Aby zobaczyć największe dzieła europejskiej sztuki, trzeba pojechać do USA Wystawa Cezanne'a i Pissarra, czyli tych gejów?". Preferencje seksualne wielkich malarzy najbardziej interesowały uczestników parady odbywającej się na zakończenie tygodnia Gay Pride w Nowym Jorku. Ich marsz odbywał się przed wejściem do nowojorskiego Museum of Modern Art (MoMA), właśnie wtedy, gdy 26 czerwca rozpoczynała się wystawa pionierów malarskiego modernizmu (tak jest zresztą zatytułowana; potrwa do 12 września).
I choć większość uczestników bardzo rozczarowała wiadomość, że przyjaźniących się artystów łączyła głównie miłość do sztuki, to obrazy jednak obejrzeli. A oglądają je też tłumy Amerykanów, którzy na wystawę przyjeżdżają nawet z najbardziej odległych stanów. Bo Amerykanie są zafascynowani europejską sztuką, szczególnie tą z końca XIX i początków XX wieku. I nie tylko są zafascynowani: dziś Nowy Jork jest zarówno centrum światowej sztuki, jak i sercem sztuki europejskiej. To zresztą część większej całości, bo to Ameryka, a nie Stary Kontynent, jest obecnie głównym depozytariuszem europejskich wartości, a wręcz europejskiej cywilizacji. Nic więc dziwnego, że w Ameryce znalazła się duża część europejskiego dziedzictwa kulturalnego i to tam urządza się najważniejsze dla europejskiej sztuki wystawy.
Skarby Europy w Nowym Jorku
By zobaczyć jedne z największych dzieł europejskiej sztuki, trzeba pojechać do USA lub sprowadzić dzieła z amerykańskich muzeów. Koronnym tego przykładem jest ubiegłoroczna wystawa (w Nowej Galerii Narodowej w Berlinie) "MoMA w Berlinie - arcydzieła z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku". Paradoksem jest to, że wielu pokazywanych artystów mieszkało i tworzyło w Berlinie. W latach 30. większość dzieł, które są obecnie najcenniejszymi eksponatami MoMA, wyklęto w Niemczech jako tzw. sztukę zdegenerowaną. Nowojorskie muzeum stało się wtedy schronieniem dla prześladowanej przez hitlerowców awangardy. Obecnie Museum of Modern Art jest uznawane za najlepszą na świecie kolekcję sztuki XX wieku. Nic dziwnego, że aby w stolicy Niemiec zobaczyć obrazy najwybitniejszych europejskich twórców, trzeba było je sprowadzić z Nowego Jorku.
W MoMA około 5 tys. osób dziennie ogląda obecnie ponad osiemdziesiąt prac Cezanne'a i Pissarra. Wcześniej równie wielkim powodzeniem cieszyła się w tym muzeum wystawa "Matisse - Picasso". Z kolei retrospektywa prac tego ostatniego w 1980 r. była najbardziej obleganą ekspozycją w historii MoMA: przez trzy miesiące obejrzało ją ponad milion osób. Praktycznie stale obecni są w Ameryce też tacy europejscy malarze jak Toulouse-Lautrec, van Gogh, Gauguin czy Matisse. Wspaniała wystawa prac tego ostatniego - "Matisse: tkanina marzeń" (do 25 września) - trwa jeszcze w nowojorskim Metropolitan Museum of Art (Met). Wielkim powodzeniem cieszą się w Ameryce także wystawy mistrzów europejskiego renesansu i baroku. W 2004 r. najbardziej popularna w nowojorskim Met była wystawa El Greca (6,9 tys. odwiedzających dziennie), zaś rok wcześniej podobny sukces odniosły ekspozycje prac Leonarda da Vinci (6,9 tys. odwiedzających dziennie) i Diega Velazqueza (5,2 tys. odwiedzających dziennie).
Amerykańskie ssanie
Amerykanie pierwsi zrozumieli, że sztuka to także biznes. Pod koniec XIX wieku powstał tu bardzo silny mecenat, a najwięksi przedsiębiorcy współtworzyli nowojorską infrastrukturę kulturalną. Stalowy magnat Andrew Carnegie ufundował m.in. salę koncertową Carnegie Hall. Oscar Hammerstein, producent cygar, założył Manhattan Opera.
Przez ostatnie 120 lat Amerykanie kupili prawie 90 proc. najcenniejszych dzieł europejskiej sztuki, jakie pojawiły się na rynku. Rację miał paryski marszand Paul Durand-Ruel, który twierdził, że 75 proc. najpiękniejszych dzieł francuskiej sztuki nowoczesnej znalazło się w USA. Obecnie liczba płócien malarstwa europejskiego znajdująca się w amerykańskich zbiorach jest porównywalna z zasobami europejskimi, a w wypadku wielu kierunków i twórców jest tych dzieł nawet więcej. Przykładem impresjoniści, których amerykańscy kolekcjonerzy masowo skupowali w latach 1880-1914.
