesu w unii. W ostatniej prognozie gospodarczej Komisja Europejska wskazuje, że najszybciej rozwijającymi się państwami unii będą w latach 2005-2006 nowi członkowie, zwłaszcza Estonia, Litwa, Łotwa i Słowacja, gdzie koszty pracy i podatki od firm (liniowe) należą do najniższych w unii. Tym bardziej powinniśmy zabiegać, by socjalny model gospodarki na wzór francuski lub niemiecki nie pozostał w unii dominujący, gdyż słabość naszych głównych partnerów handlowych odbije się również na naszej gospodarce (po 1 maja 2004 r. wzrost gospodarczy w Polsce spowolnił o 0,4 proc.). Nieprzypadkowo Komisja Europejska ostrzegła, że Niemcy są kołem młyńskim u nogi bardziej dynamicznych gospodarek unii (w tym roku PKB za Odrą zwiększy się - według szacunków Brukseli - tylko o 0,8 proc.).
Spokojnie, to tylko unia
- Na razie wszyscy są zadowoleni, bo dostali jakieś pieniądze. Ale większość z dotacji unijnych pochłonęły wydatki np. na nawozy, które zdrożały o 40 proc. - twierdzi Władysław Serafin, szef Krajowego Związku Rolników Kółek i Organizacji Rolniczych. Mimo to przyznaje, że dzięki dopłatom z unii i wzrostowi cen skupu rolnicy zdobyli pieniądze na inwestycje, bardziej przemyślanie gospodarują ("Kończy się huśtawka między żytem a wieprzowiną").
Jeszcze wiosną 2004 r. nasze członkostwo w unii popierało 42 proc. osób, przeciw było 18 proc.; pod koniec 2004 r. liczba zwolenników unii wzrosła do 50 proc., a przeciwników spadła do 8 proc. (ankiety Eurobarometr). Poparcie dla unii wzrosło znacznie w każdym z dziesięciu państw.
W najbliższych latach nasza opinia o unii się nie pogorszy, zwłaszcza że co roku będą rosły płynące do nas z Brukseli fundusze.
"W warunkach dyscypliny finansowej obchody rocznicowe muszą być oszczędne" - oświadczył niedawno minister spraw zagranicznych Adam Daniel Rotfeld. Fajerwerków nie należy się spodziewać, ale też nasze wejście do unii nie było na razie dla Kowalskiego fajerwerkiem. Wbrew apokaliptycznym wizjom sprzed dwóch lat przebiegło nadzwyczaj spokojnie, wręcz nudno.
Krzysztof Trębski
Współpraca: Małgorzata Zdziechowska
Cenowy zawrót głowy
Pierwszy rok w unii Polacy spędzili w niemieckich i polskich autokomisach (sprowadzili już milion używanych aut), na negocjacjach z zagranicznymi kontrahentami (polski eksport wzrósł niemal o 30 proc.), w poszukiwaniu tańszej żywności w sklepach (mięso zdrożało o 10-30 proc.) oraz na irytowaniu się kolejnymi pomysłami prezydenta JacquesŐa Chiraca i kanclerza Gerharda Schroedera. Jak wskazuje indeks "Wprost", ocena pierwszego roku w unii wypada dla naszej gospodarki na plus, choć jest on niewielki (wzrost indeksu o 2,7 pkt), bo wiele negatywnych i pozytywnych czynników mających choćby pośredni związek z akcesją wzajemnie się zniosło. - Widzę same plusy po 12 miesiącach w unii, może poza wzrostem cen. Ale towary i usługi nie podrożały drastycznie, często też z powodów nie związanych z samym wejściem do unii - uważa Włodzimierz Cimoszewicz, marszałek Sejmu i były szef MSZ.
Kowalski do unii wszedł już mniej więcej na miesiąc przed 1 maja 2004 r., gdy ceny kilograma cukru w sklepach sięgnęły nawet 3,5 zł. Od kwietnia ubiegłego roku inflacja wzrosła skokowo. O ile w ciągu 12 miesięcy przed wstąpieniem do unii wyniosła w skali roku średnio 1,1 proc., o tyle od chwili akcesji do początku tego roku - już 3,9 proc. W niektórych dziedzinach - na przykład w nieruchomościach - ceny szły ostro w górę już nawet od końca 2003 r.
