Organizacja terrorystyczna, która nie ma politycznego celu, zamienia się w organizację przestępczą
Gerry Adams, prezydent partii Sinn Fein, zwrócił się do członków Irlandzkiej Armii Republikańskiej, stwierdzając, że oto nadszedł czas, by "walka była prowadzona innymi środkami". Adams, nie mówiąc tego wprost, wezwał IRA do zakończenia działalności. Co ciekawe, dzień później terroryści, a dla niektórych bojownicy o zjednoczenie Irlandii, odpowiedzieli krótkim prasowym oświadczeniem, którego sens sprowadzał się do słów: usłyszeliśmy, zastanawiamy się, wkrótce odpowiemy. Po tej wymianie oświadczeń optymiści stwierdzili, że ostateczne porozumienie pokojowe w Irlandii Północnej jest tuż-tuż. Gdy IRA się rozwiąże, podobnie uczynią paramilitarne organizacje protestanckie, skończy się terroryzm, a katolicy i protestanci zaczną razem zarządzać prowincją. Pesymiści zwrócą jednak uwagę, że nawet jeśli IRA ogłosi zakończenie działalności, to nie będzie to oznaczało "nowego początku" dla Irlandii Północnej.
Socjalistyczna Irlandia
IRA liczy dziś 300-500 członków. Wielu z nich jest biurokratami, dotyczy to zwłaszcza personelu Sztabu Kwatery Głównej oraz notabli tej organizacji - członków Rady Armii, Egzekutywy Armii oraz dowódców siedmiu brygad. IRA to od lat mające swój budżet przedsiębiorstwo, którego funkcjonowanie nie ma już wiele wspólnego z terroryzmem, choć dzięki około 100 tonom uzbrojenia ukrytego w bunkrach na całej wyspie może w każdej chwili powrócić na wojenną ścieżkę. Jaki jest więc sens dalszego istnienia IRA? Teoretycznie, jej oficjalny cel "krótkoterminowy" to wyrzucenie Brytyjczyków z Irlandii, a "długoterminowy" to "demokratyczna socjalistyczna Republika Irlandii". Trzeba przyznać, że pierwszy cel jest bliski osiągnięcia - wystarczy poczekać, aż katolików mających prawa wyborcze będzie na północy więcej niż protestantów, co w sytuacji, gdy obie społeczności są dziś niemal równej wielkości, powinno niedługo nastąpić. Nieco gorzej jest z ową "socjalistyczną republiką", ale któż lepiej nadaje się do przekonania Irlandczyków o słuszności tej koncepcji niż Sinn Fein? Na dobrą sprawę karabiny można więc schować do szafy i zaangażować się w działalność polityczną zgodnie ze wskazówkami Adamsa. Powyższy scenariusz ma tylko jedną wadę - muszą go zaakceptować sami członkowie IRA, a nie dają oni ostatnio wielu powodów do optymizmu. Jesienią zeszłego roku IRA proponowała dokonanie ostatecznego rozbrojenia, nie chcąc się jednak zgodzić na sfotografowanie niszczenia broni, co nie spodobało się protestantom. Niejako w odpowiedzi komórka IRA dokonała napadu na centralę Northern Bank w Belfaście i zrabowała 26,5 mln funtów. Najprawdopodobniej ci sami terroryści dokonali w 2004 r. trzech innych spektakularnych napadów. Na początku tego roku członkowie IRA zamordowali podczas bijatyki przed pubem w centrum Belfastu katolika, Roberta McCartneya, po czym zadbali, by świadkowie nie współpracowali z policją. Co gorsza, kierownictwo IRA zwróciło się do rodziny zamordowanego z ofertą... zastrzelenia winnych zabójstwa. Te błędy można interpretować jako oznakę kryzysu IRA. Co bardziej prawdopodobne, można odczytywać je jako potwierdzenie tezy, że organizacja terrorystyczna, która nie jest pewna swojego politycznego celu, zmienia profil i koncentruje się na innej działalności. W tym wypadku działalności przestępczej.
