Są granice śmieszności, bo na przyzwoitość nie ma co liczyć
Znalazło się w Polsce lekarstwo na polityczną schizofrenię. Ale jak każde skuteczne lekarstwo jest ono niesmaczne i śmierdzące. Tym lekarstwem są podglądy i podsłuchy. Jest zaskakujące, że liczni politycy (i nie tylko politycy) oburzają się na podsłuchy wcale nie dlatego, że one w ogóle są, lecz dlatego, że pokazują polityków czy funkcjonariuszy państwowych jako ludzi do cna zakłamanych, a często wręcz jako przestępców. Kiedy są przekonani, że nikt ich nie słucha albo rozmawiają z zaufanymi, mówią rzeczy brutalne, obrzydliwe (na przykład świetnie posługując się przestępczą grypserą), dowodzą, że są zwyczajnie sprzedajni. Gdy występują publicznie, stają się barankami, którym gałązka oliwna wręcz przyrosła do dłoni. I gdy nagle ukazuje się jakieś nagranie, popadają w święte oburzenie: taka była reakcja po ujawnieniu taśm Michnika – Gudzowatego, Gudzowatego – Oleksego, Rydzyka, Ziobry – Leppera, a ostatnio materiałów prokuratury w sprawie przecieku z akcji w Ministerstwie Rolnictwa (vide: „Zlecenie na premiera"). Okazuje się jednak, że nawet przyłapanie kogoś na kłamstwie po ujawnieniu taśm nie mityguje patologicznych łgarzy. Albo serwują kolejne kłamstwa, albo przerzucają winę na innych.
Na podstawie wynurzeń patologicznych łgarzy i krętaczy chór obrońców demokracji (w tym niestety bardzo liczne grono dziennikarzy) bez żadnego umiaru serwuje nam wizje Berezy Kartuskiej, stalinizmu, obozów koncentracyjnych, Polski politycznych bandytów i gangsterów – jak Giertych, czy wizje państwa pełzającego zamachu stanu i brudnego świata – jak Michnik (skądinąd zadziwiająca jest wspólnota myśli i ocen tych dwóch postaci). A kiedy widzą dowody pokazujące absurd takich oskarżeń, nie stać ich nawet na przyznanie się do błędu. Bo oni wiedzą mądrością objawioną, kto ma wyłącznie zbrodnicze intencje, nawet jeśli dowody temu przeczą. Ci ludzie naprawdę muszą gardzić opinią publiczną, skoro wierzą, że Polacy nie mają dość zdrowego rozsądku, by rozsądzić, kto robi z siebie idiotę i w tym stanie trwa, a kto na idiotyzmy nie jest podatny.
Czymś naprawdę żenującym było obserwowanie licznych komentatorów i dziennikarzy, gdy jeszcze w czwartek 30 sierpnia opisywali (za Kaczmarkiem) przekształcanie się Polski w obóz koncentracyjny zarządzany przez paranoików, a już 31 sierpnia w nocy (po ujawnieniu materiałów prokuratury) i w następne dni jak gdyby nigdy nic twierdzili, że właściwie nigdy Kaczmarkowi nie wierzyli, a prokuratura nie jest już gronem siepaczy Ziobry, lecz grupą fachowców. Naprawdę są granice śmieszności i żenady (tym bardziej że są zapisy tego, co zaledwie dobę wcześniej te osoby wygadywały i pisały), bo na przyzwoitość nie ma co liczyć. Żenujące jest też zarzucanie teraz prokuraturze, że przedwcześnie ujawniła dowody w sprawie fałszywych zeznań Kaczmarka czy Kornatowskiego, skoro wcześniej zarzucano jej, że dowody ukrywa, a wręcz je preparuje. I trwała ogromna nagonka na prokuratorów, z oskarżaniem ich o praktyki gorsze niż w czasach Berii i Jeżowa w stalinowskiej Rosji.
Spora grupa tych, dla których śmieszność i żenada nic nie znaczą, trwa przy swoich opiniach o państwie paranoi, bo oni mają takie opinie zawsze i niezależnie od tego, jaka jest rzeczywistość. Oczywiście, gdy rządzą ich pupile (Kwaśniewski), jest raj, kapitalizm polityczny to bajka, a Polska rośnie w siłę i ludzie żyją dostatniej. Ale i tu są granice śmieszności i żenady. Trudno uwierzyć, że ktoś, kto w ostatnim tygodniu posłuchał czy poczytał Adama Michnika bądź Wiktora Osiatyńskiego, nie odniósł wrażenia, że z tymi znanymi intelektualistami dzieje się coś niedobrego. To, co wygaduje Osiatyński – jako naukowiec predestynowany do chłodnego oglądu i takiegoż osądu – zwyczajnie obraża już nie poczucie smaku, ale inteligencję. Gdyby tak ktoś ujawnił kiedyś taśmy pokazujące, co naprawdę myślą i mówią najwięksi obecnie moralizatorzy i pedagodzy narodu, pewnie wielu z nas buty by pospadały. Ale może wcale nie. Bo kto ma jeszcze złudzenia, że ci, co najgłośniej się brzydzą i pouczają innych, sami są wzorem? Można wręcz odnieść wrażenie, że im większy pęd do pouczania i moralizowania, tym mniejsze kwalifikacje i prawo moralne do robienia tego. Czyli zwyczajna żenada.