Obecność najlepszych płócien europejskich twórców w amerykańskich kolekcjach to zasługa takich postaci jak Paul Durand-Ruel, który jako pierwszy wywiózł z Paryża do Nowego Jorku kilkaset obrazów, głównie impresjonistów. Świetne amerykańskie kolekcje pomagali stworzyć także Mary Cassatt, Gertruda i Leo Steinowie czy Ambroise Vollard. W Baltimore znakomitą kolekcję europejskiego malarstwa stworzyły siostry Cone, gromadząc w ciągu 50 lat prawie 3 tys. dzieł sztuki, głównie europejskiej. Legendarny marszand Leo Castelli po wizycie w Museum of Modern Art stwierdził, że jest ono żywą encyklopedią europejskiej sztuki, której żadne z państw starej Europy nie mogłoby stworzyć.
Najsławniejszym amerykańskim kolekcjonerem sztuki był Solomon Guggenheim. Z jego inicjatywy na miejscu dawnego salonu samochodowego powstało w Nowym Jorku muzeum sztuki zwane wówczas Museum of Non-Objective Painting. W pierwszej kolekcji znalazły się dzieła takich artystów jak Kandinsky (prawie 160 prac), Klee i Mondrian. Wkrótce niewielka prywatna kolekcja stała się jednym z najbardziej znanych symboli Nowego Jorku. Solomon zatrudnił sławnego architekta Franka Lloyda Wrighta, który zbudował znaną dziś modernistyczną, spiralną budowlę. Kolekcję Solomona powiększyła Peggy Guggenheim. Za 250 tys. dolarów kupiła m.in. dzieła Picassa, Chagalla i Braque'a - obecnie warte co najmniej 350 mln dolarów. Filie Muzeum Solomona Guggenheima, jak w 1959 r. nazwano kolekcję, działają dziś w Bilbao, Las Vegas, Wenecji i Berlinie.
Wielka szóstka
Dzieła europejskiej sztuki zgromadzone tylko w nowojorskich muzeach i galeriach wystarczyłyby do obdzielenia kilkunastu metropolii na Starym Kontynencie. Największymi kolekcjami szczyci się sześć amerykańskich ośrodków - nowojorskie Met, Narodowa Galeria w Waszyngtonie, Museum of Fine Art w Bostonie, The Art Institute of Chicago, Muzeum Filadelfijskie i Los Angeles County Museum of Art, które mają ponad 10 tys. płócien najwybitniejszych europejskich malarzy. Do tego dochodzą kolekcje w muzeach w Baltimore, Dallas, Houston czy Cleveland. W tym ostatnim wyróżnia się kolekcja Philipsa, gromadząca m.in. dzieła El Greca, Degasa, Renoira.
Spośród trzydziestu pięciu bezcennych płócien Vermeera o potwierdzonej autentyczności trzy można podziwiać w kameralnej, wysmakowanej kolekcji Henry'ego Fricka w Nowym Jorku. Kilkaset metrów dalej, w Metropolitan Museum of Art, można obejrzeć kolejnych pięć płócien holenderskiego mistrza. Jak mówi Tomasz Lewicki, historyk sztuki specjalizujący się w malarstwie europejskim, amerykańscy kolekcjonerzy chętnie kupowali dzieła wybitnych malarzy włoskich i francuskich, na przykład Rafaela, Rubensa czy Goi. Moda na malarstwo włoskie i niderlandzkie XV wieku rozpoczęła się w Ameryce w latach 30. XIX wieku. Z kolei w latach 80. XIX wieku zainteresowano się barokiem - Vermeerem, Rembrandtem, El Grekiem. Już pod koniec XIX wieku Amerykanie bardzo chętnie kupowali także dzieła malarzy angielskich - Constable'a, Turnera, Whistlera czy Surgenta. Dzieła sztuki z prywatnych kolekcji trafiały później do muzeów, takich jak nowojorskie Met. Można tam odnieść wrażenie, że sale poświęcone są nie poszczególnym malarzom czy epokom, ale darczyńcom.