Kosztowny terroryzm
Organizacja terrorystyczna to drogie przedsięwzięcie. Nie chodzi o sam zakup broni, ale o żołd dla "zawodowych terrorystów", środki transportu, zapewnienie kryjówek, utrzymanie rodzin uwięzionych terrorystów. Póki trwał konflikt w Irlandii Północnej, zbieranie funduszy wydawało się logiczne. Problem pojawił się, bo od ośmiu lat IRA twierdzi, że przestrzega zawieszenia broni. Wygląda na to, że zarabianie pieniędzy stało się celem samym w sobie. Nie chodzi już nawet o napad na Northern Bank. Zyski z niego mają podobno trafić na "fundusz emerytalny" dla kończących kariery terrorystów. Problem tkwi w samej działalności departamentu finansów sztabu IRA. Ta komórka organizacyjna, wsparta przez sympatyzujących z ruchem księgowych, ma za zadanie dbać o budżet IRA, który wynosi kilka milionów funtów rocznie. W sytuacji, gdy broni po transportach z Libii z lat 80. jest dosyć, a i liczba więźniów, których rodziny należy wspierać, nie wzrasta, okazuje się to sumą zawrotną. "Pracownik ministerstwa finansów IRA" to wcale nie bandyta z bronią w ręku. Jest raczej urzędnikiem kontrolującym republikańskie puby w całej Irlandii, firmy ochroniarskie, kompanie taksówkowe, które służą za pralnie pieniędzy. Ów urzędnik to człowiek wymuszający haracz od firm pracujących na "republikańskim" terenie, ale używający do tego nie kija baseballowego, lecz legalnych firm ochroniarskich. Z założenia stroni od handlu narkotykami, ta dziedzina jest domeną protestanckich organizacji paramilitarnych, ale nie ma oporów, by licencjonować tego typu działalność w "republikańskich" dzielnicach Belfastu. W tym samym czasie jego koledzy z IRA działający pod szyldem Bezpośredniej Akcji przeciwko Narkotykom mordują innych dealerów narkotyków. Oczywiście wszystko w imię troski o katolicką społeczność Irlandii Północnej. Społeczność, która w wielkim stopniu jest zakładnikiem IRA. To IRA stanowi prawo w wielu częściach sześciu hrabstw Irlandii Północnej. Policja jest bezradna, gdyż niemal żaden republikanin nie ma zamiaru donosić na "ochotników" IRA. Wszystko otacza mafijna zmowa milczenia. IRA być może nie ma już racji bytu z politycznego punktu widzenia, ale z pewnością nie będzie łatwo doprowadzić do jej rozwiązania. Zbyt duże pieniądze i zbyt wielka władza wchodzą w grę, by zwolennicy "walki zbrojnej" zrzekli się jej na wezwanie swego przywódcy - Adamsa.
Gerry Adams, prezydent partii Sinn Fein, zwrócił się do członków Irlandzkiej Armii Republikańskiej, stwierdzając, że oto nadszedł czas, by "walka była prowadzona innymi środkami". Adams, nie mówiąc tego wprost, wezwał IRA do zakończenia działalności. Co ciekawe, dzień później terroryści, a dla niektórych bojownicy o zjednoczenie Irlandii, odpowiedzieli krótkim prasowym oświadczeniem, którego sens sprowadzał się do słów: usłyszeliśmy, zastanawiamy się, wkrótce odpowiemy. Po tej wymianie oświadczeń optymiści stwierdzili, że ostateczne porozumienie pokojowe w Irlandii Północnej jest tuż-tuż. Gdy IRA się rozwiąże, podobnie uczynią paramilitarne organizacje protestanckie, skończy się terroryzm, a katolicy i protestanci zaczną razem zarządzać prowincją. Pesymiści zwrócą jednak uwagę, że nawet jeśli IRA ogłosi zakończenie działalności, to nie będzie to oznaczało "nowego początku" dla Irlandii Północnej.
