Kochankowie Hoffmana to nie manekiny z hollywoodzkich filmów Jego rysunki są wypełnione nagimi ciałami mężczyzn i kobiet. Czasem kobieta przybiera postać ptaka z piersiami, to znów kocicy albo żaby. Wyrastają jej gałęzie migoczące liśćmi, kiedy indziej skrzydełka - nie z ramion, jak u anioła, lecz z bioder. Mężczyzna zmienia się w potężnego byka, to znów w wychudłego, łaszącego się psa. Albo zostaje z niego tylko ogromna głowa z utrwalonym grymasem bólu. Kobieta unosi ją w powietrzu, jakby chciała cisnąć przed siebie. Takie są rysunki Adama Hoffmana, które można oglądać w warszawskiej Galerii Studio.
Adam Hoffman (1918 - 2001) był mistrzem rysunku. Wychowany w Krakowie, uczył się kultury rysunku - precyzji i swobody - od galicyjskich artystów przełomu stuleci, m.in. Pautcha i Sichulskiego. Potem od Holendrów. Najbliższy z Holendrów był mu Rembrandt, który potrafił namalować promienne piękno starej twarzy. Przez lata Hoffman uczył rysunku w krakowskim liceum plastycznym i w Akademii Sztuk Pięknych. Był niestrudzonym obserwatorem ludzkiego ciała, studiował i kazał swym uczniom studiować anatomię człowieka - szczegóły układu kostnego, budowę mięśni, ruch mięśni i wreszcie: zmiany, następujące w ciele z upływem czasu. Jego dzieła są zaprzeczeniem rysunku akademickiego, opartego na schemacie. Pokazywał, co się dzieje ze schematem anatomicznym u idących przez życie ludzi. Pokazywał, jak harmonia ciała odkształca się, coś zaczyna obwisać, coś się krzywić, wystawać. W jego dziełach kochankowie to nie manekiny z hollywoodzkich filmów, lecz żywe, niepiękne kobiety i mężczyźni, odmienieni jednak poezją miłości i sztuki.
Śmieszne zachody miłości
Kobieta i mężczyzna trwają w zmysłowym zespoleniu, czasem zmieniają się w jeden dwupłciowy organizm - a przecież w rysunkach Hoffmana nie znajdziemy nigdzie najczęstszych motywów erotycznych, jak pocałunek, jak uścisk miłosny kochanków. Zbliżenie dwóch osób przypomina tutaj chwilami zwarcie zapaśników, walkę - bez gwałtownych gestów, trochę senną. Na ogół nie wiadomo, kto jest górą, a kto ulega. To jest - rozpisana na setki, tysiące scen - opowieść o wspólnych losach Mężczyzny i Kobiety, jakby Adama i Ewy. Nie patrzymy jednak na rajski ogród, słoneczny i bezgrzeszny, lecz na świat mroczny, w którym żyją Adam i Ewa już wygnani z raju. Oni cierpią, bolesne są także ich namiętności. Ich ciała utraciły idealne kształty, tyją, starzeją się, wiotczeją. Kochankowie opuścili biblijny ogród wiecznego szczęścia. Zaczął płynąć czas. Artysta przedstawia nam słynne pary bohaterów burzliwych historii miłosnych. Oto Salome z uciętą głową św. Jana. Wspomniana w Nowym Testamencie tancerka na dworze Heroda Antypasa zażądała, by głowę świętego, który nie chciał odpowiedzieć na jej uczucie, podano jej na tacy. Król, oczarowany tańcem Salome, ulega kaprysowi dziewczyny. Wielu europejskich poetów i artystów przedstawiało później ten motyw: piękna kobieta pochylona nad uciętą głową ukochanego - miłość, która prowadzi do śmierci.
W jednym z rysunków Hoffmana Salome staje ze swą makabryczną zdobyczą przed parą nagich starych ludzi - to zapewne Herod i Herodiada, matka tancerki. Dzieło nosi szyderczy tytuł "Prezentacja narzeczonego". Artysta często - tytułem lub ujęciem postaci - wprowadza do swych rysunków element humoru, niejednokrotnie czarnego. Wie doskonale, że zachody miłosne bywają śmieszne.
Parodia miłosnej gry
W cyklu "Porwanie Europy" mężczyzna wciela się w zwierzę podobne do byka, trochę do żubra, miewa twarz ludzką. Unosi na swym grzbiecie dziewczynę, jak Zeus, który - rozkochany w pięknej córce królewskiej o imieniu Europa - porwał ją, podstępnie zmieniwszy się w byka. U Hoffmana jednak unoszona dziewczyna wyleguje się leniwie na grzbiecie zwierzęcia niby na kanapie. Jest tłusta i zadowolona. Można sądzić, że to potężny kosmaty samiec robi wszystko, czego ona chce. W rysunkowym teatrze Hoffmana wiele jest z farsy, znakomicie sparodiowanej gry miłosnej. Zalotnicy puszą się i tańczą wokół siebie jak ptaki w czasie godów. Samce walczą o samicę, wyczekującą, kto zwycięży. Rysunkowi aktorzy Hoffmana to niejednokrotnie postacie charakterystyczne: wulgarne kobiety z pretensjonalnymi fryzurami, podstarzeli mężczyźni przybierający pozy Don Juanów.
Często z komedii namiętności Hoffmana rodzą się potwory - półludzie, półzwierzęta. Drapieżcy atakujący jedni drugich, z paszczami jak krokodyle. Bywa, że sam koncept jakiejś sceny rysunkowej wydaje się mało wyszukany, metafora nazbyt dosłowna. "Kokietka" - goła, brzuchata baba o ordynarnej twarzy stoi na piramidzie męskich głów, jakby wlazła na stos kamieni. Stoi i uśmiecha się głupkowato. Tylko - jak to jest narysowane! Jak uwiarygodnione każdym anatomicznym szczegółem, każdą fałdą ciała, światłem układającym się na powierzchni przedmiotów!
Triumfująca Ewa
Oskarżano Hoffmana o to, że ukazuje kobietę okrutną i złą. Istotnie - bohaterki jego opowieści traktują czasem mężczyznę jak psa, depcą, rozgniatają, ucinają mu głowę, bawią się nią jak piłką. Kobieta Hoffmana bywa modliszką, pożerającą samca w czasie kopulacji, triumfuje jako Wenus - wszechwładna bogini uczuć. Artysta nie wojuje z feminizmem, nie składa politycznych deklaracji. Swymi dziełami oddaje natomiast hołd kobiecie: Adam jest zwykle słaby i bierny, lgnie do Ewy z zamkniętymi oczami. Ewa jest aktywna, uwodzicielska, zmienna: wulgarna, to znów subtelna. Zawsze mocna, cielesna. Jeśli nawet w rysunkowym świecie Hoffmana słychać czasem słabe skargi mężczyzny, nikną one wśród głosów namiętności.
Więcej możesz przeczytać w 11/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.