Ale amerykańskie galerie stać też na to, by wypożyczać obrazy z najlepszych ośrodków - jak Luwr, National Gallery w Londynie, Prado czy Musee d'Orsay. Tak było na przykład z Mona Lizą Leonarda da Vinci, która bardzo rzadko opuszcza Luwr. W 1963 r. z inicjatywy Białego Domu została pokazana w Narodowej Galerii w Waszyngtonie i obejrzało ją ponad 1,5 mln widzów. Także najlepsze polskie zbiory trafiły do Ameryki, głównie na wystawę "Leonardo da Vinci and the splendor of Poland" prezentowanej trzy lata temu. Pokazano tam 80 prac z 11 polskich muzeów, m.in. słynną "Damę z gronostajem" Leonarda da Vinci oraz obrazy Hansa Memlinga i Canaletta. Często w europejskich muzeach przez kilka lat można podziwiać wyłącznie kopie znanych arcydzieł, bo oryginały podróżują po Ameryce. I nic dziwnego, skoro Ameryka jest dziś kondensatem Europy z jej najlepszych czasów i osiągnięć.
Skarby Europy w Nowym Jorku
By zobaczyć jedne z największych dzieł europejskiej sztuki, trzeba pojechać do USA lub sprowadzić dzieła z amerykańskich muzeów. Koronnym tego przykładem jest ubiegłoroczna wystawa (w Nowej Galerii Narodowej w Berlinie) "MoMA w Berlinie - arcydzieła z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku". Paradoksem jest to, że wielu pokazywanych artystów mieszkało i tworzyło w Berlinie. W latach 30. większość dzieł, które są obecnie najcenniejszymi eksponatami MoMA, wyklęto w Niemczech jako tzw. sztukę zdegenerowaną. Nowojorskie muzeum stało się wtedy schronieniem dla prześladowanej przez hitlerowców awangardy. Obecnie Museum of Modern Art jest uznawane za najlepszą na świecie kolekcję sztuki XX wieku. Nic dziwnego, że aby w stolicy Niemiec zobaczyć obrazy najwybitniejszych europejskich twórców, trzeba było je sprowadzić z Nowego Jorku.
W MoMA około 5 tys. osób dziennie ogląda obecnie ponad osiemdziesiąt prac Cezanne'a i Pissarra. Wcześniej równie wielkim powodzeniem cieszyła się w tym muzeum wystawa "Matisse - Picasso". Z kolei retrospektywa prac tego ostatniego w 1980 r. była najbardziej obleganą ekspozycją w historii MoMA: przez trzy miesiące obejrzało ją ponad milion osób. Praktycznie stale obecni są w Ameryce też tacy europejscy malarze jak Toulouse-Lautrec, van Gogh, Gauguin czy Matisse. Wspaniała wystawa prac tego ostatniego - "Matisse: tkanina marzeń" (do 25 września) - trwa jeszcze w nowojorskim Metropolitan Museum of Art (Met). Wielkim powodzeniem cieszą się w Ameryce także wystawy mistrzów europejskiego renesansu i baroku. W 2004 r. najbardziej popularna w nowojorskim Met była wystawa El Greca (6,9 tys. odwiedzających dziennie), zaś rok wcześniej podobny sukces odniosły ekspozycje prac Leonarda da Vinci (6,9 tys. odwiedzających dziennie) i Diega Velazqueza (5,2 tys. odwiedzających dziennie).
Amerykańskie ssanie
Amerykanie pierwsi zrozumieli, że sztuka to także biznes. Pod koniec XIX wieku powstał tu bardzo silny mecenat, a najwięksi przedsiębiorcy współtworzyli nowojorską infrastrukturę kulturalną. Stalowy magnat Andrew Carnegie ufundował m.in. salę koncertową Carnegie Hall. Oscar Hammerstein, producent cygar, założył Manhattan Opera.
Przez ostatnie 120 lat Amerykanie kupili prawie 90 proc. najcenniejszych dzieł europejskiej sztuki, jakie pojawiły się na rynku. Rację miał paryski marszand Paul Durand-Ruel, który twierdził, że 75 proc. najpiękniejszych dzieł francuskiej sztuki nowoczesnej znalazło się w USA. Obecnie liczba płócien malarstwa europejskiego znajdująca się w amerykańskich zbiorach jest porównywalna z zasobami europejskimi, a w wypadku wielu kierunków i twórców jest tych dzieł nawet więcej. Przykładem impresjoniści, których amerykańscy kolekcjonerzy masowo skupowali w latach 1880-1914.
Obecność najlepszych płócien europejskich twórców w amerykańskich kolekcjach to zasługa takich postaci jak Paul Durand-Ruel, który jako pierwszy wywiózł z Paryża do Nowego Jorku kilkaset obrazów, głównie impresjonistów. Świetne amerykańskie kolekcje pomagali stworzyć także Mary Cassatt, Gertruda i Leo Steinowie czy Ambroise Vollard. W Baltimore znakomitą kolekcję europejskiego malarstwa stworzyły siostry Cone, gromadząc w ciągu 50 lat prawie 3 tys. dzieł sztuki, głównie europejskiej. Legendarny marszand Leo Castelli po wizycie w Museum of Modern Art stwierdził, że jest ono żywą encyklopedią europejskiej sztuki, której żadne z państw starej Europy nie mogłoby stworzyć.