"Rękę" unii widać najbardziej we wzroście cen materiałów budowlanych, dostępu do Internetu ( VAT na te towary i usługę wzrósł do 22 proc.) lub papierosów (skokowo rośnie akcyza), ale za to potaniał m.in. sprowadzany sprzęt RTV, AGD, alkohole. Płacimy więcej niż przed rokiem za nowe samochody. Auta VW, Renault czy Fiata kosztowały o mniej więcej 16 proc. mniej niż w Europie Zachodniej i większość dealerów zrealizowała zapowiedzi "wyrównywania cen" między rynkiem polskim a unijnym.
Mimo ubiegłorocznych powyżek inflacja obecnie maleje. - Kiedy rosły ceny, wszyscy bili na alarm, ale gdy zaczęły spadać, już nikt się tym nie interesuje - uważa prof. Orłowski. Cukier obecnie kosztuje znowu 2,5--2,6 zł. Wielu przedsiębiorców przekonanych, że akcesja musi oznaczać podwyżki, wywindowało ceny "na zapas"; zrewidowała je nie ubiegłoroczna ogólnopolska akcja kontrolna pod patronatem NBP, lecz rynek, czyli możliwości nabywcze Polaków. Potaniały m.in. wieprzowina, pomidory, niektóre produkty mleczne, tyle, ile przed akcesją trzeba płacić za wiele usług.
Podgryzanie wielkich
Polska firma (producent prezerwatyw Unimil) przejmuje europejskie aktywa swego bankrutującego niemieckiego właściciela (koncernu Condomi), co wywołuje pozytywne reakcje inwestorów na giełdzie we Frankfurcie - do niedawna taki scenariusz wydawał się mało realny. Z chwilą wejścia do unii okazało się, że polscy przedsiębiorcy potrafią sprostać zachodniej konkurencji i samemu przejść do ofensywy - jak np. wrocławska spółka Selena, która latem 2004 r. kupiła w Niemczech firmę Dr. Schenk, producenta pian poliuretanowych. Inni ruszyli na południe, przejmując firmy czeskie, słowackie. Mokate z Ustronia nabyło w marcu czeskiego producenta herbat Dukat, stając się jednym z trzech liderów tego rynku w Czechach. Zdaniem Teresy Mokrysz, właścicielki Mokate, wzrost eksportu polskich towarów to najważniejsza korzyść z przystąpienia do unii (jej firma zwiększyła sprzedaż za granicę o 38 proc.).
- Wykorzystywaliśmy nowoczesne technologie, oferując towar w korzystnej relacji ceny, jakości i wzornictwa, więc na otwarciu unijnego rynku mogliśmy tylko zyskać. Pomogło nam zniesienie odpraw celnych, dzięki czemu zapewniamy szybkie terminy dostaw - potwierdza Adam Krzanowski, współwłaściciel meblarskiej Grupy Nowy Styl (jej przychody wzrosły w 2004 r. do około 1,05 mld zł). Według danych NBP, w styczniu eksport polskich towarów w skali roku wzrósł aż o 29,4 proc. W ubiegłym roku po raz pierwszy osiągnęliśmy m.in. dodatnie saldo w handlu Niemcami!
Furorę w unii robi zwłaszcza polska żywność, której sprzedaż na rynkach pozostałych państw unii wzrosła w 2004 r. o 60 proc. - Najlepiej sprzedają się nasze sery dojrzewające, odpowiednik fety, serwatka w proszku. Rośnie też eksport poza granice unii, bo Bruksela dopłaca nam do niego po 10-35 proc. wartości towaru - mówi Dariusz Sapiński, szef Mlekovity z Wysokiego Mazowieckiego, jednego z największych polskich eksporterów żywności. Niestety
- dla konsumentów, a - na szczęście - dla mleczarni i masarni, musimy się przyzwyczaić do wyższych cen mięs, wędlin, serów, masła (wzrosły od kilku procent do nawet 30 proc.). Producenci żywności, mając zagwarantowany zbyt każdej niemal ilości towaru na rynkach unijnych, mogą sobie pozwolić na podwyżki cen w kraju.
