Nawet gdyby prawica zrobiła stójkę na dwunastnicy, nie zdoła obalić gabinetu Belki Niedawne sejmowe głosowanie nad projektem uchwały wzywającej premiera Marka Belkę do rezygnacji z zajmowanego stanowiska skłania do niewesołych refleksji. Trudno o inne odczucia, gdy posłowie prawicy zachowują się w sposób równoznaczny z żartowaniem z konstytucji. Ta bowiem precyzuje, co trzeba zrobić, żeby zdymisjonować rząd: "Sejm wyraża Radzie Ministrów wotum nieufności większością ustawowej liczby posłów na wniosek zgłoszony przez co najmniej 46 posłów i wskazujący imiennie kandydata na Prezesa Rady Ministrów".
Do takiej rozprawy z rządem prawicy brakuje armat. Nawet gdyby zrobiła stójkę na dwunastnicy, to nie zgromadzi 231 głosów niezbędnych do obalenia gabinetu. A jeśli zdarzyłby się cud i przeciwnicy Belki ulegliby rozmnożeniu, to prawica i tak nie spełniłaby drugiego warunku niezbędnego do obalenia rządu. Nie potrafiłaby uzgodnić własnego kandydata na premiera. Wystarczy wspomnieć, jaką nienawiścią zionie do PO niemal w każdej swojej wypowiedzi Roman Giertych. Prędzej by sobie odgryzł rękę, niż zagłosowałby za kandydaturą Jana Rokity. A i on, chociaż jest od Giertycha po galicyjsku bardziej elegancki, nie ukrywa, że do premierostwa z namaszczenia LPR mu nie spieszno.
W tych warunkach nie ma szansy, by opozycja mogła doprowadzić do zdymisjonowania rządu Belki. Postanowiła udawać silniejszą, niż jest w rzeczywistości. W tym celu poparła błazeński z punktu widzenia konstytucji projekt uchwały LPR, wzywający rząd do dobrowolnego podania się do dymisji. Liderom prawicy nie przeszkadzało, że nawet przegłosowanie tego wniosku nie miałoby żadnego znaczenia prawnego. Już się szykowali do obłudnego rozdzierania szat i nagłaśniania faktu, że Polską rządzi gabinet, któremu większość posłów odmówiła zaufania.
Los spłatał jednak prawicy nie lada psikusa. Najpierw udało się jej wprowadzić projekt LPR-owskiej uchwały pod obrady Sejmu. Później wygrała głosowanie o odrzucenie tego tekstu w pierwszym czytaniu. W rozstrzygającym momencie poniosła jednak klęskę. Stosunkiem głosów 215 do 213 (przy 7 wstrzymujących się) Sejm odrzucił projekt uchwały wzywającej premiera Belkę do rezygnacji. Tym samym umocnieniu uległ mandat rządu, i to w momencie, gdy wydawało się, że w wyniku perturbacji wywołanych powstaniem Partii Demokratycznej pozycja premiera znacznie osłabła.
Największej konfuzji doznał pomysłodawca całej intrygi - poseł Roman Giertych. Już się widział w roli Wellingtona, fundującego Belce Waterloo. Tymczasem to jemu przyszło przeżuwać gorycz porażki, tym dotkliwszej, że umacniającej rząd. Złośliwy by powiedział, że raz jeszcze się potwierdziło, iż impotent nie jest w stanie dokonać gwałtu, ale w tym felietonie jesteśmy bardziej eleganccy w porównaniach.
W tych warunkach nie ma szansy, by opozycja mogła doprowadzić do zdymisjonowania rządu Belki. Postanowiła udawać silniejszą, niż jest w rzeczywistości. W tym celu poparła błazeński z punktu widzenia konstytucji projekt uchwały LPR, wzywający rząd do dobrowolnego podania się do dymisji. Liderom prawicy nie przeszkadzało, że nawet przegłosowanie tego wniosku nie miałoby żadnego znaczenia prawnego. Już się szykowali do obłudnego rozdzierania szat i nagłaśniania faktu, że Polską rządzi gabinet, któremu większość posłów odmówiła zaufania.
Los spłatał jednak prawicy nie lada psikusa. Najpierw udało się jej wprowadzić projekt LPR-owskiej uchwały pod obrady Sejmu. Później wygrała głosowanie o odrzucenie tego tekstu w pierwszym czytaniu. W rozstrzygającym momencie poniosła jednak klęskę. Stosunkiem głosów 215 do 213 (przy 7 wstrzymujących się) Sejm odrzucił projekt uchwały wzywającej premiera Belkę do rezygnacji. Tym samym umocnieniu uległ mandat rządu, i to w momencie, gdy wydawało się, że w wyniku perturbacji wywołanych powstaniem Partii Demokratycznej pozycja premiera znacznie osłabła.
Największej konfuzji doznał pomysłodawca całej intrygi - poseł Roman Giertych. Już się widział w roli Wellingtona, fundującego Belce Waterloo. Tymczasem to jemu przyszło przeżuwać gorycz porażki, tym dotkliwszej, że umacniającej rząd. Złośliwy by powiedział, że raz jeszcze się potwierdziło, iż impotent nie jest w stanie dokonać gwałtu, ale w tym felietonie jesteśmy bardziej eleganccy w porównaniach.
Więcej możesz przeczytać w 11/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.