Najsławniejszym amerykańskim kolekcjonerem sztuki był Solomon Guggenheim. Z jego inicjatywy na miejscu dawnego salonu samochodowego powstało w Nowym Jorku muzeum sztuki zwane wówczas Museum of Non-Objective Painting. W pierwszej kolekcji znalazły się dzieła takich artystów jak Kandinsky (prawie 160 prac), Klee i Mondrian. Wkrótce niewielka prywatna kolekcja stała się jednym z najbardziej znanych symboli Nowego Jorku. Solomon zatrudnił sławnego architekta Franka Lloyda Wrighta, który zbudował znaną dziś modernistyczną, spiralną budowlę. Kolekcję Solomona powiększyła Peggy Guggenheim. Za 250 tys. dolarów kupiła m.in. dzieła Picassa, Chagalla i Braque'a - obecnie warte co najmniej 350 mln dolarów. Filie Muzeum Solomona Guggenheima, jak w 1959 r. nazwano kolekcję, działają dziś w Bilbao, Las Vegas, Wenecji i Berlinie.
Wielka szóstka
Dzieła europejskiej sztuki zgromadzone tylko w nowojorskich muzeach i galeriach wystarczyłyby do obdzielenia kilkunastu metropolii na Starym Kontynencie. Największymi kolekcjami szczyci się sześć amerykańskich ośrodków - nowojorskie Met, Narodowa Galeria w Waszyngtonie, Museum of Fine Art w Bostonie, The Art Institute of Chicago, Muzeum Filadelfijskie i Los Angeles County Museum of Art, które mają ponad 10 tys. płócien najwybitniejszych europejskich malarzy. Do tego dochodzą kolekcje w muzeach w Baltimore, Dallas, Houston czy Cleveland. W tym ostatnim wyróżnia się kolekcja Philipsa, gromadząca m.in. dzieła El Greca, Degasa, Renoira.
Spośród trzydziestu pięciu bezcennych płócien Vermeera o potwierdzonej autentyczności trzy można podziwiać w kameralnej, wysmakowanej kolekcji Henry'ego Fricka w Nowym Jorku. Kilkaset metrów dalej, w Metropolitan Museum of Art, można obejrzeć kolejnych pięć płócien holenderskiego mistrza. Jak mówi Tomasz Lewicki, historyk sztuki specjalizujący się w malarstwie europejskim, amerykańscy kolekcjonerzy chętnie kupowali dzieła wybitnych malarzy włoskich i francuskich, na przykład Rafaela, Rubensa czy Goi. Moda na malarstwo włoskie i niderlandzkie XV wieku rozpoczęła się w Ameryce w latach 30. XIX wieku. Z kolei w latach 80. XIX wieku zainteresowano się barokiem - Vermeerem, Rembrandtem, El Grekiem. Już pod koniec XIX wieku Amerykanie bardzo chętnie kupowali także dzieła malarzy angielskich - Constable'a, Turnera, Whistlera czy Surgenta. Dzieła sztuki z prywatnych kolekcji trafiały później do muzeów, takich jak nowojorskie Met. Można tam odnieść wrażenie, że sale poświęcone są nie poszczególnym malarzom czy epokom, ale darczyńcom.
Ale amerykańskie galerie stać też na to, by wypożyczać obrazy z najlepszych ośrodków - jak Luwr, National Gallery w Londynie, Prado czy Musee d'Orsay. Tak było na przykład z Mona Lizą Leonarda da Vinci, która bardzo rzadko opuszcza Luwr. W 1963 r. z inicjatywy Białego Domu została pokazana w Narodowej Galerii w Waszyngtonie i obejrzało ją ponad 1,5 mln widzów. Także najlepsze polskie zbiory trafiły do Ameryki, głównie na wystawę "Leonardo da Vinci and the splendor of Poland" prezentowanej trzy lata temu. Pokazano tam 80 prac z 11 polskich muzeów, m.in. słynną "Damę z gronostajem" Leonarda da Vinci oraz obrazy Hansa Memlinga i Canaletta. Często w europejskich muzeach przez kilka lat można podziwiać wyłącznie kopie znanych arcydzieł, bo oryginały podróżują po Ameryce. I nic dziwnego, skoro Ameryka jest dziś kondensatem Europy z jej najlepszych czasów i osiągnięć.
Więcej możesz przeczytać w 31/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.