Przeciwników rozliczenia przeszłości nie interesuje zawartość archiwów IPN, ale ukryte motywy tego, kto ją ujawnił Mamy się czym szczycić. Jak świat długi i szeroki dziennikarze nic tylko by ujawniali. A w Polsce na odwrót. W Polsce wiedzą, że ujawnianie jest rzeczą nieodpowiedzialną i niesmaczną. Oburzają się na przekazywanie sobie informacji przez członków komisji śledczej. Wprawdzie posłowie prawa nie łamią, ale odpowiedzialnym dziennikarzom to nie wystarczy. Bo czy istnieje prawo nakazujące członkowi komisji ujawniać jawne informacje?
Odpowiedzialni wiedzą, że jawność jest niebezpieczna. Ujawnianie spraw brzydkich jest brzydkie. Jak to ujął cytowany przez media polityk SDPL Tomasz Nałęcz w swojej subtelnej metaforze: komisja śledcza zanurza się w szambie po szyję, a niedługo będzie robiła przysiady. Metaforę można by rozwinąć i zapytać: czy przypadkiem komisja nie jest od tego, by Polskę z tego szamba oczyścić? Byłoby to jednak pytanie niesmaczne.
Dziennikarze polscy wyczuleni są na polityczność. Gdyż polityka, jak zdążyli nas przekonać wicepremier Hausner, premier Belka i prezydent Kwaśniewski, to rzecz paskudna. Dziennikarze są przerażeni: nadchodzą wybory, a dane zawarte w archiwach IPN mogą posłużyć do kompromitacji niektórych polityków. Przerażająca nie jest zawartość tych materiałów i fakt, że wielu naszych czołowych polityków odgrywało paskudne role w czasach komunizmu - nie, przerażający jest fakt, że może to zostać ujawnione. I wykorzystane. Można by uznać, że wyższość demokracji polega na tym, że pilnujący swoich rywali politycy pilnują tym samym przestrzegania standardów etycznych. Polscy dziennikarze (i nie tylko oni) nie zaakceptują tak moralnie podejrzanego tłumaczenia. Oni zajmują się głównie motywami. Dlatego nie interesują się zawartością archiwów, ale ukrytymi motywami tego, kto je odsłonił, i tym, do czego mogą zostać użyte. A motywy i cele takich działań mogą być tylko podłe.
Kanon takiej mentalności sformułował historyk idei Jerzy Jedlicki, który niedawno w "Tygodniku Powszechnym" w eseju o znaczącym tytule "Cywilizacja podłości" zsumował lęki polskiego intelektualnego establishmentu. Oczywiście, cywilizacja podłości to odwrotność cywilizacji miłości, do której wzywał Jan Paweł II.
Podłość zaczyna się od agresji. "Wodzowie polskiej prawicy i część sprzyjających im mediów tworzą w Polsce od dłuższego czasu klimat nieustającej agresji" - pisze Jedlicki. Obiektem owej agresji są: "eseldowska lewica, odradzające się centrum, geje i feministki, prezydent państwa i [szczególnie] Adam Michnik". Pewnie prześladowani są za to, że chcieli zgodnie z papieskimi naukami budować cywilizację miłości. Najciekawsze jednak jest to, że prześladowani są w Polsce ludzie posiadający największą władzę polityczną i opiniotwórczą. To kolejny polski ewenement.
Najbardziej prześladowany jest generał Wojciech Jaruzelski, któremu "pan Jarosław Kaczyński" urządził "wiec nienawiści", przypominający peerelowskie "wiece, kiedy to władza ludowa demaskowała swoich wrogów". Jedlicki twórczo rozwija argumenty polskich przeciwników rozliczania przeszłości. Zgodnie z tym kanonem, bolszewik to ten, który chce dekomunizacji. Dla Jedlickiego Kaczyński i Gomułka to to samo. Na antypodach wznosi się monument Jaruzelskiego, którego wielkość Jedlicki opiewa. Zapomniał, że za czasów Gomułki Jaruzelski dokonał antysemickiej czystki w wojsku, nie przeszkadza mu, że w Rosji potwierdzał kłamstwa sowieckiej (dziś rosyjskiej) propagandy o wymordowaniu przez Polaków jeńców radzieckich i pokornie maszerował za imperialnym rydwanem Putina. Nawet wzmianki o tym nie znajdziemy u Jedlickiego, którego apologia szefa WRON, zachwyty nad jego poczuciem odpowiedzialności i męstwa, nie mają wprawdzie nic wspólnego z prawdą, ale oddają widocznie jego wyobrażenie o cywilizacji szacunku. Cywilizacja ta jest odporna na fakty, natomiast gotowa jest drążyć paskudne, choć niejawne motywy przeciwników politycznych. To impuls szacunku każe szacownemu profesorowi uznawać ich za "demagogów żywiących się podejrzliwością i zniewagą, personalną napaścią i zbiorowymi obelgami". Każe widzieć w nich "nienawistników i podżegaczy z gębami pełnymi frazesów o patriotyzmie i moralnej rewolucji". Miejmy nadzieję, że Polsce oszczędzona zostanie cywilizacja szacunku Jedlickiego i jemu podobnych.
Więcej możesz przeczytać w 24/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.