Przeciąganie podatków
- Moi koledzy z ministerstw spraw zagranicznych państw, które z nami wchodziły do unii, początkowo byli nieco rozgoryczeni twardą walką o interesy gospodarcze, w której wir wpadliśmy zaraz po 1 maja 2004 r. Chyba trochę zbyt idealistycznie traktowali poszerzenie unii - mówi "Wprost" Cimoszewicz. Nowych członków od razu zaatakowali kanclerz Gerhard Schroeder oraz prezydent Jacques Chirac, zarzucając m.in. Polsce, Słowacji i państwom bałtyckim stosowanie "dumpingu podatkowego", który zachęca zachodnioeuropejskie koncerny do przenoszenia fabryk, magazynów i biur do Europy Środkowej. Teraz chcą ograniczyć tzw. dyrektywę usługową, która umożliwiłaby swobodne działanie na unijnym rynku usługodawcom m.in. z dziesięciu nowych państw (zarówno fryzjerom, mechanikom, murarzom, jak i prawnikom lub księgowym). O tym, że po zniesieniu barier administracyjnych polscy usługodawcy podbiliby unijne rynki, świadczą wyniki badań przeprowadzonych przez Verbraucherzentrale Brandenburg w Słubicach. Okazało się, że dziś co piąty Niemiec odwiedzający naszą strefę przygraniczną jada w polskich restauracjach, połowa przyjeżdża do polskich fryzjerów, a niemal co drugi naprawia samochód u polskiego mechanika; wielu innych przyjeżdża do nas na zakupy (na przykład już 45 proc. klientów w Słubicach płaci europejską walutą).
"Niewielu znajdzie się tu zwolenników unijnej konstytucji, za to wielu zwolenników otwartych rynków zamiast państwowego interwencjonizmu. Ich przystąpienie do unii przyczyni się do wzmocnienia opcji liberalnej w gospodarce" - tak w maju 2004 r. pisał brytyjski "The Economist" o państwach przystępujących do wspólnoty. Opór Polski wobec francusko-niemieckich prób przerobienia nas na państwo opiekuńcze to jedna z miar naszego sukcesu w unii. W ostatniej prognozie gospodarczej Komisja Europejska wskazuje, że najszybciej rozwijającymi się państwami unii będą w latach 2005-2006 nowi członkowie, zwłaszcza Estonia, Litwa, Łotwa i Słowacja, gdzie koszty pracy i podatki od firm (liniowe) należą do najniższych w unii. Tym bardziej powinniśmy zabiegać, by socjalny model gospodarki na wzór francuski lub niemiecki nie pozostał w unii dominujący, gdyż słabość naszych głównych partnerów handlowych odbije się również na naszej gospodarce (po 1 maja 2004 r. wzrost gospodarczy w Polsce spowolnił o 0,4 proc.). Nieprzypadkowo Komisja Europejska ostrzegła, że Niemcy są kołem młyńskim u nogi bardziej dynamicznych gospodarek unii (w tym roku PKB za Odrą zwiększy się - według szacunków Brukseli - tylko o 0,8 proc.).
Spokojnie, to tylko unia
- Na razie wszyscy są zadowoleni, bo dostali jakieś pieniądze. Ale większość z dotacji unijnych pochłonęły wydatki np. na nawozy, które zdrożały o 40 proc. - twierdzi Władysław Serafin, szef Krajowego Związku Rolników Kółek i Organizacji Rolniczych. Mimo to przyznaje, że dzięki dopłatom z unii i wzrostowi cen skupu rolnicy zdobyli pieniądze na inwestycje, bardziej przemyślanie gospodarują ("Kończy się huśtawka między żytem a wieprzowiną").
Jeszcze wiosną 2004 r. nasze członkostwo w unii popierało 42 proc. osób, przeciw było 18 proc.; pod koniec 2004 r. liczba zwolenników unii wzrosła do 50 proc., a przeciwników spadła do 8 proc. (ankiety Eurobarometr). Poparcie dla unii wzrosło znacznie w każdym z dziesięciu państw.
W najbliższych latach nasza opinia o unii się nie pogorszy, zwłaszcza że co roku będą rosły płynące do nas z Brukseli fundusze.
"W warunkach dyscypliny finansowej obchody rocznicowe muszą być oszczędne" - oświadczył niedawno minister spraw zagranicznych Adam Daniel Rotfeld. Fajerwerków nie należy się spodziewać, ale też nasze wejście do unii nie było na razie dla Kowalskiego fajerwerkiem. Wbrew apokaliptycznym wizjom sprzed dwóch lat przebiegło nadzwyczaj spokojnie, wręcz nudno.
Krzysztof Trębski
Współpraca: Małgorzata Zdziechowska
Więcej możesz przeczytać w 17/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.