Fot. T. Strzyżewski
Na podstawie wynurzeń patologicznych łgarzy i krętaczy chór obrońców demokracji (w tym niestety bardzo liczne grono dziennikarzy) bez żadnego umiaru serwuje nam wizje Berezy Kartuskiej, stalinizmu, obozów koncentracyjnych, Polski politycznych bandytów i gangsterów – jak Giertych, czy wizje państwa pełzającego zamachu stanu i brudnego świata – jak Michnik (skądinąd zadziwiająca jest wspólnota myśli i ocen tych dwóch postaci). A kiedy widzą dowody pokazujące absurd takich oskarżeń, nie stać ich nawet na przyznanie się do błędu. Bo oni wiedzą mądrością objawioną, kto ma wyłącznie zbrodnicze intencje, nawet jeśli dowody temu przeczą. Ci ludzie naprawdę muszą gardzić opinią publiczną, skoro wierzą, że Polacy nie mają dość zdrowego rozsądku, by rozsądzić, kto robi z siebie idiotę i w tym stanie trwa, a kto na idiotyzmy nie jest podatny.
Czymś naprawdę żenującym było obserwowanie licznych komentatorów i dziennikarzy, gdy jeszcze w czwartek 30 sierpnia opisywali (za Kaczmarkiem) przekształcanie się Polski w obóz koncentracyjny zarządzany przez paranoików, a już 31 sierpnia w nocy (po ujawnieniu materiałów prokuratury) i w następne dni jak gdyby nigdy nic twierdzili, że właściwie nigdy Kaczmarkowi nie wierzyli, a prokuratura nie jest już gronem siepaczy Ziobry, lecz grupą fachowców. Naprawdę są granice śmieszności i żenady (tym bardziej że są zapisy tego, co zaledwie dobę wcześniej te osoby wygadywały i pisały), bo na przyzwoitość nie ma co liczyć. Żenujące jest też zarzucanie teraz prokuraturze, że przedwcześnie ujawniła dowody w sprawie fałszywych zeznań Kaczmarka czy Kornatowskiego, skoro wcześniej zarzucano jej, że dowody ukrywa, a wręcz je preparuje. I trwała ogromna nagonka na prokuratorów, z oskarżaniem ich o praktyki gorsze niż w czasach Berii i Jeżowa w stalinowskiej Rosji.
Spora grupa tych, dla których śmieszność i żenada nic nie znaczą, trwa przy swoich opiniach o państwie paranoi, bo oni mają takie opinie zawsze i niezależnie od tego, jaka jest rzeczywistość. Oczywiście, gdy rządzą ich pupile (Kwaśniewski), jest raj, kapitalizm polityczny to bajka, a Polska rośnie w siłę i ludzie żyją dostatniej. Ale i tu są granice śmieszności i żenady. Trudno uwierzyć, że ktoś, kto w ostatnim tygodniu posłuchał czy poczytał Adama Michnika bądź Wiktora Osiatyńskiego, nie odniósł wrażenia, że z tymi znanymi intelektualistami dzieje się coś niedobrego. To, co wygaduje Osiatyński – jako naukowiec predestynowany do chłodnego oglądu i takiegoż osądu – zwyczajnie obraża już nie poczucie smaku, ale inteligencję. Gdyby tak ktoś ujawnił kiedyś taśmy pokazujące, co naprawdę myślą i mówią najwięksi obecnie moralizatorzy i pedagodzy narodu, pewnie wielu z nas buty by pospadały. Ale może wcale nie. Bo kto ma jeszcze złudzenia, że ci, co najgłośniej się brzydzą i pouczają innych, sami są wzorem? Można wręcz odnieść wrażenie, że im większy pęd do pouczania i moralizowania, tym mniejsze kwalifikacje i prawo moralne do robienia tego. Czyli zwyczajna żenada.
Fot. T. Strzyżewski
Więcej możesz przeczytać w 36/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.