Socjalistyczna Irlandia
IRA liczy dziś 300-500 członków. Wielu z nich jest biurokratami, dotyczy to zwłaszcza personelu Sztabu Kwatery Głównej oraz notabli tej organizacji - członków Rady Armii, Egzekutywy Armii oraz dowódców siedmiu brygad. IRA to od lat mające swój budżet przedsiębiorstwo, którego funkcjonowanie nie ma już wiele wspólnego z terroryzmem, choć dzięki około 100 tonom uzbrojenia ukrytego w bunkrach na całej wyspie może w każdej chwili powrócić na wojenną ścieżkę. Jaki jest więc sens dalszego istnienia IRA? Teoretycznie, jej oficjalny cel "krótkoterminowy" to wyrzucenie Brytyjczyków z Irlandii, a "długoterminowy" to "demokratyczna socjalistyczna Republika Irlandii". Trzeba przyznać, że pierwszy cel jest bliski osiągnięcia - wystarczy poczekać, aż katolików mających prawa wyborcze będzie na północy więcej niż protestantów, co w sytuacji, gdy obie społeczności są dziś niemal równej wielkości, powinno niedługo nastąpić. Nieco gorzej jest z ową "socjalistyczną republiką", ale któż lepiej nadaje się do przekonania Irlandczyków o słuszności tej koncepcji niż Sinn Fein? Na dobrą sprawę karabiny można więc schować do szafy i zaangażować się w działalność polityczną zgodnie ze wskazówkami Adamsa. Powyższy scenariusz ma tylko jedną wadę - muszą go zaakceptować sami członkowie IRA, a nie dają oni ostatnio wielu powodów do optymizmu. Jesienią zeszłego roku IRA proponowała dokonanie ostatecznego rozbrojenia, nie chcąc się jednak zgodzić na sfotografowanie niszczenia broni, co nie spodobało się protestantom. Niejako w odpowiedzi komórka IRA dokonała napadu na centralę Northern Bank w Belfaście i zrabowała 26,5 mln funtów. Najprawdopodobniej ci sami terroryści dokonali w 2004 r. trzech innych spektakularnych napadów. Na początku tego roku członkowie IRA zamordowali podczas bijatyki przed pubem w centrum Belfastu katolika, Roberta McCartneya, po czym zadbali, by świadkowie nie współpracowali z policją. Co gorsza, kierownictwo IRA zwróciło się do rodziny zamordowanego z ofertą... zastrzelenia winnych zabójstwa. Te błędy można interpretować jako oznakę kryzysu IRA. Co bardziej prawdopodobne, można odczytywać je jako potwierdzenie tezy, że organizacja terrorystyczna, która nie jest pewna swojego politycznego celu, zmienia profil i koncentruje się na innej działalności. W tym wypadku działalności przestępczej.
Kosztowny terroryzm
Organizacja terrorystyczna to drogie przedsięwzięcie. Nie chodzi o sam zakup broni, ale o żołd dla "zawodowych terrorystów", środki transportu, zapewnienie kryjówek, utrzymanie rodzin uwięzionych terrorystów. Póki trwał konflikt w Irlandii Północnej, zbieranie funduszy wydawało się logiczne. Problem pojawił się, bo od ośmiu lat IRA twierdzi, że przestrzega zawieszenia broni. Wygląda na to, że zarabianie pieniędzy stało się celem samym w sobie. Nie chodzi już nawet o napad na Northern Bank. Zyski z niego mają podobno trafić na "fundusz emerytalny" dla kończących kariery terrorystów. Problem tkwi w samej działalności departamentu finansów sztabu IRA. Ta komórka organizacyjna, wsparta przez sympatyzujących z ruchem księgowych, ma za zadanie dbać o budżet IRA, który wynosi kilka milionów funtów rocznie. W sytuacji, gdy broni po transportach z Libii z lat 80. jest dosyć, a i liczba więźniów, których rodziny należy wspierać, nie wzrasta, okazuje się to sumą zawrotną. "Pracownik ministerstwa finansów IRA" to wcale nie bandyta z bronią w ręku. Jest raczej urzędnikiem kontrolującym republikańskie puby w całej Irlandii, firmy ochroniarskie, kompanie taksówkowe, które służą za pralnie pieniędzy. Ów urzędnik to człowiek wymuszający haracz od firm pracujących na "republikańskim" terenie, ale używający do tego nie kija baseballowego, lecz legalnych firm ochroniarskich. Z założenia stroni od handlu narkotykami, ta dziedzina jest domeną protestanckich organizacji paramilitarnych, ale nie ma oporów, by licencjonować tego typu działalność w "republikańskich" dzielnicach Belfastu. W tym samym czasie jego koledzy z IRA działający pod szyldem Bezpośredniej Akcji przeciwko Narkotykom mordują innych dealerów narkotyków. Oczywiście wszystko w imię troski o katolicką społeczność Irlandii Północnej. Społeczność, która w wielkim stopniu jest zakładnikiem IRA. To IRA stanowi prawo w wielu częściach sześciu hrabstw Irlandii Północnej. Policja jest bezradna, gdyż niemal żaden republikanin nie ma zamiaru donosić na "ochotników" IRA. Wszystko otacza mafijna zmowa milczenia. IRA być może nie ma już racji bytu z politycznego punktu widzenia, ale z pewnością nie będzie łatwo doprowadzić do jej rozwiązania. Zbyt duże pieniądze i zbyt wielka władza wchodzą w grę, by zwolennicy "walki zbrojnej" zrzekli się jej na wezwanie swego przywódcy - Adamsa.
Więcej możesz przeczytać w 24/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.